Kolejne drzwi świadczyły że pomijając galerię i świątynię parter wieży służył potrzebom dnia powszedniego. Bowiem tu znajdowało się ważne miejsce dla społeczności wieży. Kuchnia.
To nieduże pomieszczenie służyło do tylko jednego celu. Gotowania. Było wyposażone w dwa różne piece, stoły do przygotowywania potraw. Szafki pełne były garnków, talerzy jak i sztućców. A także przypraw. I ktoś tu bardzo lubił czosnek, bo cała kuchnia była udekorowana girlandami z niego zrobionymi. Sama kuchnia pozwalała na przygotowanie potraw nawet dla dwunastu osób jednocześnie, ale widać było że od dawna nie wykorzystywano w pełni jej potencjału.
- Ktoś lubił dobrze zjeść... i był zdecydowanym wrogiem wampirów - stwierdził zaklinacz.
- To już raczej obsesja - Kvaser rozejrzał się czy w kuchni nie ma jakiś pozostałości jadła lub dalszych drzwi do spiżarni. Ostatecznie spodziewał się magicznego konserwowania żywności, niestety funduszy na to najwyraźniej zabrakło bo żywność konserwowano tu solą i wędzeniem.
- Bardziej martwi mnie jej wielkość. To zbyt duża kuchnia jak na jednego maga, nawet wliczając służbę jaką potencjalnie ma. - oceniła ponuro duergarka rozglądając się dookoła.
- Ale pewnie są dobrzy, prawda?- spytał naiwnie Cormharg.
- Może mag lubił gości? - zasugerował Harran.
- Może lubił, może jak to magik, chciał mieć ten przepych żeby mieć, możliwość wiele... - Wzruszyła ramionami Suletu - A ciekawe, gdzie spiżarka. Ktoś zgłodniał?
- Po takim czasie zapachy mogą być zdecydowanie mniej apetyczne - niziołek stwierdził z pomieszaniem złości i zawodu.
Wędrowiec beznamiętnie obserwował kolejne pomieszczenia, które co prawda były jak najbardziej użytkowe, ale w obecnej chwili były dla nich bezużyteczne.
-Ostatnie drzwi. Któreś w końcu muszą prowadzić do reszty wieży - powiedział, gdy jego towarzysze kręcili się po kuchni, a następnie ruszył w ich stronę.
- Jest jeszcze spiżarnia - zreflektował Kvaser - jeśli jakiś wampir jednak tu jest, może się ukrywać w miejscu, gdzie będzie ciemniej. Wolałbym aby nie wyskoczył nam na plecy… I nie, nie myślę tylko o ciastkach proponując to miejsce - zaśmiał się lekko.
- Ma rację - Suletu zerknęła najpierw na Kvasera, a potem Wędrowca, posyłając temu ostatniemu niby wielce poważną minę. W końcu jednak skupiła się na Niziołku.
- To działamy. Jestem obok… - Powiedziała, przyjmując postawę bojową.
Kvaser spodziewając się ciemniejszego miejsca - wszak przechowywaniu żywności nie służyło światło - założył zawieszone dotychczas na szyi gogle i ruszył w stronę spiżarni, koło pieca aby przebadać to pomieszczenie.
- Prawie mi żal tego wampira - powiedział Harran, który zdecydowanie nie wierzył, by jakiś krwiopijca mógł się chować w spiżarce.
- Może liczył na jakąś kaszankę? - rzucił beznamiętnie Wędrowiec
- I co? Znalazłeś coś ?- zapytała duergarka zaciskając mocno dłonie na swojej lasce. Znalazł… trochę przeterminowanego mięsa, które pokryło się niezdrowymi płatami zieleni. Trochę żywności, którą dałoby się uzupełnić zapasy w Destiny i pająka wielkości pięści skupionego na wysysaniu soków z upolowanego szczura.
- Phi - Powiedziała na takie znaleziska Suletu - A jakiegoś alkoholu nie ma? Dobra… to idziemy tam gdzie Wędrowiec gadał.
- Chodźmy. I obyśmy znaleźli coś ciekawszego, niż przerośniętego pająka - dorzucił zaklinacz.
- To nie był przerośnięty pająk - Warpriestess uśmiechnęła się krzywo do Zaklinacza.
- Mięso o smaku zgnilizny i rozczarowania - niziołek zamknął drzwi do spiżarni z hukiem.
- To wracajmy do sali z posągami i zbadajmy ostatnie drzwi. Wątpię by te tutaj… - diabliczka wskazała na drugie drzwi prowadzące z kuchni.- … prowadziły do czegoś ciekawego.
...na co szybko zajrzała tam Suletu.
- Mieliśmy nie zostawiać "dziur" za plecami? - Burknęła. Jej oczom ukazał się wąski korytarz kończący się ostrym zakrętem. Suletu przywołała dłonią Tangeris i wskazała jej na migi korytarzyk.
- Na chwilkę? - Szepnęła tak, żeby kapitan tej bandy nie słyszał…
- Nie widać cię, nie ma cię wśród nas, wzrok przenika cię jakby powietrza kochanką byłaś.- zagrała cichutko diabliczka wpatrując się w Suletu. trąciła ją delikatnie ogonek, a Warpriestess… znikła. Widząc co się stało… a właściwie nie widząc na moment własnych rąk, cicho się zaśmiała.
- No to idziemy - Szepnęła do rogatej.
Ta ruszyła za nią śpiewając cicho to samo i po chwili obie znikły w wąskim korytarzu.
Gdy wszyscy wrócili do sali z posągami, Wędrowiec ruszył w stronę ostatnich drzwi.
- Tanegris, może nam się przydać ta twoja zabawka - rzucił, odwracając się dopiero gdy nie usłyszał ani odpowiedzi, ani brzęku jej bransolet - Gdzie ona jest? I Suletu? - dodał, widząc też brak kapłanki.
- Niewidzialni wrogowie musieli ich porwać, wprost pod naszymi nosami! - stwierdził głośno i nerwowo Cromharg rozglądając się dookoła.- To miejsce musi być jedynie pozornie bezpieczne.
- Albo się urwały, by na własną rękę poszukać tajemnic tego zamku - wyraził zgoła inne przypuszczenie Harran. - Ostatnio były w kuchni - dodał. - Może szukają alkoholi? Suletu coś narzekała na ich brak.
Skierował się w stronę kuchni.
- Wracamy, trzeba je znaleźć - zgodził się automaton - Może znalazły jakieś ukryte przejście.
Dotarcie drużyny na miejsce zajęło chwilkę, zauważenie że drugie, niepozorne drzwiczki ukryte w cieniu były już otwarte kolejną. Za nimi był ciemny i wąski korytarz, kończący się ostrym zakrętem.
- Harran, masz jakieś światło? - zapytał Wędrowiec, uważnie nasłuchując odgłosów z korytarza.
- Mam, ale wolałbym nie świecić niczym pochodnia - odparł zaklinacz. - Poza tym nie potrzebuję światła - dodał, po czym rzucił na siebie niewidzialność, a następnie przybrał postać drowa. A potem rzucił na siebie garść zaklęć ochronnych.
- Jaki kawałek ciebie mam zamienić w lampę? - spytał.
- Mój młot może się świecić - odezwała się Imra, której cała ta wycieczka za bardzo przypominałą jej własną eskapadę po wieży maga. O której z resztą opowiadała. Wysunęła broń w kierunku gdzie był jeszcze niedawno zaklinacz czekając na efekt.
- Proszę bardzo. - Zaklęcie było proste i wnet blask bijący od młota Imry rozświetlił korytarz.
Ruszyli dalej.
Przemierzając wąski korytarz, awanturnicy jeden po drugim (bo miejsca było tylko na jedną osobę) dość szybko dotarli do zakrętu, a potem… do skradających się dziewczyn. Bo te wszak starały się uniknąć pułapek więc ich tempo ruchu było wolne.