Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2021, 14:37   #394
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 64 - 2519.02.09; wlt (1/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; leśna głusza; wyprawa odwetowa
Czas: 2519.02.09; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: na zewnątrz jasno, krzyki i ryki, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)


Egon


Zdyszany gladiator nie był pewien czy ktokolwiek z tej wyprawy odwetowej na tałatajstwo pętające się w lasach przewidywał taki zaskakujący przebieg wypadków. Trudno było sądzić, że będzie biegł samotnie rozbryzgując niekończący się śnieg jak wodę. Biegło się też ciężko jak przez wodę po kolana. A z początku zaczynało się tak niewinnie i spokojnie!

Wczoraj po walce wieczoru popili sobie z Kuno ale bez przesady. W sam raz aby sobie przebalować ten skromny zarobek na pierwszej, kilkuosobowej widowni. To trochę jakby się tłukli za piwo. Przynamniej Kuno miał takie skojarzenia. Potem się rozstali i spotkali się ponownie rano przed ratuszem.

Ranek okazał się spokojny chociaż mroźny i pochmurny. Zebrało się całkiem sporo tej kupy swawolnej. O różnorodnym autoramencie. Jedni to wyglądali jak chłopi czy miejskie cwaniaczki co złapali co było pod ręką i tak chcieli iść. Część z nich była zmotywowana bo zdaje się naprawdę byli węglarzami i chłopami co mieszkali za murami miasta. I przyszli niejako we własnym interesie. A część wyglądała jak strażnicy miejscy, marynarze, najemnicy i żołnierze. Byli także myśliwi i tropiciele, niektórzy z psami. Zebrało się tego całkiem sporo. Dwójka mocarzy zwracała na siebie uwagę nie tylko posturą ale wyglądem. Po wczorajszych zmaganiach dziś rano wyglądali jak ofiary pobicia. Co im miało zsinieć, spuchnąć czy zaczerwienieć to było właśnie w pełni. Nawet w członkach i tam gdzie trafiły mocniejsze ciosy też to jeszcze czuli.

Pierwsi wykruszyli się ci cwaniacy co przyszli się nażreć. Bowiem ratusz fundował dla ochotników gorącą, polewkę z bobu i kawałkami kiełbasy. Przyjemnie rozgrzewała od środka i dodawała sił. Ale właśni ci co przyszli się nażreć to już dali dyla jeszcze w mieście. Mimo to kilka wozów zbrojnych się zebrało. Każdy dostał swojego dowódcę w randze sierżanta który miał zawiadywać tą zbieraniną.

Łatwy kawałek skończył się akurat jak się przejaśniło i wyszło słońce. Byli już głęboko w lesie i śniegu jak wozy z zamocowanymi płozami zatrzymały się i była zbiórka, dzielenie na oddziały i zadania. Mieli iść na zwierzoludzi co ponoć właśnie na dniach napadli tego nieszczęśnika na drodze pod miastem.

Duet gladiatorów trafił do jednej z takich grup. Z początku szli po prostu przez te śnieżne, słoneczne zaspy. Jedni z ich towarzyszy byli spokojni, inni podekscytowani, jeszcze inni nerwowi albo przestraszeni. Każdy reagował po swojemu. Śnieg skrzypiał pod butami, trzeba było każdą nogę wkładać a potem wyciągać z zaspy aż było wręcz nudno. Ale się skończyło. I zaczęło się dziać bardzo szybko i naraz.

Usłyszeli odgłosy. Z początku nie było wiadomo o co chodzi. Tyle, że to gdzieś przed nimi. Teren się wznosił łagodnym garbem czy wzniesieniem porośniętym lasem. Sierżant był pewien, że to któraś z sąsiednich grup musiała natrafić na zwierzoludzi i podjęła z nimi walkę. Nakazał przyspieszenie marszu. Ale tutaj las był gęsty a pod śniegiem kryły się jakieś pnącza co jeszcze bardziej rozproszyły ich grupkę. Ale coraz wyraźniej słyszeli odgłosy walki. Zbliżali się.

Sierżant kazał biec na szczyt garbu aby z niego zorientować się co jest grane. To wszyscy zaczęli biec. Ale chyba mało kto mógł sprostać dwóm mięśniakom w przedzieraniu się przez ten śnieg i zarośla bo oni dwaj dość szybko odstawili resztę. Tyle, że Kuno zaczepił o jedne z tych pnączy albo korzeń i wyrżnął jak długi. Klnąc powstał ale kilka kroków dalej sytuacja powtórzyła się. Ale został wyraźnie z tyłu za Egonem. Więc ostatecznie zwycięzca w tym biegu przełajowy był tylko jeden.

A wygrał niezłe widowisko. To widocznie nie było jakieś wzniesienie tylko jakiś parów czy dolina rzeczki. Teraz i tak wszystko zawalone było śniegiem. A po przeciwnej stronie dostrzegł jakiegoś wielkiego stwora. Jak niedźwiedź stojący na dwóch, tylnych łapach. Zdyszany nie mógł widzieć wyraźnie, zwłaszcza, że stworzenie było na przeciwległym, wyższym brzegu wąwozu i tyłem do gladiatora. To to coś tak ryczało wściekle na cały las aż ciarki przechodziły po plecach. Ale coś było pierwotnego w tej walce. Co sprawiało, że krew tętniła w żyłach a dłoń sama chciała sięgnąć po broń.

Stworzenie toczyło walkę z dwoma jeźdźcami uzbrojonymi we włócznie czy coś podobnego. To na pewno nie był nikt z tej ekspedycji odwetowej bo tam prawie nie było konnych a ci co byli mieli inne kaftany. Egon musiał patrzeć nieco od dołu i był po drugiej stronie doliny. Jeden z jeźdźców wbił swoją włócznię w cielsko ryczącego stwora a ten spróbował się zamachnąć na niego ale jego sekate łapy były zbyt wolne. Drugi z jeźdźców próbował podobnego czynu. Może próbowali zepchnąć potwora z urwiska a może nie. Grunt, że w pewnym momencie ten grunt wraz ze śniegiem i całą trójką osunął im się spod nóg. Cała śnieżna lawina zjechała na dół. Powstał jeden, wielki rumor i chmura wzbitego śnieżnego pyłu. Widocznie ci jeźdźcy nie byli samo bo jeszcze unosiła się na dole ta śnieżna zasłona a na górze pojawili się kolejni jeźdźcy i piesi. Krzyczeli w dół i nawoływali, próbowali dojrzeć co tam się dzieje ale było zbyt stromo aby mogli zobaczyć to co brodaty gladiator na przeciwległym brzegu.




https://static.wikia.nocookie.net/wa...20190212172454


Troll przeżył. Nie było dziwne, wąwóz po tamtej stronie był dość stromy ale niezbyt wysoki. Może tak na drugie albo trzecie piętro. Do tego na dole była śnieżna pierzyna. W rzednącej zasłonie bieli wyłoniła się masywna, sylwetka. I zaryczała przeraźliwie ogłaszając światu, że wciąż jest żywa i wściekła. I złakniona ludzkiego mięsa i krwi. Aż ciarki go przeszły po plecach. Ale ostatecznie jednak dał radę się opanować. Co więcej tam na dole nie tylko ta kłapiąca szczękami bestia przeżyła upadek. Ze śniegu wygramoliła się jedna z postaci w pancerzu i już bez hełmu. Chociaż wciąż w opończy. Drugi z jeźdźców był w poważniejszych tarapatach. Przygniótł go spadający koń który teraz ugrzązł w miękkiej, śnieżnej melasie. Troll właśnie naparł na nich. Śnieżna breja mniej go blokowała niż drobniejszych wojowników więc dopadł uwięzionych w śniegu. Rozległ się przeraźliwy ryk i kwik konia gdy potężne szczęki zacisnęły się na boku wierzchowca łamiąc kości i wyrywając śmiertelną ranę. Mimo zamieszania Egon wyraźnie widział jak na biały śnieg chlusnęła parująca, czerwona posoka. Jaka wciąż tryskała z paszczy potwora. Jeździec desperacko wyciągnął miecz z pochwy gotów się bronić do ostatka a troll miał zamiar zaserwować mu ten ostatek gdy przez wąwóz przeszło przenikliwe, wilcze wycie. Ten wojownik jaki miał więcej szczęścia przy upadku aby już stanąć na własnych nogach zawył jak prawdziwy wilk. Po czym samotnie, z toporem w każdym ręku rzucił się na potwora przykuwając jego uwagę. W tym wyciu było jakies wilcze wezwanie do boju jakie szarpało strunę każdego wilka i wojownika. Towarzysze tych dwóch nie chcąc ryzykowac skoku i upadku w nieznane ruszyli wzdłuż skarpy chcąc ją objechać i znaleźć łągodniejsze zejście aby dołączyć do dwóch walczących z bestią ale musiało minąć nieco krytycznego czasu nim zrobią ten objazd. W porównaniu do nich Egon miał znacznie bliżej. Wystarczyło zbiec na dół. Bo Kuno i reszta z jego grupy zostali mocno w tyle to też by potrwało zanim by do niego dobiegli i ogarnęli sytuację.


---


Mecha 64

Egon, test strachu: troll; (SW 30); rzut: Roll(1d100)+0: 13,+0 Total:13 > 30-13=17 > ma.suk = nie ma żartów ale bierze się w garść

---




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; leśna głusza; kryjówka Strupasa
Czas: 2519.02.09; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, cicho, ciepło (0), na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)


Strupas



Jak się wczoraj nałaził po tym mrozie po zmroku to nieźle zmarzł. Jak wrócił do swojego barłogu u siebie to się pospał. No to spał aż się wyspał. Jak wstał to już był raczej późny niż wczesny ranek ale za to całkiem spokojny i słoneczny. I pewnie bardzo mroźny sądząc po tym jak się przez noc chałupa wychłodziła. Ale przez to wszystko jak garbus zaczął się rozglądać czym by tu można zapchać babzun to mógł sobie wszystko jeszcze raz poukładać i przemyśleć w swojej brzydkiej głowie.

Na początek to trochę się różnych plotek nasłuchał. A to, że ponoć niedługo gołębice miały się przejechać z chlebem do portu i go rozdawać. Wiadomo darmowy chleb w połowie zimy to nie było coś do pogardzenia dla porządnego żebraka. Aha i Ulryk zabrał kolejnego z nich. Tego bez ręki. Rano znaleźli zamarzniętego trupa. Oby pijany umarł! To by chociaż śmierć miał lżejsza niż życie!

I ten Becker to chyba mieszka na Gzymsowej. Bo jak wychodził z biura gildii no to właśnie tam kończył. Bez schadzek i podejrzanych spotkań. Jak na porządnego ojca i męża przystało. Na wszelki wypadek znajomej garbusa łaził tak za nim dwa czy trzy dni ale nudna robota. Rano do gildii a przed zmrokiem z gildii. I tyle go widzieli. W takiej ładnej, futrzanej czapie z piórkiem na przodzie chodził. Ładna czapka. Wygląda na ciepłą. W sam raz na zimę.

I syrena jest do złowienia. Nie chcesz Strupas zapolować na półrybę? Nagrodę płacą w ratuszu. Już sporo popakowało się na łodzie płynąc tam to tu jakby to każdy jeden miał pomysł gdzie można dorwać takiego stwora. Albo rozleźli się po brzegu jakby miało ją wywalić gdzieś na brzeg czy co. No na razie chyba nikomu nic nie wyszło bo nagroda nadal czeka.

Z Apke było gorzej. Kamień w wodę. Nikt nic nie wie albo udaje, że nie wie albo nie chce wiedzieć. Szef straży z kazamat. No to nie był ktoś do kogo się garnęli chłopcy z ulicy. Zwłaszcza, że ponoć krzepki i twardy był a i zdzielić umiał. To nie. Zdecydowanie nie. Nie bardzo ktoś tam chciał się kręcić w pobliżu kogoś takiego.

I właściwie to jutro… Czyli jak dla Strupasa to już właściwie było dzisiaj. No to dzisiaj rano. Mieli się ruszyć hurmem za miasto aby spuścić manto tałatajstwu co się pęta po lasach i ludzi napada. Krwawe gnaty tylko zostawia i ochłapy. No to nie była robota dla szanującego się nędzarza. Ale rano ponoć zupę czy cóś dawali każdemu kto przyjdzie. Gorącą! No to znajomej Strupasa miał nadzieję, że się tam jakoś do tej zupy przemknie albo chociaż któryś się zlituje i chociaż jej chlipnie raz czy dwa.

A najwięcej to było o tym czymś z portu. To mu powiedziało ze trzech czy czterech co mogło coś widzieć. I nawet po ciemku robiło wrażenie wielkiego. Większe niż człowiek! Na pewno większe! Pryskneło z ulicy wprost do wód portu! Tylko wielki chlust był! I na tyle go widzieli ten jeden czy dwóch. No ale drudzy z innej części portu widzieli dokładnie coś odwrotnego. Jak coś wielkiego i ociekającego wodą wyskoczyło z wody a potem sus do kanału! Tego tam co kraty się już dawno posypały to można było wchodzić. Tylko po co? Ani tam szamy ani ciepła nie było. A to coś pewnie tam zamarzło. Bo jak inaczej? Woda taka lodowata a mróz jak widać… Na mur musiał zamarznąć. Ale co to mogło być to nikt nie miał pojęcia i nie chciał mieć pojęcia. I to mogło być tamtej nocy co kultyści mieli wymianę z Axelem i już z niej wracali. Potem na zborze też coś takiego podobnego mówili o tamtym wydarzeniu.

Dzisiaj cały pochmurny ranek spędził na łażeniu po mieście i zostawianiu wiadomości, że go nie będzie albo czego się dowiedział od znajomków wczoraj. Już się zaczynało tak robić w połowie między rankiem a południem jak się wyrobił. Z tych najważniejszych to nie zastał ani Starszego ani Karlika. No ale na “Adele” jak zwykle dyżurował Kurt.

- No rób jak uważasz stary. Jeden dzień jak sobie zrobisz przerwę to chyba nic nie będzie. Ale jak dłużej to miej jakoś rękę na pulsie dobra? Wracaj na noc albo rano czy co. Tak na wszelki wypadek. Sam widzisz ile się ostatnio dzieje. Sytuacja się zmienia z dnia na dzień. - Kuternoga nie czuł się władny w swoim imieniu coś rozkazywać komuś a i nie bardzo miał taką naturę. No chyba, że wykonywał polecenia Starszego albo Karlika. Więc tylko tak życzliwie doradził garbusowi jak kolega koledze. No i obiecał przekazać reszcie, że Strupas zamierza się ulotnić.




https://static.wikia.nocookie.net/wa...20190212172454


A gdy już dotarł w południe do swojej samotni i mógł się zająć swoimi pasjami to miał okazję wspomnieć rozmowę jaką odbył z mistrzem jak pytał go swego czasu o służbę. Wspomniał o masowym grobie pomoru na jaki natknięto się przy budowie miasta te kilkadziesiąt lat temu. No ale tylko wiadomo, że gdzieś przy zachodnim brzegu. Ale nie wiadomo dokładnie gdzie. Grób prędko z powrotem zakopano, pobłogasławiono i tak dalej. I zapomniano. Ale dalej gdzieś tam musiał być o ile owe zapiski były poprawne. Tyle, że trzeba było ich poszukać czy to po jakichś archiwach czy jakoś inaczej. Problemem było to, że śmierdzieli i obdartusów to raczej już przeganiano u progu takich urzędów więc dostać się tam nie było mu tak łatwo.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Rzemieślników; gabinet Inka
Czas: 2519.02.09; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, cicho, ciepło (0), na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)


