09-08-2021, 17:28
|
#391 |
Kapitan Sci-Fi | Tristan na swój sposób zaimponował Frankowi. Pobudki miał zaiste szlachetne, choć Polak już zbyt długo siedział w tym zawodzie, by ufać pierwszemu wrażeniu. Okaże się czy Francuz powiedział prawdę, czy była to tylko ubrana w piękne słowa osłona.
Tak czy siak, w końcu mogli wyruszyć do celu ich podróży. Adamski nie był specem od chodzenia po górach. Raz w życiu, któregoś lata wspiął się na Giewont i tyle było jego wizyt w górach. Nie był nawet w Szwajcarii ze swoim dawnym przełożonym majorem Żychoniem, na ani jednej z jego licznych tam podróży, oczywiście w celach służbowych.
Zaraz po wejściu do jaskini potknął się o jakiś kamulec i prawie wyłożył jak długi. Na szczęście przytrzymał się ręką jakiejś skalnej narośli i zdołał utrzymać się na nogach. Nie powstrzymał się jednak od siarczystego przekleństwa. Na szczęście użył języka polskiego, dzięki czemu, ku swojemu zadowoleniu, nie wzbudził tym niesmaku u towarzyszącej im damy, a jedynie echo, które nadeszło z głębi korytarza.
Gdy dotarli wreszcie na miejsce, Franek rozejrzał się po wnętrzu komory. Widział w sumie niewiele, światło latarki nie było idealne, ale ocenę przydatności pomieszczenia zostawił profesorowi. Gdy wypadła ona pomyślnie, mógł powiedzieć tylko:
- No to spróbujmy z tym kopaniem. Po coś kupiliśmy te kilofy.
Przy czym przez "spróbujmy", mam na myśli "spróbuję", pomyślał spoglądając na jajogłowego i swoją szefową. Wyglądało na to, że jest ich jedynym wsparciem siłowym. No cóż, nigdzie im się nie śpieszyło. |
| |