Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2021, 20:45   #121
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - 2519.X.13; południe

Miejsce: G.Środkowe; opustoszałe miasto; okolice wewnętrznego muru
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); południe
Warunki: na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno


Karl



- Tak, zrozumiałam. - po chwili ciszy zza okna dobiegł zniechęcony, kobiecy głos. Milczała jeszcze chwilę jakby się nad czymś zastanawiając nim nie odezwała się ponownie.

- Jesteś pyszałkowatym głupcem Karl. A niedługo będziesz martwym, pyszałkowatym głupcem. - odparła spokojnie dając mu odczuć, że według niej podjął niewłaściwą decyzję. Potem nastała cisza. Nie wiedział czy coś jeszcze będzie mówić, czy nadal tam jest, czy się zmyła. Stał wciąż przy starej, zimnej, osmaganej górskimi wiatrami kamiennej ścianie i słyszał już tylko ten wiatr. A potem usłyszał kroki. Zbliżały się ostrożnie od strony framugi po drzwiach jakimi tu wszedł. Zatrzymały się gdzieś przy nich po czym do środka zajrzała głowa jednego z żołnierzy.

- A, to ty. Dobrze. Chociaż ty się znalazłeś. Chodź. Oswald robi zbiórkę. Jeszcza paru naszych brakuje. - powiedział z ulgą, że znalazł kogoś ze swoich a nie kogoś tych drugich.

Jak się okazało łysy mięśniak z dwuręczem rzeczywiście robił zbiórkę. Jak Karl tam dotarł brakowało jeszcze z połowy składu. W tym Jensena i Anthona. W końcu akrebuzier się znalazł. A Anthon nie. Brakowało też jednego żołnierza. Tego rannego kusznika. Więc w porównaniu do sytuacji po tamtej stronie muru brakowało im dwóch ludzi.

- To co robimy? Czekamy na nich dalej? - Jensen zapytał zerkajac na Oswalda i Karla.

- Chyba ich nie zabili. Bo by była krew i ciała. I walka. Byłoby słychać. Słyszał ktoś coś takiego? - Oswald też się nad tym zastanawiał. Popatrzył po zebranych dookoła twarzach ale nikt się nie zgłosił, że coś takiego spotkał.

- Cicho! - nagle syknął Jesnen przykładając palec do ust. Przez chwilę nic się nie działo. Widać było tylko ten niepokojący, czarny całun jaki oddzielał ich od ponurego nieba. I jakiś trudno uchwytny szmer albo szum. Wtem jednak dało się usłyszeć gołębi trel. Co było o tyle dziwne, że całe to zrujnowane miasto wydawało się pozbawione życia. Także ptaków.

- To śledcza! Wróciła do nas! - ucieszył się jeden z żołnierzy. Ale i pozostali musieli rozpoznać ten sygnał. Jensen nie czekał. Wziął ze sobą jednego z włóczników i wrócił za mur. Nie było ich i nie było. Przynajmniej jak się na nich czekało to się zdawało strasznie długo. Ale w końcu wrócili we trójkę. To rzeczywiście była śledcza Deacher. Wyglądała prężnie i zdecydowanie jak wcześniej. Tylko teraz spod ronda wysokiego kapelusza wystawał jej gruby opatrunek z bandażu jakim wciąż miała obwiązaną głowę.

- Witajcie bracia. Już mi lepiej. Cieszę się, że was widzę. Jak wygląda sytuacja? - zapytała pozwalając sobie na rzadki u niej uśmiech. Jej podwładni też wydawali się zadowoleni, że ich szefowa i opoka wróciła do nich. Zwłaszcza, że jak się przymknęło oko na ten kawałek wystającego bandazu to wyglądała na całą i zdrową.

Jensen dość dokładnie i sprawnie opisał co się działo od opuszczenia bramy. Zastrzelenie strażnika magią, jakieś demoniczne jęki, chaotyczny bieg ku wyrwie i rozproszenie oddziału w tej okolicy za murem. No i zagubienie się Anthona i kusznika jakich do tej pory nie udało się odnaleźć. Śledcza zaś jak doszła do siebie postanowiła dokończyć co zaczęła. Dotarła z obozu u podnóża gór na wieżę gdzie dowiedziała się dokąd poszła większość w miarę zdrowych z mieszanego oddziału. I tak dotarła do wewnętrznej twierdzy. Ale widząc obsadzony mur nie bardzo wiedziała dokąd poszli dalej. A w pojedynkę nie uśmiechało jej się zdobywać pilnowanej, zamkniętej bramy. Więc próbowała wywołać swoich znajomym sygnałem. No i za którymś razem podziałało.

- Panowie nie możemy dłużej zwlekać. Noc będzie sprzyjać im a nie nam. Musimy załatwić sprawę jak najszybciej. Czy jest jeszcze coś co powinnam wiedzieć zanim ruszymy dalej? - śledcza okazywała pewność siebie jaka wlewała otuchę w serca. Jej gorąca wiara w słuszność dalszych poczynań sprawiała, że i jej ludzie kiwali gorliwie głowami dając znać, że są gotowi za nią podążać. Ale zanim ruszyli oficer z Lenkster rozejrzała się po otaczających ją twarzach czy coś jeszcze się działo jak jej nie było.




Miejsce: G.Środkowe; wewnętrzna twierdza; sala tronowa
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); południe
Warunki: na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno



Anthon



- Podjąłeś słuszną decyzję Anthon. Sam się niedługo przekonasz. - Inez nie ukrywała, że jest zadowolona z jego odpowiedzi. Poczekała aż zawiąze sobie usta jej apaszką po czym zachęcająco pokiwała na niego palcem aby ruszył za nią. Tak wyszli przez dziurę w ścianię przez jaką pewnie ona wcześniej tu weszła. I jej zombi.

Na ile Anthon miał okazję się jej przyjrzeć to kompletnie nie pasowała do stereotypu nekromanty. Niby osoby uzdolnione Mocą trafiały się po równo i u chłopców i dziewczynek. A Kolegiach też i studenci i ciało nauczycielskie było dość wyrównane pod tym względem. Ale nie bardzo pamiętał o jakichś kobietach - nekromantkach. Jak już to byli to jacyś zaprzańcy i obmierzli staruchowie. A Inez była młodą, gibką, pełną życia dziewczyną. Zapewne mogła przykuwać uwagę i na ulicy, i po karczmach czy salonach. Trudno było uwierzyć widząc tą młodą kobietę, że para się zakazaną magią. Ale jednak tak samo jak widział, że jest młoda i gibka tak samo widział, jak przedstawiła się jako nekromantka i dyrygowała grupką wskrzeszonych trupów. Za to musiała ładnie pachnieć. A przynajmniej ta apaszka jaką kazała mu zawiązać sobie usta była przesycona, przyjemnym, kobiecym ciepłem. Ale jednak nie była głupia.

Jej wskrzeszone trupy eskortowały go pozwalając mu na krok swobody ale jednak mocno ograniczając czy to próbę ucieczki czy ataku na ich panią. Sama pani szła kilka kroków za nimi. Szli mrocznymi kanionami zrujnowanych ulic. Te wydawały się podobnie nijakie i porzucone jak miasto po drugiej stronie muru przez jakie Anthon przechodził niedawno z kolegami.

- Wybacz ale muszę zadbać abyś nie zobaczył zbyt wiele póki nie dojdziemy na miejsce. - usłyszał jej głos zza swoich pleców. Po czym poczuł jak włoski stają mu dęba na karku i usłyszał jak nuci zaklęcie. Krótkie. Po zawirowaniach eteru rozpoznał, że to musiało być coś prostego. Zaraz potem z ziemi powstał pył i kurz jaki tam zalegał i uniósł sie w górę tworząc dymną zasłonę odcinając ich od świata zewnętrznego.

- Nie bój się, wiem dokąd idziemy. - uspokoiła go podchodząc nieco bliżej. Pewnie aby znalazł się w strefie tej dymnej zasłony. Od tej pory widział tylko stary, brudny bruk jaki zaścielał ulice. Poznał, że przechodzą przez jakiś tunel. Ale krótki. Możliwe, że to było przejście w jakiejś bramie. Mijali jakieś ognisko bo słyszał jak trzeszczą polana. A potem było coś potężnego. Zawirowania Dhar były tu tak silne, że wypaczały Ether jaki tędy przepływał. Jak jakiś wir czy czarna dziura. Cokolwiek to wywoływało musiało być potężne. Duże źródło spaczenia albo miejsce jakiegoś plugawego rytuału mogło wywoływać aż takie zawirowania. Ale minęli to miejsce. Chyba szli w jakimś budynku bo zaczął słyszeć jakby echo. I pod nogami widział starą, marmurową posadzkę a nie bruk jak wcześniej.

- Jak będziesz rozmawiał z naszym panem to pamiętaj, że on jest tu panem i władcą. Hrabią i rycerzem. I jeśli do nas przystaniesz to twoim przyszłym szefem i władcą. - rzuciła panna Muller gdy szli wewnątrz jakiegoś budynku.

- No to już. Jesteśmy na miejscu. Możesz ściągnąć apaszkę. Ale prosze cię, nie rób głupst bo szkoda jakbyś teraz wszystko zaprzepaścił. - powiedziała Inez całkiem uprzejmym, miłym głosem. Rozpuściła też dym więc Anthon mógł się rozejrzeć gdzie się znajduje. To musiała być jakaś zamkowa sala tronowa. Dało się poznać po tronie jaki był naprzeciwko niego. I postaci w pancerzu jaka na nim zasiadała. Z ciężkim, dwuręcznym mieczem u oparcia tego tronu. W garnczkowym hełmie jaki już teraz rzadko można było spotkać. Niemniej postać zasiadającego na tronie rycerza była posępna i budziła respekt. Ale z powodu mroku jaki otaczał ten koniec sali trudno było dostrzec szczegóły. No ale w tej sali tronowej nie byli tylko we dwóch z Inez. Byli też inni.

Przy tronie niczym jakiś doradca stała postać w czarnym płaszczu i kosturze. Kosturze z kości i zatkniętą czaszką. Ten to dopiero wyglądał jak klasyczny stereotyp nekromanty. Po drugiej stronie stała kobieta. W sukni i bardziej zbliżona wiekiem do Inez niż do tego starego. A poza tym po każdej stronie Anthona stało w karnych, milczących szeregach po tuzinie szkielecich wojowników. W każdej chwili byli gotowi rzucić się na niego gdyby była taka potrzeba. Zaś te pół tuzina zombi Inez blokowało drogę odwrotu.

- Cieszę się, że okazałeś rozsądek magistrze von Kurtze. Pragnę cię powitać jako naszego gościa i herolda na dworze naszego pana, Konrad von Falkenhorst. Nasz pan daje słowo honoru traktować cię jako swojego gościa i herolda. Póki będziesz się zachowywał jako nasz gość i herold. - odezwał się ten starzec co stał po prawicy swojego milczącego pana. Ten czas jaki Anthon rozglądał się po sali tronowej widocznie wystarczył Inez na zdanie chociaż pobieżnej relacji z dotychczasowych negocjacji z Anthonem. Starzec chociaż miał wygląd starego sępa głos miał silny i zdecydowany. Był też widać wykształcony w przemawianiu bo przemawiał jak należało. Niemniej niejako oficjalnie potwierdził coś co wcześniej obiecywała mu Inez.

- Jeśli jesteś utrudzony możesz spocząć i się posilić. Nie obawiaj się, nie jest zatrute. Chyba widzisz, że mamy dużo prostsze sposoby na pozbycie się ciebie niż zabawa z trucizną. - mówca wskazał na jeden ze stołów. Musiał być przygotowany wcześniej bo kusiły na nim półmiski i talerze wraz ze srebrną zastawą. A na nich podane dania i butelki z winem i piwem. Stół stał przed trochę przed podwyższeniem tronu. Więc tak w sam raz aby można było za nim usiąść i porozmawiać. W tym czasie ten stary nachylił się do siedzącego rycerza i wymienili się cicho jakimiś uwagami. Stary pokiwał głowa i sie wyprostował.

- Nasz pan ma dla ciebie prostą propozycję. Przyłącz się do nas. Przyda nam się ktoś tak uzdolniony jak ty. Jeśli chodzi o tą kobietę o jakiej mówiłeś Inez nic nie stoi na przeszkodzie abyś ją dostał. Możesz ją mieć jej los nas nie interesuje. Zrobisz z nią co uznasz za stosowne. Niestety nie mamy czasu na zbyt długie dywagacje. Więc musimy się ograniczyć do tej klepsydry. Jeśli chcesz coś powiedzieć albo zapytać to mów. Gdy piasek się przesypie będziesz musiał zdecydować. Zostajesz z nami i będziesz walczyć z naszymi wrogami. Albo Inez odprowadzi cię tam gdzie się spotkaliście i uznamy cię za naszego wroga. - stary mężczyzna mówił spokojnie i bez okazywania emocji poza stanowczością. Mówił wyraźnie i klarownie. Dość jasno stawiał sprawę. Albo Anthon jest z nimi albo przeciwko nim. W ten lub inny sposób wkrótce czekała ich walka. Teraz czekał na reakcję ich gościa. I z żywych wiele głów spojrzało w kierunku bocznej nawy. Bo weszła przez nie jakaś młoda kobieta w spodniach i o ciemnych włosach. Obrzuciła Anthona ciekawym spojrzeniem ale nie zwalniając podeszła do tronu, skłoniła się swemu władcy po czym zaczęła coś szybko szeptać jego doradcy z kościanym kosturem. Trwało to dość krótko. Stary skinął głową a kobieta widocznie spełniła swoje zadanie bo wyprostowała się i teraz bez skrępowania przyglądała się magistrowi metalu stojącego przed tronem i za stołem. A piasek w klepsydrze przesypywał się. Na oko Anthona to mieli może pacierz albo dwa na te rozmowy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline