Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2007, 23:03   #750
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
2 godziny do wyprawy do Genegate...

Miasto
Taika;
zrobiwszy zakupy jesteś świadkiem zasłabnięcia jakiejś kobiety, zdaje się. Patrol straży zjawia się na miejscu, wypytuje ludzi co się stało. Obiecują zająć się kobietą, szybko sprowadzają ryksze, która odwozi kobietę do medyka, zdaje się. Przynajmniej strażnicy tak twierdzą. Gapie rozchodzą się, patrol idzie w swoją stronę.
- To już 15 przypadek dzisiaj! – słyszysz, jak strażnicy szemrają. – Szpital i apteki nagle przeżywają oblężenie, ludzie niespodziewanie tracą wzrok, dostają drgawek... Myślisz, że to ICH wina?
- Tych ze statku-widmo? Możliwe. Kapitan mówił, że są niebezpieczni, a przecież był wśród nich nawet demon!
- Tak, widział go mój przyjaciel! Białoskóry demon! Przechadzał się zeszłej nocy przed katedrą!
- Złośliwe ścierwo, do tego niebojaźliwe jakieś! To pewnie on stoi za tą sprawą z łuczniczką-zabójczynią!
- Myślisz?
- Demoniczne sztuki potrafią sprawić, że białoskóry przemieni się w kobietę z łukiem!
- Nie podoba mi się to wszystko. Jak myślisz, czego oni tu w ogóle szukają?
- Tacy jak oni niczego nie szukają, po prostu, chcą namieszać w życiu porządnych ludzi! – fuknął strażnik.
- JEST TAM!!!
- Co...?!
- TAM!!! – drugi strażnik w podekscytowaniu wskazywał ręką w górę.
Jego towarzysz zadarł głowę.
- Była... tam...! – strażnik głośno przełknął ślinę i opuścił rękę.
- Kto?
- Łuczniczka! Widziałem!!! Kucała na dachu, gapiła się na nas!...
Ludzie wokół zadarli głowy i rozglądali się głupkowato.
- Co, wampir?! – spytał któryś, kto inny powtórzył słowo „wampir”, i rychło wybuchła panika.
- Nie ma żadnego wampira! – ogłosił uspokajająco strażnik. – Powtarzam, fałszywy alarm, ludzie! Zachowajcie spokój!... – zerknął znów na swojego kompana i dodał szeptem; - Jak wyglądała?
- Była.... eeeh była... oO’
- No...? Gadajże!
- Była... prawie naga...! O_O
- Naga?!
- Znaczy... tego... miała na sobie strzępy ubrania, ale... strzępy dosłownie, że jej akurat piersi trochę zasłaniały, i... i strzępy na biodrach...! – wyjąkał nieskładnie.
- Była elfką?
- Nie wiem, nie patrzę na szpiczastośc uszu kiedy widzę pół naga babę!!! – jęknął, zaczerwieniony.

Avenue 69
Nefertiri;

Ozdobiłaś włosy świeżą, piękną różą. Ruszasz na poszukiwania domu, który jest, jak cię poinformował Ranovald, naprzeciw zakładu Tamira.
Po drodze przeżywasz spotkanie z rozbrykanymi centaurami. O dziwo wokół nie wydają się zbytnio zaskoczeni ich widokiem, ani faktem, ze w najlepsze ścigają się po ulicach. Masz wręcz wrażenie, że przechodnie wyćwiczyli już w sobie odruch odskakiwania na bok przed pędzącymi centaurami.
Wreszcie, docierasz nam miejsce. Widzisz przy ulicy wielki budynek, z tabliczką „Tamir&sons”. Przed budynkiem stoją... 2 centaury, które omal cię nie staranowały.
- Znowu?! – krzyknął oburzony, dorosły centaur, stojący przed nimi.

http://arehandora.deviantart.com/art/Damien-21150296

- Tatku, my nie chcieliśmy! – skuliły się oba młodziki.
- Przeprosiliśmy ją!
- To prawda!
- Nicponie! – westchnął. – Klient właśnie konia do podkucia przyprowadził, zajmijcie się nim, ale chyżo!
- Tak tatku! – oba centaury pognały na tyły zakładu.

