Siedliszcze Gromby, noc 19 shnyk-ranu
Wódz miejscowej sfory ogromnie mielił ozorem, na dodatek bardzo bełkotliwie. Nienawykły do tak długich konwersacji Bhurrek nie raz i nie dwa podczas wieczerzy nosił się z zamiarem trzepnięcia gospodarza w czerep, ale dość długo bywał wśród gołoskórych, aby wiedzieć, że może się to nie spotkać z aprobatą reszty osadników. Szczęściem Gromba wyśmienicie karmił, w przeciwieństwie do skąpego Shurellona z Ostrogaru – to przeważyło na jego korzyść.
Węszymord nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał okazję podobnie się nasycić, a przy tym porządnie opić. Klepiąc się po wydętym brzuszysku niczym po bębnie, gnol beknął donośnie, oblizał szorstkim jęzorem szczękę. W jego łbie kłębiły się porwane na strzępki myśli, coraz bardziej mętne i nierzeczywiste, ewidentnie wieszczące nadejście momentu, w którym barbarzyńca miał zwalić się bez pamięci pod suto zastawiony stół.
Lecz Rhekks nie bez powodu wybrał na swego emisariusza właśnie Bhurrka. Żarłoczny i gwałtowny z usposobienia jak każdy inny gnol, Bhurrek był jednakże niebywale inteligentny i w jego zwierzęcym z pozorów łbie roiły się częstokroć prawdziwie niezwykłe koncepty.
W sprawie mordu w Wypasie barbarzyńca wiedział w zasadzie wszystko: na miejscu zadźgania kapołka czuć było Wanię. Pomiotnik szołtysa zdawał się mieć naturę równie porywczą i wojowniczą, co niejeden gnol, a na dodatek radził sobie dobrze w robieniu nożem. Nie bity w ciemię Bhurrek od razu wszystko sobie poukładał w myślach, bo cała ta sytuacja żywcem wydawała się być wzięta z codzienności gnoli.
Rozzłoszczony czymś niemożebnie Wania, być może wzięty przemocą w kaganiec albo wysmagany jedną ze szpicrut kapołka, wziął sprawy w swoje łapy i zaciukał katanickiego perwersasa. Oceniając w myślach tę koncepcję Bhurrek poczuł ogromną dumę z bogactwa swego gołoskórnego słownictwa; tak, słowo perwersas doskonale pasowało do całej sytuacji. Tak więc Wania zaciukał kapołka, a Gromba z nieznanych Bhurrkowi powodów młodego krył. A może jeszcze nie odkrył, że to Wania stoi za mordem? To było dla Bhurrka w zasadzie nieważne – wszak tego rodzaju porachunki były sprawą prywatną członków miejscowej sfory. Żaden szanujący się gnol nie wtrącałby się w takie sprawy, o ile nie miałby w tym dużego interesu… a Gromba świetnie karmił, więc po co barbarzyńca miałby się mu narażać?
Będąc urodzonym oportunistą Bhurrek postanowił zatem, że będzie się nadal wkradał w łaski szołtysa, przynajmniej do czasu kompletnego złupienia jego spiżarni. A jeśli oznaczało to konieczność wyprawy na bagna i rozprawę z czarownicą, tym lepiej. Z natury niechętny magii i jej adeptom, barbarzyńca obiecywał sobie po tej misji wiele radości.
Tyle postanowiwszy, gnol wychylił jeszcze jedną kolejkę, zawarczał z ukontentowaniem i zwalił się w jednej chwili pod ławę, gdzie niemal natychmiast zasnął.