Kargar, Paladyn, i tygrys skoczyli ku wrogowi, pędząc na niego ile sił… a czworonożny towarzysz oczywiście wyprzedził dwóch zbrojnych, rzucając się pierwszy do boju.
Tygrys ugryzł Mantikorę, i dwa razy smagnął ją pazurami.
Nadleciały również magiczne dyski rzucone przez samego Druida… przed którymi stwór zasłonił się skrzydłem, i tyle. Szlag.
Nadbiegł Paladyn, zadając mocny cios mieczem po pysku bestii, a zaraz obok Endymiona był Kargar, który… prawie się wywalił przy tym biegu i on również nieźle przypieprzył przeciwnikowi którego cięto i drapano i szarpano pazurami bez litości.
W tym czasie, Gabriel przywołał kobietę-ducha, która zaatakowała Mantikorę mieczem, również zadając jej rany.
Zaklinaczka biegła zziajana pod górę prosto do Gabriela…
Zakrwawiona Mantikora warknęła wściekle, po czym minimalnie odskoczyła w tył, i otwarła swój pysk… Paladyn i tygrys zdołali trochę odskoczyć w bok, Wojownik już nie. Kwasowy oddech trysnął najwięcej na Kargara, raniąc go dosyć mocno.
A tu już, z obu stron pola bitwy, nadlatywały kolejne dwie Mantikory…
~ * ~
Geri, rozjuszony pierwszym posmakiem krwi, rzucił się na bestię z zamiarem pochwycenia jej w swoje potężne pazury i szczęki.
Druid zanurkował w dół, krzycząc:
- Mantikory! Jedna od wschodu, druga od północy!
Po czym zleciał w dół i przycupnął na głazie, który przygniatał podróżnika. Obrzucił go wzrokiem, by sprawdzić, na jakiego wyglądał (i czy może warto mimo wszystko go zostawić mantikorom na pożarcie), po czym szepnął zaklęcie, a miejsce, które dotychczas przygniatało jego nogę odkształciło się w łuk, pozwalając mu wyjąć nogę.
- Atakuj mantikorę. - Gabriel po raz kolejny wydał polecenie swej widmowej sojuszniczce, sam zaś rzucił na kompanów zaklęcie, które miało pomóc im wygrać starcie z nadlatującymi bestiami.
Tygrys rozszarpał łeb Mantikory na strzępy kolejnym smagnięciem pazurami i ugryzieniem, i ta padła… otrzymując jeszcze cios mieczem od kobiety-ducha. Stwór był definitywnie martwy.
W międzyczasie zaś, ratowana osóbka odczołgała się, wprost szorując tyłkiem po ziemi od dziwacznie "przerobionej" magią Druida skały, klnąc gorzej niż kowal. A kto zerknął, zdziwił się widokiem rudowłosej, młodej dziewczyny, zdecydowanie "nie pancernej". Miała za to na sobie wiele dziwacznych urządzeń, oraz okropnie urządzoną od skały nogę.
- Ślepi jesteście?? Nadlatują następne!! - Fuknęła na nich nieznajoma.
-Wycofajmy się pod ten wielki głaz, tam będzie trudno im wlecieć! - Zawołał Kargar, nie komentując że ruda dziewczyna mówi rzeczy oczywiste.
- Nie! - zaprotestował Endymion - Póki my jesteśmy celem pozostali są bezpieczni!
Paladyn specjalnie wyszedł wprzód aby zwrócić na siebie uwagę obu bestii
- Tu jestem! - ryknął do nich rozkładając szeroko ręce, ale chwilę potem przyklęknął niżej na nogach gotując się do uników.
Bharrig zamierzał poczekać na rozwój wypadków, a później pomóc towarzyszom rozprawić się z mantikorami. Zapewne następna część walki miała rozegrać się w powietrzu, jeśli tylko bestie nie będą chciały wylądować na ziemi.
Gabriel chwilowo nic nie robił, czekając, aż bestie podlecą bliżej. A potem miał zamiar wspomóc kompanów paroma zaklęciami.
-No dobrze! - syknął Kargar, nie chcąc zostawiać paladyna samego, choć widać było że nie jest zachwycony jego taktyką.
-Ktoś może mnie uleczyć, dostałem? - Następnie wyciągnął zaklęty oszczep zabrany Ettinowi, gotując się do rzucenia nim w nadlatującą najbliższą makintorę.
Dwa stwory nadleciały z dwóch różnych stron… Druid pod postacią ptaka nadal siedział na skale, która przed chwilą więziła nogę rudowłosej kobiety.
Gabriel siedział za skałką, i dobiegła w końcu do niego zziajana Deidre.
A Endymion i… Kargar, ustawili się do siebie plecami, oczekując nadlatujących Mantikor. I te nadleciały, ale nie całkiem tak, jakby obaj chcieli. Leciały bowiem sporo nad ziemią, dobre kilkanaście… kilkadziesiąt metrów(40m) wcale nie mając zamiaru zniżyć lotu. I chlasnęły ogonami, posyłając z obu stron salwę 6 kolców.
Paladyn oberwał tylko raz takim pociskiem i trochę zabolało…
Kargar miał mniej szczęścia. Raz, dwa, trzy, cztery kolce wbiły się w jego ciało, a do tego, ten cholerny stwór był za wysoko, by rzucać w niego oszczepem…
Mantikory przeleciały nad głowami towarzystwa, rozpoczynając powietrzne zawracanie…
- Czy wyście ochujali?! - Wrzasnęła nieznajoma rudowłosa, widząc co dwóch z grupki wyprawia na środku "pola walki". Po chwili zaś zaczęła pić jakąś miksturę...