Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2021, 19:18   #77
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Klara zgarnęła zgodnie z prośbą Boba kanister by wpakować go do auta razem ze sobą, po prostu między nogi, tam gdzie siedziała, jak plecak.
- Prowadź! - rzucił James w stronę księdza, po czym pobiegł do forda, by usiąść na tylnym siedzeniu. - Gazu za tamtym jeepem! - powiedział.

Wszyscy wskoczyli więc do swoich pojazdów, po czym zaczęli spierniczać… rozjeżdżając jeszcze po drodze dwóch żołnierzy. Pierwszy Jeep, za nim Harley, potem Ford.

Gonieni przez to wielkie coś.

Gaz do dechy, szaleńcza jazda po bezdrożach, na przełaj przez pola, co pewien czas ostrzeliwani z wielkiej fuzji… w końcu i zwykłą drogą żwirową, po chwili i asfaltową.

Jak coś nie jebło po fordzie!

Dziura. Wielka dziura, po prawej stronie z tyłu, tam gdzie jeszcze przed chwilą były światła pojazdu, i kompletnie wyparował również mechanizm zamykający z tamtej strony klapę pickupa… Amy piszczała i płakała na zmianę ze strachu.

- Spokojnie... - James, chociaż nie wierzył w szczęśliwe zakończenie tego wyścigu, przytulił dziewczynę. - Wszystko będzie dobrze - zapewnił. Miał nadzieję, że w tonie jest dosyć wiary, której sam jakoś nie odczuwał.
Ford jechał ostatni, właściwie nie mieli szans na obronę ich jedyną nadzieją była ucieczka. Mimo to, Klara wystawiła przez okno spluwę celując po prostu do tyłu, a może jakiś łut szczęścia spowolni rogatego. Rany, jak ona miała po dziurki w nosie tych rogatych istot.

Klara oddała dwa strzały w trakcie szaleńczej jazdy, szybko jednak doszła do wniosku, że to nie ma sensu. Tak nimi trzęsło wewnątrz pojazdu, plus goniące ich bydlę było nawet i 30, 50, czasem i 100 metrów za nimi… to było bez sensu.

Wkrótce pojawił się przed nimi mały kościółek z drewna. Jeep zwolnił jedynie odrobinę… i w końcu wjechał do wnętrza, rozwalając drzwi! No cóż, pogoń na ogonie.
- Fuuuuuck… - Oriana więc również wjechała do środka, po czym ostro skręciła w lewo, przywalając w ławki wewnątrz.

A ledwie opadł kurz, i był koniec tej szaleńczej ucieczki… zakonnice wypadły z jeepa, po czym pobiegły do głównych drzwi, którymi po rozwaleniu wszyscy tu wjechali. Zaczęły z dwóch flaszek rozlewać coś po podłodze, tworząc z tego linię w progu owych drzwi.

- Nie podchodzić do okien! W sumie to się chować! - Krzyknął ksiądz - Nie ma ktoś czasem jakiejś zasłony dymnej? - Zażartował, choć z przejętą miną.

- No i zobacz, jesteśmy bezpieczni - powiedział James do Amy. - Teraz nam nic nie grozi. Siedź tu grzecznie i nie ruszaj się, a ja się dowiem jak można pomóc naszemu gospodarzowi.
Klara opuściła Forda. Broń miała w pogotowiu.
- Mam granat odłamkowy, to chyba na niewiele się zda? - upewniła się.
- Nie bardzo… - Odparł ksiądz.
- Mam dymny! - Krzyknęła Oriana, a wielebny kiwnął głową. Lekarka rzuciła go księdzu, ksiądz rzucił go jednej z sióstr, ta odbezpieczyła granat, i rzuciła go przed drzwi do kościoła, które staranowali, i tamtędy wjechali…

Dym szybko spowił obszar, przesłaniając otwartą przestrzeń do budynku. Nadleciał również wróg, i ryknął niezadowolony, po czym zaczął krążyć wokół budynku, co wszyscy wyraźnie słyszeli, i widzieli cień za oknami.
- Nie wleci tu, to święte miejsce, odpycha go - Wyjaśnił cicho ksiądz, ale i przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.

