Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2021, 14:13   #221
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- To tak nie działa - stwierdził z pobłażliwym uśmiechem.
- Działa jak jesteś sympatyczną blondynką - mrugnięła do niego.
- Jeśli facet na ciebie leci to zadziała tylko jak jest głupi. W innym przypadku szybko się połapie o co chodzi. Wtedy wyjedziesz na tym gorzej niż gdybyś próbowała to załatwić formalnie.
- Jeśli nie zauważył bukietu na moim biurku to sam będzie sobie winien jeśli pomyśli że jest szansa na coś więcej - wzruszyła ramionami. - Chyba o to ci chodziło gdy je wysłałeś mi do pracy.
- Z tego jak to ujęłaś to już sobie pomyślał, a jego reakcja wyniknie z tego jak to rozegrasz dalej. Jak szybko zorientuje się, że tylko go kokietujesz lub jak daleko posuniesz się żeby utrzymać jego zainteresowanie.
Irya otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale sobie uświadomiła w czym jest problem.
- No tak, łatwo mi zapomnieć, że masz inne podejście do kontaktów międzyludzkich - powiedziała ze zrozumieniem w głosie. - Dokąd mnie wieziesz? - zapytała, porzucając poprzedni temat.
- Do ciebie - odparł bez zastanowienia.
- Fajnie, dłużej pośpimy - ucieszyła się i spojrzała przez boczną szybę. - Ciekawe czy wewnętrzni ogarnęli się już z Andersonem - zastanowiła się na głos.
- Jakie mają dla niego plany? - zainteresował się Charles.
- Cholera ich wie. Ja sugerowałam zatrzymanie go, ale mogą uznać, że odstrzelenie go będzie bezpieczniejsze - westchnęła. - Zrobi się wesoło jak im się nie uda i Anderson będzie sobie dalej hasał wolno i zastanawiał się kto przekazał służbom gdzie się zabunkrował - sarknęła.
- Czyli wszystkim na rękę byłoby jakby Anderson zniknął? - doprecyzował.
- Czyli będę musiała przyznać, że miałeś rację - odparła udając ubolewanie. - A to gorsze niż spotkanie Andersona na swojej klatce schodowej - zaśmiała się.
- Nie miałaś ochoty sama się go pozbyć?
- Kwestia priorytetów. Normalnie jego działania byłyby mi na rękę. A tak skoro muszę go usunąć to przynajmniej liczę, że da się złapać wewnętrznym i na coś jeszcze przyda.
- A na pewno nie zaszkodzi? Jesteś pewna, że złapanie go przez Wewnętrznych przyniesie korzyść?
- Jeśli zacznie z nimi współpracować to tak, to co mi powiedział mogłoby w najlepszym wypadku położyć Crimeshield, dokładnie to White i osoby będące w zarządzie za czasów zamachu na Harrisa, albo przynajmniej dać punkt zaczepienia, żeby się za nich zabrać.
- Za dużo tych jeśli. Pytam o twoją opinię.
- Moja opinia jest taka, że nam nie zaszkodzi złapanie go. Ty się z tym nie zgadzasz?
- Nie. Wydaje mi się, że za bardzo zalazłem mu za skórę.
- Czemu tak myślisz? Nie wydawało mi się, żeby miał coś szczególnie do ciebie kiedy z nim gadałam - wspomniała te wszystkie momentu gdy rozmawiała ze zbiegiem . - Po prostu jest zły na całokształt Crimeshield. Ciebie też ktoś wkręcił, że Anderson to kret. A moje zdanie o Andersonie jest takie, że gdybym potrzebowała ochrony to w ciemno bym go zatrudniła.
- Ale w tym momencie jeśli pójdzie na współpracę to właśnie ze względu na chęć odegrania się na Crimeshield. Poza tym ostatnią akcją z narkotykami trochę utarłem im nosa. A tobie może nie wspomniał, że ma ze mną na pieńku, bo nie znał powiązania między nami. Myślisz, że jak się o tym dowie to nic się nie zmieni w waszych relacjach?
Irya spojrzała na niego z politowaniem i westchnęła.
- Collins doniósł mi, że szwendasz się po burdelach, więc raczej uznają nas za parę. Chyba już wszyscy uznają nas za parę - przypomniała mu. - A ty natomiast mówiłeś, że przez Parkera nudzi ci się w Crimeshield, więc nie widzę problemu jakby miała ta organizacja pieprznąć. Jeszcze nie widziałam, żeby prawnik organizacji przestępczej był pociągnięty do odpowiedzialności - zaśmiała się.
- Chyba, że Anderson specjalnie się o to postara. Przecież wiesz, że mój zakres usług nie obejmuje tylko zakresu prawa karnego. Administracyjnie dam sobie radę, ale bardziej obawiam się samego ewentualnego prześwietlania mojej osoby.

- Prześwietlania się boisz? Na pewno nikt lepiej od Davida tego nie zrobi, więc jak ma się zrobić wesoło to Anderson ci do tego nie potrzebny - sarknęła.
- David nie ma powodów ciągać mnie do Pinnacle na przesłuchanie, a sam nie odkryje tego co mogą zrobić tajniacy, na których mogę wpaść podczas przesłuchań. Nawet jeśli będę odpowiadał z wolnej stopy.
- Myślę, że przesadzasz - pogładziła go po ramieniu. - Jeśli Anderson wiedział, że wtedy grupa Crimeshield miała narkotyki to prędzej podejrzewa, że kazałeś je spuścić w kiblu, a nie, że magicznie przeniosłeś je do mojego mieszkania - pocieszyła go.
- Nawet jak kazałem je zjeść ludziom z Crimeshield to mimo wszysko pokrzyżowałem mu plany. Osoby jego pokroju mogą brać to personalnie.
- Większe znaczenie miało to, że Crimeshield straciło towar sam najlepiej wiesz ile wart. Mnie jako policjanta takie rozwiązanie już satysfakcjonuje. Owszem fajnie byłyby przyłapać ich z tym towarem, ale jestem realistką w tej sprawie, Anderson na pewno też. Zapominasz, że nie każdy jak ty musi od razu koniecznie sięgać po nagrodę główną.
- Nikt nie twierdzi, że towar został zniszczony. Wersja dla policji jest taka, że nigdy go nie było. Wersja Andersona jest taka, że policja go nie znalazła. No chyba, że ty go nieoficjalnie o tym przekonałaś. Gdybyście oficjalnie mieli dowody na zniszczenie towaru to przecież dokonalibyście aresztowania - przyjrzał się uważnie pasażerce.
- Za dużo myślisz - pokręciła głową. - Zakładasz, że Anderson interpretuje wydarzenia tak jak ty, ale to jest prosty człowiek. Jeśli wiedział, że będą narkotyki, to z jego perspektywy ta sytuacja wyglądała tak, że ludzie Crimeshield utrzymywali pozycje, bo nie mieli co zrobić z towarem. Gdyby dało się go schować to by sami to zrobili. Pojawiłeś się ty, osoba decyzyjna i podjąłeś trudną decyzję, której nikt z tych pogłówków nie mógł podjąć, że lepiej pozbyć się narkotyków niż odpowiadać za ich posiadanie. Crimeshield zostaje z niczym, a raczej z wkurzony nabywcą. Ty natomiast musisz się tłumaczyć przed szefostwem za straty materialne co już satysfakcjonuje Andersona zakładając, że coś do ciebie ma. Koniec historii.
- I kto tutaj za dużo myśli - Charles wybuchnął śmiechem. - Nie wiem czemu uważasz mnie za osobę decyzyjną w Crimeshield. Na pewno Anderson nigdy mnie za nią nie brał. Co do półgłówków to masz rację. Udało mi się narzucić im swoją wolę, ale była to moja samowolka. Moja obecność tam była spowodowana tylko impasem prawnym. Capitol nie miał prawa podjąć działania na tym terenie bez prowokacji. Gdyby ktoś mądry w centrali ich nie zastopował to mogliby narobić sobie problemu. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że Crimeshield dobrze ukryło towar, a Morgan przyjechał załagodzić sytuację z policją. Nie uważasz, że na zacieranie śladów i zniszczenie towaru miałem trochę mało czasu? Fakt jednak pozostaje, że dzięki mnie Crimeshield się wywinęło przed policją.
- Policja może i po łebkach zrobiła przeszukanie, ale Anderson już później mógł wpaść na dokładne oględziny i jak oboje dobrze wiemy, niczego nie mógł znaleźć. I nie przesadzaj że tak długo się schodzi z niszczeniem dowodów, czas jaki tam był wystarczyłby. Ja ci tylko przedstawiam schemat działania prostego siepacza, który nie myśli twoimi kategoriami, jest od robienia, a nie myślenia - mrugnięła do niego.
- Gdyby Anderson był prostym siepaczem to bym się nim nie przejmował. Ktoś kto idzie do Wolnych Brygad i wychodzi przed terminem musi być głupkiem w czepku urodzonym albo szaleńcem, który wie co robi. - Charlesowi mimo zaczepki nie udzielił się żartobliwy humor.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 01-07-2021, 16:14   #222
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zaskoczyła ją informacja, że zakończył służbę przed czasem
- Jest dobry, ale gdyby był taki za jakiego go bierzesz to nie dałby się wrobić w ten syf w jakim teraz siedzi. Serio, nie masz się czym przejmować, że szukasz sobie problemów? - zapytała z ironią. - Wyluzuj, jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś, ze służb dobierał się do prawnika niezależnie od tego jak szemrany był jego klient, bo wtedy nikt by nie chciał zostać prawnikiem. Jak już to biorą się za księgowego.
- A jak myślisz. Ile zajmie mi tłumaczenie laikom, że doradztwo finansowe nie miało nic wspólnego z prowadzeniem ich księgowości i rozliczeniami podatkowymi?
- To wtedy mówisz tylko, że zajmowałeś się sprawami prawnymi, a o resztę nie będą pytać. Doradztwo finansowe można bez problemu podciągnąć pod sprawy prawne, musi przecież ktoś sprawdzić na ile finanse idą zgodnie z przepisami. Wiem z doświadczenia, bo jeszcze za czasów bycia sierżantem przerabiałam ten temat.
- Nie martwi mnie merytoryka przesłuchania tylko sam fakt wizyt w Pinnacle - uściślił.
- To odczynisz te czary mary co przed spotkaniem ze mną w restauracji z widokiem na Katedrę - popatrzyła na niego podejrzliwe. - Czy ty nie próbujesz przypadkiem mnie napuścić na Andersona? - zapytała z rozbawieniem w głosie.
- Sprawdzam czy podprogowo sama z siebie nie masz takiej chęci. Jak bardzo ci na nim zależy.
Roześmiała się.
- Tak troszkę - odparła.
- Czyli nie płakałabyś jakby zdarzyło mu się jakieś nieszczęście? - rzucił jakby mimochodem.
- Nie kombinuj - pogroziła mu palcem.
Morgan nie odezwał się już tylko uśmiechnął tajemniczo.
- Ej! Znajdź sobie kogoś innego do dręczenia - szturchnęła go łokciem w bok. - Collinsa na przykład. To nawet bym pochwalała.
- A Collins czym ci zalazł za skórę? - Charles zaakceptował zmianę tematu.
- Tego typa po prostu nie da się lubić - powiedziała to takim tonem jakby był winien najgorzej zbrodni.
- Czyli to, czy chciałabyś aby ktoś trafił na czyjś celownik. zależy tylko od tego czy darzysz go sympatią? - zrobił kapiącą minę.

