Arnold
Domniemany poganiacz zabrał mu pękaty mieszek, uśmiechając się przebiegle. - Bogami? - prychnął. - Bogi nic do tego nie mają. Ot po prostu normalna kolej rzeczy, na sprytniejszego od siebie trafiliście i tyle!
Topornik spojrzał na kupca z wyrzutem, wyraźnie nie pojmował, czemu musieli odgrywać ten teatrzyk miast się bronić. - Ha, widzę, że waszego towarzysza ręka świerzbi, ale widzi chyba, że my tu w znacznej przewadze i też pod bronią! I dobrze widzi! - mężczyzna był tak zadowolony ze swojej przebiegłości, że niemal pękał z dumy i samouwielbienia.
Tego samego nie dało się jednak powiedzieć o jego towarzyszach. To prawda, podnieśli broń i otoczyli ich, ale wielu z nich miało nietęgie miny, jakby nie na takie przygody się pisali. Najbardziej widać to było po skudlonym człeku z lasu, ten trzymał się z tyłu, wyraźnie zniesmaczony. Cóż, nawet jeśli im się to średnio podobało, to nie wydawało się, by mieli mu się sprzeciwić, swoje pewnie też robiła wizja zarobienia niemałej kwoty w złocie.
Odprowadzili ich pod bronią na skraj zarośli. - No, a teraz zmykajcie w krzaki "mości wielki kupcu" - wydął prześmiewczo wargi. - Może innych naiwnych na te swoje dyrdymały naciągniecie i łacno straty odrobicie! Kto wie, może nawet was będzie w końcu stać, by dać godną cenę za nasz towar, wtedy zapraszamy!
Roześmiał się, a inni to podchwycili, tylko człowiek lasu nadal stał tam z kwaśną miną. Tupik
Chłopak zasyczał boleśnie, odzyskując w końcu przytomność. Na zewnątrz hulał wiatr, wpadając co jakiś czas ze świstem do wykopanej w ziemi dziury. Zamknięty na zewnątrz pies chyba zmęczył się i w końcu przestał szczekać. - Wody... - usłyszał niziołek, zgodnie ze swoimi oczekiwaniami. Napoił biedaka i zmoczył mu otartą do krwi twarz. Wszystko szło zgodnie z planem. - Żyję, panie... - młody próbował się poruszyć, ale ze zdziwieniem stwierdził, że nie jest w stanie. - Czemu... Czemuście mnie skrępowali?
Z trudem i sykiem uniósł głowę, spoglądając na majaczące w słabo oświetlonym tunelu zarysy trupów. - Takom myślał, że tak to się skończyło...
Jego głowa opadła, westchnął pełen żalu i zrezygnowania. A potem opowiedział mu wszystko. O tym jak jego ojca i innych górników najęli jacyś kupcy z Bechafen, jak wywieziono ich tutaj i kazano założyć kopalnię, jak odwiedzający ich każdego dnia ludzie dokładnie wiedzieli, gdzie mają kopać i nie byli zdziwieni, gdy odnaleźli tam stary tunel... Jednak z każdym słowem jego głos stawał się coraz słabszy i bardziej zachrypnięty i mimo że wyraźnie starał się wszystko z siebie wyrzucić, to w końcu zdradziło go jego własne osłabione ciało i znowu stracił przytomność. |