Kolejny ryk na zewnątrz. Trzepot potężnych skrzydeł… strzał na ślepo w budynek, przez ścianę. Podłoga trzy metry od Klary zyskała wielką dziurę.

Amy zatykała sobie usta mocno obiema dłońmi, by chyba nie płakać, albo krzyczeć, by być cichutko… w jej dużych oczach malowało się przerażenie.

Następny strzał, tym razem z innej strony, krążącego wokół kościółka potwora, znowu dziura w ścianie i w podłodze, trzepot skrzydeł, ryk niezadowolenia.

I w końcu chyba odleciał.

Ksiądz jednak nadal nakazał gestem milczenie. Minęło kolejne pięć minut…
- Chyba zrezygnował - Odezwał się w końcu cichym tonem wielebny.

James odetchnął z ulgą.
- Amy, już koniec - powiedział cicho. - Przeżyliśmy...
Pogłaskał ją po głowie, a potem wysiadł z samochodu.
- Po raz drugi ocalił nam ksiądz życie - powiedział, podchodząc od księdza.
- Należy sobie pomagać, inaczej ludzkość wyginie… - Stwierdził markotnym tonem wielebny, po czym jednak się uśmiechnął. - Jestem Padre Francesco Padilla Hernandes, a to "Siostry Miłosierdzia", April… - Wskazał na młodszą, z dwoma pistoletami, na co ta się uśmiechnęła i uniosła dłoń na powitanie - ...oraz Sierra - Starsza kiwnęła jedynie głową z poważną miną.
- Radzę nie wychodzić teraz z kościółka, i nie przekraczać linii z wody święconej… przynajmniej na kilka godzin - Wyjaśnił również Padre Francesco.

A skoro była już prawie godzina 19… oznaczało to, iż przyjdzie im tu nocować?

- James Bridger - przedstawił się James. Potem przedstawił pozostałych. - Aż tak bardzo się nie spieszymy, więc jeśli przyjmiecie nas pod swój dach, to z chęcią skorzystamy z gościny i przeczekamy do rana. A przy okazji możemy się podzielić zapasami i wymienić informacjami.

- Co to było? - zapytała Klara, podchodząc w między czasie do księdza by oddać mu broń, którą jej pożyczył. Wyciągnęła rękę z nią w jego stronę. - Bardzo dziękuję.

- Szczerze, to nie jestem pewien - Uśmiechnął się krzywo Padre Francesco - Trochę wyglądał jak anioł… ale rogi miał jak demon. Belphegor (demoniczny "generał") to raczej nie był, choć potęgą pewnie mu dorównuje. Hmmm… czyżby to był jeden z przeklętych, demonicznych "Łowców dusz"? Słyszałem o nich kilka niemiłych historyjek, ożywianie zabitych, po zagarnięciu ich duszy, też by do tego co widzieliśmy pasowało… jeśli chcesz, zatrzymaj jeszcze na noc, kto wie, co się może jeszcze wydarzyć… - Dodał na końcu Padre, zwracając się do Klary odnośnie strzelby gładkolufowej. Na co dziewczyna podziękowała skinieniem głowy i odeszła dwa kroki od księdza zostawiając sobie broń.

- Namnożyło się tego plugastwa - powiedział James. - Nie słyszałem do tej pory o łowcach dusz, ale te ożywione truposze pasują do opowieści. Całe szczęście, że nie musieliśmy ich eliminować jednego po drugim - dodał. - A swoją drogą, cóżeście tam robili, na tym pobojowisku? - spytał. - Nie powiem, żebym narzekał - dodał z uśmiechem.

- Co my tam robiliśmy? Co wy tam robiliście?? Szabrowało się, co? My byliśmy jedynie w pobliżu, a ściągnęły nas wasze wystrzały - Powiedziała Siostra Sierra.

- Przejeżdżaliśmy obok, w drodze do Omaha - odparł spokojnie James. - A im paliwo nie było potrzebne... w przeciwieństwie do nas. I pewnie byśmy spokojnie odjechali, gdyby jeden z nich nie zaatakował Klary. Co też siwowłosa dziewczyna potwierdziła przytakując.

- Ta broń, ma jakieś specjalne naboje? - zapytała Klara.
- A gdzieee taaam - Uśmiechnął się Padre - No ale ją pobłogosławiłem - Dodał, mrugając.

W tym czasie, z pickupa wysiadła w końcu reszta ekipy.
- James, już bezpiecznie? - Spytała Amy, gładząc swój brzuszek, i podchodząc do mężczyzny.
- Tak, tu jesteśmy bezpieczni - odparł James. Na moment przytulił dziewczynę. - Możesz spokojnie usiąść i odpocząć.

Bob z kolei zaczął oglądać dziursko w tylnej klapie Forda… i gdyby nie miejsce, gdzie przebywali, pewnie by puścił niezłą wiązankę.

Na widok ciężarnej Padre Francesco uśmiechnął się, i pokiwał głową.
- Uratowaliśmy nawet brzemienną… dziś jest dobry dzień - Mruknął sam do siebie, po czym odezwał się jeszcze do swoich sióstr - Sprawdźcie zakrystię, i ogólnie teren…

- Miewacie czasami, nieodpowiednich, że tak powiem, gości? - spytał James. - Może możemy w czymś pomóc?

Klara miała jeszcze kilka pytań o broń, ale rozmowa zmieniła już tor na inny. Postanowiła więc, wrócić do tego później, skoro mają zostać tu na noc. Zresztą w głowie pojawiła jej się myśl, by bardziej szczegółowo wypytać księdza o jego wiedzy na temat demonów. Póki co, czekała po prostu na odpowiedź czy mogą w czymś pomóc, gotowa by móc coś zrobić.

- Odnoszę wrażenie, że błędnie przyjmujesz fakt, iż my tu jesteśmy u siebie? - Padre podrapał się jakby w lekkim zakłopotaniu po karku - To nie jest "nasz" kościółek, odkryliśmy go jedynie rano, kręcąc się po tej okolicy - Wyjaśnił Jamesowi.

- A co do pomocy… miejcie chwilowo oko na okolicę, to wszystko - Francesco uśmiechnął się lekko do Klary - Wiesz, "zabezpieczenie obozu" i te sprawy…

- Wędrujecie w trójkę po świecie, z kąta w kąt, niosąc pomoc zbłąkanym duszyczkom - spytał James - czy też może macie jakiś wyznaczony cel na mapie, ku któremu podążacie? Klara ciekawa odpowiedzi, nie ruszyła od razu sprawdzać okolicy.

- Każdy ma jakąś misję do wypełnienia na tym padole - Uśmiechnął się troszkę jakby smutno Padre - Cel konkretny… podobnie jak i wy? Ale co to tam komu do niego, prawda?

- Co racja, to racja. - James skinął głową, ale i lekko się uśmiechnął. - Nie należy kłapać ozorem na prawo i lewo. Ale jeśli jedziecie z zachodu czy północnego zachodu, to może macie jakieś ciekawe informacje?
- Właściwie to jedziemy z południa, z południowego-zachodu, i zataczamy wielkie koło wokół "Szramy" więc nie bardzo - Padre Francesco lekko wzruszył ramionami.
- To raczej nie mamy informacji do wymiany - stwierdził James. - Ale jeśli jedziecie w stronę Omaha, to kawałek możemy przejechać razem.
Klara przysłuchiwała się przez chwilę rozmowie, nie przerywając jej.
- Rozejrzę się - powiedziała przed odejściem - mam nadzieję, że uda nam się dziś jeszcze zamienić kilka słów - mówiąc to, spojrzała na księdza, na co ten kiwnął głową.
Szarowłosa planowała zgodnie z prośbą księdza, rozejrzeć się po kościółku by ocenić czy są tu bezpieczni na noc.

Kościółek był opuszczony i zaniedbany… wszędzie sporo kurzu, sporo rzeczy było już przez kogoś zniszczonych, lub po prostu się rozpadało. Siostry po paru minutach zameldowały, że na zakrystii wygląda jeszcze gorzej, wszystko zdemolowane lub rozkradzione. Padre ciężko westchnął.
- Proponuję nocować tutaj, w głównej sali. Jakoś również wypadałoby naprawić główne drzwi, by byle kojot nas tu w nocy nie nachodził…
- Zajmę się tym! - Wpadł mu w słowo Bob.
- Dobrze. A my trochę doprowadzimy do porządku ołtarz… - Padre spojrzał ze łzami w oczach na zniszczony, główny krzyż, ze śladami kul w Jezusie, mającym również urwaną prawą rękę.

- Ja bym wolała spać w aucie - Szepnęła do Jamesa Amy, rozglądając się po wnętrzu kościółka.
- Będzie ci mniej wygodnie - odszepnął James. - Nie lubisz kościołów, czy to wnętrze jest zbyt... ponure?
- Jak się rozłożę na tylnych siedzeniach… - Dziewczyna pokazała mu język - I tak. I mogą tu być szczury, albo… karaluchy?
- Szczury i karaluchy już dawno stąd uciekły - James uśmiechnął się lekko - ale oczywiście możesz tam spać. Na razie się rozgość, a ja pomogę Bobowi w naprawieniu drzwi, żeby nie przywędrował jakiś zabłąkany kundel. Będziesz mogła spokojnie spać.
- A zanim zaśniesz, przyjdę ci powiedzieć dobranoc - dodał.
- Ok, t… James - Powiedziała nastolatka, z miłym uśmieszkiem.
James uśmiechnął się lekko, po czym podszedł do Boba, oglądającego to, co pozostało z drzwi.
- I jakie perspektywy? Podreperujemy to jakoś, czy lepiej będzie po prostu zastawić czymś wejście? - spytał.
- Jak je wzmocnimy paroma rzeczami, powinno nie być źle… chyba - Stwierdził Bob, robiąc dobrą minę do złej gry.
Stan drzwi faktycznie daleki był od ideału, jako że zderzak jeepa nie dość, że uszkodził oba skrzydła, to jeszcze częściowo wyrwał je z zawiasów.
- Jak je postawimy i czymś podeprzemy, to byle kojot nie wlezie. Najlepiej byłoby podstawić tu samochód - zasugerował James. - Przynajmniej nie przewróci ich byle powiew wiatru. Ale naszego forda też musimy podreperować, zanim ruszymy w dalszą drogę.
- Albo położymy w poprzek wejścia naszego tygrysa... każdy zwierzak ominie go z daleka - powiedział z nieukrywaną ironią.
- Taaa, a przyciągnie padlinożerców, wśród których są całkiem niemiłe mutki, co to im ziemia kościelna nie straszna… - Bob pokiwał sarkastycznie głową, po czym odezwał się tak, żeby i Lucas go słyszał - Nie wiem po kiego dalej wozimy te truchło!

- A co do drzwi… spoko, damy radę, ale faktycznie, można je wzmocnić "opierając" o nie zderzak auta, dobry pomysł… no a propo zderzaka, widziałeś jaką nam dziurę ten bydlak wywalił? Całe lampy zniknęły…
- Widziałem. - James skinąl głową. - Dobrze, że ten bydlak miał ciut zwajchowane oko, bo pół metra w bok i byśmy tam zostali, we wraku forda. I tak cud, że nam całego boku nie rozwaliło.

***

Klara w tym czasie zajęła się sprzątaniem, by było gdzie i jak się poruszać, czy rozłożyć do spania, porządkując co trzeba, podobnie jak Padre i jego Siostry… Oriana z Lucasem z kolei przeglądali zapasy jedzenia i amunicji.

- Czyli poświęcona broń pomaga - Klara zagadała księdza, sprzątając akurat w jego pobliżu - na demony też?
- Na demony też - Przytaknął Padre - Ale owe "poświęcenie" to nie tak jak myślisz. Ja broni nie spryskałem wodą święconą, i się nad nią nie modliłem, bo to nic nie daje… ja użyłem… - Spojrzał w kierunku towarzyszy Klary, jakby sprawdzając czy nie słyszą - …specjalnych mocy, jakie posiadam. Ale efekt trwa jedynie kwadrans… - Padre Francesco nieco zmarkotniał.
Klara zmarszczyła na moment usta i wyraźnie posmutniała. Faktycznie, miała nadzieję, że wystarczy poświęcenie i już.
- Rozumiem - odpowiedziała grzecznie - i szkoda - przyznała przy tym.
- No ale srebrne kule, czy i taka broń wręcz, też działają - Dodał Padre już z uśmiechem - Więc zbieraj naboje do Magnum, albo innej grubej rury, i żaden ci nie podskoczy! - Teraz to już wielebny stanowczo zażartował.
- Coś jeszcze? - zapytała Klara, ale bez żartu w głosie i bez uśmiechu - A ta woda święcona? Kościół?
- Woda święcona to dla demonów jak kwas… dla aniołów kwas to kwas. A święta ziemia, budynek, to teren nie do wejścia, przynajmniej dla tych rogatych. No ale znają różne sztuczki, mogą ci spojrzeć w oczy i z tego azylu wywabić, i tym podobne, umysłowe, nikczemne sprawy stosować - Wyjaśniał dalej Padre.
- A przed tym, da się jakoś bronić czy nic? - dopytywała dalej Klara.
- Nie patrzeć im w oczy, mieć silną wolę… czasem też w takim momencie mówienie modlitw pomaga, świętego słowa też nie lubią.
- Znam modlitwy, ale o jakim świętym słowie mówisz? - zapytała siwowłosa przestając tymczasowo sprzątać.
- No właśnie modlitwy, albo czytanie Biblii, czy czegokolwiek religijnego… działa to na nich, jak paznokciami po tablicy…
- A wracając do oczu, one są takie ważne? Czy to wyznacznik? Jeśli w nie nie spojrzę, to faktycznie jakoś na odległość, w mojej głowie nie są w stanie do niczego mnie zmusić? - Klara wolała upewnić się, drążąc temat.
- Oczy to zwierciadło duszy… tak powiadają… - Powiedział wielce filozoficznie Padre - ...pewności nie ma, ale jak raz spojrzysz, to wtedy mają cię i na odległość w swych sidłach… chyba - Mężczyzna spojrzał nagle uważniej na Klarę, i zaczął się nagle nad czymś zastanawiać.
- Chyba - powtórzyła dziewczyna zamyślonym tonem. Widząc, że ksiądz się nad czymś zastanawia, nie pytała póki co dalej dając mu czas na przemyślenia.
- No chyba, chyba, bo aż takim ich znawcą nie jestem… - Powiedział Padre, wpatrując się w siwe włosy dziewczyny. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili, i to cichym tonem.
- Co się stało?
Siwowłosa ciężko westchnęła.
- Demon - odpowiedziała cicho, rozglądając się czy żadne uszy nie mają ich teraz prawa słyszeć. To było dla niej akurat istotne i wcalesię z tym nie kryła. - Jeśli chce ksiądz wysłuchać choć kawałka tej historii, to tylko w tajemnicy, jak na spowiedzi.
Padre również ciężko westchnął, i jakby ze smutkiem wpatrywał się w oczy dziewczyny.
- Dobrze, chodźmy gdzieś całkiem na bok…

Kiedy znaleźli się w odosobnionym miejscu Klara odpowiedziała księdzu pokrótce o tym, jak znaleźli schronienie w byłym więzieniu, które jak się okazało było zarządzane przez demona. Robiąc pauzę, na tym, że postanowili zostać na noc. A Padre wyciągnął małą piersiówkę, i jej podał…
- Mów dalej? - Powiedział spokojnym tonem.
- Siedziałam na werandzie, delektując się ciszą i spokojem - kontynuowała Klara - wtedy zobaczyłam, jak przelatuje z miejsca w którym była, w inne. Zeszłam z werandy na trawę by z daleka zobaczyć gdzie. Moje nogi mnie tam zaprowadziły, a ja wciąż mam wrażenie, że one mnie prowadziły, a nie ja je - wyznała. Po czym ze szczegółami opowiedziała o tym, jak demonica pokazała jej Boga i na moment zamilkła z piersiówką w dłoni, z której nadal nic nie wypiła. A Padre trochę jakby pobladł…
- Boję się spytać, co dalej - Szepnął, ujmując delikatnie dłonie Klary w swoje.
Dziewczyna milczała dłuższą chwilę spuszczając przy tym głowę, ale nie zabrała w tym czasie swoich dłoni. Dopiero, gdy zebrała się w sobie by mówić dalej. Najpierw jednak, łyknęła z piersiówki księdza i podała mu ją na powrót. On również się napił… nieco nawet więcej niż Klara. Po czym wbił wzrok w jej krzyżyk na szyi. Głęboko odetchnął…
Siwowłosa bez zbędnych dla księdza szczegółów opowiedziała o pierwszym zbliżeniu z demonicą, skupiając się na jej umiejętnościach i wykreowanym przez nią otoczeniu. W końcu dochodząc do momentu, w którym pierwszy raz pomyślała, by opuścić jej gniazdko. Wolała nie słyszeć komentarza wielebnego, upiła szybki łyk i drugi i trzeci z piersiówki, mając nadzieję, że nic w tym czasie nie powie.
Padre skrył twarz w dłoniach… przetarł powoli nimi po twarzy. Spojrzał znowu na Klarę.
- "...non abbandonarci alla tentazione…" - Powiedział po łacinie - "..i nie wódź nas na pokuszenie…" - Wyjaśnił dziewczynie, odrobinę łamliwym głosem.
- Co ty… zrobiłaś… dziecko? - Szepnął w końcu, chwytając ponownie jej dłonie, chwytając mocniej niż wcześniej. Wpatrywał się prosto w jej oczy, smutnym, pełnym bólu spojrzeniem.
Ciężko było Klarze wytrzymać to spojrzenie, tą minę, osąd i słowa. Była jeszcze jedną nie szlochającą całością, tylko dlatego, że nie doszła do końca historii, tego końca, na którym zależało jej by komuś opowiedzieć, a zwłaszcza jemu, bo wierzyła, miała nadzieję, że ta osoba może mieć wiedzę, która może jej pomóc. A jeśli nie, to może ona przekaże mu właśnie historię, która pomoże kiedyś, komuś innemu.
- Ich przewaga jest nie tylko fizyczna, to nie tylko nieziemskie umiejętności, ale czytanie naszego umysłu, myśli i potrzeb. A to właśnie jest najgorsze - wtrąciła Klara, przechodząc zaraz po tym do opowiedzenia o drugiej twarzy pokazanej przez demonice, o jej oskarżeniach, o tym co chciała aby Klara zadecydowała gdy ta była już unieruchomiona. I dalej nie mogła już mówić. Kręciła tylko głową.

Po policzkach Padre Francesco spłynęły łzy. Na moment potarł kciukami dłonie Klary, jakby w drobnym geście pocieszenia, po czym je puścił.
- Klaro… zgrzeszyłaś. Zgrzeszyłaś śmiertelnie - Jego głos, jego ton, stał się mocny, a ona aż drgnęła. Padre wstał, i nim Klara cokolwiek zrobiła, czy zareagowała, ksiądz położył swoją dłoń na jej głowie, częściowo na czole.
- Oddałaś się diabłu na pokuszenie! Splugawił nie tylko twoje ciało, ale i duszę! Grzech śmiertelny, grzech! Potępienie wieczne, i męki. Bramy niebios zamknięte przed tobą, córo ciemności… - I nagle Padre się przymknął. Padł przed Klarą na kolana, pochwycił skołowanej dziewczynie dłonie, po czym lekko pociągnął ją ku sobie, by i ta z nim klęknęła.
- Jest nadzieja - Powiedział nagle szeptem, spoglądając ponownie w jej twarz.
- Jaka? - zapytała Klara bez wahania. Nie miała co prawda nadziei dla siebie samej, ale ponad wszystko miała nadzieję dla Amy i jej dziecka, to było coś o co chciała walczyć nawet z demonem.
- Najprostszym rozwiązaniem jest zabić tego demona. Gdy on zginie, zostaniesz uwolniona od wszystkiego, co nad tobą ciąży z jego ręki. Tak, wiem, debilne rozwiązanie - Padre pokiwał głową.

