Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2021, 12:24   #164
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Voldan wyraźnie obruszył się na słowa Jace’a.
- Chłopak?! Stałem na przodku z kilofem, kiedy ty jeszcze spadałeś z dywanu, a na gówno mówiłeś „papu”! – żachnął się - Ale poza tym to masz rację chudzielcu. Najchętniej zjadłbym wołu, wyżłopał beczkę piwa, a potem zasnął na tydzień. Nie chcę wam robić za kulę u nogi – powiedział niechętnie - Niedaleko stąd jest Redburrow, taka mała wioska. Może tam mnie ktoś przezimuje? – rzucił, ale wyrazy twarzy bohaterów szybko wyprowadziły go z błędu.
- Aha… więc to tak… - mruknął cicho. Milczał przez chwilę, po czym spojrzał hardo na psionika - Jeśli zdecydujecie się mnie zabrać, zrobię wszystko, żeby nie być problemem. Jak będziecie na ten obóz iść, to zostawicie mnie gdzieś wcześniej, cobym się pod nogami nie plątał. Jeśli nie chcecie, to poproszę was tylko o trochę jedzenia na początek. Jakoś sobie poradzę – mówił twardym głosem, ale pod koniec zabrzmiał już nieco niepewnie. Zdecydowanie obawiał się drugiej możliwości, co nie było niczym zadziwiającym.

Gdy uratowany górnik rozmawiał z Jacem, Hannskjald przemieniwszy się ptaka odleciał na zwiad, pozostali zajęli się bardziej przyziemnymi rzeczami, takimi jak rozpalenie ognia i przygotowanie kolacji. Już po kilku minutach na rozpalonym ze zniszczonych mebli ognisku grzał się już kociołek pełen wody, a Mikel i Rufus kroili suszone mięso i warzywa pod komendą Laury. Wiedźma, której zmiana ciała ani trochę nie zmieniła kategorycznego charakteru, pouczała ich, dobierając w tym czasie odpowiednie zioła do posiłku – coś na rozgrzanie i szybsze odzyskiwanie sił, szczególnie potrzebne Voldanowi. Lawina dołączyła do nich, gdy tylko w zajętym domostwie zrobiło się cieplej, i wyciągnęła się na podłodze tak blisko ognia, jak tylko było to możliwe bez opalania sobie futra.


Hannskjald

Przemiana w ptaka i lot przy takiej pogodzie nie należał do przyjemnych doświadczeń. Niska temperatura i ciągłe powiewy wiatru dmuchające nad wzgórzami utrudniały manewrowanie, a częste zawieje śnieżne znacznie zmniejszały widoczność. Druid jeszcze lepiej rozumiał teraz okoliczne ptaki, które wraz z pierwszymi chłodami migrowały do cieplejszych regionów na południu.
Zwiad przyniósł jednak szybkie efekty. Ledwie parę mil dalej, na grani stromego wzgórza dostrzegł jakieś konstrukcje. Podleciawszy bliżej, rozpoznał dwie drewniane wieżyczki strażnicze, z rozmieszczonymi pomiędzy nimi kilkunastoma namiotami. Powiewały na nich czerwone chorągwie – symbol na nich nie był dobrze widoczny, ale Hannskjald nie musiał się domyślać, co przedstawia. Niżej dostrzegł kilkanaście sylwetek kręcących się po obozowisku, starających się kryć przed zimnym wichrem lub grzać przy rozpalonym w centrum ognisku, a w pewnej odległości od namiotów, na skraju kilkunastometrowego klifu, w ziemię wbito kilka masywnych pali. Na nich zaś zawieszono solidnie wyglądające żelazne klatki, w taki sposób, by częściowo zwisały nad urwiskiem. Druid miał pewność, że większość była zajęta.
 
Sindarin jest offline