- Powinnam zaprzeczyć, ale popatrz na siebie - rozłożyła bezradnie ręce.
Charles zaśmiał się głośno.
- To za co najbardziej Andersona lubisz, a Collinsa nienawidzisz?
- Anderson jest prosty w obyciu, kieruje się jasnymi zasadami i nie kombinuje. Jest szczery. Collins to jego zupełne przeciwieństwo. To cwaniaczek, który uważa się za sprytniejszego niż jest naprawdę i liczę, że będę mogła być świadkiem gdy prędzej czy później jego pomysły wybuchną mu w twarz. Strasznie tego typu nie lubię.
- To jak ja się mam w porównaniu do nich? - zagaił z tajemniczym uśmiechem.
Corday zrobiła zamyśloną minę.
- Ambitny, inteligentny, cholernie skomplikowany i niesamowicie dobry w łóżku - wyliczyła z rozbawieniem.
- Czyli lecisz na swój męski odpowiednik? - zredukował bieg i dodał gazu wyprzedzając wlokący się przed nimi samochód.
- Chyba coś jest na rzeczy... - Irya przechyliła głowę rozważając to co powiedział. - Czyli do listy jeszcze dodamy sobie narcyzm - roześmiała się.
- Zostałem przedstawiony twoim rodzicom. Jakie kolejne atrakcje planujesz dla mnie w niedalekiej przyszłości? - Morgan zmienił temat.
- Skuję cię kajdankami do łóżka i będziemy się seksić do rana - odparła rzeczowym tonem.
- Miałem na myśli dalszą przyszłość, ale jestem wdzięczny i za to. Jesteś pewna, że teraz ci nie ucieknę? Czy liczy pani na moją współpracę, pani władzo? - uniósł lekko brew.
- Może być pan pewien, że współpraca zostanie adekwatnie wynagrodzona - pochyliła się ku niemu i położyła dłoń na jego kolanie, powoli kierując ją wyżej. - Ale odpowiadając na pana pytanie - cofnęła rękę, gdy już miała sięgnąć jego krocza. - Nie robię planów. Reaguje na bieżąco, bo na przykład nie zakładałam, że znajdzie się taki typ co urozmaici mi życie na tyle, że z własnej woli przedstawię go rodzicom - mrugnęła do niego. - A pan ma już jakieś plany? - zapytała oficjalnym tonem.
- Wobec pani? - udał, że się upewnia. - Żadnych ograniczających swobody. Przynajmniej te nie związane z seksem.
- Chyba powinno mi to odpowiadać, ale z tobą zawsze jest jakiś haczyk. Jednakże nie zamierzam na nic narzekać - zaśmiała się.
- A póki co dałem ci powody do narzekania?
- Nie przypominam sobie, więc te twoje zapewnienia, że nie opuścisz mnie do śmierci nie zapowiadają się najgorzej - powiedziała żartobliwie.
- Nie sądziłem, że będziesz aż tak współpracować. Bardziej domagasz się aby mieć na ciebie oko niż planowałem - sięgnął głębiej między jej uda, ale jeśli planował coś więcej to krój sukienki umożliwił tylko na przejechanie opuszkami palców po materiale bielizny na jej kroczu.
Mruknęła z zadowoleniem i przymknęła oczy.
- Chyba powinieneś skupić się na prowadzeniu... - powiedziała i nieco bardziej rozchyliła uda.
- Mam podzielną uwagę - odparł i przesuwając materiał na bok wsunął dwa palce do środka. Po chwili wyciągnął je i kładąc opuszki palców na łechtaczce zaczął kreślić nimi malutkie kółeczka.
Irya zsunęła się odrobinę w dół na swoim fotelu.
- A może chciałabym teraz czegoś więcej? - założyła nogę, na nogę, więżąc jego dłoń pomiędzy swoimi udami.
- W tym momencie to raczej nie masz na co liczyć - odparł z szelmowskim uśmiechem.
- Nie masz aż tak podzielnej uwagi? - zaśmiała się. Poczuł jak pod jego palcami zrobiła się bardzo wilgotna. Objęła jego ramię by pod żadnym pozorem nie przestawał i zamknęła całkiem oczy by w pełni skupić się na jego przyjemnym masażu. - Jest jeszcze opcja, że zaraz zaparkujesz - szepnęła swoje rozwiązanie problemu.
- Musisz wytrzymać - rzucił w formie rozkazu i z jakby sadystyczną satysfakcją kontynuował sprawienie jej przyjemności. - Teraz zredukuj bieg - wcisnął sprzęgło i nie miał zamiaru uwalniać ręki.
- Jesteś okrutny... - mruknęła rozchylając powieki i sięgnęła ręką do drążka zmiany biegów. Pociągnęła go do siebie. Chciała udać, że jest zła na niego, ale zupełnie jej to nie wyszło, gdy cichy jęk podniecenia opuścił jej usta. Rozsunęła przy tym uda by dać mu większe pole do działania.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-07-2021, 10:36   #223
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Charles nie zabierał uwolnionej ręki. Zmienił ruch palców na góra-dół, potem wsunął je do środka i zaczął intensywnie zaginać je ku górze. Po chwili wrócił do poprzedniej pieszczoty. Starał się ją zaskakiwać.
- Teraz wrzuć piątkę - jego palce znieruchomiały prowokując Iryę do szybkiej reakcji jeśli chciała aby kontynuował.
Spojrzała na niego z pretensją, że przestał.
- I teraz zamierzasz często zmieniać biegi - skomentowała z niezadowoleniem i wykonała jego polecenie. A operowanie skrzynia biegów lewą ręką nie było takie proste i wymagało skupienia się, w przeciwieństwie do prawej ręki, którą robiło się to odruchowo. Pozostawiła dłoń na drążku.
Charles zostawił jej narzekanie bez komentarza, za to w odpowiedzi wsunął palce do środka i skupił się na jej punkcie G. Przekornie puścił też nieco nogę z gazu, aby dobitniej pokazać, że Irya nie ma racji. Wiedział jak ją doprowadzić do orgazmu i robił wszystko w tym kierunku.
Na pewno Corday nie zamierzała mu ułatwiać zadania. Powstrzymywała się choć było to niezwykle trudne, gdy wprawnie działał palcami. Jego dłoń była już równie mokra co jej krocze. Irya przygryzła wargę i jęknęła, kiedy prawie mu się udało. Podniecona do granic, zaczęła łapać głębsze oddechy, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Przeciągała to nie tylko po to by nie dać mu satysfakcji, że tak łatwo mu doprowadzić ją do szaleństwa, ale też by wydłużyć przyjemność z jego pieszczot i zintensyfikować doznania. Pauzy na zmianę biegów na pewno pomagały jej w tym. Morgan pewnie nawet domyślił się jej planu i nie odpuszczał jej, gdy zaczęła się wić na swoim fotelu, raz rozchylając uda, a raz łącząc kolana.