Versana



Poranek się okazał pochmurny i bardzo mroźny. Ale spokojny. Co raczej było dobrą pogodą na polowanie. W zimie każda pogoda co nie było zadymki albo coś nie padało to właściwie można ją było uznać za dobrą pogodę. Przy śniadaniu było za to ciepło i wesoło. Po wczorajszych zabawach integracyjnych między chłopcami i dziewczętami dzisiaj obie panny co brały w nich udział były w świetnych humorach. Aż ćwierkały radośnie niczym wesołe, poranne ptaszyny. Blanka słuchała ich z przyjemnością ale coś chyba jednak nadal wolała nie przebywać w pobliżu norskiej wojowniczki. Albo ona albo po prostu cała jej nacja wywoływały w niej lęk. Zanim jednak wyszła z domu poprzez pośrednictwo Breny dostała krótki, elegancki liścik z ładnym pismem i podpisem Kamili. Nie miał jednak dobrych wieści. Widocznie córka kapitana portu nie okazała się gołosłowna i nie zapomniała o obietnicy danej wczoraj pod świątynią ale jak informowała w liście papa się nie zgodził na firmowanie swoim nazwiskiem wizyty osób z zewnątrz w wewnętrznych sektorach Akademii.

Druga wiadomość była od Strupasa. Garbus donosił czego się udało dowiedzieć o Buldogu i Beckerze. O tym pierwszym właściwie to skromnie. Ale u Beckera coś pojawił się chociaż jakiś adres na Gzymsowej. Pewności do końca nie było ale prawdopodobnie tam mieszkał sądząc po porach w jakich wychodził stamtąd a potem wracał przez ostatnie dwa czy trzy dni.

A jak wyszła z domu to w kapitanacie portu czekało ją rozczarowanie. Po pierwsze nie zajmowali się jakimiś magazynami. Mieli schematyczną mapę całego miasta w biurze. Na jakiej były nie tyle poszczególne budynki co raczej linie ulic i to chyba tych ważniejszych a nie wszystkich. A domki były symbolicznym zaznaczeniem, że tam są budynki właśnie. Pozwalało to na całkiem niezłą orientację w terenie ale nie było raczej co liczyć, że poza paroma budynkami jak ratusz czy świątynie to reszta rzeczywiście oznacza jeden budynek. Jak znalazła nawet Kupiecką na jakiej mieszkała to tam były narysowane trzy domki. A jak wiedziała to było ich tam znacznie więcej. Więc do jej celów raczej taka mapa raczej była mało przydatna. Ale urzędnik coś jej jednak powiedział na ten temat.

- Takie dokładniejsze plany budynków to powinni mieć w ratuszu. Ale to raczej na własne potrzeby, wątpliwe aby ci co tam mieszkają mieli do nich dostęp. - mógł mieć rację. W końcu pani van Drasen odkąd zamieszkała z mężem u kupieckiej nie widziała planów własnej kamienicy, sklepu ani magazynu. Znała je na pamięć ale na papierze nigdy ich nie widziała. Z ratusza zaś mogło ich nie być tak łatwo wyciągnąć. W końcu co to by było jakby jakiś pierwszy lepszy z ulicy przyszedł, że chce plany sklepu czy kamienicy van Drasenów? Dopiero by była heca jakby można było na zawołanie oglądać takie dokumenty. Ta wizyta w kapitanacie uzmysłowiła Versanie, że do papierów z ratusza może nie być tak łatwo się dostać jak to się jej z początku wydawało.



https://i.pinimg.com/originals/ea/a7...8fb57cb73c.jpg


A teraz była u miejskiego mistrza tatuażu aby zaczął jej robić kolejny tatuaż. Więc ślęczał nad nią i robił. Igła cierpliwie raz za razem wbijała się w skórę wprowadzając tam barwnik. I kropka po kropce powstawał nowy wizerunek. Za oknami zrobiło się całkiem ładnie i słonecznie odkąd tu weszła. Jak na zimowy dzień to był całkiem ładny dzień. Jeszcze początek chociaż miała wiele planów z nim związanych. Wieczorem sprawy się komplikowały bo miała do kamienicy przyjść i Łasica i Oksana. Jedna aby przymierzyć suknię druga aby zmierzyć dziewczyny na ich suknie. Ale na 9-ty dzwon to już wdowa powinna być u Trójhaka albo przynajmniej wychodzić aby sprawdzić się na wycieczce po kanałach co sprawiało, że grafik robił się napięty.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Skrybów; gabinet rejenta Rainera
Czas: 2519.02.09; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, cicho, ciepło (0), na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)


Pirora





https://cdnb.artstation.com/p/assets...jpg?1561742624


- Proszę się nie przejmować, wszystko będzie dobrze. - brodaty rejent siedzący w dorożce obok swojej młodszej klientki uśmiechnął się pokrzepiająco. Ale właściwie odkąd wsiedli do dorożki to milczał. Podobnie jak dwuosobowa obstawa panny van Dyke. Wcześniej w biurze się nagadał a teraz dał czas przemyśleć to wszystko. Dla łatwiejszej orientacji spisał jej to wszystko na kartce w zgrabną listę aby miała wszystko pod ręką.


Cytat:
kamienica felerna (na uboczu lub kiepski stan) = 3 000 PZ
standardowa kamienica = 6 000 PZ
kamienica w centrum (Plac) 12 000 PZ
przeklęta kamienica -25% = 9 000 PZ
od ręki do zapłaty dla kogoś nowego 30% = 2 700 PZ
od ręki do zapłaty dla kogoś z małym nazwiskiem lub poręczeniem 20-25% = 1800-2250 PZ
od ręki do zapłaty kogoś z dużym nazwiskiem lub poręczeniem 10-15% = 900-1350 PZ

Wartość kamienicy szacował na tuzin tysiąców. Od 10 do 15 chodziły kamienice w podobnej okolicy. Ale z powodu pechowej reputacji na starcie już była spora obniżka w przypadku Bursztynowej 17. Co i tak dawało prawie dyszkę. No ale z tego może coś się uda zbić. Właśnie po to teraz tam jechali spotkać się z Marcelusem. Kolegą po fachu z którym Rainer się dobrze znał.

Tak czy inaczej Heinz uprzedził jeszcze w biurze, że Pirora, jako ktoś nowy w mieście, bez powiązań i wyrobionego nazwiska będzie miała pod górkę. Bo trzeba będzie zapłacić pewnie ok 30% wartości nieruchomości. Dopiero po tej spłacie stanie się oficjalnie właścicielką i będzie mogła się legalnie wprowadzić. Co znów oznaczało sumę powyżej 2 000 karli. Chociaż nie było presji na termin. Póki tego nie ureguluje właścicielem włości nadal będzie ratusz.

No chyba, żeby ktoś za nią poręczył. Jakieś ładne, szanowane, znane nazwisko jakie przewijały się u pań i panien podczas wieczorku poetyckiego to było duże nazwisko. Takie co gwarantowało spłatę w razie kłopotów. Wówczas ratusz powinien zejść do 10, może 15% wartości. Mniejsze ale dalej szanowane nazwiska jakiejś drobnej szlachty albo kupców co by nie mieli zadłużeń i kłopotów z prawem no też mogły pomóc coś przy wpłacie tej pierwszej raty. No a resztę tej sumy Pirora już musiałaby negocjować. Zwykle spłacało się to w ciągu roku.

Jechali tak w dorożce w milczeniu co sprzyjało planowaniu i wspominaniu w zadumie. Jak choćby dzisiejszy przebiegany poranek. Tak naprawdę w siedzeniu wciąż czuła szaleństwa ostatniej nocy. Ale rano jak miała okazję pogadać chwilę z jedną i drugą dziewczyną z ferajny bo Dirk nadal spał jak zabity, to żadna nie wydawała się żałować nieprzespanej nocy.

Łasica tak jak obiecała obudziła ją rano. Sama już była ubrana i gotowa do wyjścia. Między innymi dlatego ją obudziła aby zamknęła za nią drzwi. Poradziła aby Pirora umówiła się z Burgund na Bezahltag. - Zobaczymy jak ta ladacznica wygląda i co powie po spotkaniu ze swoją panią. - powiedziała z takim złośliwym uśmieszkiem pełnym jednak grzesznej nadziei i planów. Dlatego miała nadzieję, że uda jej się wpaść do Pirory właśnie w ten wieczór. No chyba, że Starszy znów gdzieś ją wyśle albo wezwie. Obiecała też trzymać gębę na kłódkę w sprawie loszku no ale po Festag to jednak uważała, że trzeba by powiedzieć Ver co znalazły jak już będą coś wiedzieć z Oxy i resztą. W końcu ona latała w sprawie Grubsona i tym co z nim związane to coś o jego krawcowej mogło jej się przydać.

- I strasznie ci dziękuję za wczoraj! Dawno się tak dobrze nie bawiłam! W ogóle zapomniałam o tych cholernych kazamatach! - zaśmiała się na koniec już stojąc przy drzwiach i objęła mocno blondynkę w tym czułym podziękowaniu.

Potem schemat się powtórzył chociaż w nieco innej konfiguracji. To Pirora się ubierała a Burgund ją żegnała dopytując się jeszcze kiedy ma się stawić do “Żagli”. W Żaglach okazało się, że Kerstin znalazła faceta z wypchaną sową ale musiały rozmawiać prawie w biegu szykując kąpiel dla swojej pani. Potem przy śniadaniu na jakie już zeszły dziewczyny Rosy było spokojniej. W sam raz aby zjeść, porozmawiać i pożegnać się aby wsiąć do dorożki jaka zawiozła ich do rejenta Rainera. Beno była po przyjacielsku ciekawa gdzie się Pirora podziewała cały Festag i z samego rana znów gdzieś się wybiera.

- A to ta kamienica van Hansenów co pani mówiłem w biurze. Ta żółta. - wskazał palcem ku jednej z kamienic przy Placu Targowym. Faktycznie była słonecznie żółta co ładnie komponowało się ze złotymi kolorami słonecznego śniegu gdy pokazało się słońce. Mówił wcześniej, że ci możni nabyli ją w lecie za 14 tysięcy.

- A z tą charytatywnością to tak jak mówiłem. Może być cokolwiek ale dobrze aby coś im dać. - skoro już przerwał to milczenie wspomniał o tym co mogło być ich albo wielkim atutem albo zawadą w negocjacjach. I to nie tyle z Marcelusem co potem w ratuszu. Bo w testamencie pana Augustusa było, że dom ma być przeznaczony na cele charytatywne. Najlepiej sierociniec. No i ratusz nie mógł tego zapisu zingrować. No ale było pewne pole manewru jakby nowy nabywca zobowiązał się do czegoś charytatywnego. No najlepiej na Bursztynowej 17 no ale ostatecznie niekoniecznie. Najlepiej objąć jakiś patronat albo otworzyć sierociniec, szkołę no najlepiej właśnie coś dla młodego pokolenia aby było najbliższe ostatniej woli zmarłego.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów
Czas: 2519.02.09; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, cicho, ciepło (0), na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)


Vasilij





https://i.ytimg.com/vi/DOApIRMUvmQ/maxresdefault.jpg


Śnieg chrzęścił pod nogami. Tutaj był znacznie mniej rozchodzony niż na bardziej uczęszczanych ulicach. Ale jednak i tędy przechodnie chodzili a wozy jeździły. Po prostu mniej niż gdzie indziej. Przynamniej się ładna pogoda się zrobiła jak słońce wyszło chociaż dalej było bardzo mroźno. Ale bez wiatru to spokojnie. Szli przez rejon gdzie dominowały magazyny. Starszy przysłał Silnego aby Cichy pokazał mu te znalezione miejsca na nową kryjówkę zboru. Tam gdzie zapewne miała schronić się wyrocznia jak ją uda się wydostać z kazamat. Magazyn nie przypadł Silnemu do gustu.

- I co z tego, że dużo miejsca. Pozamarzamy tu. - kręcił głową z niezadowoleniem. Miejsca było sporo. Podobnie jak w magazynie Giergievów i pewnie każdym innym. Ale to był magazyn a nie mieszkanie czy kamienica. Więc do bytowania warunki były kiepskie. Zwłaszcza zimą jak mróz nicował trzewia budynków. Jedynie w tej części biurowej było w miarę znośnie no ale to były pojedyncze, małe gabinety na biura właśnie. Trudno było w nich zmieścić cały zbór przez cały wieczór czy co. A z kolei w przestrzeni magazynowej no miejsca aż za dużo no ale zimnica straszna, brak kominków i ogrzewania, trzeba by przy jakichś ogniskach i koksownikach siedzieć ani to przyjemne ani wygodne. No i teraz szli do kolejnej kryjówki znalezionej przez ludzi Vasilija aby Silny mógł ją obejrzeć. A, że nie należał do zbyt rozmownych typów to była okazja zająć się swoimi myślami.

Na ostatnim zbocze Starszy pochwalił go, że znalazł te miejsca na kryjówki. I mówił, że przyśle kogoś aby je obejrzał. No jak mówił przedwczoraj wieczorem tak dzisiaj przyszedł Silny aby zrealizować te słowa w praktyce.

Na ostatnim zborze sporo się działo. Mieli tą nową, Pirorę van Dyke co do nich dołączyła. Przedstawiła się ładnie i zgrabnie ale przez zdecydowaną większość spotkania prawie się nie odzywała. Najwięcej gadało się o kazamatach. Łasicy udało się tam zakamuflować i w ogniu dyskusji dumali jaki powinien być następny krok. No a dzisiaj wieczór mieli się spotkać u Trójhaka aby sprawdzić to jego przejście. Większość kultystów złożyła się na zapłatę dla niego a kasę zabrała Versana co miała mu ją wręczyć. No ale do wieczora to był jeszcze cały dzień.

A dziś przy śniadaniu chłopaki dyskutowali bo podobno Szybkiego i jego bandę przeniesiono do kazamat. Zastanawiali się czy to za to co go przymknęli na Żelaznej czy za jakieś wcześniejsze numery. Chodziły ploty, że prawie miał tego co kroi ludzi po nocy i już na Żelaznej go prawie miał parę dni temu. No ale coś poszło nie tak, zjawiła się straż, przymknęła ich no i nie wiadomo czy to on ze swoimi nie kroił tych ludzi po nocy. Może i lepiej? Tak to by zgarnął nagrodę od Czarnego no a jak go zwinęli to wciąż jeszcze jest szansa. Podobno ją podniósł do 6 dyszek. Piechotą nie chodziło. A jeszcze swoją dole oferowali kupcy i gospodarze tawern i lokali co też zrzucili się na swoją nagrodę. Ale na razie to szli z małomównym Silnym obejrzeć kolejnego kandydata na kryjówkę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 14-08-2021 o 19:08. Powód: Dodanie jpg do adresów obrazków.
Pipboy79 jest offline