Tupik
Zarośla zatrzęsły się i powoli zaczęły wyłaniać się z nich cztery niewysokie sylwetki. Nadal były daleko i do tego skryte w leśnym półmroku toteż nie dało się dojrzeć wszystkich szczegółów. Sądząc po zarysie jednej z nich, charakterystycznie rozszerzającym się ku dołowi, mógł mieć do czynienia, z dziewczynką w prostej, chłopskiej kiecce, ale w tej sytuacji dostrzegał tylko niewyraźne kształty.
ofiara sprawność d20(+2 niecelowany strzał, daleko)= 3 sukces
Jedna z postaci zdawała się boleśnie zgięta i kiwała się lekko na boki. Żadne z nich nic nie mówiło, może zamarły ze strachu, a może były małymi leśnymi straszydłami, które nie opanowały ludzkiej mowy i tylko wyglądały z daleka jak dzieci...
Szansa na pojawienie się miejscowych
1-50 są 51-100 nie ma = 27
- Panie jaśniutki, popatrzaj lepiej tam, o, cosik się święci! - ostrzegł go Waldo, wskazując na trzy sylwetki zbliżające się od głównej odnogi traktu.
Byli niedaleko wioski Schwarzeichem i miejscowych musiały zaalarmować wrzaski i pisk. Pewnie akurat robili coś w bliskiej okolicy. Obcy byli jeszcze dość daleko i na pewno nie widzieli dobrze, co tam się właściwie działo, ale szli przyspieszonym krokiem i co najmniej dwójka z nich dzierżyła jakieś sporych rozmiarów narzędzia.
Gothard - Istotę Chaosu? - kupiec wyraźnie pobladł i poczynił na piersi ochronny znak młota.
- Chodźcie, pomożemy złożyć waszego towarzysza na wozie! Jeśli jest tak, jako rzekliście, nie powinniśmy tu pozostawać dłużej, niż to konieczne!
Chwilę po tym jak oboje zasiedli na koźle i ruszyli, kupiec przedstawił mu się jako Gunther Vollbrau.
- Rzeknę wam, że to chyba, ręka samego Sigmara doprowadziła do tego naszego spotkania. - wyznał z przejęciem.
- Nie dalej jak trzy dni temu mnie samego wyratowano z opresji na trakcie w pobliżu Essen i żem poprzysiągł, że w zamian sowitą ofiarę złożę w najbliższej świątyni Młotodzierżcy. A tu wy mi się nagle znikąd pojawiacie i to do tego w potrzebie! Niesamowite, prawda??? - z ledwością powstrzymał się, by z radości nie klepnąć kapłana w plecy.
Jadący przy wozie młodzieńcy przysłuchiwali się rozmowie z wyraźnym zaciekawieniem. Jeden z miał twarz brzydko poznaczoną ranami po ospie, drugiemu zaś brakowało trzech przednich zębów, a jego usta zdawały się w tym miejscu lekko nacięte.
- To Valko i Niels, bracia, których zatrudniłem w Nagenhof. - nachylił się poufnie do kapłana i dodał szeptem.
- Mieczem to oni słabiutko jednak robią, ale to dobre chłopaki, a i niegłupie jak najmitów, więc aż miło do nich czasem gębę otworzyć.
Kupiec na chwilę oderwał się od rozmowy i rozejrzał po okolicy.
- Jeszcze trochę nam zejdzie do najbliższej wsi, ale przed obiadem będziemy jak nic. - orzekł.