Właściwie, to Klarze nie wydawało się ono debilne, po to właśnie przyszła do księdza, miała nadzieję, że dowie się więcej o tym co działa na demony. Chciałaby zabić Yrgele zanim ona zmusi ją do zabicia kogoś innego, była też gotowa zabić siebie, jeśli okazało by się, że każe zabić jej dziecko, niemowlę, bo z tym nie mogłaby dalej żyć.
- A to nie takie proste - powiedziała w końcu. - Dlatego, szukam rad i możliwości. Muszę być gotowa.
- Oko za oko, ząb za ząb, w starym, dobrym stylu… tak jak… lubi Bóg? - Padre spojrzał na nią trochę jakby tak drwiąco. Albo jej się wydawało.
- Ale tam są niewinni ludzie. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Ona im namieszała w głowach, zakryła umysły ciemnością. Będą jej bronić do ostateczności. Nie chcesz chyba dokonywać takiej zbrodni? - Wyjaśnił jej ważną kwestię takiego rozwiązania problemu.
- Do tej pory myślałam, że ona sama mnie znajdzie gdy Amy urodzi dziecko - wyznała Klara - nie mam zamiaru zabijać niewinnych, zwłaszcza dzieci - wyjaśniła Klara. - Czy zostaje mi tylko to drugie rozwiązanie, o którym jeszcze nie powiedziałeś, a byłoby kolejnym grzechem?
- Jeśli sugerujesz Klaro, by się zabić, to zaraz cię trzepnę w ucho - Padre się na moment uśmiechnął, po czym w końcu puścił dłonie dziewczyny. Sięgnął po leżącą na podłodze piersiówkę, po czym z jęknięciem usiadł po turecku na podłodze przed siwowłosą. Golnął sobie alkoholu, po czym westchnął.
Klara przyglądała się mu, sama usiadła wygodniej na podłodze wciąż na przeciwko niego. Wolała nie komentować dalej tej "drugiej opcji", widocznie nie chciała dostać w ucho.
- Nie zostałaś przez nią opętana. Ona nie siedzi w twoim ciele, nie są potrzebne egzorcyzmy. Krzyżyk, który nosisz nie pali twojej skóry, miejsce w którym teraz przebywasz, nie wpływa na ciebie negatywnie. Ona nie ma wcale nad tobą aż takiej władzy… nadal jesteś sobą. Zostałaś… nie, inaczej. Skopała cię, ale to wszystko. Ty, to nadal ty. Niewielu w to wierzy, ale takie mroczne siły zawsze istniały, zawsze były obok nas. Szeptały nam złe rzeczy, namawiały do nich… teraz, od paru lat są widoczne, są namacalne, są wśród nas, niszczą nasz świat. Ale my, jako ludzie, to wciąż my. Masz wolę, masz… duszę. Masz wybór. Żyj jak żyłaś, staraj się czynić dobro, a wypędzisz te małe… MAŁE ziarno plugastwa z siebie. Wtedy z nią wygrasz. I ona nic ci nie zrobi, odejdzie w zapomnienie, a tego właśnie "oni" najbardziej się boją. Zapomnienia. Odstawienia w nicość. To ta druga opcja. Długa droga, mozolna droga. Jesteś jednak silna, skoro przeżyłaś spotkanie z nią, i poradzisz sobie, i nie zrobisz krzywdy brzemiennej ani jej dziecku. Bo. To. Twoja. Wola. Twój. Wybór. Tak Klaro, to jest tak banalne. I tak, to wszystko się kręci wokół wiary. Ale… nie w Boga. W samego siebie. Bo Bóg już jest w każdym z nas.
Klara nic nie powiedziała, bo chwilowo w ogóle nie wiedziała co powiedzieć. Słowa księdza przywróciły jej nie tylko nadzieję, ale również wewnętrzną siłę i chęci do życia. Choć odczuwała nadal niepokój jakby na łące gdzieś był jakiś smrodek.

- A jeśli chcesz, to dla świętego… heh… spokoju, mogę ci zrobić wannę wody święconej, i dać Biblię - Zażartował jeszcze Padre, po czym wyciągnął do niej rękę - Pomożesz mi wstać? - Uśmiechnął się.
- Tak i tak! - odpowiedziała siwowłosa. Energicznie wstała, by zaraz po tym pomóc wstać księdzu. - Chętnie przyjmę, dla świętego spokoju, jedno i drugie.

A gdy po chwili oboje byli już na nogach, Padre klepnął ją jeszcze przyjacielsko po ramieniu.
- To co, wracamy do reszty?
- Tak, wracamy- powiedziała dziewczyna. Miała zamiar puścić księdza przodem, a sama mozolnie z daleka od innych sprzątać pod pretekstem sprzątania. Potrzebowała bowiem pobyć chwilę sama.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline