- Tak, Graugr. Dobrze - chwaliła Dasza ogryna gdy ten celując w okrągły otwór wreszcie wziął walec… zupełnie, nic a nic się nie zadziwiła gdy ten próbował go wepchnąć bokiem. Jedynie ją to rozbawiło.
- No, prawie, prawie… jeszcze tylko obrót o 90 stopni… - odpowiedziało jej nie-rozumne spojrzenie. Pokręciła głową i sama chwyciła klocek. Nie wyrwała go ogrynowi z ręki tylko powoli pokierowała jego dłonią i palcami aby się udało
- Braaawo - pochwaliła szyderczo ogryna, ale ten nie rozumiał czym jest szydera i cieszył się jak dziecko - to teraz ten - wskazała trójkątny prostopadłościan. Mina ogrynowi zrzedła.
- Osłona, kretynie! - warknęła każąc ogrynowi zrobić dosłownie pół kroku w bok które pozwoliły mu niemal całkowicie się skryć - najpierw osłona. Potem strzelasz. Kapiszi? No… chyba, że zieloni na ciebie szarżują… wtedy osłona chuja da.
- Rozumme - odpowiedział jej tępy głos, a Dasza jakoś wątpiła czy to była prawda. No ale w czasie akcji to była jej sprawa aby go kontrolować w taktyczny sposób. Choć miło by było gdyby nie musiała takich oczywistości mu każdorazowo tłumaczyć. Graugr był wyjątkowo silny, nawet jak na ogryna i orkowie mogli go całą bandą otoczyć a pewnie i tak by sobie poradził. Jednak był też wyjątkowo głupi. Nawet jak na ogryna. Odmiana przez przypadki? Zapomnij. Będzie dobrze jeśli użyje tych słów które ma na myśli… Z Graugrem to wszystko było nieustającą pracą… ale gdy Dasza oglądała jak orkowe kończyny latają wokół… to czyniło to wszystko wartym wysiłku.