Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2021, 19:54   #9
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Rok, pięć miesięcy i trzynaście dni temu czasu Świętej Terry

Wtajemniczony Sarvus Erazerius leżał w swoim namiocie na wznak wsłuchując się w ciężkie krople deszczu uderzające o materiał. Padało, nie, lało jakby sama Osnowa się zesrała... i coś w tym było. Trzy dni temu rozbili jeden z punktów silnego oporu heretyckich, secesjonistycznych szumowin zyskując tym bezpieczeństwo na wschodniej flance i zabezpieczenie dla dostaw lotniczych. Heh, co pewnie by się nie stało bez "niesamowicie niespodziewanej pomocy" ze strony cywilów. Co z tego, że cywile okazali się mutantami? Dwa robaki zdeptane jednego dnia... Cóż, artyleria jednak na coś się przydaje, nie?

...ale na tym się skończyło, bo znów dostał poufną wiadomość, że życzliwy na niego doniósł... po raz kolejny... że opuszcza posterunek, że to czy tamto. Wiedział kto to był. Jak on bardzo wiedział... Szczęśliwie jakoś oddział przymykał oko na handelek. W końcu sami byli umoczeni. Swojego rywala jednak nie miał jak dosięgnąć. Był cholernym służbistą o dobrych koneksjach...

Przymykał oczy gdy usłyszał cichy szelest materiału, a chwilę później poczuł ruch obok siebie i znajomy zapach. Podłe Lho i słodki aromat mokrej, lekko przepoconej skóry. Żyjąc z ludźmi blisko uczysz poznawać się ich po zapachu... ten lubił.

Uśmiechnął się nieznacznie pośród mroku nic nie mówiąc, a wydając zaledwie ciche mruknięcie, a mruknięcie mu odpowiedziało. Minęła chwila, druga i poczuł jak miękkie ciepło wsuwa się pod koc obok niego...


Poranek dnia następnego.


Poranna oracja, modlitwa i wszystko to co potrzebowała dusza człowieka by zaznać zbawienia. Kapelan jednak widział stojącą trójkę Żandarmerii Wojskowej kątem oka. Stali i patrzeli, by zaprosić go gestem kiedy uczynił swoją świętą posługę.

- Wielebny Erazerius. Kapral Mars Gontaq. Major Potelli was wzywa.

- Oczywiście Kapralu. - odpowiedział spokojnie rzucając kątem oka na towarzyszących szeregowych. Łysy mężczyzna i młoda kobieta o ognistych włosach.

Nie było co marnować czasu na pogawędki. Jego umysł skręcał właśnie w przedziwne zaułki. Kapral prowadził, łysy po prawej, ona po lewej... naprawdę bardzo lubił ten zapach...


Tego samego dnia, Kwatera Dowództwa


Stał przed Majorem dobry kwadrans czasu Terrańskiego nim ten skończył nieśpiesznie i wręcz z teatralnym mozołem przeglądać dokumenty i pisać coś. Przez cały czas nie padło ani jedno słowo. W końcu dowódca wstał i powiedział pełnym namysłu i głębokiej kontemplacji głosem.

- Kapelanie. W imię Twoich zasług na froncie w walce z naszym wrogiem co wyrzekł się Imperatora i sprzeniewierzył jedności Imperium. Za utrzymywanie najwyższych standardów i wierności regulacjom Imperialnej Gwardii. Nieskazitelny przebieg służby, oraz żarliwą wiarę w Imperatora... uznaliśmy, że Twoje talenty najlepiej się sprawdzą w bardziej sprzyjającym ich rozwojowi środowisku. Zostajesz przydzielony do Regimentu Ósmego Fensalirjańskich Dragonów. Wyruszasz niezwłocznie. Ku Chwale Imperium.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline