Pięć złociszy to była połowa majątku halflinga którą w złocie dysponował a i tak raczej większa połowa gdyż po wydatkach karczemnych to się jego dziesiątak nadruszył. Tupik nie lubił gdy ktoś próbował go zbyć, ale gońca rozumiał – jeśli miał nie po drodze to musiałby nadkładać czasu i pracy żeby zajechać do jakiejś dziury. Halfling zmierzył go jednak uważnie wzrokiem chcąc go dobrze zapamiętać, wiedział dobrze że jego spojrzenie potrafi zmrozić krew w żyłach już z samego tylko faktu ogromnej przemiany jaką przechodziło jego ciepłe, ciekawskie , zadziorne spojrzenie w zimną stal spojrzenia mordercy. Nie raz splamił swe ręce krwią i choć zwykle potrzebował do tego dobrego powodu to jednak piętno zadanych śmierci pozostawiło swój ślad na spojrzeniu jakim potrafił obdarzyć. W jednej chwili goniec mógł się zarówno przestraszyć swojej odmowy jak i odetchnąć z ulgą , że z halflingiem jednak nie pojedzie.
Gdy obracał się już w stronę oberżysty jego mimika zmieniła się niczym u zawodowego pokerowego gracza, ogromny uśmiech na twarzy i radosne skinienie głową od razu dawały znać że halflingowi podoba się ta propozycja.
- Świetnie więc , powóz zresztą wygodniejszy a i pozwiedzać okolice w spokoju można … Tak więc karczmarzu … jak w ogóle ci na imię ? Bo czuje że ta gospoda wyjątkowo do gustu mi przypadła i z pewnością nie raz tu jeszcze zajrzę a i swoim znajomym polecać ją będę.
Halfling nie śpieszył się z przedstawianiem swojego prawdziwego imienia – im mniej osób wiedziało tym lepiej, tym mniej pytań, tym mniej podejrzeń, zwłaszcza gdy w okolicy przebywał Krzywonos , jeśli jeszcze do tej pory go nie rozpoznał to wieści o Tupiku von Goldenzungenie szybko mogły dojść do jego uszu. Co innego zwykły Tupik halfling – o takim to nie ma co nawet komu wspominać, ale już przydomek szlachecki musiał robić wrażenie i skłonności do plotek, a tego Tupik wolał uniknąć. Przedstawiał się zwykle więc tylko z samego imienia lub z przydomku „grotołaz” – wziętym z tego iż zwyczajnie fascynowały go wszelkiego rodzaju groty, dziury, nory, kopalnie, jaskinie i wszelkie inne wykopaliska, słowem wędrówki mniejsze lub większe w głąb ziemi.
Domówił piwo i wyciągnął swą fajkę której cybuch stylizowany był na głowę smoka – stara pamiątka jeszcze z czasów pierwszej bandy, oddał się w spokoju swemu lekkiemu nałogowi i po chwili przyjemny aromat halflińskiego ziela zmieszanego z tytoniem rozniósł się po karczmie, całkiem znośne piwko i chwila spokoju w oczekiwaniu na Waldo były czymś czym mógł się zwyczajnie cieszyć – a Tupik potrafił chwytać chwile , wiedząc jak szybko zmieniają się koleje losu.