Gothard
Faktycznie jego martwy przewodnik miał ze sobą małą siekierkę. Najwyraźniej chciał być gotowy, gdyby zmrok zastał ich gdzieś w głuszy i musieli rozbić obóz. Trzonek narzędzia pokryty był siatką ładnie wyglądających ludowych wzorów. Może chłopak sam był artystą, a może był to otrzymany prezent. Miał też krótki kozik, skórzany bukłak, trochę miedziaków i coś, co wyglądało jak mała ludzka postać upleciona z siana.
Jeśli chodziło o rany, to kapłan nie był w stanie odczytać z nich nic więcej, nie był specjalistą w tych sprawach.
Godzinę później dotarł szczęśliwie do traktu, ciągnąc za sobą ciało na improwizowanych noszach. Niecały kwadrans po tym usłyszał konie i pokrzykiwania woźnicy. Zza zakrętu wyłonił się obładowany towarami wóz, eskortowany przez dwóch konnych. Kapłan zmierzył ich wzrokiem, ale nie dojrzał w nich czego, co wzbudziłoby jego podejrzenia. Woźnica wyglądał na przeciętnego, lekko otyłego kupca, zapewne niezbyt zamożnego, zaś eskorta zdawała się składać z dwójki jakichś słabo uzbrojonych gołowąsów, co było częstym widokiem po wojnie, po której wszędzie brakowało wprawnych w żelazie profesjonalistów.
- Na najświętszą panienkę Shallyę, toż to sigmarycki kapłan i chyba ma rannego! - usłyszał z daleka.
Już po paru chwilach byli przy nim.
- Ojcze, coście tu tak samojedni przy lesie? Toż nie wiecie, że tu...!
Zamilikli, dostrzegając prawdziwy stan domniemanego "rannego".
- Na bogi! Co wam się przydarzyło?! - kupiec zeskoczył z kozła i ruszył ku niemu z wyraźną troską, zaś dwójka ochroniarzy wyraźnie się spięła, kładąc dłonie na orężu i taksując nerwowo linie pobliskiego lasu.
Cóż, wszystko wskazywało na to, że dla odmiany trafił na przyjaznych, chętnych do pomocy bliźnich.
Tupik - Widziałem? A cożem miał...? - spojrzał w głąb leśnej drogi, odsłaniając dłonią czuprynę, która niewątpliwie przycinana była od garnka.
Waldo percepcja d20=8
- Ano wiecie, że chyba nawet zwidziałem takie jakby... no... A nie, nie, jednak nic nie widzę... - przyznał zawiedziony i jednocześnie zdziwiony, nie rozumiejąc zapewne, czemu jego niski pasażer nagle się tak spiął.
Ale wtedy Tupik już działał. Proca zawirowała z cichym świstem i posłała pocisk w stronę zarośli.
Strzelanie d20(-3 odległość i osłony)= 4 sukces
Usłyszał pisk. Cóż oczywiście mógł to być pisk ugodzonego leśnego zwierza, potępieńczy pisk jakiegoś plugawca albo tajemniczej zjawy. Ale miał dziwne wrażenie, że brzmiało to jak pisk dziecka.
- Dziwnie jakoś tak... - Waldo podrapał się po czuprynie.
- Też to słyszeliście? - spojrzał to na procarza, to w stronę lasu, mocno zdezorientowany całą sytuacją.