Podchodzisz do drzwi domu wskazanego przez Ranovalda. Wygląda jak najzwyklejszy, trzy piętrowy budynek, kamienica. Nic szczególnego.
Drzwi są otwarte. Wchodzisz do dużej izby. Wystrój jest skromny, proste meble, brak zbędnych ozdób i bibelotów. Wokół jest czysto, jakby ktoś przed chwilą tu wysprzątał. Jakby nikt tu nie mieszkał.
Schody na górę. Wokół jest cicho, w domu nikogo nie ma.
Na dole są jeszcze zamknięte drzwi, i kuchnia. Sterylna, jakby nigdy nie używana.
- Iiik! –

Jest nietoperz, siedzi na scianie nad stołem w głównej izbie. To znak, że zapalenie lampy nie zostało odwołane. Możesz zapalać. Lampa ma być gdzieś na 3 piętrze.

Teren klanu Narogan...
Vriess;

Potrafisz oczarować nie tylko sztuką dyplomacji, talentem magicznym i bystrością umysłu. Masz też w zanadrzu kilka błyskotliwych textów, a twoją tajną bronią jest oczytanie i znajomość dzieł literackich.
Kto by pomyślał, że nekromanta tak potrafi...? O_O [Ranovald odchrząknął, gryzie go zazdroścXD]

Wieża strażnicza, walka...!
Thomas;
Zranione skrzydła bolą nieznośnie, ale nie poddajesz się. Astaroth uśmiechnięty promiennie zyskuje się znów do ataku. Tym razem wiesz mniej więcej czego się spodziewać.

Astaroth; Thomas krzywi się z bólu, ale nie odpuszcza. Pfeh. I dobrze. Sam się prosił. Nie wygląda już na takiego odważnego jak przed chwilą i najwyraźniej znów czeka na twój ruch. No to dalej...

Thomas; Astaroth znów atakuje! Zamachnąłeś się mieczem... Demon zablokował twoje ostrze prawą ręką! Drugą szablą usiłuje ciąć cię w rękę, ale wpadłszy na ryzykowny pomysł, wykonujesz półobrót.

Astaroth; szlag by, anioła na tańce teraz wzięło! Jakieś piruety odstawia! Twoja szabla chybiła, a ty, wybity z rytmu, zostałeś pacnięty bezwładnie zwisającym skrzydłem Thomasa. Nie ma to jak dostać czarnymi włochatymi piórami pozlepianymi krwią po twarzy... Silne pchnięcie wstrząsnęło tobą. Ostrze Thomasa weszło z chrzęstem tuż nad twoją „
miednicą”. Oręż płonący bielą podziałał na ciebie jak miecz, który przebił nerkę śmiertelnika. Sapnąłeś, zacisnąłeś powieki, ale nie mogłeś wydobyć z siebie ani słowa, ani krzyku, jęku. Thomas wyszarpnął miecz z rany i odstąpił od ciebie. Ból mija, ale słabośc która cię opanowała sprawia, że twoje materialne ciało jest wiotkie jak z waty niemal. Wizja przed oczami zamazuje ci się. Czujesz, jak biel zalewa twoje jestestwo niczym krew, która następnie momentalnie wypływa gdzieś na zewnątrz. Kolana ci zadrżały i padłeś na klęczki, wciąż ściskając swoje szable. Przeklęta... biel...! Ramiona zaczynają ci drżeć, nie jesteś w stanie zapanować nad drgawkami. Biel rozchodzi się od rany wszędzie wgłąb, a wszystko, czego tknie, ginie bezpowrotnie, nie możesz się regenerować...! Patrzysz przed siebie; widzisz nieskończone, bladoniebieskie odmęty. W nich majaczyła plątanina pajęczych niteczek. Chłód ogarniający całe ciało, zwłaszcza nogi i skronie. Jakieś iskrzące się plamy, boleśnie oślepiające duszę. Denerwujące brzęczenie much; zmutowane, głośne. Za głośne, wręcz ogłuszające. Świat wirował nieokiełznanie, przyspieszał i zwalniał jak karuzela. Nasilający się brak czucia w kończynach skazywał na niepowodzenie wszelkie próby dźwignięcia się z wijącej się szaleńczo ziemi. Dostajesz powoli istnej kołowacizny.

Thomas; zaklęcie wygnania działa całkiem nieźle. Astaroth nie jest już tak radosny, a nawet, zdaje się, nie może wstać! Nie przepadł jednak ,nie wrócił w mroki chaosu! Zaklęcie musiało osłabnąć, gdy i ty osłabłeś z pokaleczonymi skrzydłami i przerwałeś skupienie podtrzymujące je.

Astaroth; Mrugasz półprzytomnie oczami. Nie widzisz kształtów, nie widzisz świata realnego, tylko plątaninę kresek. Thomas jest wielką, białą, skrzącą się plamą na tle pajęczych niteczek. Nie możesz... wstać... z klęczek... szlag by... wciąż jednak trzymasz szable i masz władzę w ramionach.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline