Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2021, 02:51   #135
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Sztukmistrzyni Meryel potrafiła się odnaleźć w KAŻDEJ sytuacji. Na balu, na weselu, na pogrzebie. Na zamku, w wiosce, w mieście, w areszcie. Wśród szlachciurków, kmiotków, elfów, krasnoludów i innych artystów też. Był to tylko kolejny z jej wielu, wielu talentów.. no, a przynajmniej tak sądziła, aż została ZMUSZONA i zaciągnięta SIŁĄ na to kuriozalne polowanie. Głęboko w lesie, siedząc na grzbiecie nerwowego koniska, kuglarka nie do końca wiedziała co ze sobą począć.

Ani myślała przyłączać się do rozwrzeszczanych mężczyzn. Oni próbowali wywabić niebezpieczeństwo spomiędzy drzew, a ona wręcz przeciwnie - wcale nie chciała wywoływać zła z lasu! Niech sobie tam zostanie.
Zaś kobieca strona tego polowania była zabawna na swój sposób. Oczywiście nie w takim sensie, że Eshte zapragnęła nagle dołączyć do tego kurnika i razem sobie żartować, hihi haha. One po prostu były zabawne w tych swoich wysokich fryzurach, gorsetach i krynolinach, w których przypominały piętrowe ciasta trzęsące się na grzbietach wymuskanych koników. I jeszcze ich zachowanie, to jak się patrzyły cielęcym wzrokiem za mężczyznami, jak śmiały się za głośno, byle tylko zwrócić na siebie ich uwagę. Ciekawe ile z nich planowało odegrać damy w opresji, byle tylko zostać uratowaną przez jednego z rycerzy lub szlachciurków. Aż dziwne, że Eshte jeszcze nie dostała choroby morskiej od częstego wywracania oczami.

Owszem, wszystkie te panieneczki dostarczyły jej trochę rozrywki, ale niewystarczająco na całe polowanie. Miała wielką ochotę zawrócić swoje konisko i uciec od tych szaleńców świadomie próbujących wywabić z lasu trolle, dzikie elfy i kto wie jakie jeszcze bestie czające się w gęstwinach. Ale NIE, przecież zachowanie, które było jak najbardziej naturalne dla Eshte, dla Pana Hrabiego było podejrzane i czyniło z niej szpiega! Eh.. może tutejsze spiczastouchy miały jednak trochę racji buntując się przeciwko jego władzy?

Oczywiście planem Eshte było stać z boku i łypać pogardliwie na resztę towarzystwa. I co najwyżej przegonić Paniunię od Ruchacza, gdy widok jej lepiącej się do “męża” stanie się zbyt… nieznośny.
Ale plany sobie, życie sobie… wkrótce do kuglarki przyczepiły się dwie osoby, głównie z powodu kaprysu jednej z nich. Arissa i Loczek.

- Ach… szkoda że zepsuto nam wczorajszy wieczór, miałam taaakie plany.- pożaliła się na powitanie wywołując kwaśny grymas na twarzy elfki. Kuglarka bowiem domyślała się jakie plany miała kapłanka… pewnie sprośne i związane zarówno z Eshte jak i dużą ilością alkoholu. Jedynym plusem wieczoru był fakt, że Arissa nie zdołała ich zrealizować.
- Ale pewnie zdążymy nadrobić jakoś ten niewypał. Jak ci się podoba to targowisko próżności? I któremu rycerzowi życzysz sukcesu? - zapytała radośnie lubieżna kapłanka.

- Jeśli są na tyle szaleni, aby wywoływać trolle, dzikie elfy i kto wie jakie jeszcze bestie czające się w lesie, to żadne życzenia im nie pomogą - prychnęła Eshte w odpowiedzi na niedorzeczne pytanie kapłanki, choć tym razem to nie ta bezwstydnica była powodem jej rozdrażnienia -Szlachciurki po prostu potrzebowały dodatkowej okazji do wystrojenia się. Tylko nie wiem dlaczego ja zostałam w to wciągnięta, toż to zwykła strata czasu.

Czas to pieniądze i jeśli pójść dalej za tą myśl, to z każdą chwilą spędzaną w tym lesie na słuchaniu krzyków mężczyzn, kuglarce przechodziły koło nosa istne GÓRY zarobku. Z powodu arystokratycznych zachcianek również wczoraj zmarnowała długie godziny na dyskusjach z Hrabią i jego świtą, a później z upartym czarownikiem. A o ile przemiana w gadzinę była warta wstawania przed wschodem słońca, to już nikt nie docenił wysiłku włożonego przez elfkę w uszycie stroju na polowanie. Tyle Thaaneeekryyyst jej truł o odpowiednim ubraniu, a mimo to nawet jednym słowem nie skomentował jej dzieła!

- Strasznie poważna jesteś. Spójrz na to tak. Zwykle to ty tańczysz przed nimi licząc na oklaski. Teraz oni zatańczą dla ciebie w bitewnym tańcu. Będzie kogo oklaskiwać i z kogo się śmiać. - odpowiedziała kapłanka ze śmiechem. I spojrzała na Ruchacza siedzącego na gryfie.- A czy nie chcesz zobaczyć jak triumfuje twój mąż? I nagrodzić go za zwycięstwo później?

-Gdyby mężczyźni zaczęli przed nami tańczyli, a panieneczki próbowały wyginać się w akrobatycznych pozach ubrane w te swoje suknie, to rzeczywiście byłoby się z czego pośmiać. A to?
-Eshte skinęła podbródkiem w stronę rozlegających się krzyków, a następnie skomentowała tę sytuację w sposób najbardziej odpowiedni dla takiej znawczyni sztuki wszelakiej. Wzruszyła ramionami. Niby prosty gest, a mówił tak wiele o jej podejściu do tej jaśniepańskiej rozrywki. A to ją uważają za prostaczkę!
Powiodła spojrzeniem w ślad za Thaaaneeekryystem i dodała z rozbrajającą szczerością -I wolę, żeby mąż przynosił mi śliczne błyskotki zamiast głowy śmierdzącego trolla.

- Błyskotki rzeczywiście są lepsze, ale zwykle jeśli przynoszą błyskotki to albo za coś przepraszają… albo czegoś chcą..
- odparła ironicznie Arissa i wzruszyła ramionami. - … a co do śmiechów. Jak będą uciekać na czworaka i chować się przed rozjuszonym trollem za drzewami… tym samym trollem, którego mieli łatwo i bez problemu nabić na włócznię.
Uśmiechnęła się nieco złowieszczo. - To myślę, iż to będzie zabawny widok.
Jakoś nie brała pod uwagę, że ów troll mógłby zdecydować zaatakować chudziutką elfią kapłanką zamiast opancerzonych osiłków z mieczami.

-To Ty się śmiej, kapłance wolno- burknęła Eshte nadal nie podzielając dobrego nastroju drugiej elfki -Jeśli ja się choćby odrobinę zbyt szeroko uśmiechnę na widok ich porażek, to zaraz zostanę posądzona o bycie szpiegiem oraz spiskowanie z dzikimi elfami i trollami.
Coś kuglarce podpowiadało, że Świetlista Arissa nie musiała dyskutować z Panem Hrabią, jego przytakiwacze nie okrzyknęli jej zdrajcą i pachnące zaproszenie na polowanie przyniesiono jej na srebrnej tacy. Czemu ONA była traktowana z szacunkiem, a artystką wszyscy pomiatali?!

- No cóż… nikt nie śmie zaczepić wybranki… eee… czego.. kto mnie tam wybrał?- spytała drobniutka elfka zerkając zza siebie na jadącego za nimi niziołka na ośle.
- Crom-Thaldur bóg wojny, honoru, cnoty rycerskiej i sprawiedliwego przelewu krwi.- odparł gniewnie Loczek.- Ile razy mam powtarzać?
- No właśnie… on. Mnie, czyli jego wybranki nikt się nie czepia. A ty powinnaś się uśmiechać zza zasłoniętej buzi. Tak robią arystokratki.
- pouczyła ją Arissa mentorskim tonem.

-Nie jestem arystokratką - przypomniała jej Eshte lekko urażona przyrównaniem do tych suchych laleczek pozbawionych talentu. Ale ta złość przeminęło szybciutko, bowiem jej uwaga gwałtownie zmieniła swój kierunek. Z Arissy, z mężczyzn wyganiających zło z lasu, na nieśpiesznie jadącego sobie za nimi niziołka. Obróciła się w siodle, aby przyjrzeć mu się z nagłym zainteresowaniem -Ej, a nie znasz jeszcze jakiegoś bożka poszukującego wybranki? Najlepiej mało wymagającego, co to nie potrzebuje ciągłych modłów i utwardzania rycerskich kopii - zastanowiła się krótką chwilę i dodała wzruszając ramionami -Oh, i wiesz, może bez składania krwawych ofiar.

- Dzikun zawsze szuka chętnych… a inni bogowie też. Ino każdy z nich ma wymagania.
- wyjaśnił flegmatycznie Loczek. - Nie ma bogów poza Dzikunem, którzyby niczego nie wymagali od swoich kapłanek.
- Poza tym… żeby odgrywać kapłankę, trzema mieć tą chryzmę.
- odparła Arissa dumnie wypinając pierś, co przypomniało Eshte zabawny fakt, że w tej kwestii akurat bije na głowę kapłankę. Owszem biust kuglarki do olbrzymich nie należał, ale i tak był większy od tego co miała filigranowa elfka.

-Ale ja już raz robiłam za kapłankę, co nie? I byłam bardzo wiarygodna -stwierdziła kuglarka nie bez powodu powątpiewając w trudność.. uh, „profesji” Arissy. Z tego co zdążyła zauważyć, to jej kapłańskie obowiązki głównie polegały na upijaniu się, krzyczeniu na służbę, macaniu kopii swojego rycerza.. i właściwie na próbach zmacania wszystkiego co się akurat nawinie. Drobniutka elfka raczej nie chodziła spać bardzo zmęczona.
-Za Dzikuna to ja podziękuję. Podobno ten Rogacz tak miesza swoim wybrańcom w głowach, że publicznie zdzierają z siebie ubrania i uciekają tańczyć wśród głazów, czy tam przytulać się z drzewami -albo zostają opętane przez ognistego pasożyta rzucającego się lubieżnie na Thaaneeekryyyysta, co biedna Eshte miała już okazję odczuć na własnej skórze. -No i raczej nie chcę, żeby mi wyrosły rogi albo ogon.

- Tak… byłaś, ale odgrywałaś kapłankę oszukując niezbyt rozgarniętego i bardzo naiwnego rycerza. Niemniej tłuszcza bywa zwykle bardziej podejrzliwa i trzeba trochę więcej wiedzy na temat posługi kapłańskiej, by właściwie odgrywać tą rolę.-
wyjaśnił cierpliwie niziołek.
- A porażka… oznacza zazwyczaj stos. Tak się robi z heretykami i szarlatanami.- dopowiedziała Arissa i podrapała się po brodzie dumając.- No i jeszcze dobrze wiedzieć, czy w okolicy lubią dane bóstwa, bo i prawdziwi kapłani czasami lądują na stosie.

-Nie tylko kapłani
-burknęła Eshte odkrywając, nie bez zdziwienia, że więcej ją łączy z kapłańską profesją niż sądziła. A zatem także i z Arissą, choć głęboko wątpiła, aby jasnowłosa elfka kiedykolwiek była bliska spaleniu na stosie. Była zbyt.. uh, urocza i śliczna, żaden chłopek nie podniósłby na nią wideł czy pochodni.
Kuglarka jęknęła zniecierpliwiona tymi rzucanymi przed nią kłodami. Machnęła ręką w powietrzu.
-Eh, za dużo zachodu. To już wolę poczekać, aż tamci -tą samą ręką zatoczyła łuk w kierunku całego jaśniepaństwa zebranego w leśnej gęstwinie - się tutaj wybawią. Im szybciej skończy się to całe polowanie, tym szybciej ruszymy w drogę i dotrzemy do celu. I tym szybciej ja będę mogła skręcić wozem do najbliższego miasta, gdzie nikt mi nie będzie zarzucał szpiegostwa.

- Orszak taki jak nasz nie porusza się żwawym tempem moja droga.
- odparła ze śmiechem Arissa, acz coś innego odciągnęło uwagę Eshte. Paniunia zdecydowanie za bardzo się zbliżyła do Ruchacza i ten jakoś jej nie odpędzał. Co gotowało krew w żyłach elfki, niewątpliwie był to wpływa Pani Ognia.

-To może powinnam się pospieszyć i już dzisiaj się oddalić - wycedziła kuglarka przez zęby, a chęć spełnienia tych słów była tym większa, że wpatrywała się w scenkę rodzajową z udziałem Paniuni i Thaaneekryyysta. Patrzyła na nich spojrzeniem tak intensywnym, że powinien wzniecić płomienie. Ale kogo powinny spopielić?
Paniunia była oczywistym wyborem. Czarownik jej mówił, że nie jest im pisane być razem, że ma śliczną żonę, blah blah blah, a mimo to głupia nadal nie dawała mu spokoju. Strasznie była zdesperowana, zaczynało to być dla Eshte bardzo męczące. No właśnie, a nie powinno być też męczące dla jej „mężusia”? Może to jego powinna trochę przypalić, co? Bo widać coś jest za mało przekonujący i ciągle pozwala Paniuni się zaczepiać, zamiast stanowczo powiedzieć jej co o tym myśli. A tak w ogóle, to czy on nie powinien dbać o bezpieczeństwo elfki? Czy to nie jemu zależało na tym całym polowaniu?
Eshte kurczowo zacisnęła dłoń na własnym udzie, aby zdusić w sobie straszliwą chęć spopielenia tego rozkosznego obrazka. Nawet ona, pomimo swojego wybuchowego charakterku, wiedziała, że musiała być.. grzeczna na polowaniu.

- Samotnie przez las pełen trolli i wrogich wszystkim elfich partyzantów? Nienajlepszy pomysł.- oceniła Arissa. Tymczasem znajome ryki bestii słychać coraz bliżej. Trolle się zbliżały… nie tylko zresztą Eshte się tego domyślała. Rycerze spięli konie i sięgnęli po broń.

Uszy kuglarki wypełniał tak głośny i tak wściekły szum gotującej się w niej krwi, że nawet nie miała jak zwrócić uwagi na bycie pouczaną przez Arissę. Bo gdyby usłyszała jej słowa, to nie omieszkałaby skomentować ich i przypomnieć kapłance, że przez tyle lat z powodzeniem podróżowała samotnie i dopiero po dołączeniu do orszaku została zaatakowana przez rozwścieczone trolle. To szlachciurki przyciągały niebezpieczeństwo, nie samotnie podróżująca elfka.
Ale nic takiego nie powiedziała. Dopiero ryki bestii i ogólne poruszenie wśród jaśniepaństwa wyrwało ją z tego gniewnego skupienia. Zerknęła w stronę drzew, a w jej oczach błysnęły niespodziewane iskierki.. nadziei. Nadziei na to, że trolle okażą się pożyteczne i brutalnie przerwą scenkę rozgrywającą się przed jej oczami. I czy życzyłaby już sobie zbyt wiele, gdyby któryś z nich poprzestawiałby twarzyczkę Paniuni celnym uderzeniem maczugi?

Z głośnym rykiem straszliwa bestia przedarła się przez zarośla. Większa od tych, które kuglarka widziała ostatnio. Większa i bardziej wkurzona.






Na szyi nosił naszyjnik z kłów i kości, przyodziany był w spódniczkę zrobioną z kolczugi. I miał “karwasze” z rzemieni przetykane metalowymi kolcami. Nie wyglądał na bezmyślną bestię i okazał się groźniejszy. Zrzucił bowiem z konia pierwszego z rycerzy, który chciał go toporem skrócić o głowę. Złamał kopię drugiego ze śmiałków, po tym jak ją pochwycił podczas szarży właściciela. Użył jej, by owego właściciela broni podnieść w górę, a następnie rzucić nim o ziemię.
Jak na razie, to troll okazał się tu łowcą, a szlachcice zwierzyną. Eshte powinna się tym cieszyć, acz w serduszku kuł kuglarkę mały cierń wątpliwości. Co zrobi troll, gdy skończy mu się arystokracja do wygrzmocenia?

Przełknęła głośno ślinę widząc z jaką śmieszną łatwością kreatura radzi sobie z rycerzykami, którzy przecież żyli dla takich walk. Jeśli oni dla trolla byli byle muszkami, to co dopiero mogła zrobić mu elfka?
Słodki ciężar sztyletu przypomniał jej, że właściwie nic nie musiała robić. Jeśli zrobi się zbyt gorąco, to po prostu przemieni się w gadzinę i odleci daleeeeeeko od zagrożenia. W końcu po coś trenowała przez tyle godzin o poranku.
Ale nie chciała przedwcześnie wykorzystywać swojego sekretu. Dlatego teraz pochwyciła mocniej za wodze, po czym zwróciła się do Arissy i Loczka -Może powinniśmy.. tak trochę.. odsunąć się.
Powoli skręciła swoje konisko w bok, ani myśląc o zbliżaniu się w zasięg długich ramion trolla -Wiecie, dać im więcej miejsca do zabawy z bestią. W końcu polowanie było ich pomysłem, nie?

- Nie przyjrzymy się dobrze jak mój czempion się z nim rozprawi.
- zadumała się kapłanka nadymając policzki. Niemniej i ona przeraziła się napaścią tego trolla. - Niemniej możemy się cofnąć… troszeczkę.

-No ja nie mam ochoty zostać obryzganą przez krew trolla
-”albo krwią kolejnych rycerzyków uginających się pod jego ciosami”, ponuro dodała sobie w myślach Eshte. Póki co prezentowane przez mężczyzn umiejętności budziły w niej tylko wątpliwości co do zakończenia tej bitewki. A byłoby dla niej olbrzymią stratą, gdyby z ich winy pobrudziła się jej świeżo uszyta kreacja - Tobie to jeszcze ktoś wypierze szatki. Ja sama musiałabym szorować moje ubrania, i to pewnie przez kilka długich dni, żeby pozbyć się tego smrodu.

-To prawda… krew trolla śmierdzi strasznie.
- przyznała Arissa. - Nawet jeśli jest bardzo cenna dla magów i alchemików.
A Loczek potwierdził jej słowa kiwnięciem głowy. Zanim jednak Esthe mogła rozważyć zagonienie Ruchacza do zbierania trollowej posoki, ze wszystkich stron zaczęły śmigać strzały, a elfka za sobą usłyszała głośny ryk trolla. Bardzo głośny, bardzo blisko…

Jedyną jej reakcją było mocniejsze chwycenie za lejce jedną dłonią, a za kapelusz drugą w instynktownym odruchu. Bo ten parszywy tchórz, ta parodia solidnego konia, ten szarak z kopytami..! Ten upierdliwy wierzchowiec na jakim ją posadzili, przestraszył się i poniósł przechodząc w szybki galop i pędząc na złamanie karku przez las! Oczywiście z biedną kuglarką na grzbiecie.
W tej sytuacji elfka nawet nie mogła marzyć o sięgnięcie po zbawczy sztylet. Zdawała sobie sprawę, że jeśli puści lejce to spadnie i złamie kark… albo inne kości. A żadna wywerna nie poleci w górę ze złamanymi skrzydłami. Wkrótce zresztą musiała z żalem poświęcić kapelusz, by pochwycić się siodła, bo szarpanie za uzdę nic nie dało. Ta kopytna zaraza tylko pędziła dalej w głąb zielonej kniei! Eshte oczywiście miała trochę doświadczenie w woltyżerce (aczkolwiek do woltyżerki używano odpowiednio ułożonych koni, a nie bydląt o zajęczych sercach!) i to doświadczenie podpowiadało jej, że albo się zwierzę uspokoi albo zmęczy. Tak czy siak, by kuglarka mogła bezpiecznie z niego zeskoczyć, koń musi zwolnić.
Co gorsza… na swój sposób spełniło się jej życzenie. Była już sama, tyle że gdzieś w dzikich ostępach!
Sama… samiuteńka. I to była wina Paniuni!

Cioteczka Viollca zawsze powtarzała, że chcąc uspokoić konia, należy najpierw zacząć od uspokojenia siebie. Mawiała, że jest się jego opiekunem i przewodnikiem, a zatem na naszych barkach leży pomoc w pokonaniu jego lęków. Spokojnym głosem, gestami łagodnymi i stanowczymi jednocześnie. Na nic się zdadzą krzyki i szarpanie się z siłą konia rozszalałego ze strachu.
Zarówno konie ciągnące ich wozy, jak i te trenowane pod stopy akrobatów, były mądrymi i opanowanymi zwierzętami. Niezbędną częścią trupy.


..rrrrwaaaaaaaaajapier....


Porady cioteczki rozbrzmiewały teraz wyraźnie w głowie elfki próbującej wysiedzieć na grzbiecie tego czworonożnego tchórza pędzącego ślepo przed siebie. Toczył gęstą pianą z pyska, błyskał białkami oczu. Gnał na złamanie karku, tylko właściwie czyjego - jego czy kuglarki?
Pęd powietrza dudnił w długich uszach. Pochylona nad końską szyją starała się ukrywać twarz przed gałęziami, które boleśnie smagały resztę jej ciała.


..przeroooobięnawędzooonkę..


Z początku potrafiła tylko krzyczeć z gniewu, strachu i zaskoczenia. Jednak stopniowo wrzaski zmieniły się najpierw w głośne przekleństwa, jakich ten las jeszcze nie słyszał, a potem w litanie wulgaryzmów i gróźb. Im dłużej ta przerażona bestia biegła i wyrywała kopytami kawałki ziemi, tym coraz bardziej wymyślne stawały się roztaczane przez nią obrazy. W kuriozalny sposób dodawały jej sił i otuchy w tych trudnych chwilach. Niechże tylko ta szkapa się zmęczy, a Eshte wszystkie je wprowadzi w życie. Wszystkie!


..rzyćwypchamjejwłaaaasnymiwłosami..



Udami mocno ściskała końskie boki, tyłkiem próbowała jak najgłębiej i jak najciężej wysiedzieć w siodle. Nie było to łatwe, kiedy miało się tak lekką sylwetkę, ale niechęć co do szybkiego spotkania się z ziemią była nie lada motywacją. To ten szlachciurski wierzchowiec wyprowadził ją daleko w las, lecz nie miała innego wyjścia, jak utrzymać się na jego grzbiecie. Jedną ręką kurczowo trzymała się siodła, drugą równie mocno pochwyciła za wodze, starając się nadać zwierzęciu kierunek. W prawo, w lewo, łukiem. Byle tylko szybciej zmęczyć tę chabetę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem