Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2021, 17:58   #17
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Obejrzał się jeszcze, ale nikt nie podążał ich śladem. Najwyraźniej cały "patrol" szaraków stanowiła tamta dwójka.

Po dojściu do brodu zaczął rozpinać swoje onuce. Nie szło mu zbyt sprawnie tym bardziej, że nie był do tego przyzwyczajony. Jednocześnie chciał się jak najszybciej uwinąć. Przekleństwa same cisnęły mu się na usta. Wiedział jednak, że zamoczenie tego prowizorycznego obuwia przyniesie mu dużo więcej zmartwień i powodów do wyrażania się w sposób szpetny. Gdy wreszcie udało mu się z tym uporać, spiął onuce razem i zarzucił je sobie na ramię by w razie czego mieć wolne ręce. Podwinął nogawki tyle o ile - nie miał już więcej czasu, bo Żmija znikała już w lesie po drugiej stronie rzeki - i ruszył w ślad za przewodniczką.

Woda była strasznie zimna, zwłaszcza na początku. Wayne nie mógł też sobie pozwolić na obserwowanie lasu przed sobą przez cały czas. Kamienie były półokrągłe i śliskie, więc patrzył pod nogi i ostrożnie stawiał stopy przy każdym kroku. Czasem tylko przystawał, by zerknąć jeszcze przez ramię, ale niczego tam nie widział, w każdym razie żadnego ruchu. Tylko te przeklęte kolory, coraz bardziej wyblakłe ale wciąż obecne. Kiedy to się skończy?

Na drugi brzeg dostał się jednak bez przeszkód. Wytarł nogi o gęstą trawę i zaczął obwiązywać je onucami.

- Żmija? - zapytał cicho próbując dojrzeć co kryje się za porastającymi brzeg zaroślami. Bezskutecznie.

Gdy w końcu uporał się ze swoim "obuwiem" ruszył naprzód w stronę, w którą jak sądził udała się jego przewodniczka. Na wszelki wypadek sięgnął po broń. Stąpając ostrożnie rozglądał się we wszystkich kierunkach. Zastanawiał się, czy pół-dzikuska wystawiła go do wiatru, czy tylko robiła kolejny niezapowiedziany rekonesans i za chwilę pojawi się tuż obok lub za jego plecami?

W końcu jego wzrok przykuł charakterystyczny snop czarnego światła odcinający się od zieleni, rdzawo-czerwonych refleksów i innych barw migających mu wciąż nieznośnie przed oczami. Warto było to sprawdzić, więc ostrożnie i najciszej jak umiał przedostał się przez kolejne krzaki. Po drugiej ich stronie, na niewielkiej polance odnalazł źródło poświaty. Na kępie mchu leżał skórzany but z cholewą, typowy żołnierski kamasz. Nietypowe było natomiast to że sterczała z niego resztka żołnierskiej nogi nadgryziona zębem czasu i okolicznej fauny.

- Dośść śśświerza - stwierdziła nagle Żmija pojawiając się nie wiadomo skąd. Che ścisnął mocniej broń zaskoczony jej przybyciem, ale miał nadzieję, że nie było tego po nim widać. - To któryśśś ssstych ostatnichh, co psszzepadli w lesie.

Mężczyzna rozejrzał się. Nigdzie wokół nie było śladów czarnego blasku.

- Nie zginął tutaj, więc skąd ta noga? Wilki rozwłóczyły resztki?

- Wilki... Albo cośś innego.


Che patrzył na nogę krzywiąc się z niesmakiem. Nie uważał się za zbyt uduchowionego, a ze śmiercią był oswojony, jak każdy żołnierz. Co innego jednak umrzeć od kuli czy od ostrza i zostać pochowanym w jednym kawałku, a inna rzecz, gdy twoje truchło rozszarpią na cholera wie ile części i rozniosą po całym przeklętym lesie. Ludzie nie powinni tak umierać.

- Chceszsz zobaczyć miejsce, gdzie zginął? On i ci cso z nim byli? - spytała w końcu
- Chcę.
- To chodźmy. Tylko cicho. - odwróciła się i niemal bezszelestnie ruszyła ścieżką między młodymi drzewami.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline