ŁUP!
Nawet bystre spojrzenie Calisty nie umiało ocenić jak długo wytrzymają drzwi. Że w końcu ustąpią to akurat było pewne. Ochroniarz podskoczył i cofnął się. Nie, na tych ludzi nie mogli liczyć. Ten drugi zbladł niesamowicie, wyglądając obecnie niczym kartka papieru. Nie zemdlał, co stanowiło cud, istny cud.
- Syna, skrzydło naprzeciwko - zadudnił basowy głos Boba, który brodą wskazał na widoczne w oddali piętra zamknięte drzwi. I po nim nie było znać chęci na dalsze bohaterstwo.
ŁUP.
Trzask.
Coś się wywróciło w innym pomieszczeniu, coś metalowego. Zaraz za tym dźwiękiem nastąpił odgłos tłuczonej szyby. Teraz już prawie wszyscy cofali się w stronę wyjścia. Jeden z zapytanych ochroniarzy chyba sobie przypomniał pytanie Martinez.
- Pamiętam jakiegoś de Hezo. Nie pracuje tu już co najmniej pół ro...
ŁUP!
Drzwi zachybotały się wyraźnie. Jeszcze jedno, dwa uderzenia i będzie po wszystkim. Tam gdzie pękło szkło nagle rozległ się histeryczny kobiecy śmiech. Urwany tak samo niespodziewanie jak się pojawił.
Ping
Drzwi windy otworzyły się i wyjechało zza nich szpitalne łóżko, pchane przez dwóch sanitariuszy. Stanęli jak wryci, widząc leżące ciała i cofających się ludzi. Ich pacjent zawył, szamocząc się i napinając trzymające go pasy tak bardzo, że te aż zatrzeszczały.
Sesja przeniesiona na inne medium.