Gothard
Kupiec, słysząc wyłożone mu plany kapłana, tylko pokiwał głową.
- Zrobicie, co uznacie za słuszne. W tej okolicy jeszcze co najmniej dwie wioski odwiedzimy, w których moglibyście znaleźć schronienie. Ale ja wam radziłbym pozostać z nami jeszcze trochę dłużej i udać się do Burgenhofu, miast szczęścia po tych małych siołach szukać. To większa mieścina, taka co ją nawet po mapach rysują. Jak tam zbrojni będą, to pewnikiem też lepiej wyszkoleni i wyposażeni niż wiejska milicja. Zdarza się od święta, że tam nawet zbrojni margrabiego stacjonują. Ale póki co nam trzeba zabrać się do roboty... - wyłożył obok przygotowane przyrządy do szycia, otrzymane od miejscowych zioła, jego flaszkę do dezynfekcji i bandaże.
- Polecałbym najpierw pociągnąć łyka, albo przynajmniej zęby gdzieś zacisnąć...
No i zaczął. Z bardzo niepewną miną i drżącymi rękoma.
Gunther medycyna d20(+1 za zioła)= 16
Cóż, kupiec starał się jak mógł i widać było, że nie była to dla niego zupełnie pierwszyzna, ale rany były naprawdę poważne. Z pewnością nie działał też delikatnie i z wyczuciem. Kapłanowi wielokrotnie aż poczerniało przed oczami z bólu, gdy domorosły medyk niezbyt zręcznie dłubał w jego ranach. Ostatecznie wszystko zostało jednak zabandażowane i wypadało mieć nadzieję, że silny organizm kapłana z bożą łaską poradzi sobie z odniesionymi obrażeniami.
Położyli go na wozie koło Nielsa, któremu najwyraźniej było już trochę lepiej, choć zbyt szybkie ruchy nadal wywoływały u niego zawroty głowy. Po zwróceniu wieśniakom ciała i przytroczeniu do wozu rannego konia ruszyli w drogę.
- Widziałem, coście tam czynili... Z tym waszym młotem... - zagadał go po paru długich chwilach siedzący obok niego młody ochroniarz.
- Nigdym nie widział takich cudów!- rzekł z przejęciem.
- Jak to jest być wybrańcem samego Młotodzierżcy? Co odczuwacie? Czy słyszycie Jego głos w głowie? - wyraźnie był zafascynowany tematem i szczęśliwy, że przyszło mu poznać tak wyjątkowego człowieka.
Karl przekonywanie d20(+1 podobno zna teren)= 14 porażka
Karl - Zaraz, zaraz! - kobieta skrzywiła się, słysząc wszystkie szczegóły jego propozycji.
- Chybaście się jednak trochę zagalopowali! Jastrzębiami dowodzić będę ja i tylko ja. - stwierdziła zdecydowanie, a jej towarzysze potwierdzili to entuzjastycznymi skinieniami głów. Wyczuł jej przyspieszone tempo wywołane jego słowami. Niemal słyszał, jak serce biło jej w piersi. Cóż, już od dłuższego czasu nie pił ludzkiej krwi i bestia w nim łaknęła krwawego posiłku, wyostrzając czasem jego zmysły.
- Nie znaczy to jednak, że nie docenimy pomocy, skoro, tak jak twierdzicie, ani okolica, ani monstra nie są wam obce. - dodała pojednawczo, odsuwając jego myśli od natarczywych wizji.
- Co zaś tyczy się podziału rzekomej nagrody, to chyba też dzielicie tu skórę na niedźwiedziu. Miejscowi może i coś tam skromnie sypną z wdzięczności, ale nie ma żadnej oficjalnej nagrody i wątpię, byście byli szczęśliwi z tym, co dostaniecie, jeśli złoto ma być waszą jedyną motywacją...
Popatrzyła po swoich towarzyszach i wampir na ich twarzach zobaczył coś, czego na ponurych szlakach Imperium nie widział od dłuższego czasu. Prawdziwe poczucie misji.
- Jastrzębie nie robią tego dla pieniędzy. - dodała, choć w tej sytuacji nie trzeba było już słów, by to zrozumieć.
- Możemy jednak dowiedzieć się u miejscowych tego, co wam jest potrzebne, jeśli w zamian wspomożecie nas w obecnych poszukiwaniach. - zaproponowała.
Wskazała mu po kolei mężczyzn stojących wokół niej.
- To cichy niczym kot Rudiger - chudy człek o szczurkowatej twarzy pokłonił się aż po pas.
- A to Kurt i Udo, mężowie o wielu talentach, które na pierwszy rzut oka mogą nie być oczywiste. - dwójka osiłków uśmiechnęła się kącikami ust. Nie naprawiło to jednak specjalnie ich tępej aparycji.
- Decydujcie więc, czy z tymi warunkami jest wam z nami po drodze. - rzuciła mu zdecydowane, ale zarazem pełne nadziei spojrzenie.
Mannslieb nieśmiało wychylił się zza idących szybko po niebie, poszarpanych wiatrem chmur.