Kilka przecznic dalej, Charles wygrał. Irya z westchnieniem rozkoszy zacisnęła uda na jego dłoni i wbiła paznokcie w jego ramię , które obejmowała swoją prawą ręką, a lewą dłoń zacisnęła na gałce drążka zmiany biegów, o mało nie wyrywając go z jego aktualnego ustawienia. Dreszcze orgazmu zawładnęły całym jej ciałem, a wtedy otworzyła oczy i przechyliła głowę w stronę Charlesa. Miała rozleniwione spojrzenia i minę zdradzającą, że jego działania w pełni ją usatysfakcjonowały.
Wyraz twarzy Morgana zdradzał, że on również osiągnął to co chciał. Nie zabrał ręki, aż do momentu kolejnej konieczności zmiany biegu. Jednak wtedy Corday już nie oponowała. Pora oraz stan w jakim była spowodowały, że pozwoliła mu na to.
Blondynka czuła się tak rozkosznie, że nie zamierzała się ruszać z wygodnego fotela. Marzyła o jakimś kocu. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła.

Obudziło ją dopiero gdy Charles otworzył jej drzwi, okrył swoją marynarką i wziął na ręce nie było bardzo przykrą alternatywą, która jednak dawała nadzieję na znalezienie się w swoim łóżku. Corday co-operację ograniczyła do objęcia go ramionami za szyję, żeby trochę ułatwić mu niesienie jej. No i jeszcze pokazała ich przepustki, gdy mijali Steva. Nie sądziła, że ją aż tak zetnie na koniec dnia, ale w sumie jej to nie przeszkadzało. Charles miał przynajmniej łatwiej niż ona, gdy nie tak dawno temu targała go nieprzytomnego z jego kuchni przez korytarz do sypialni. Także nie zamierzała z własnej woli zrezygnować z bycia niesioną.
- Mogłam sobie odpuścić trening, teraz z przykucia do łóżka i seksu do rana zostanie mi tylko sił zrobić to pierwsze - zażartowała sobie.
- Poczekam, aż będziesz w pełni sił i będziesz w stanie się zrewanżować - uśmiechnął się.
- Przyjmuję takie warunki umowy - zachichotała. - A teraz proszę dostarczyć mnie prosto do łóżka.
- Wedle życzenia - potwierdził. Przyjemne kołysanie jego ramion ustało gdy wsiedli do windy. Corday jeszcze raz musiała wykazać się inicjatywą by otworzyć drzwi do apartamentu. Potem tylko musiała jeszcze nie stawiać oporu w czasie gdy Charles położył ją na łóżku i pozbył się jej sukienki oraz butów. Na koniec opatulił ją kołdrą.
- Zostań - powiedziała zaspanym głosem i objęła go za szyję, z trudem wyswobodzoną spod kołdry ręką.
Charles chwilę stawiał opór, po czym opadł na materac. Ułożył się za plecami Iryi i przerzucił nad nią swoje ramię. Nie wiedziała kiedy zasnęła.

11 dzień piątego miesiąca


Rozległ się irytujący dzwięk budzika, rozchodzący się po całej sypialni i zarazem nie dający ustalić dokładnego miejsca, z którego dochodził. Irya prychnęła z niezadowoleniem i powoli podniosła się na ramionach. Zaspanym spojrzeniem zlustrowała pomieszczenie. Jej wzrok na chwilę zatrzymał się na czarnej sylwetce w nogach jej łóżka. Chwilę zajęło jej skojarzenie, że to po prostu Moonshine. Nie licząc jego była sama.
- Charles? - rzuciła w przestrzeń, ale nie doczekała się odpowiedzi.
Za to budzik nadal nadawał.
- Wyrzucę cię przez okno... - zmęła pod nosem przekleństwo i wygramoliła się spod kołdry. Kot przekrzywił głowę, jakby zastanawiając się czy może słowa nie są skierowane ku niemu, pilnie śledząc jak naga kobieta idzie do komody, gdzie leżał jej telefon.
- Nareszcie - z ulgą wyłączyła drażniący dźwięk i poszła do łazienki.

Pod prysznicem, gdy gorąca woda obmywała jej skórę, zdała sobie sprawę, że ma obolałe całe ciało. Trening z Kotoko okazał się być bardziej wymagający niż z początku jej się wydawało. Dodając do tego siniaki po szarpaninie z Yamadą to dawało blondynkę chwilę refleksji, że może powinna mniej ryzykować i trochę odpuścić. Powinna znaleźć tabletki przeciwbólowe. Albo poszukać maści na ból mięśni. Zupełnie zaniechała ten temat, gdy skupiła myśli na poprzednim wieczorze. Skłamałaby gdyby powiedziała, że się nie cykała przed spotkaniem, ale wyszło dobrze, a Charles przy tym był sobą, także wręcz można było uznać to za pełen sukces. Zastanawiało ją czy Morgan został na noc, czy zniknął jak tylko zasnęła. To jednak nie miało już znaczenia.
- Nawiał, bo bał się, że go dzisiaj namówię na wagary - powiedziała do siedzącego na umywalce Moonshine'a i zaśmiała się.

Większość czasu jaki dzielił ją od pracy, spożytkowała na wygrzewanie mięśni gorącą wodą, więc gdy tylko wyszła spod prysznica i ubrała się, to musiała już wyjść z domu i jechać na posterunek.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 18-07-2021, 19:48   #224
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Corday wchodząc do biura zauważyła, że atmosfera jest ożywiona.
- Komendant panią prosi do swojego biura - zaczepiła ją Lewis gdy tylko zarejestrowała jej obecność.
- Dzięki, już idę do niego - odparła Inspektor i rzuciła tylko swój płaszcz na fotel przy biurku. Nawet ucieszyła się, bo dzięki temu dzień zapowiadał się ciekawie. Przez myśl przeszło jej, że może kolejny polityk został znaleziony martwy w obskurnym hotelu, a może ludzie Crimeshield się znowu podłożyli z towarem, albo była strzelanina przy pojmaniu Andersona. Nie mogła się doczekać, żeby dowiedzieć o co chodzi.

Zapukała do drzwi i weszła bez zaproszenia.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Wolf nie żyje - poinformował ją Sinclair, gdy tylko minęła próg.
W pierwszej chwili Irya zrobiła minę pełną złości, ale zaraz przypomniała sobie, że przecież wszystko wyciągnęła z gościa poprzedniego dnia, a i tak oficjalnie nie chciał współpracować. Uspokoiła się, choć dalej była trochę zawiedziona.
- Jak zginął? - zapytała już zupełnie bez przejęcia.
- Policjant dyżurny aresztu musiał go zastrzelić. Yamada przyszedł na posterunek w czasie trzeciej zmiany, a Wolf wyszarpnął mu broń z kabury gdy ten zbliżył się za bardzo do krat. Wymierzył w niego broń, a gdy oficer interweniował, to skierował lufę w jego kierunku i oddał dwa strzały. Na szczęście nie trafił. Mamy z naszej strony przynajmniej dwa pogwałcenia procedur - dokończył umieszczając wisienkę na torcie. - Wszystko jest na nagraniu.
Usta Iryi wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. to było tak żałosne, że aż śmieszne.
- Wydaje mi się czy na tym posterunku są tylko trzy kompetentne osoby? - rzuciła retoryczne pytanie. - Jakim cudem Yamada znalazł się w areszcie, na przeciw Wolfa, który składał przeciw niemu zeznania? - tym razem zadała pytanie oczekując odpowiedzi.
- Strażnik na recepcji oraz ten w areszcie twierdzą, że robił dobre wrażenie i był przekonujący. Nie sądzili, że do czegoś takiego dojdzie. W końcu mamy monitoring - w głosie dało się wyczuć szyderstwo.
- Oczywiście że był przekonujący… - sarknęła Corday. Skrzyżowała ręce przed sobą i wbiła spojrzenie w sufit. Roześmiała się gorzko. Nie żeby było jej szkoda Wolfa, bo akurat jemu się należało za te biedne dziewczyny, ale wkurwiało ją, że Yamada tak się panoszy.
- To co, dyscyplinarki dla tych dwóch kretynów? - zapytała.
- Nie - Sinclair machnął ręką. - To dobrzy gliniarze. Wstawię się za nimi. Szkoda, że przy okazji Yamada nie dostał kulki - w głosie można było wyczuć autentyczny zawód.
- Idę do monitoringu - oznajmiła i skierowała się do wyjścia.

***

Nagranie pokazywało dosyć wyraźnie Yamadę idącego po schodach do drzwi wejściowych budynku. Na kolejnym ujęciu podszedł do oficera dyżurki, który ruchem ręki skierował go na schody prowadzące do piwnicy. Trzecie nagranie złapało azjatę na schodach. Podszedł do biurka policjanta trzeciej zmiany aresztu. Ten, w odpowiedzi na zaledwie kilka zdań, skinął powoli na znak zgody, a potem w kierunku zajętej przez aresztanta celi. Ostatnia kamera łapała front celi Wolfa. Yamada zerknął w kierunku obiektywu i stanął krok przed kratami. Na jego słowa Wolf zbliżył się do niego na podobną odległość. Azjata ruszył do przodu i złapał dłońmi pręty na szerokości ramion. Poły jego niezapiętej marynarki się rozsunęły. Wypowiedział jedno zdanie, na które Wolf doskoczył do niego i jednym ruchem wyszarpnął broń z kabury pod pachą. Dla Corday nie był na tyle szybki, aby ona na miejscu azjaty nie zdążyłaby odskoczyć. Broń w kaburze musiała być ewidentnie nieprzypięta. Wolf wymierzył broń w Yamadę. Strażnik widząc co się dzieje ruszył w ich kierunku i kierując broń w agresora zaczął krzyczeć polecenia. Te akurat były podręcznikowe i Irya praktycznie je słyszała mimo braku fonii. Yamada stojąc z rękami podniesionymi do góry poruszył ustami. Wolf odwrócił się w kierunku funkcjonariusza i wystrzelił dwa razy. Mundurowy w odpowiedzi przyklęknął na jedno kolano, a w lufie jego broni pojawił się język ognia. Wolf upadł na podłogę. Na jego piersi zaczęła powiększać się ciemna plama. Strażnik otworzył celę i sprawdził puls na jego szyi. Popatrzył na azjatę i pokręcił głową. Wrócił do swojego biurka i podniósł słuchawkę. Yamada przez kilka sekund spoglądał na ciało i ruszył w tym samym kierunku. Zapytał o coś oficera, na co ten skinął w odpowiedzi i skierował się do wyjścia.

Schemat działania bardzo przypominał Corday to co zaprezentował Charles, kiedy dostał się do jej poprzedniego mieszkania. Podobnie oddziaływał na osoby mijane po drodze, które bez oporu dawały mu to co chciał. Tyle, że Morgan bardzo ładnie zatarł po sobie ślady i gdyby się nie przyznał to nadal mogłaby mieć wątpliwości czy to aby on. Teraz zastanawiało ją tylko czy Yamada był tak głupi czy po prostu aż tak bardzo czuł się bezkarny.
- Zrób mi kopie tych nagrań i dostarcz na moje biurko - nakazała policjantowi, który akurat miał dyżur przy monitorach.

Wyszła z pomieszczenia i udała się po kawę. Na miejscu podstawiła swój kubek i włączyła maszynę. Cały czas myślała o tym co widziała i ostatecznie doszła do wniosku, że Heretyk zwyczajnie nie spodziewa się, że trafił na policjantkę, która wie kim on jest i do czego jest zdolny. Charles też się tego nie spodziewał, gdy przy ich pierwszym spotkaniu chętnie szastał swoją aurą chłodu na lewo i prawo. Posiadanie własne prywatnego Heretyka miało swoje plusy.

Z kubkiem aromatycznej kawy wróciła do biura, kierując się prosto do gabinetu Komendanta.
- Jak na mój gust to wygląda podobnie jak z tamtym Heretykiem co mi wparował do mieszkania. Minus uszkodzone kamery - powiedziała jak tylko weszła, tym razem nawet bez pukania.
- To znaczy? - na twarzy Sinclaira pojawił się brak zrozumienia. - Co ma wspólnego świr włamujący się do czyjegoś mieszkania, a zdesperowany aresztant?
- No tak, nie widział pan tamtych nagrań, a świr nie był sam - poprawiła go. - Chodzi o schemat. Podobnie jak tam, tak i tu gość bez problemów przechodzi przez punkty, które powinny zadbać o to, żeby ten człowiek nie miał dostępu do swojego celu. Ciekawi mnie tylko czy Cleaner z krematorium wyczuje mroczną harmonię na Wolfie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-07-2021, 09:01   #225
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Dalej nie widzę podobieństwa - komendant był sceptyczny. - Tam napastnik z pomocą wspólnika dostaje się do czyjegoś mieszkania, a tu napastnik atakuje ofiarę, która przyszła się z nim zobaczyć. Jak był heretykiem to tym lepiej. Szybciej zamkniemy sprawę.
- Źle pan na to patrzy - pokręciła głową. - Zacznijmy od początku. Czy uważa pan tych dwóch funkcjonariuszy co zaprowadzili Yamadę do aresztu za skończonych debili, którzy mają IQ niższe niż majonez?
- Nie. Ja bym pogonił Yamadę, bo nie lubię dupka, ale wiem, że tacy jak on mają gadane i komuś bez doświadczenia może być ciężko wykazać asertywność.
- Czyli wpuszczanie ludzi z ulicy do aresztu jak do toalety publicznej jest tu normą? - uniosła brew w zaskoczeniu.
- Każdy musi się wylegitymować i podać cel wizyty. Nawet niezależni kontrolerzy aresztów. Ja osobiście nie mam w tym problemu - wzruszył ramionami.
- I co? Jako kto wylegitymował się Yamada zdaniem osób które minął? - zapytała.
- Jako Yamada. Chciał się zobaczyć z Wolfem. Nikt z dyżurnych nie dostał wytycznych aby ich do siebie nie dopuszczać.
Chciała się kłócić o to, ale choć jej się to nie podobało, to Komendant miał zupełną rację. Miał prawo wytknąć tu jej winę. Powinna była wypełnić formularz w punkcie uwagi, zamieszczając tam dwa nazwiska, z którymi Wolf ma nie mieć kontaktu.
- Przekażę nagrania Specjalnym - powiedziała w końcu.
- Będą pasować do twojej narracji zrobienia z Yamady heretyka - potwierdził z lekkim przekąsem.
- Będą - zgodziła się z nim nie zrażona jego insynuacjami. - To zakładając, że Yamada sprząta po sobie, to teraz kolej na Bertranda.
- Chyba, że to on doniósł o aresztowaniu Wolfa i dzięki temu mu się upiecze. Inna sprawa, że Bertrand to nie do końca nasza jurysdykcja.

Inspektor chwilę zastanawiała się co z tym zrobić. Po raz pierwszy wypiła łyk kawy z kubka.
- Mogę się do niego wybrać, zasugerować, że Wolf nic nie powiedział, próbować jego namówić do zeznań. Jak przekaże Yamadzie, że nic nie mamy to uśpi jego czujność i zrobię tym prezent chłopakom ze Specjalnego.

Sinclair z rezygnacją wypuścił powietrze. Nadal musiał być sceptycznie nastawiony do hipotezy Corday, ale najwyraźniej postanowił grać w jej grę.
- Informacja o śmierci Wolfa mimo braku zeznań może też zachwiać lojalnością Bertranda.
- Fakt, że sprawiali wrażenie dobrych kumpli - zauważyła. - Może poczuje się winny, że zrzucił wszystko na Wolfa. A i może się zrobić ciekawie jak natrafi się tam na Yamadę.
- I co wtedy zrobisz? - ożywił się komendant.
Rozłożyła ręce.
- Postaram się, żeby nie zwolnił się panu wakat na Inspektora - wzruszyła ramionami. - Celniej strzelam niż Wolf.
- Tylko żebyś potem w papierach wykazała jakiś sensowny powód wsadzenia mu kulki.
- Jak się tak o mnie pan martwi to zapraszam ze mną. Inaczej wezmę Coopera i będzie ciekawie przy strzelaninie - stwierdziła nie by od niechcenia.
- Czemu zakładasz, że się o ciebie martwię? Martwię się o akta i o bajzel jaki możesz zrobić. Byle inspektora można byłoby o wszystko obwinić i wywalić na zbity pysk. Po tobie trzeba będzie sprzątać i pewnie na mnie spadnie ta przyjemność. - Po zakończeniu wypowiedzi pociągnął solidny łyk rubinowego płynu ze szklanki, którą już pustą stuknął o blat biurka.
Wbiła spojrzenie w szklankę.
- To chyba nie był soczek wiśniowy - zauważyła. - Czyli, co ja prowadzę? - dodała jakby była głucha na to co przed chwilą powiedział.
- Po moim trupie. - Sinclair wstał i zabrał płaszcz z wieszaka. - Weź ze sobą Coopera. Spotkamy się pod Velvet Room.

Uśmiechnęła się.
- Da się załatwić - powiedziała to tak, że mogło pasować jako odpowiedź na każde ze stwierdzeń Komendanta. Odwróciła się na pięcie i wyszła.

- Cooper, idziemy na wycieczkę - rzuciła gdy zbliżyła się do jego biurka.
Sierżant powiódł wzrokiem za mijającym ich komendantem, wstał i porwał kurtkę z oparcia krzesła.
- Tak psze-pani - oznajmił gotowość do wyjścia.
Corday cofnęła się po swój płaszcz i zostawiła na biurku swoją kawę. Podejrzewała, że najpewniej nic się nie wydarzy, ale tylko ona była w tym towarzystwie w pełni świadoma zagrożenia, więc musiała mieć się na baczności.
Wyszli z Cooperem z biura i dogonili Sinclaira.
- Ma pan może numer do Specjalnych? Warto by ich poinformować o śmierci anonimowego świadka w sprawie Yamady - zasugerowała.
- Masz im przecież wysłać nagranie, po co chcesz jeszcze dzwonić?
- Ja bym na ich miejscu chciała wiedzieć - wzruszyła ramionami. - I jak zechcą to nagranie to Lewis im je przekaże.
- To, żebyś chciała nie zmienia faktu, że oni nie podlegają pod nas, a my pod nich. Nie jeżdżą z nami w ramach wsparcia. Albo im przekazujemy sprawę albo nie. To samo tyczy się wewnętrznych. Ja się cieszę, że nie wchodzimy sobie w paradę. Ty nie? - Sinclair potraktował zachciankę Corday jak pytanie o jego opinię.
- Czy ja wiem czy to wtrącanie się? Zwykle zaktualizowanie danych do akt. Zrobią z tym co będą chcieli - wyjaśniła. - Ale zna mnie pan już na tyle, żeby wiedzieć, że lubię się wtrącać w rzeczy które mnie dotyczą, albo interesują - dodała rozbawionym tonem.
- Jak masz u nich znajomego to daj mu znać. Jak nie to nie ma co Singerowi zawracać głowy. Dowie się tak czy inaczej.
- Ok, to się nie wtrącam - przewróciła oczami. Teraz tylko żałowała, że nie zdążyła wypić kawy.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 27-07-2021, 19:56   #226
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Corday po dojechaniu pod Velvet Room, szybko zlokalizowała samochód Sinclaira. Komendant siedział w środku i opuścił samochód gdy inspektor zaparkowała nieopodal. Ruszył w kierunku budynku gdy podeszli do niego z Cooperem na kilka kroków. Nie szedł jednak szybko i łatwo można było się z nim zrównać.

Do środka dostali się bez większego problemu. Nie była to jeszcze pora gdzie konieczna byłaby selekcja bywalców.

Sinclair podszedł do baru i położył odznakę na blacie.
- My do Bertranda.
Barman zmierzył całą trójkę, po czym podszedł do aparatu i podniósł słuchawkę. Po wypowiedzeniu kilku zdań odwrócił się i przyglądając się gościom potwierdził coś do aparatu i chwilę potem się rozłączył.
- Proszę się udać do sekcji dla VIPów - poinstruował wyciągając dłoń w kierunku przejścia.

Bertrand wyszedł przez drzwi prowadzące na zaplecze sali i stanął przy jednej z loży.
- O co chodzi? - zapytał nie siląc się na kurtuazję.
Inspektor wystąpiła przed swoich towarzyszy.
- Patrik Wolf nie żyje - oznajmiła wprost, bez żadny wstępów, bacznie przyglądając się reakcji Theo.
- Że co?! - zaskoczenie na jego twarzy wyglądało na prawdziwe.
- Czy miał on rodzinę albo osoby, które należy powiadomić o jego śmierci? - zapytała grobowym tonem.
- Ale jak do tego doszło? - Bertrand zignorował pytanie.
- A jak pan myśli? - odbiła pytanie I zmarszczyła brwi, pozwalając by zadziałały jego własne procesy przyczynowo-skutkowe.
- Że Capitol pozbywa się ludzi, którzy przestają mu być potrzebni - wypalił.
- Gdyby tak było, to praca policji byłaby dziecinnie prosta - sarknęła. - Wasz wspólny znajomy dziś w nocy przyczynił się do tego. Ciekawe, że pomógł mu pożegnać się z życiem, choć Wolf dzielnie trzymał język za zębami - mówiąc to przeszyła Bertranda gniewnym wzrokiem.
Bertrand zmarszczył brwi jakby coś mu nie pasowało.
- Więc puściliście go do domu i przyszliście do mnie licząc, że ode mnie się czegoś dowiecie? Przesłuchajcie Yamadę skoro on go zabił.
- Rzecz w tym, że on nie opuścił naszej celi - poprawiła go Inspektor i bez skrępowania usiadła w loży. Skinieniem głowy wskazała Theo by usiadł naprzeciw.
- No pięknie! - zaskoczenie Bertranda zamieniło się w oburzenie. - Pozwoliliście na to aby wasz zatrzymany został zabity zanim wyciągnęliście z niego informacje i teraz bezczelnie przychodzicie do mnie licząc, że będę bardziej przydatny?

Corday nie wyglądała na przejętą jego reakcją, ale pięść Sinclaira była szybsza niż jej odpowiedź. Właściciel klubu złapał się za nos, w którego czubek właśnie oberwał. Jego oczy zaszkliły się łzami wywołanymi bólem. Komendant złapał go za zapięcie koszuli i przyciągnął do siebie.
- Wolf w zasadzie popełnił samobójstwo. Wyciągnął broń z kabury odwiedzającego go Yamady i zaczął strzelać w kierunku strażnika, który kazał mu rzucić broń. Wszystko mamy na nagraniu z nocnej zmiany - wycedził z odległości kilkunastu centymetrów i pchnął mężczyznę na siedzisko loży. Odwrócił się w kierunku pomieszczenia sprawdzając czy ktoś ma zamiar na to zareagować po czym usadowił się obok inspektor. Cooper zajął miejsce w loży obok i bacznie ich obserwował. Zachowanie komendanta nie wywarło na nim żadnego wrażenia.
Irya natomiast była lekko zmieszana reakcją przełożonego, choć pretensji do niego nie miała i kiedy ten manualnie tłumaczył Bertrandowi czego od niego oczekuje, ona zastanawiała się czy przypadkiem takie podejście jednak nie było lepsze do osiągnięcia zamierzonego wcześniej efektu.

- A teraz powiedz nam dlaczego twój przyjaciel zrobił coś tak głupiego. - Prośba w wykonaniu Sinclaira nie różniła się zbytnio od żądania.
- Obaj wypieraliście się, że macie coś wspólnego z Yamadą - podkreśliła Corday, utrzymując wspólny front z Komendantem. - Więc nie było podstaw do umieszczenia go na czarnej liście odwiedzających. A teraz Wolf jest martwy.
- Wolf jest martwy, bo z jakiegoś powodu aresztowaliście jego, a nie Yamadę. Skoro to on był wszystkiemu winien to gratuluję rozwiązanej sprawy.
- Nie - pokręciła głową Irya. - Został zakuty, bo osobiście, tu w tej sali, wszystko na niego rzuciłeś. Umywają ręce. Z takim kumplem jak tu to wrogów nie potrzeba - podsumowała go tonem pełnym ironii.
- Teraz to i tak już nie ma znaczenia - skwitował i zerknął na zegarek próbując to zrobić niepostrzeżenie.
- Dokądś się panu śpieszy? - zapytała Inspektor i zmrużyła oczy, dając do zrozumienia, że starania mężczyzny poszły na marne.
- Nie. - odparł krótko, ale Irya miała przeczucie, że może być inaczej.
- Ok - Corday uznała, że skoro Bertrandowi, pomimo jego zaprzeczenia, wyraźnie się gdzieś spieszy to nie pozostaje jej nic innego jak maksymalnie przeciągać tą rozmowę. Oparła się wygodnie. - Proszę rozwinąć swoją myśl, że teraz pan uważa Yamadę za winnego. Czemu Wolf mu przeszkadzał?
Theo zmrużył oczy.
- Winnego czego? To wy powiedzieliście, że przyczynił się do śmierci Wolfa. Może weszli w jakieś relacje za moimi plecami.
- Wolf też nic nie mówił, a Yamada i tak pomógł mu popełnić samobójstwo. Myśli pan, że drugi raz tego nie zrobi? - Irya pokręciła głową z jego naiwności.

Bertrand wyglądał na rozdartego. Sprawiał wrażenia jakby chciał coś powiedzieć, ale nie umiał znaleźć na to sposobu.
- Zaryzykuję - w jego głosie było więcej nadziei niż stanowczości.
Corday nie wyglądała na zawiedzioną jego decyzją.
- Czy ma pan myśli samobójcze? Wie pan, takie pytanie na zaś - Irya spojrzała na Sinclaira. - Chyba powinniśmy to pytanie wpisać do standardowej procedury, dla wszystkich zatrzymanych - zasugerowała szefowi.
- Nie, nie mam - zaprzeczył. - A co do waszej wizyty, to w czym jeszcze mogę wam pomóc?
- Proszę poinstruować pracowników, żeby przekazali nam nagrania, jeśli skończy pan jak Wolf - Inspektor uśmiechnęła się.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 30-07-2021, 07:37   #227
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Wtedy będziecie mogli sobie wejść tutaj z technikami i robić co wam się żywnie podoba. Póki co będę dokładał wszelkich starań aby jednak jeszcze trochę pożyć.
- Jesteś pewien, że stawiasz na dobrego konia? - wtrącił siedzący z założonymi rękami Sinclair.
- Stawiam tak, żeby zminimalizować ryzyko zostania kopniętym.
- Zawsze uważałam, że od trupa można się więcej dowiedzieć - stwierdziła Corday. - Wolf postawił na to samo i jest martwy. Co pozwala panu myśleć, że dla pana skończy się to lepiej? - w jej głosie było szczere zainteresowanie.
- Wolę grać przeciwko komuś kto stanowi mniejsze zagrożenie. Bo co możecie mi zrobić gorszego niż Yamada?

Sinclair wydał z siebie mruknięcie, jakby faktycznie analizował jak bardzo mógłby się posunąć olewając procedury, ale nie odezwał się. Zasady jakimi się kierował mogły faktycznie plasować się wyżej niż te azjaty.
Corday kątem oka przyjrzała się swojemu przełożonemu i w sumie nie miałaby nic przeciw temu, żeby teraz wybuchł. Za to podejście Bertranda musiała uznać za bardzo praktyczne.
- Ależ my nie jesteśmy od czynienia zagrożenia tylko rozwiązywać problemy - uśmiechnęła się miło. - A pan wyraźnie ma problem.
- A jak proponujecie rozwiązać mój problem? I dlaczego w ogóle zależy wam na jego rozwiązaniu? - mężczyzna wyglądał na sceptycznie nastawionego do oferty.

- Przeczucie mi mówi, że ze śmiercią Wolfa wcale nie rozwiązał się problem zaginionych dziewczyn w tej okolicy. A zależy nam, żeby już żadnej nie czekało to co było zaplanowane dla naszej zguby - wyjaśniła szczerze.
- Ze swojej strony mogę tylko zagwarantować, że gdy ostatnio je widziałem, były całe i zdrowe.
- Czyli przyznaje pan, że było takich dziewczyn więcej niż tylko nasze dwie bliźniaczki? - zapytała unosząc brew w zaciekawieniu.
- Pani przed chwilą to powiedziała - wydukał nieco zmieszany. - Jeśli one były w moim klubie to nie stała się im tutaj żadna krzywda - dodał już o wiele płynniej

- Ja wcale nie twierdziłam, że chodzi tylko o pana klub, bo przecież nie jest on jedynym w tej okolicy, a jednak pan mnie teraz zapewnia, że zaginione opuściły to miejsce żywe... - zmrużyła oczy. - Ile dziewczyn wyprowadził z pana klubu Yamada? - zapytała wprost, poważnym tonem.
- Pani wybaczy, ale nie prowadzę statystyk jak często odwiedza mój klub i czy ktoś mu wtedy towarzyszy. Żaden bywalec w ten sposób nie jest nadzorowany.
- To jak może mnie pan zapewniać, że żadnej dziewczynie nic się nie stało? - uderzyła podważając jego słowa.
Bertrand drgnął zaskoczony uderzeniem w blat, ale szybko się opanował.
- Nie zapewnię i w zasadzie mam to gdzieś. Po ich wyjściu z mojego klubu przestałem mieć z nimi cokolwiek wspólnego.
- Kiedy Yamada wyprowadził stąd pierwsza dziewczynę? - pytała dalej, nie zrażona jego nastawieniem.
- Nie mam pojęcia. - Widząc uporczywe spojrzenie dwójki funkcjonariuszy, a w szczególności komendanta postanowił uzupełnić swoją wypowiedź. - Poznałem go rok temu, a w klubie widuję około raz w miesiącu. Nie wiem czy bywa tutaj częściej. Przeważnie jakaś dziewczyna mu towarzyszy.
- Czy one też słaniały się na nogach jakby były pod wpływem narkotyków albo alkoholu? - pytała dalej, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy.
Właściciel chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Jeśli trafiły do tej sali to mogło tak być. Większość przychodzi tutaj głównie w tym celu.
- Co je ze sobą łączyło? Jaki typ dziewczyn wybierał Yamada? - kuła żelazo póki było gorące.
- Co to w ogóle za pytanie? Nie wiem. Skąd mam wiedzieć? - Bertrand sprawiał wrażenie przypartego do ściany.
- Grube? Chude? Wysokie? Niskie? Pewne siebie? Nieśmiałe? Wulgarne? Rude? Czarne? - wymieniła przykładowe odpowiedzi. Cisnęła go licząc, że straci panowanie.

- Nijakie! - wypalił pod wpływem presji - Takie jakimi nikt by się tutaj nie zainteresował. Ale co mnie interesuje co kogo kręci.
- Przychodziły tu same czy z kimś? - nie przerywała ostrzału pytaniami.
- Różnie. Ale wychodziły same.
- Same czy z Yamadą - kazała mu sprecyzować.
- Z Yamadą - potwierdził.
- Sam wybierał dziewczyny czy były wcześniej selekcjonowane dla niego? - spytała oschle.
Pytanie musiało wzbudzić jego czujność.
- To zwykły klub. Każdy sobie sam wybiera z kim chce się bawić.
- Nie jest taki zwyczajny. W zwykłym klubie kobiety nie giną - Corday zmrużyła gniewnie oczy. - Moja zaginiona powiedziała, że imprezowała z wami. Tobą i denatem Wolfem, zanim urwał jej się film i została przechowana w tej sali - wymownie rozejrzała się po pomieszczeniu. - Więc jak to wyglądało?
- W klubie nikt nie zginął - poprawił Bertrand, który na powrót poczuł się nieco pewniej. - Być może z nami imprezowała. Nie ona pierwsza, nie ostatnia i nie jedyna tego dnia. Jak już wspomniałem w sali dla VIPów ludzie bawią się w sposób niedostępny dla osób z sali głównej. Jeśli tutaj trafiła to tylko na własne życzenie. Jak przesadziła z dobrą zabawą to mógł się jej urwać film.
- Być może imprezowała? - prychnęła Inspektor z dezaprobatą. - Sami daliście nam nagrana to potwierdzające - uśmiechnęła się wrednie. - Nie wyszło z naszą i został na lodzie. Kiedy Yamada ma przyjść po nową dziewczynę?
- Nie wiem - skłamał.

Corday skrzywiła się jakby ktoś kazał jej przełknąć coś paskudnego.
- Uh, to kłamstwo tak śmierdzi, że nawet mój podwładny je poczuł - wskazała ręką na Coopera i wstała. Oparła się rękami na blacie, pochylając ku Bertrandowi. - Kiedy ma przyjść Yamada!? - powtórzyła ostrym tonem, ale jeszcze obyło się bez krzyku.
- Za niecały miesiąc - powiedział zerkając na minę Sinclaira jakby obawiał się, że jego nos tym razem nie przetrzyma kolejnego wybuchu Capitolczyka.
- Na pewno? - zmrużyła gniewnie oczy. Myśl, że kolejna dziewczyna trafi do tego Heretyka ją zdenerwowała. - Bo jak choćbym usłyszała pogłoskę że jakaś dziewczyna zniknie na drugim końcu Luny to przyjdę prosto do ciebie i wtedy już nie będę miała ochoty rozmawiać.
- Przecież nie mam wpływu na to co robią inni! - powiedział z pretensją w głosie. Aluzja do Yamady była wyraźna.
- To akurat kolejne kłamstwo - wyprostowała się, jakby miała zamiar zdzielić go w twarz, ale tylko sięgnęła do swojej kieszeni. Wyciągnęła wizytówkę i rzuciła ją na stół, tak że wylądowała tuż przed Theo. - Jak Yamada będzie miał przyjść to dzwonisz do mnie. Jak zgubisz wizytówkę to mnie to nie obchodzi, masz się wtedy osobiście pofatygować na mój posterunek i na niego donieść. Inaczej ja osobiście potraktuje cię tak, że przy mnie Kardynał Dominik wyjdzie na wyrozumiałego. Zrozumiano!? - warknęła.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 02-08-2021, 12:33   #228
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Bertrand nie odpowiedział. Starając się utrzymać hardy wyraz twarzy, w milczeniu zabrał wizytówkę ze stołu.
- Prędzej czy później dorwę chuja. Dla ciebie lepiej, żebyś dał mi powód do wykluczenia cię z odpowiedzialności za współudział w porwaniach. A znajomości mam wystarczające, żeby posłać cię bez wyroku sądowego, za sam mój kaprys, na pierwszy rządek w kopalni kolonii karnej. To że jesteś Freelancerem tylko mi to ułatwia - wycedziła patrząc na niego z góry. - Zrozumiałeś?
Mężczyzna po raz kolejny nie odpowiedział. Widać było, że zacisnął szczęki. Patrzył z uwagą w oczy inspektor. Corday widziała w jego spojrzeniu obawę. Miała jednak wrażenie, że to nie jej się boi. Raczej konsekwencji tego co właśnie na nim wymusiła.
- Możemy się zbierać - powiedziała blondynka do przełożonego. Nie miała już nic więcej do dodania.
Sinclair podniósł się z loży i ruszył w kierunku wyjścia. Robił to na tyle wolno, aby umożliwić Corday, zrównanie się z nim.
- Za bardzo zagadujesz coś co można załatwić o wiele prościej - skomentował jej przesłuchanie. - Ja bym mu jednak na twoim miejscu znowu przywalił - uzupełnił kilka sekund później.
Corday uśmiechnęła się lekko.
- Możemy się jeszcze wrócić - zaproponowała.
- Nieeee. Myślę, że osiągnęłaś swój cel - zaprzeczył. - Tylko jak to chcesz teraz wykorzystać?
Z odpowiedzią Corday poczekała aż wyjdą z klubu.
- Rozproszenie uwagi - wyjaśniła kiedy zatrzymali się przed samochodem Komendanta. - Niech Yamada skupi się na tym, że uwzięła się na niego zwykła policja, niech przyjdzie do mnie, to może nie będzie się spodziewał jak go dojadą z innej strony.
- Mam złe przeczucia.- Komendant, opierając się plecami o samochód, rzucił w kierunku budynku. - Yamada to parszywiec, a Bertrand właśnie miał zrobione pranie mózgu.

Corday stojąca naprzeciw niego, spojrzała przez ramię w tym samym kierunku co i on.
- Teraz możemy tylko liczyć, że Specjalni nie pokpią tematu, bo dla nas to jest zdecydowanie za ciężki temat - skrzywiła się, kalkulując jak niskie są jej szanse powodzenia w starciu z Heretykiem. - Bo na pewno nie można tego odpuścić. Od roku chuje załatwiają mu panienki i gdyby nie sprawa Fox to nikt by się o tym nie dowiedział.
- Chuj. Teraz już tylko chuj - poprawił Sinclair i zapalił papierosa. - Tyle, że dalej nie wiemy co się z nimi stało.
- Akurat tu wierzę Wolfowi, że nie wiedział co z nimi robił Yamada. Ja stawiam, że raczej wszystkie są martwe... Jeśli jest Heretykiem to lepiej dla nich, żeby były martwe - powiedziała ponurym tonem, ale odnosząc się do tego, że skośnooki jest wyznawcą mrocznej harmonii, miała w głosie pewność.
- Zbieram się - nagle zakomunikował komendant i wsiadł do swojego samochodu. - Nie zamarudźcie tutaj zbyt długo - rzucił jeszcze przez opuszczoną szybę zaraz po odpaleniu silnika.
- Jakąś godzinkę tu posterczymy. Bertrand wyglądał jakby na coś czekał - wyjaśniła i odsunęła się od auta, które zaraz potem odjechało.

Corday powiodła spojrzeniem za samochodem i kiedy zniknęło jej z oczu ruszyła do swojego. Tam czekał na nią Cooper, który pewnie by się oparł o jej wóz gdyby nie obawa, że podrapie jej lakier. Gdy wsiedli do środka Inspektor wyjaśniła podwładnemu jakie mają plany. I czekali.

***

Nie minęło pół godziny gdy pod klub zajechał samochód, z którego wysiadł Yamada. Zerkanie Bertranda na zegarek mogło być związane z jego planowaną wizytą.
Corday wyciągnęła telefon i wysłała krótką wiadomość do Sinclaira.
Cytat:
Napisał do Szefu
Przyjechał Yamada
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
Cytat:
Napisał od Szefu
Nie rób nic głupiego
Przemknęło jej przez myśl pytanie co Sinclair kwalifikował jako głupią rzecz.

- Albo albo oni przewidywalni albo kurewsko bezczelni - zezłościła się Irya i odłożyła telefon. Mieli dość dobry widok na wejście do klubu i nie musieli się obawiać, że Yamada rozpozna auto, które dodatkowo swoim ciemnym kolorem nie rzucało się w oczy aż tak bardzo. - Zastrzelę chuja jeśli tylko wyjdzie stamtąd z jakąś dziewczyną - mówiąc to sięgnęła do kabury pod bluzką i zwolniła zatrzask trzymający broń by w razie czego mieć szybszy dostęp.

Azjata zniknął we wnętrzu budynku na kilkadziesiąt minut.
Corday oparła głowę na kierownicy i nie spuszczała wzroku z wejścia do klubu. Czekali z Cooperem w milczeniu na rozwój wydarzeń. Gdy Yamada pojawił się ponownie w ich polu widzenia, poprawił marynarkę, rozglądnął się na boki i skierował do swojego samochodu. Przez szybę widać było jak przyłożył do ucha przedmiot kształtem i wielkością przypominający telefon. Po kilkunastu sekundach go odłożył, zapalił silnik i ruszył z miejsca.
Widząc go samego, Irya przestała być spięta, teraz dopiero poczuła że z tego zdenerwowania napięła mięśnie karku tak, że aż ją zaczęło boleć. Opadła plecami na oparcie fotela.
- Idziemy sprawdzić czy Bertrand jeszcze oddycha? - zapytała podwładnego o zdanie i zastukała palcami o kierownicę, zastanawiając się co zrobić. Spojrzała na telefon.
- Jasne - pokiwał głową.
Irya już miała sięgnąć do klamki ale się zatrzymała. Powietrze jakby z niej uszło i straciła zapał. Rozsądek wyszedł na wierzch.
- W sumie to jeśli zatłukł Bertranda… To nic nam to nie da jak się już teraz o tym dowiemy... - straciła zapał. - A jeśli nie zabił… To jak go teraz najdziemy to jeszcze z okna wyskoczy od nadmiaru uprzejmości naszej i Yamady - gdy to powiedziała sięgnęła po pas bezpieczeństwa i go zapięła. Włączyła silnik i ruszyła z miejsca.
Cooper, delikatnie rzecz ujmując, wyglądał na skonsternowanego nagłą zmianą planów i nawet jeśli miał na ten temat swoją opinię to nie uznał za słuszne się nią dzielić.

***
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 10-08-2021, 06:42   #229
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Na posterunku śmierć zatrzymanego nadal była tematem numer jeden szeptów między policjantami. Nic dziwnego, nie było to coś co przydarzało się co dzień. Irya nie była zadowolona z tego jak skończył się wyjazd do Velvet Room, ale po prawdzie sama nie wiedziała czego tak naprawdę chciała. Mogła na pewno liczyć na jedno - że Bertrand w tej czy innej formie, przekazał Yamadzie, że policja Capitolu uczepiła się go jak wszy.

Sinclair powitał ich miną która pozwalała jej założyć, że coś trochę się martwił. W końcu od czasu jej smsa z informacją kto podjechał pod klub, nie odezwała się. W kilku słowach streściła mu co się wydarzyło po tym jak pojechał. Przełożony patrzył przy tym na nią jakby jednocześnie chciał jej powiedzieć, że mu niepotrzebnie dupę zawracała tym wyjazdem, ale też dała mu okazję się wyżyć, a to już było warte fatygi.
- Teraz tylko od Bertranda zależy jak to się dalej potoczy - skomentował w końcu rewelacje na temat wizyty Yamady w Velvet Room.
Zmiana skończyła się bez dalszych ekscesów.

No poza jednym. Do Inspektor zadzwoniła jej matka i poprosiła o spotkanie.
Irya dobrze wiedziała o co, pod pretekstem wspólnych zakupów, jej chodzi. I była ciekawa ich opinii.

***

Ostatnim razem gdy była w Luna Commerce Center to na drugi dzień została zaatakowana przez nożownika w swoim mieszkaniu.
Zaśmiała się pod nosem na to skojarzenie. Zdecydowanie miała nierówno pod sufitem skoro wspominała to pozytywnie.
W oczekiwaniu na umówione spotkanie przeszła się do swojego ulubionego sklepu z bronią i po kwadransie buszowania między półkami, zamówiła sobie coś dla rozrywki z myślą, że będzie miała pretekst wybrać się na strzelnicę. Zagadała się ze sprzedawcą i kiedy w końcu spojrzała na zegarek okazało się, że może się nie wyrobić z dotarciem do umówionej kawiarni. Wyszła ze sklepu i prawie biegiem ruszyła przed siebie.

Dotarła na miejsce chwilę po czasie, jej matka już siedziała przy stoliku i przeglądała w znużeniu kartę z napojami. Uniosła spojrzenie gdy Inspektor do niej podeszła.
- Jesteś w końcu - kobieta na jej widok uśmiechnęła się i wstała.
- Nie zostajemy tu? - zapytała Irya z nadzieją.
- Nie kochanie. Umówiłam nas na przymiarki - pozbawiła ją złudzeń.
Irya nie szczególnie za tym przepadała, ale to już był ich wspólny rytuał, sposób na wspólne spędzanie czasu.

W Luna Commerce Center można było znaleźć wszystko. Bez problemu, jeśli się dysponowało odpowiednimi funduszami, można było zamówić szyte na miarę ubrania z najlepszych tkanin, szyte przez najbardziej wprawnych rzemieślników. Każdą sukienkę jaką miała w swojej garderobie Irya, trafiły tam za sprawą jej matki.
- Widzę, że dziś nie marudzisz - żartobliwym tonem zauważyła pani Corday, gdy znalazły się w pracowni. Krawiec przyniósł sukienkę, która czekała od półtora miesiąca na przymiarkę i Irya schowała się z nią w przebieralni.
- No bo zauważyłam, że może i masz rację. Przydają się czasem - przyznała niechętnie Irya. Widząc krój sukienki przeklęła w myślach, że nie pozbyła się blizny z szyi albo chociaż jej nie zatuszowała makijażem.
- Charles ma na ciebie dobry wpływ - skomentowała Madeline.
Irya parsknęła śmiechem i nawet nie wiedziała jak to skomentować.
- Wspólnie już ustaliliśmy, że to ja mam na niego zły wpływ - stwierdziła po chwili milczenia, przeznaczonej na zgadnięcie czy suwak na plecach sukienki rozsuwa się bardziej, czy już doszedł do granic i zaraz rozerwie materiał jeśli użyje więcej siły.
- Zaskoczyłaś nas tym, że go nam przedstawiłaś - przyznała pani Corday.
- A co w tym takiego dziwnego? - zapytała, wciskając się w sukienkę.
- Choćby to, że z własnej woli nigdy nie przedstawiłaś żadnego ze swoich poprzednich... partnerów.
- No bo tak wyszło - westchnęła Irya i rozsunęła kotarę przebieralni i wygładziła materiał na sobie.
- Irya czy ty - pani Corday zrobiła zmartwioną minę. - Wpadłaś?

Zatkało ją.
- Nieee... - skrzywiła się.
- Dobrze - kobieta odetchnęła. - Nie żebyśmy mieli coś do Charlesa, ale... Dobrze. - Wyraźnie ta myśl zaprzątała jej głowę.
- Mamo, proszę cię... - była zażenowana. Ale nie miała prawa się złościć, bo sama się wrobiła w tą rozmowę.
- Spokojnie - roześmiała się. - Przecież mówię, że podoba nam się Charles. Tylko dobrze, że nie ma w tym żadnej presji.
- David go prześwietlił? - Irya przewróciła oczami.
- I niczego niepokojącego nie znalazł. Ani długów, ani najmniejszych zatargów z prawem - przyznała, a Irya poczuła ulgę, bo gdzieś w głębi miała odrobinę obawy, że znajdzie coś nieciekawego. - Można uznać, że nie znalazł podstaw by zlecić na niego nadzór tajniaków - mrugnęła do córki.
- Łał, miło z jego strony - sarknęła.
- Przyznam, miałam z początku co do niego mieszane uczucia, był taki zdystansowany i wyniosły w sposobie bycia - przyznała, wspominając wczorajszy wieczór. - Ale kiedy się z nami oswoił to zauważyłam, że po prostu był zestresowany spotkaniem z przyszłymi teściami - uśmiechnęła się w rozbawieniu.
- Haha, tak to na pewno - Iryi tym razem udzieliła się wesołość matki.
- I jeszcze to jak na ciebie patrzy - ciągnęła dalej Madeline.
- W sensie? - Irya nie złapała o co jej chodzi.
- Że nawet jeśli sprawia wrażenie osoby gotowej do walki z całym światem, to jednocześnie po tym jak na ciebie patrzy widać, że mu na tobie zależy.
Irya uśmiechnęła się lekko. Tego była bardziej jak pewna.
- Tak, potrafi być troskliwy - przyznała.

***

Po odprowadzeniu rodzicielki na parking i pożegnaniu się z nią, zdzwoniła się z Charlesem i ustaliła czy i gdzie się będą widzieć. Wróciła jeszcze do centrum handlowego, żeby zabrać na wynos jakieś jedzenie, które nie traci na smaku ani konsystencji po odgrzaniu.

Dojechała pod dom Morgana niestety pierwsza, bo oceniła, że ruch będzie na drodze większy niż się spodziewała i chwilę musiała poczekać. Żałowała trochę, że nie dorobiła sobie kluczy do jego zamków, kiedy miała na to okazję.

Na szczęście długo nie zajęło jak białe auto zajechało na podjazd i wysiadł z niego prawnik. Przywitali się pocałunkiem i razem weszli do środka. Corday nie poprzestawała na molestowaniu Charlesa, który nie zamierzał jej tego utrudniać, więc jedzenie musiało poczekać.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 13-08-2021, 13:46   #230
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=pWv8td1i8R4[/media]

Leżeli na kanapie w salonie, przykryci jedynie kocem, przytuleni do siebie. Intensywny seks na powitanie rozleniwił ich na tyle, że nie chciało się żadnemu fatygować do kuchni, gdzie czekało na nich jedzenie. Bo przecież tyle zachodu było, żeby je podgrzać.
Charles włączył tylko telewizor, gdzie na capitolskim kanale informacyjnym leciała jakaś debata.
- Moi rodzice myśleli, że wpadliśmy - odezwała się nagle rozbawiona Irya, wspominając swoje spotkanie z matką.
- Z jakiego innego powodu córka przedstawia rodzicom swojego, dopiero co poznanego, faceta, a nie robiła tego w przypadku poprzednich? - rzucił retoryczną hipotezę.
- To fakt - pokiwała głową. - Ale motyw finansowy też został sprawdzony. I teraz wiem, że nie masz długów - roześmiała się.
- Długów nie, ale zobowiązania tak - poprawił odnosząc się do swoich relacji z Pandoriną.
- I się cieszymy, że nawet do głowy nie przychodzi im sprawdzanie takich zobowiązań - odparła ze stoickim spokojem. - A tak ogólnie to cię polubili.

- Nie wiem czy się z tego cieszyć czy nie. Generalnie unikam zainteresowania moją osobą na stopie prywatnej.
- Ty to nie potrafisz przyjąć komplementu, co? - mruknęła rozbawiona. - Teraz się cieszymy - powiedziała tonem jakby wyjaśniała mu coś oczywistego. - Bo mamy z ich strony spokój i nikt nie pośle za tobą tajniaków.
- Zgadzam się odnośnie braku zagrożenia, ale obawiam się, że nie będę miał spokoju z ich strony - jęknął w przerysowany sposób.
- Haha! Sam się wkopałeś propozycją comiesięcznych obiadków u teściów - bezlitośnie podchwyciła temat.
- Jak to wkopałem?! - uniósł się na łokciu i popatrzył Iryi prosto w oczy. Na jego twarzy malowała się pretensja zmieszana z sarkazmem.
- No jak wracaliśmy to przecież powiedziałeś, że możesz się z nimi spotykać co miesiąc - specjalnie przeinaczyła jego słowa, żeby się z nim podroczyć.
- Nie mów, że im to przekazałaś?! - przewrócił oczami. - Donosicielstwo chyba ci się spodobało. Muszę przywrócić cię do porządku.
- Pozwij mnie - ubawiona rzuciła w odpowiedzi, nie mówiąc w prost, że dokładnie to zrobiła.
- Zrobię coś gorszego - zagroził przewracając się na nią i układając między jej udami. Złapał ręce Iryi za nadgarstki i unieruchomił po obu stronach jej głowy. - I co teraz zrobisz?
- Czy za stawianie oporu mogę liczyć na zwiększenie kary? - zapytała, uśmiechając się lubieżnie.
- Zdecydowanie - potwierdził. Mężczyzna opierając się na kolanach użył swoich ud aby rozchylić bardziej jej nogi. Po chwili wszedł w nią mimo jej prób udawanego, nieudolnego oporu. Charles się nie poruszał, trzymał swojego członka głęboko w niej, a ona swoimi ruchami sprawiała sobie przyjemność.
Chwilę tak trwali, aż Irya znieruchomiała.
- Och, więc zamierzasz mnie ukarać będąc biernym? - zapytała.
- Przeszło mi to przez myśl - zachichotał, po czym powoli wysunął się z niej i ponownie wbił się w nią. Te ruchy zaczął powtarzać w tym czasie obserwując jej reakcje.

Bardzo Iryi podobał się ten związek. Niecałe dwa kwadranse temu skończyli się kochać, a jej partner znów wykazywał pełną gotowość.
Uwielbiała gdy był tak gwałtowny w ruchach jak teraz, choć równie łatwo osiągała szczyt gdy był czuły i delikatny. Miała się z nim bardzo dobrze.
Uniosła biodra, by odczuwać jeszcze mocniej każdy jego ruch i przestała się wzbraniać jak jeszcze przed chwilą udawała, że nie będzie współpracować. Przymknęła oczy, a na jej twarzy pojawił się pełen rozkoszy grymas. Jęczała przy tym, nie przejmując się jak głośno to robiła.
Charles jakby właśnie na to czekał. Dostosowywał swoje ruchy do reakcji Iryi. Kochał się z nią tak jak reagowała najintensywniej. Zmieniał jednak tempo by uniknąć monotonii. Musiał uwielbiać gdy dostawała wielokrotne orgazmy gdyż zawsze do nich dążył.
Pochłonięci w pełni sobą nawzajem zupełnie nie rejestrowali upływu czasu. Dopiero gdy nawet Irya zaczynała łapać zadyszkę od ich wspólnych igraszek, zdali sobie sprawę, że minęła północ.

12 dzień piątego miesiąca

Leżąc na dywanie, oparci plecami o bok kanapy przypomnieli sobie o jedzeniu, gdy Charlesowi głośno zaburczało w brzuchu. Żadne nie kwapiło wstawać i iść do kuchni więc zagrali w klasyczne papier-kamień-nożyce. Irya przegrała.
- Oszukiwałeś - podsumowała go gdy podniosła się.
- Przepraszam - powiedział bez cienia żalu w głosie. - To kwestia reakcji. Jesteś niezła, ale nie tak dobra jak ja - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Naga przespacerowała się do kuchni. Wróciła z talerzami odgrzanej potrawki. Dołączyła do niego na podłodze i podała mu naczynie ze sztućcami, owijając się kawałkiem koca, którym Charles z jednej strony rozkrył się, by zrobić dla niej miejsce.
- Odpowiadasz mi jako kucharka - wycelował w nią widelcem.
- Sekretem mojego doskonałego kunsztu kulinarnego jest to, że znam świetne restauracje, które wydają jedzenie na wynos - odparła na to tonem znawcy i zaraz roześmiała się. Zabrała się za jedzenie, bo kiedy tylko poczuła aromat potrawy to przypomniała sobie, że jest bardzo głodna. Charles poszedł w jej ślady i nie widać było po nim, żeby miał jakieś powody do narzekania.
Po skończonym jedzeniu jedyne co im pozostało to udać się do sypialni. Zasnęli od razu jak tylko ułożyli się na łóżku.

***

Sinclair na widok Corday, która przybyła do biura odrobinę spóźniona, sam pofatygował się do niej wychodząc ze swojego biura. Albo nie mógł się doczekać aby o czymś ją poinformować albo wolał to zrobić przy świadkach.
- Bertrand. Zgadnij - rzucił w formie wyzwania.
- Jest trupem? - skrzywiła się Corday.
- Bingo! Czystym zbiegiem okoliczności jego klub odwiedziła mała uzbrojona grupka należąca do nieznanego gangu. Świadkowie twierdzą, że to mogła być triada. Zginął Bertrand i każdy kto próbował stawiać opór.
- Niewiarygodne - sarknęła Inspektor.
- Jeszcze tylko jakiś wypadek zdarzy się Yamadzie i sprawa umorzy się sama.
- Akurat Yamady nic nie ruszy bo jest pomysłodawcą tych wypadków - mruknęła z niezadowoleniem Irya. Jeszcze nadzieją była w Bractwie, że coś z nim zrobią, ale zaczynała się obawiać, że tylko straciła z tym czas.
Sinclair najwyraźniej uznał, że rozmowa dobiegła końca gdyż odwrócił się na pięcie i po drodze do swojego biur zatrzymał się przy biurku Ramseya. Inspektor po upiciu łyka kawy, bez zaangażowania, wróciła do swojej sterty papierów.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172