Tupik zacisnął pięści widząc jak chłop uderza dzieciaka, najchętniej sam oddałby mu trochę silniej, może używając ostrza, jednak nie był to czas ani moment a i pozbawianie życia potencjalnego ojca któregoś z maluchów też nie byłoby dla nich korzystne. Cóż takie brutalne realia życia w ludzkim miocie.
- Przybyłem tu zobaczyć się z Rolfem , kopie glinę – o tam – wskazał ręką w stronę niknącej w głębinach lasu dróżki. Rzecz jasna chłop pewnie doskonale wiedział kim jest Rolf i co robił, grunt jednak by wiedział że Tupik tez wie… Rozpytywanie przez nieznajomego o jednego ze swoich – jak mógł to postrzegać wieśniak, mogło źle się kojarzyć, a słowo „szukam” – było na wyjątkowej czarnej liście słów których nigdy nie powinno się używać w takich sytuacjach, no bo po cóż obcy miał szukać Rolfa – przecież nie po to żeby dać mu jakieś pieniądze, prędzej by je zabrać…
Karczmarz spod "Złotej Igły" - znacie ten zajazd panie? - Całkiem dobry chleb tam pieką i te kiełbaski... mniam palce lizać... a o czym to ja? Acha , karczmarz wspominał że tu kopalnia gliny bo kiedyś u niego właśnie niejaki Rolf gościł no stąd, z kopalni, tak więc szukam Rolfa coby z nim pogadać...
- słowotok jaki halfling z siebie wypuścił był nie przypadkowy, miał nieco zamieszać nieznajomego i pomóc wybadać jego intencje , wszak nie mógł zdradzić ot tak prawdziwego źródła zainteresowania Rolfem, czuł podskórnie że wspomnienie o szajce Krasnikova źle mogłoby się skończyć, poza tym brał pod uwagę fakt że coś mogło się Rolfowi stać i być może maczali w tym palce sami chłopi... Wolał oficjalnie nie uzależniać powodu swej wizyty od Rolfa, aczkolwiek zapytać o niego musiał - wszak go szukał...
- Daleko stąd do tej gliny? – zapytał próbując nieco zmienić temat i odbić już całkiem zainteresowanie chłopa od dzieciaków i samego halflinga.
– Ponoć jest całkiem dobra a ja zainteresowany jestem większym zakupem – stałym kontraktem tak właściwie, bo przecież nie przyjechałbym tu z pieniędzmi by ją targać na plecach – dodał doskonale pamiętając wzrok chłopa taksujący jego ubranie. Na dodatek jakby na potwierdzenie swych słów gdy wspominał o pieniądzach poklepał się przy tym po sakiewce - wyraźnie chudej i nie wywołującej zbyt przesadnego dźwięku. Ta była na pokaz, i zawierała miedziaki i trochę srebra, złote monety miał starannie poukrywane w różnych częściach garderoby. Wolał nie uchodzić za zbyt zamożnego a już na pewno nie za kogoś kogo bardziej opłaca się ograbić tu i teraz , niż uzyskać stałe źródło dochodu. Co prawda inwestycję glinową wymyślił na poczekaniu – ale długo mu nie zajęło by sam uwierzył w to co mówi, no bo czemu by nie? Co innego robiłby halfling pośrodku głuszy, z dala od miasta, szukając jakiegoś glinianego robotnika…