|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-08-2021, 21:09 | #71 |
Reputacja: 1 | - No, nie sądzę żebym sobie poradził gorzej od Gabriela - stwierdził wojownik, czując się wywołany do odpowiedzi. Jakoś ten wieszcz miał powodzenie u kobiet, musiał niechętnie przyznać…. |
21-08-2021, 06:38 | #72 |
Reputacja: 1 | - Tyle na dziś - powiedział Gabriel. - Odzyskałaś siły i ducha do dalszej wędrówki? - spytał z uśmiechem. Zabrał się za pakowanie swoich rzeczy. Druid zleciał w końcu po pobieżnym zwiadzie. Jastrząb przysiadł na grzbiecie leżącego tygrysa. Po paru chwilach, odezwał się, pozostając w swojej postaci: - Miejsce, które wskazał troll odbija od ścieżki i prowadzi donikąd. Szlak, którym idziemy, zdaje się najodpowiedniejszy, ale przed nami na ścieżce są trzy mantikory. Parę małych grot tu i ówdzie, ale żadna nie wygląda na tą od smoka. Możemy ominąć mantikory, jeśli odbijemy nieco na wschód. Po czym zwrócił się jeszcze do Wieszcza: - Nie widziałem w pobliżu świątyni Shar. Może będzie gdzieś indziej. Milczał przez chwilę i dodał jeszcze: - Wydaje mi się, że możemy ruszać. Będę leciał przed wami. Gabriel, który jakiś czas temu skończył wszystkie zabiegi, podniósł się z miejsca. - Im szybciej ruszymy, tym lepiej - powiedział. - A mantikory powinniśmy ominąć. Walka z nimi nie jest nam potrzebna do szczęścia. To paskudne bestie, skrzyżowanie lwa, smoka i demony wiedzą czego jeszcze. ~ Grupka pozbierała więc swoje manele, po czym ruszono w dalszą drogę… i po jakiś dwóch kwadransach, wszyscy zauważyli krążące nad zboczem na prawo od nich (a więc wyżej niż sama grupka się znajdowała) dwie Mantikory… wszyscy przykucnęli. Endymion przeistoczył swój pas w wielki miecz… tak na wszelki wypadek - Csssiiii… - przyłożył - przemknięmy się obok - powiedział cicho aby na pewno ich nie usłyszały Gabriel skinął głową. - Oby tylko osiołek był cicho - szepnął. A wtedy do uszu wszystkich, dobiegł właśnie gdzieś tam z tego wyższego miejsca… pełen przerażenia i bólu ludzki(?) krzyk. Paladyn otworzył szerzej oczy i spojrzał na Amzę - Zostań tu. Schowaj się i za nic się nie wychylaj! W razie czego… masz gwizdek! - Ktoś nie powinien z nią zostać?? - Mniszka wskazała bladą Amzę, skuloną za swoją tarczą. Endymion zatrzymał się wpół kroku - To zostań. Z nimi dwiema i sam sobie poradzę, ale gdzieś może być trzecia. Zerwał się do biegu… ktoś tam potrzebował pomocy. - To może być ta trzecia mantikora - powiedział cicho Gabriel. A że nie wypadało zostawiać kompana samotnego, ruszył za paladynem, na wszelki wypadek rzucając na siebie zaklęcie, które mogło ocalić mu skórę podczas spodziewanej walki. Po krótkiej chwili, Bharrig zanurkował i wkrótce znalazł się w odległości głosu do Endymiona, Kargara i Gabriela. Zawołał krótko: - Ładujecie się na mantikorę! Próbuje zjeść kogoś przywalonego kamieniem! - i odleciał z powrotem nieco wyżej i dalej w stronę zdarzenia, szukając, czy przypadkiem wrzaski nie zwabiły pozostałych bestii. Geri tymczasem biegł z resztą drużyny. ~ Towarzysze ruszyli biegiem pod górę… co było cholernie forsującym zajęciem. 