Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2021, 06:42   #229
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Na posterunku śmierć zatrzymanego nadal była tematem numer jeden szeptów między policjantami. Nic dziwnego, nie było to coś co przydarzało się co dzień. Irya nie była zadowolona z tego jak skończył się wyjazd do Velvet Room, ale po prawdzie sama nie wiedziała czego tak naprawdę chciała. Mogła na pewno liczyć na jedno - że Bertrand w tej czy innej formie, przekazał Yamadzie, że policja Capitolu uczepiła się go jak wszy.

Sinclair powitał ich miną która pozwalała jej założyć, że coś trochę się martwił. W końcu od czasu jej smsa z informacją kto podjechał pod klub, nie odezwała się. W kilku słowach streściła mu co się wydarzyło po tym jak pojechał. Przełożony patrzył przy tym na nią jakby jednocześnie chciał jej powiedzieć, że mu niepotrzebnie dupę zawracała tym wyjazdem, ale też dała mu okazję się wyżyć, a to już było warte fatygi.
- Teraz tylko od Bertranda zależy jak to się dalej potoczy - skomentował w końcu rewelacje na temat wizyty Yamady w Velvet Room.
Zmiana skończyła się bez dalszych ekscesów.

No poza jednym. Do Inspektor zadzwoniła jej matka i poprosiła o spotkanie.
Irya dobrze wiedziała o co, pod pretekstem wspólnych zakupów, jej chodzi. I była ciekawa ich opinii.

***

Ostatnim razem gdy była w Luna Commerce Center to na drugi dzień została zaatakowana przez nożownika w swoim mieszkaniu.
Zaśmiała się pod nosem na to skojarzenie. Zdecydowanie miała nierówno pod sufitem skoro wspominała to pozytywnie.
W oczekiwaniu na umówione spotkanie przeszła się do swojego ulubionego sklepu z bronią i po kwadransie buszowania między półkami, zamówiła sobie coś dla rozrywki z myślą, że będzie miała pretekst wybrać się na strzelnicę. Zagadała się ze sprzedawcą i kiedy w końcu spojrzała na zegarek okazało się, że może się nie wyrobić z dotarciem do umówionej kawiarni. Wyszła ze sklepu i prawie biegiem ruszyła przed siebie.

Dotarła na miejsce chwilę po czasie, jej matka już siedziała przy stoliku i przeglądała w znużeniu kartę z napojami. Uniosła spojrzenie gdy Inspektor do niej podeszła.
- Jesteś w końcu - kobieta na jej widok uśmiechnęła się i wstała.
- Nie zostajemy tu? - zapytała Irya z nadzieją.
- Nie kochanie. Umówiłam nas na przymiarki - pozbawiła ją złudzeń.
Irya nie szczególnie za tym przepadała, ale to już był ich wspólny rytuał, sposób na wspólne spędzanie czasu.

W Luna Commerce Center można było znaleźć wszystko. Bez problemu, jeśli się dysponowało odpowiednimi funduszami, można było zamówić szyte na miarę ubrania z najlepszych tkanin, szyte przez najbardziej wprawnych rzemieślników. Każdą sukienkę jaką miała w swojej garderobie Irya, trafiły tam za sprawą jej matki.
- Widzę, że dziś nie marudzisz - żartobliwym tonem zauważyła pani Corday, gdy znalazły się w pracowni. Krawiec przyniósł sukienkę, która czekała od półtora miesiąca na przymiarkę i Irya schowała się z nią w przebieralni.
- No bo zauważyłam, że może i masz rację. Przydają się czasem - przyznała niechętnie Irya. Widząc krój sukienki przeklęła w myślach, że nie pozbyła się blizny z szyi albo chociaż jej nie zatuszowała makijażem.
- Charles ma na ciebie dobry wpływ - skomentowała Madeline.
Irya parsknęła śmiechem i nawet nie wiedziała jak to skomentować.
- Wspólnie już ustaliliśmy, że to ja mam na niego zły wpływ - stwierdziła po chwili milczenia, przeznaczonej na zgadnięcie czy suwak na plecach sukienki rozsuwa się bardziej, czy już doszedł do granic i zaraz rozerwie materiał jeśli użyje więcej siły.
- Zaskoczyłaś nas tym, że go nam przedstawiłaś - przyznała pani Corday.
- A co w tym takiego dziwnego? - zapytała, wciskając się w sukienkę.
- Choćby to, że z własnej woli nigdy nie przedstawiłaś żadnego ze swoich poprzednich... partnerów.
- No bo tak wyszło - westchnęła Irya i rozsunęła kotarę przebieralni i wygładziła materiał na sobie.
- Irya czy ty - pani Corday zrobiła zmartwioną minę. - Wpadłaś?

Zatkało ją.
- Nieee... - skrzywiła się.
- Dobrze - kobieta odetchnęła. - Nie żebyśmy mieli coś do Charlesa, ale... Dobrze. - Wyraźnie ta myśl zaprzątała jej głowę.
- Mamo, proszę cię... - była zażenowana. Ale nie miała prawa się złościć, bo sama się wrobiła w tą rozmowę.
- Spokojnie - roześmiała się. - Przecież mówię, że podoba nam się Charles. Tylko dobrze, że nie ma w tym żadnej presji.
- David go prześwietlił? - Irya przewróciła oczami.
- I niczego niepokojącego nie znalazł. Ani długów, ani najmniejszych zatargów z prawem - przyznała, a Irya poczuła ulgę, bo gdzieś w głębi miała odrobinę obawy, że znajdzie coś nieciekawego. - Można uznać, że nie znalazł podstaw by zlecić na niego nadzór tajniaków - mrugnęła do córki.
- Łał, miło z jego strony - sarknęła.
- Przyznam, miałam z początku co do niego mieszane uczucia, był taki zdystansowany i wyniosły w sposobie bycia - przyznała, wspominając wczorajszy wieczór. - Ale kiedy się z nami oswoił to zauważyłam, że po prostu był zestresowany spotkaniem z przyszłymi teściami - uśmiechnęła się w rozbawieniu.
- Haha, tak to na pewno - Iryi tym razem udzieliła się wesołość matki.
- I jeszcze to jak na ciebie patrzy - ciągnęła dalej Madeline.
- W sensie? - Irya nie złapała o co jej chodzi.
- Że nawet jeśli sprawia wrażenie osoby gotowej do walki z całym światem, to jednocześnie po tym jak na ciebie patrzy widać, że mu na tobie zależy.
Irya uśmiechnęła się lekko. Tego była bardziej jak pewna.
- Tak, potrafi być troskliwy - przyznała.

***

Po odprowadzeniu rodzicielki na parking i pożegnaniu się z nią, zdzwoniła się z Charlesem i ustaliła czy i gdzie się będą widzieć. Wróciła jeszcze do centrum handlowego, żeby zabrać na wynos jakieś jedzenie, które nie traci na smaku ani konsystencji po odgrzaniu.

Dojechała pod dom Morgana niestety pierwsza, bo oceniła, że ruch będzie na drodze większy niż się spodziewała i chwilę musiała poczekać. Żałowała trochę, że nie dorobiła sobie kluczy do jego zamków, kiedy miała na to okazję.

Na szczęście długo nie zajęło jak białe auto zajechało na podjazd i wysiadł z niego prawnik. Przywitali się pocałunkiem i razem weszli do środka. Corday nie poprzestawała na molestowaniu Charlesa, który nie zamierzał jej tego utrudniać, więc jedzenie musiało poczekać.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline