| Słońce już dawno zaszło, i nastał późny wieczór… Amza zniknęła w namiocie Paladyna, kładąc do snu.
Podobnie uczyniła Deidre, ale w namiocie jaki zajmowała, przez godzinę jeszcze paliły się magiczne światełka(a więc jednak czytała?). W końcu zaś i nastała tam ciemność.
Reszta towarzystwa jakoś jeszcze spać się nie wybierała, siedząc przy ognisku, choć wielu było już o krok od tego. Druid przebywał przy swoim szałasie, z drzemiącym już tygrysem… który nagle strzygnął uszami, wpatrując się w gościniec.
Z ciemności wyłoniła się naprawdę niecodzienna postać, podchodząc powoli na skraj poświaty ogniska(a więc jakieś 12m). Towarzysze zamrugali oczami, a jedna czy druga dłoń nawet nieco się odrobinkę przesunęła ku orężowi.
- Witajcie… podróżni? - Odezwała się spokojnym tonem nietypowa kobieta. Jak nic jakaś wiedźma??
- Witamy. - Gabriel wstał, cały czas przyglądając się gościowi. - Również w podróży? - spytał. - Zapraszamy do ogniska… - Zerknął po towarzyszach.
Krasnolud zerwał się z posłania. Przybliżywszy się do ogniska, zawołał:
- Witaj - rzekł. - Czy także zmierzasz do Hluthvar?
- Nie… ja nie w podróży… co najwyżej na… "spacerze" - Nieznajoma uśmiechnęła się krótko, ukazując białe, małe kiełki. Zerknęła na Krasnoluda - Nie lubię miast… a Hluthvar, samo w sobie, ogólnie miłym nie jest… - Dodała, i postąpiła kilka kroków do ogniska, nadal jednak będąc od niego o jeszcze jakieś 6 metrów. Zachowywała najwyraźniej ostrożność rozmawiając z grupką.
Kargar przyglądał się wiedźmie nieufnym spojrzeniem. Zbyt dobrze pamiętał jak ich podeszli ci cholerni zmiennokształtni. Był gotów chwycić za broń gdyby obca wykonała jakikolwiek podejrzany ruch.
- Spacer powiadasz, czyli jesteś stąd? Okolice z tego co widzieliśmy w podróży nie są zbyt bezpieczne…
- Mieszkam w dziczy. A dzicz… no cóż… jest dzika. Bywa niebezpieczne, ale nie dla każdego - Bladolica zatrzymała się więcej nie podchodząc - Zmierzacie więc do Hluthvar? To po części… również "dzikie" miasto…
Mniszka zerwała się na równe nogi, po czym z zaciśniętymi pięściami, i przyjmując bojową postawę, wprost krzyknęła do nieznajomej:
- Galarai!! Czy to ty?! Nie weźmiesz mnie ze sobą! Nie jestem taka jak ty!
A nieznajoma… zrobiła zdziwioną minę.
- Nie wiem kim jest Galarai - Wyjaśniła spokojnie Amarze - Mylisz mnie z kimś…
- Nie nabiorę się na twoje sztuczki - syknęła Mniszka.
- Zwę się Kaaia z klanu Yoomee. Dziecko, naprawdę nie wiem, o co ci chodzi... - Bladolica nadal wyjaśniała całkiem spokojnym tonem, niewzruszona takim zachowaniem młodej kobiety.
- Spokojnie, Amaro - rzekł Bharrig. - Wygląda na to, że ta kobieta nie jest tym, za kogo ją bierzesz - druid rzucił przepraszające spojrzenie w stronę Kaai. - Nie szukamy kłopotów. Kim jest Galarai i dlaczego sądzisz, że to właśnie ona? - zapytał krasnolud.
- Ech… - Westchnęła Mniszka, i potarła własny kark, nadal jednak złowrogo łypiąc na "obcą". Przeniosła w końcu jednak spojrzenie na Druida.
- To moja… matka. Matka-wiedźma, która chce i ze mnie taką uczynić. Stąd uciekłam do klasztoru, ale i tam mnie znalazła… zła do szpiku kości, podstępna kobieta… - Mniszka znowu zerknęła na ich nocnego gościa.
- Amaro, nikt cię nigdzie nie zabierze - zapewnił Gabriel. - Zostaniesz z nami tak długo, jak długo zechcesz.
- Ciekawe… - Mruknęła przysłuchująca się wszystkiemu Kaaia.
Bharrig pogładził swoją brodę. Nieznajoma wydawała się być w miarę przyjazna - póki co.
- Hluthvar, dzikim miastem? - zapytał. - Cóż. Obozowaliśmy tutaj, bowiem rankiem chcieliśmy być u jego wrót - rzekł, dając znać, że chcieliby odpocząć.
Kargar zerwał się na nogi, gotów do działania.
- Poczekajcie… Amaro, czyli ta tutaj Kaaia wygląda tak jak twoja matka? Dlaczego uznalaś że to ona?
Parę osób spojrzało na moment na wojownika.
- No… bo wiedźmy umieją zmieniać wygląd, nie? A tu taka przychodzi w środku nocy do nas na pustkowiach niiiiiby przypadkiem… - Wyjaśniła Mniszka.
- Zapewne nie do końca był to przypadek - stwierdził Gabriel.
- Zatem… My obozujemy, ty przechodzisz dalej… Kontynuujesz spacer? - zapytał krasnolud, niepewny intencji nieznajomej.
“Zapewne bada, jak duże stanowimy dla niej zagrożenie” - pomyślał druid. Dziwna znajoma spacerująca w mroku nie zdawała się być przypadkiem na drodze. Przeciwnie, wyglądała jak łowczyni. “Ilu ich jeszcze jest tutaj?” - powstało w myśli druida, który zaczął także rzucać spojrzenia i nasłuchiwać w przeciwną stronę.
- Liczyłam na to, że mogę się przysiąść do ogniska, i porozmawiamy o różnych rzeczach? - Kaaia zrobiła nietęgą minę, jakby… zawiedzioną?
- Hm - zamyślił się druid, mając w pamięci jako żywo wspomnienie bebechów wieszcza i nieprzytomnej Deidre branej przez nikczemnego barda. - Rzeknijcie no, kompania, chcemy Kaaię w obozie?
Endymion dopiero po chwili wyszedł z namiotu trzymając w ręku topór. Szybko rzucił okiem po sytuacji, po czym… znów sięgnął po swój zmysł paladyński aby ocenić nowoprzybyłą postać, ale laska z kręgosłupa i czaszki nie nastrajała go pozytywnie… wielce się jednak zdziwił, nie wykrył w Kaai bowiem ani krzty zła.
Gabriel z kolei próbował z jej słów stwierdzić, czy Kaaia mówi prawdę, czy też w jej wypowiedzi kryją się jakieś kłamstewka, ale żadnych wyczuć nie potrafił. Mówiła więc prawdę?
- Nie mam nic przeciwko temu - powiedział.
Druid popatrzył na Kaaię i poszukał magicznej aury, którą mogła emanować… i Kradnoludem aż zatrzęsło. Bladolica emanowała chyba z tuzinem silnych magicznych aur.
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 06-08-2021 o 21:35.
|