Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2021, 21:24   #47
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Słońce już dawno zaszło, i nastał późny wieczór… Amza zniknęła w namiocie Paladyna, kładąc do snu.

Podobnie uczyniła Deidre, ale w namiocie jaki zajmowała, przez godzinę jeszcze paliły się magiczne światełka(a więc jednak czytała?). W końcu zaś i nastała tam ciemność.

Reszta towarzystwa jakoś jeszcze spać się nie wybierała, siedząc przy ognisku, choć wielu było już o krok od tego. Druid przebywał przy swoim szałasie, z drzemiącym już tygrysem… który nagle strzygnął uszami, wpatrując się w gościniec.

Z ciemności wyłoniła się naprawdę niecodzienna postać, podchodząc powoli na skraj poświaty ogniska(a więc jakieś 12m). Towarzysze zamrugali oczami, a jedna czy druga dłoń nawet nieco się odrobinkę przesunęła ku orężowi.



- Witajcie… podróżni? - Odezwała się spokojnym tonem nietypowa kobieta. Jak nic jakaś wiedźma??
- Witamy. - Gabriel wstał, cały czas przyglądając się gościowi. - Również w podróży? - spytał. - Zapraszamy do ogniska… - Zerknął po towarzyszach.

Krasnolud zerwał się z posłania. Przybliżywszy się do ogniska, zawołał:
- Witaj - rzekł. - Czy także zmierzasz do Hluthvar?
- Nie… ja nie w podróży… co najwyżej na… "spacerze" - Nieznajoma uśmiechnęła się krótko, ukazując białe, małe kiełki. Zerknęła na Krasnoluda - Nie lubię miast… a Hluthvar, samo w sobie, ogólnie miłym nie jest… - Dodała, i postąpiła kilka kroków do ogniska, nadal jednak będąc od niego o jeszcze jakieś 6 metrów. Zachowywała najwyraźniej ostrożność rozmawiając z grupką.

Kargar przyglądał się wiedźmie nieufnym spojrzeniem. Zbyt dobrze pamiętał jak ich podeszli ci cholerni zmiennokształtni. Był gotów chwycić za broń gdyby obca wykonała jakikolwiek podejrzany ruch.
- Spacer powiadasz, czyli jesteś stąd? Okolice z tego co widzieliśmy w podróży nie są zbyt bezpieczne…
- Mieszkam w dziczy. A dzicz… no cóż… jest dzika. Bywa niebezpieczne, ale nie dla każdego - Bladolica zatrzymała się więcej nie podchodząc - Zmierzacie więc do Hluthvar? To po części… również "dzikie" miasto…

Mniszka zerwała się na równe nogi, po czym z zaciśniętymi pięściami, i przyjmując bojową postawę, wprost krzyknęła do nieznajomej:
- Galarai!! Czy to ty?! Nie weźmiesz mnie ze sobą! Nie jestem taka jak ty!

A nieznajoma… zrobiła zdziwioną minę.
- Nie wiem kim jest Galarai - Wyjaśniła spokojnie Amarze - Mylisz mnie z kimś…
- Nie nabiorę się na twoje sztuczki - syknęła Mniszka.
- Zwę się Kaaia z klanu Yoomee. Dziecko, naprawdę nie wiem, o co ci chodzi... - Bladolica nadal wyjaśniała całkiem spokojnym tonem, niewzruszona takim zachowaniem młodej kobiety.

- Spokojnie, Amaro - rzekł Bharrig. - Wygląda na to, że ta kobieta nie jest tym, za kogo ją bierzesz - druid rzucił przepraszające spojrzenie w stronę Kaai. - Nie szukamy kłopotów. Kim jest Galarai i dlaczego sądzisz, że to właśnie ona? - zapytał krasnolud.
- Ech… - Westchnęła Mniszka, i potarła własny kark, nadal jednak złowrogo łypiąc na "obcą". Przeniosła w końcu jednak spojrzenie na Druida.
- To moja… matka. Matka-wiedźma, która chce i ze mnie taką uczynić. Stąd uciekłam do klasztoru, ale i tam mnie znalazła… zła do szpiku kości, podstępna kobieta… - Mniszka znowu zerknęła na ich nocnego gościa.
- Amaro, nikt cię nigdzie nie zabierze - zapewnił Gabriel. - Zostaniesz z nami tak długo, jak długo zechcesz.
- Ciekawe… - Mruknęła przysłuchująca się wszystkiemu Kaaia.
Bharrig pogładził swoją brodę. Nieznajoma wydawała się być w miarę przyjazna - póki co.
- Hluthvar, dzikim miastem? - zapytał. - Cóż. Obozowaliśmy tutaj, bowiem rankiem chcieliśmy być u jego wrót - rzekł, dając znać, że chcieliby odpocząć.

Kargar zerwał się na nogi, gotów do działania.
- Poczekajcie… Amaro, czyli ta tutaj Kaaia wygląda tak jak twoja matka? Dlaczego uznalaś że to ona?

Parę osób spojrzało na moment na wojownika.
- No… bo wiedźmy umieją zmieniać wygląd, nie? A tu taka przychodzi w środku nocy do nas na pustkowiach niiiiiby przypadkiem… - Wyjaśniła Mniszka.
- Zapewne nie do końca był to przypadek - stwierdził Gabriel.
- Zatem… My obozujemy, ty przechodzisz dalej… Kontynuujesz spacer? - zapytał krasnolud, niepewny intencji nieznajomej.

“Zapewne bada, jak duże stanowimy dla niej zagrożenie” - pomyślał druid. Dziwna znajoma spacerująca w mroku nie zdawała się być przypadkiem na drodze. Przeciwnie, wyglądała jak łowczyni. “Ilu ich jeszcze jest tutaj?” - powstało w myśli druida, który zaczął także rzucać spojrzenia i nasłuchiwać w przeciwną stronę.
- Liczyłam na to, że mogę się przysiąść do ogniska, i porozmawiamy o różnych rzeczach? - Kaaia zrobiła nietęgą minę, jakby… zawiedzioną?
- Hm - zamyślił się druid, mając w pamięci jako żywo wspomnienie bebechów wieszcza i nieprzytomnej Deidre branej przez nikczemnego barda. - Rzeknijcie no, kompania, chcemy Kaaię w obozie?

Endymion dopiero po chwili wyszedł z namiotu trzymając w ręku topór. Szybko rzucił okiem po sytuacji, po czym… znów sięgnął po swój zmysł paladyński aby ocenić nowoprzybyłą postać, ale laska z kręgosłupa i czaszki nie nastrajała go pozytywnie… wielce się jednak zdziwił, nie wykrył w Kaai bowiem ani krzty zła.
Gabriel z kolei próbował z jej słów stwierdzić, czy Kaaia mówi prawdę, czy też w jej wypowiedzi kryją się jakieś kłamstewka, ale żadnych wyczuć nie potrafił. Mówiła więc prawdę?
- Nie mam nic przeciwko temu - powiedział.
Druid popatrzył na Kaaię i poszukał magicznej aury, którą mogła emanować… i Kradnoludem aż zatrzęsło. Bladolica emanowała chyba z tuzinem silnych magicznych aur.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 06-08-2021 o 21:35.
Lord Melkor jest offline