10 metrów, 20, 30… Deidre została w tyle, nie bardzo sobie radząc. Amara z kolei została daleko za nimi przy Amzie… Po chwili oczom zziajanych mężczyzn ukazał się dosyć kiepski widok. Ludzka postać o rudych, krótkich włosach, leżąca na ziemi, z przygniecioną nogą dużym głazem(wielkością dorównującym wielkiej beczce piwa), obok niej plecak z rozrzuconą zawartością, i cholerna Mantikora, będąca ledwie już 5 metrów od nieszczęśnika, powoli do niego podchodząca z sykiem. Czas na pożarcie… Druid będąc w swojej jastrzębiej formie ponad towarzyszami, rzucił zaklęcie i po chwili dwa kamienne dyski pomknęły w stronę mantykory. - Uważajcie, to paskudztwo ma nie tylko kły, pazury i paskudny ogon - powiedział cicho Gabriel. - Prócz tego potrafi zionąć jak smok... ranić z daleka. Paladyn kiwnął głową, ale nie zmieniało to nic... - Hej! - ryknął z mocą by zwrócić na siebie uwagę bestii i zerwał się do szarży na nią. W tym czasie Gabriel przywołał sojusznika, widmową kobietę, która z mieczem w dłoni pojawiła się tuż przy bestii. - Atakuj mantykorę - polecił. Przyklęknął za sporych rozmiarów głazem i wypatrywał, czy nie nadlatują kolejne bestie. - Musimy ją szybko ubić, zanim nadlecą kolejne! - zawołał Kargar, rzucając się do szarży wraz z paladynem. Jego wampiryczny dwurak był gotowy do posmakowania egzotycznej krwi bestii.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
21-08-2021, 11:06 | #73 |
Reputacja: 1 |
|
21-08-2021, 11:48 | #74 |
Administrator Reputacja: 1 | - Wycofaj się pod skałę! - zakrzyknął Endymion do rannego towarzysza - Wytrzymam ten ostrzał! Wydostańcie ją spod głazu! - krzyczał wciąż pozostając nisko na nogach by unikać wystrzeliwanych kolców… nie bał się ich ani strumieni kwasu mantikor, ale pozostali nie byli tak niewrażliwi. - Endymion! - krzyknął druid, zrywając się z głazu. - Rzucę czar, będziesz mógł chodzić w powietrzu! - Zrób to! - okrzyknął paladyn zadowolony z pomysłu. Jastrząb uderzył skrzydłami w powietrze i poszybował w stronę paladyna, dzieląc także czar na pozostałych, którzy byli w zasięgu, w pierwszej kolejności jednak na Geriego i Endymiona. - Geri! Za Endymionem! - zawołał Bharrig. Tygrys zawarczał, ale dostosował się, pozwalając paladynowi pójść pierwszemu. Wkurwiony i zakrwawiony Kargar rzucił się by szukać osłony koło znajdującego się niedaleko wielkiego głazu. Endymion wbiegł pionowo w górę na nieistniejących schodach i przygotował się na powrót mantikor. - Dajcie im się wystrzelać na mnie! Wytrzymam je! - zakrzyknął znów przyjmując postawę defensywną, czekając na bestie. - I zabierzcie stąd rudą! - Machaj rękami i mieczem, zrób dwa kroki do przodu - polecił Gabriel kobiecie-duchowi. - Rzuć na mnie niewidzialność - szepnął do Deidre. - Nie mam takiego zaklęcia… - Powiedziała Deidre, a Gabriel aż uniósł brew. Dziewczyna za to zaczęła coś mamrotać pod nosem, i po chwili… na torze lotu Mantikory(tej na dole mapki) pojawiła się malutka chmurka(1.5m) z wyładowaniami elektrycznymi, w którą stwór wleciał i… oberwał prądem, a oprócz tego nagle zaczął spadać w nieładzie na łeb, na szyję w kierunku ziemi. Gabriel poczekał chwilkę, obserwując spadanie bestii, a potem pobiegł w stronę Kargara, by spróbować go podleczyć. W tym czasie, Mantikora po lewej od towarzystwa, nadal zawracała sporym łukiem, a ta spadająca, nagle się ocknęła i ponownie wzbiła w powietrze... * * * Druid rozpoczął długą inkantację jakiegoś zaklęcia… Kargar pochwycił protestującą i bluzgającą rudą na ramiona, po czym zaczął z nią obchodzić wielką skałę, by skryć się za jej północną częścią... Endymion stąpał po powietrzu wyżej i wyżej(jest na 6m) po czym zaczął znowu prowokować wrogów. A tygrys mu towarzyszył, nie odstępując na krok. Gabriel musiał się zaś za Kargarem nabiegać, by go podleczyć. - Na drugi raz zainwestuj w mikstury - powiedział do wojaka, po rzuceniu drugiego zaklęcia. - Przynajmniej nie będę musiał za tobą ganiać. - Dzięki, teraz może jeszcze coś zdziałam - Kargar poczuł ekstazę czując jak lecząca magia łagodzi jego rany. Deidre zaś poruszała paluszkami, kontrolując chmurkę, którą zaczęła gonić zranioną Mantikorę, ta jednak była szybsza niż sama chmurka. Szlag… Mantikora po lewej stronie towarzystwa nawróciła w końcu, znowu rozpoczynając lot w kierunku głównej grupki. Ta zaś nieco niżej, nawracała… i nagle zmieniła tor lotu. Dźwięk gwizdka wprost wstrząsnął całym Endymionem. * * * Gryf ruszył na Mantikorę, i gdy się spotykali w locie - zaatakował, ale żaden z jego ataków nie sięgnął celu. Druid podlatuje w zasięg mantykory, która zagraża grupce i próbuje na nią rzucić zaklęcie polimorfii. Był jednak zdecydowanie jeszcze zbyt daleko, by dosięgnąć przeciwnika czarem… leciał więc po prostu w jego kierunku. Kargar tym razem zdecydował się nie rzucać szaleńczo za paladynem, zamiast tego rozejrzał się czy jest w stanie rzucić oszczepem w którąś mantikorę albo strzelić z łuku, ta walcząca z gryfem był chyba bliżej. Poza tym spróbował ocenić czy rany rudej nieznajomej zagrażają jej życiu. - Możesz mnie już łysolu postawić?? - Warknęła rudowłosa, po wypiciu kolejnego eliksiru. Jej noga była już nieźle zaleczona, i w sumie miała już tylko lekką ranę. - No dobrze, już, każdego kto cię ratuje wyzywasz?! - Odkrzyknął się wojownik stawiając rudą niewdzięcznicę na ziemię. - Musimy przegnać lub zabić pozostałe dwie - powiedział, sięgając po łuk i zastanawiając się czy może zająć pozycję tak by spróbować wycelować w mantikorę walczacą z gryfem. - Ja nie jestem od takich walk, obwiesiu! - Fuknęła na niego młoda kobieta. Paladyn zauważył, jak Mniszka staje w postawie bojowej przed samą Amzą. - Amzaaa! - ryknął Endymion zrywając się do biegu, napędzany mocą zaklęcia Gabriela, gniewem i strachem z prędkością jakiej nigdy nie uświadczył na piechotę. A dziewczę dzielnie stało, zasłaniając się tarczą za plecami Mniszki... Nagła zmiana sytuacji na polu bitwy stanowiła zaskoczenie zapewne nie tylko dla Gabriela. Z drugiej strony... dość zrozumiałe było, że bestia wybrała łatwiejszy łup, kierując się w stronę tych, co wyglądali na bezbronnych. Rzucił raz jeszcze zaklęcie, które wcześniej miało wzmocnić kompanów. Tym razem zaklęcie objęło swym zasięgiem i jego. Pozostawił rudą dziewczynę pod opieką Kargara i ruszył biegiem w stronę Amzy i Amary. Ze świadomością, że mimo wszystko może tam dobiec za późno. Wieszcz pobiegł w stronę Zaklinaczki, a potem w dół po stromiźnie w kierunku Mniszki i Amzy… i ześliznął się po zboczu, i przejechał 1,5 m na własnym tyłku. - Szlag by cię trafił… - Warknęła Deidre, nie umiejąc dopaść mantikory magiczną chmurką. Mantikora po lewej stronie towarzystwa, walcząca z Gryfem, kontratakowała ugryzieniem i dwoma smagnięciami pazurów, dosyć ciężko raniąc Gryfa. W tym czasie, druga z bestii, lecąca prosto na Amarę i Amzę, strzeliła salwą kolców z ogona. Raz, dwa, trzy… kolce wbiły się w ciało Mniszki, dwa w tarczę dziewoi za nią, trzeci jedynie w trawę. Amara jęknęła zraniona, a potem bluznęła, gdy mantikora po prostu przeleciała wysoko (20m) nad nimi. Wystraszony osiołek odbiegł zaś kilka metrów na prawo… |
21-08-2021, 14:06 | #75 |
Reputacja: 1 | Gryf próbował jakoś zewrzeć się z Mantikorą… bestia jednak stawiała się wszelkim próbom Gryfa. Druid w postaci jastrzębia podlatuje i próbuje rzucić zaklęcie polimorfii i w końcu się udało. "Puf" i wielka Mantikora zamieniła się w coś malutkiego(chomik), co… spadło gdzieś tam na ziemię. Geri kroczy za paladynem, ale widać, że ma ochotę się rzucić na jedną z bestii. Szukał możliwości, żeby rzucić się na mantikorę, jeśli tylko będzie w zasięgu i w końcu za nią ruszył. To był naprawdę niecodzienny widok. Tygrys ganiając w powietrzu za Mantikorą… po kilku chwilach, było jednak oczywiste, że jej raczej nie dogoni. Skrzydlata bestia unikała bliższych kontaktów z tygrysem, i po kilkunastu sekundach, odleciała w cholerę, sama rycząc z niezadowolenia… Bharrig zanurkował, postanawiając przysiąść na głazie. Geri także zszedł już na ziemię, a chwilę później, gryf został odesłany do swojego planu. - Miałaś dużo szczęścia... - rzekł Druid w swojej jastrzębiej formie, do… pustki. Rudowłosa dziewczyna wyparowała. Była i się zmyła, zniknęła, cholera wie… Druid natychmiast wzbił się w powietrze po raz kolejny, szukając wzrokiem dziwnej dziewczyny. Wypatrywał i wypatrywał, ale nigdzie jej nie było. Ani za wielką skałą, ani na, ani nigdzie w najbliższej okolicy… i nagle zauważył, jak porozrzucane rzeczy z plecaka nieznajomej, same do niego wracają, przy skale, która kiedyś ją przygniatała. - Nasza znajoma ucieka - zawołał Bharrig i zakręcił się nad miejscem, gdzie znajdowała się niewidzialna dziewczyna. - Hej! Nie uciekaj! - zawołał do pustej przestrzeni. - Geri, do nogi! Kargar, kurwa! Łap ją! Niech ktoś mi tu pomoże! -Właśnie, gdzie ona zniknęła? - zdziwił się Kargar ~ Endymion z ledwością wyhamował… na drzewie. Gruchnął w nie boleśnie, ale nawet się nie skrzywił tylko natychmiast dopadł do Amzy ze strachem w oczach - Jesteś cała? - pytał chwyciwszy ją za ramiona i mało delikatnie obracając, to w lewo to w prawo aby obejrzeć czy nie ma żadnych ran. Blada, trzęsąca się na całym ciele dziewoja… co chwilę obracana w tą i z powrotem przez Endymiona, w końcu… krzyknęła. - Tak!! - I zrobiła duże oczka, wpatrując się w Orka, po czym dodała już ciszej, i spokojniej - Tak... Paladyn zamknął oczy i powoli spuścił z siebie powietrze. Widać było opuszczający go lęk. Gdy już odzyskał dość samokontroli przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Nie wiedział które z nich nich teraz bardziej potrzebowało się uspokoić. To był pierwszy raz od grubo ponad dekady gdy błogosławieństwa zawiodły i poczuł strach. Zdążył już zapomnieć tego uczucia. Wstał od dziewczyny po… sam nie wiedział jakim czasie i spojrzał na Amarę. - A ty się trzymasz? - zapytał i chciał zaproponować leczenie, ale widział, że wieszcz już idzie i on szybciej rzuci zaklęcia niż paladyn znajdzie w swoim plecaku różdżkę leczenia. Gabriel, przeklinając pod nosem, odniósł się z ziemi i, znacznie już wolniej, podszedł do Mniszki. A ta właśnie, zaciskając zęby, wyciągała sobie ostatni kolec z ciała. Wieszcz rzucił na dziewczynę leczące zaklęcie. - Wszyscy żyją? - Spytała Amara. - Na szczęście tak - odparł Gabriel. - Nawet ten nieszczęśnik, którego wcześniej chciała zjeść mantykora - dodał. - A dokładniej nieszczęśniczka, bo to dziewczyna. - Kargar mocno oberwał - włączył się do rozmowy paladyn - ale Gabriel chyba już go poskładał... Poskładałeś go, co nie? - dopytał, bo sam nie miał czasu się oglądać w czasie walki. - Może nie do końca, ale stoi dość pewnie na nogach - stwierdził Wieszcz. - Ale doszedłem do wniosku, że Amarze przydam się bardziej. - Wszyscy żyjemy, wszyscy jesteśmy stabilni - głos paladyna był konsolidacyjny… nie chciał by Gabriel czuł na sobie potrzebę tłumaczenia się - w razie czego mam małą różdżkę leczenia, więc wszystko się wyleczy. - To jest dobrze… - Mniszka pomasowała miejsce, gdzie przed chwilą miała jedną z trzech krwawiących dziur po kolcu, które magią Gabriela nieco już zasklepiła. Endymion zdjął plecak… i wtedy poczuł ból gdy pasek zahaczył o kolec mantikory wciąż tkwiący pod płytami jego pancerza. Skrzywił się… złapał go i wyszarpnął zamaszyście, w kierunku aby zachlapać krwią tylko pobliskie drzewo a nie nikogo z obecnych. Kucnął przy plecaku i szukał… i szukał… i szukał… po czym zwiesił głowę niezadowolony. Nie wiedział co zrobił ze swoją różdżką… Druid z drugiego krańca pola wcześniejszej bitewki rozpoczął nawoływania: - Geri, do nogi! Kargar, kurwa! Łap ją! Niech ktoś mi tu pomoże! Co tam się działo?
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
21-08-2021, 23:17 | #76 |
Reputacja: 1 |
|
22-08-2021, 12:27 | #77 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Po roprawieniu się z Mantikorami i rudą niewdzięcznicą, opatrzeniu ran, a nawet przekąszeniu drobnicy, towarzystwo ruszyło dalej. Coraz wyżej i wyżej, godzina za godziną… późnym popołudniem natrafili w końcu na pierwszy śnieg. Byli już dosyć wysoko na owej górze, zimno było już odczuwalne, a zmęczenie spore. Dłuższy odpoczynek, ognisko, ciepły posiłek. Dobre pół godziny przerwy… I dziwna rozmowa między Paladynem i Amzą. ~ Po odpoczynku ruszono dalej, i pojawiało się coraz więcej i więcej śniegu… a Druid zaczynał mieć wątpliwości. Nigdzie nie było smoczej jamy, nigdzie nie było smoczycy. A weszli już tak wysoko… czyżby ZA WYSOKO? Bharrig specjalistą od smoków nie był, ale skoro czerwony smok, zionący ogniem, to czy nie powinien unikać zimna i śniegu? Czy nie wolał się wylegiwać na ocieplonym słońcem zboczu? Czy oni się zgubili?? Nie no, nie mogli się zgubić… bo nie znali celu? Szukanie jamy smoczycy na górze było jak szukanie kolca w stogu siana, i nawet znalezione wcześniej, stopione skały, nie musiały o niczym konkretnym świadczyć… zaczynało go to wszystko lekko wkurzać. Zaczął więc zataczać coraz większe kręgi po terenie, coraz dalej i dalej od towarzyszy. Wypatrując cholernej jamy, albo smoczycy, albo… czegokolwiek. ~ Brodzący w śniegu tygrys na szpicy, za nim Kargar, potem Amara, potem cała reszta… w sumie gęsiego, idąc w białym puchu prawie do kolan. Gdzieś tam na tyłach Paladyn i Amza z osiołkiem, i ledwo co już człapiąca Deidre, trzymająca się nawet uprzęży na grzbiecie czworonoga. Geri w pewnym momencie warknął, ale było w sumie już za późno. Ze śniegu po prawej stronie wyskoczyło coś dużego z rykiem, wpadło na tygrysa, po czym sam Geri, i to coś, co również wyglądało na… tygrysa?? stoczyli się parę metrów w dół po ośnieżonym zboczu, w potwornej kotłowaninie smagnięć pazurów, ugryzień, i zwierzęcych ryków. Kargar szybko wyciągnął miecz, tylko po to… by stwierdzić, że duży kopczyk śniegu przed nim po prawej się poruszył. I wstał, i wyprostował, i był niemal dwa razy tak wysoki, jak sam Wojownik. Dziwaczny stwór skoczył na zaskoczonego wojownika z rykiem i smagnięciem pazurami. Cios pazurami zabolał… a do tego Kargar poczuł dziwne, okropne zimno, rozchodzące się z rany. ~ Tygrys i dziwaczny… lew(??), wśród dzikiej kotłowaniny dwóch rozsierdzonych bestii, wyglądały naprawdę strasznie. Pazury Lwa nie zrobiły krzywdy tygrysowi, lecz ugryzieniem już wgryzł się w ciało Geriego. Ten jednak nie pozostawał dłużny, i po pierwszym zaskoczeniu kontrował, z dosyć mocnym skutkiem, raniąc dwa razy pazurami i ugryzieniem. Pochwycić lwa jednak nie zdołał… ~ A wtedy na zboczu powyżej grupki, jakieś dziesięć metrów w górę, pojawił się drugi taki wielki, dziwaczny owłosiony humanoid, który… zaczął skopywać spore głazy prosto na resztę towarzystwa. Wydawał przy tym z siebie dziwaczne wycie, które wzmogło się po trafieniu nogi osiołka, który również zaczął wyć, ale z bólu. Amza pochwyciła swoją tarczę, po czym dzielnie stanęła przed osiołkiem, odbijając turlające się kamienie. ~ Kargar wyprowadził potężne cięcie mieczem w futrzaka, odrąbując jedną z jego łap, a potem kolejnym rozpłatał wrogowi ukośnie tors, i ten padł martwy. Na widok śmierci swojego pobratymcy, ten ponad grupką zamknął się, a po oberwaniu od Deidre serią "Magicznych pocisków", po prostu uciekł, wspinając się bardzo zwinnie coraz wyżej i wyżej, aż w końcu zlał się ze śniegiem i zniknął wszystkim z oczu. ~ Lew wśród zaciętej walki, wśród kotłowaniny, ryków, i nawet fruwających kawałków futra, pokiereszował znowu nieco tygrysa, ten zaś kontratakował pazurami, i lew już ledwo co zipiał… Geri zaś wgryzł się w jego szyję, w końcu go zabijając. Dwa ciała na śniegu, masa krwi. Cisza. Wymiotująca Deidre. ~ W końcu i nadleciał Druid-jastrząb, ściągnięty do grupki odgłosami walki. Wszyscy byli już bardzo zmęczeni, przydałoby się i nowe uleczenie ran. Do tego, powoli już nadchodził wieczór. Jeszcze godzinę, jeszcze kawałek, byle gdzieś znaleźć miejsce na nocny obóz, albo jaskinię smoczycy? Złudne nadzieje... *** Komentarze za chwilę
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
22-08-2021, 17:04 | #78 |
Reputacja: 1 | Dziwna rozmowa Endymiona z Amzą
|
23-08-2021, 16:25 | #79 |
Reputacja: 1 | Druid odszedł nieco na bok i wydobył z wnętrza plecaka nieco dłuższy patyk, który ustawił przed sobą. Drugą ręką zrobił parę szybkich gestów i po chwili kształt drewna wygiął się i zmienił, aby wreszcie zastygnąć w nowym. Łopata być może była prymitywna, jednak była poręczna na tyle, żeby odgarniać śnieg. - Zajmę się nią, kiedy tylko skończę tutaj - rzekł Bharrig, odgarniając śnieg. - Nie widzę takiej potrzeby… o, a zresztą już Endymion z nią rozmawia - Powiedziała Amara. - Wolałbym to zrobić mimo wszystko - rzekł. - Jeśli nie dzisiaj, to rankiem, jeśli nadal będzie czuć się źle. Choć… Wygląda to po prostu na przemęczenie. - Takie szwędanie się po górach da każdemu w kość… a propo szwędania, jesteśmy w ogóle gdzieś blisko? - Spytała Mniszka, przerywając odgarnianie śniegu, i spoglądając na Druida. - Nie - rzekł prosto krasnolud. - Nie ma żadnych śladów smoka. Jutro rankiem zamierzam zbadać tą sprawę. Będę potrzebował nieco czasu, aby przygotować zaklęcie, ale powinniśmy wiedzieć nieco więcej - rzekł druid, myśląc o czarze, który zamierzał rzucić. - No super… - Powiedziała sceptycznie Amara - Tylko żebyśmy się tu jeszcze parę dni nie kręcili, bo to bez sensu będzie… - Jestem bardziej zmartwiony tym, że gryf mógł polec na zawsze - rzekł Druid. - Śmierć kompana Endymiona była bezsensowna. Im szybciej znajdziemy leże smoka, tym lepiej dla nas. Jeśli zaklęcia zawiodą, zostanie stare, dobre przepatrywanie - rzekł, odrzucając ostatnią grudkę śniegu. - To co, pomóc ci z tym namiotem? W tym czasie zaś, Amara… ulepiła kulkę śniegu. - "Im szybciej znajdziemy smoka, tym lepiej dla nas", brzmi jak ostatnie, słynne słowa typowego awanturnika! - Zaśmiała się, po czym pacnęła Druida śnieżką w ramię. - My wcale nie jesteśmy typowi! - zawołał Druid i skoczył w śnieg, a zaraz potem rzucił w Mniszkę dwoma kolejnymi. - Śnieżkowi wojownicy.... Można pożyczyć łopatę? - spytał Gabriel, do tej pory odgarniający śnieg swoim puklerzem, co przynosiło niezbyt dobre efekty.. Bharrig zmitygował się i skinął głową. - Skończyłem już, proszę - rzekł, podając łopatę Gabrielowi. Kiedy tylko podał łopatę, zabrał się za pomaganie rozstawiania namiotu Amary, skoro swój już ogarnął. Geri, węsząc, wszedł do środka namiotu Bharriga.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
26-08-2021, 19:21 | #80 |
Administrator Reputacja: 1 | Endymion wyciągnął z pojemnej torby swój namiot i rozgarnął śnieg przeistaczając pas w topór katowski o płaskiej linii ostrza. Pracował szybko. Już przed dwiema godzinami wyciągnął ciepły koc i okrył nim Amzę, w odpowiedzi otrzymując uśmiech. - Namiot stoi stabilnie, w środku są już śpiwory i zimowe ubrania, gdybyś chciała je na siebie wrzucić. Ja zobaczę czy da się tu nazbierać drewna na opał aby coś ciepłego zjeść - paladyn rozejrzał się sceptycznie po okolicy - Masz Kruszyno swój gwizdek i butlę? - zapytał kontrolnie uśmiechając się do dziewczyny. - Tak. To idę się przebrać… - Powiedziała dziewoja i zniknęła w namiocie. - Deidre - paladyn usiadł obok zaklinaczki jeszcze nim wybrał się po to drewno - źle wyglądasz, dobrze się czujesz? - zapytał tonem szczerego zmartwienia. - Wykończona jestem, to wszystko - Rogata dziewczyna wzruszyła ramionami - Łażenie po takich górach nie dla mnie… Endymiona ta odpowiedź nie do końca satysfakcjonowała. Nie tłumaczyła dobrze wymiotowania po ostatnim starciu. - Rozumiem… mówiłem to już dwa razy, ale chyba nikt nie potraktował tego poważnie. Moje błogosławieństwa pomagają na zmęczenie. Dziś nie mam już żadnych, ale przyjdź do mnie jutro jak będzie ci ciężko. Z wielką radością jedno ci oddam. Poczujesz się może nie jak po porządnej nocy, ale jakbyś odpoczywała kilka godzin. Mi się zdarzało je wykorzystywać aby przez wiele nocy unikać potrzeby snu. Możemy się tak umówić? - Jak się wyśpię, to powinno być wszystko dobrze? A jak co, to się odezwę - Powiedziała Zaklinaczka. W tym czasie, Amza opuściła namiot w stroju zimowym, po czym… kocem, którym wcześniej sama była opatulona, teraz okryła osiołka, i zaczęła również oglądać jego zranioną nogę. Endymion rozejrzał się i zobaczył, że Bharrig już pomaga Amarze rozkładać namiot. To robota bardziej dla dwóch, niż trzech osób więc zostawił to im. - W porządku, po prostu naprawdę się nie wahaj. Mam je właśnie po to aby je rozdawać. Temperatura ci nie dokucza mocno? Okazuje się, że mam kupiony jeden strój zimowy za dużo i można by go wykorzystać… kilka cięć, kilka wiązań i byłby dodatkowy brzydki płaszcz. - Mam małe, naturalne odporności na zimno i gorąco, spokojnie… - Uśmiechnęła się Zaklinaczka - I sama również kupiłam zimowe ubranie… - Hmmm… wyszedłem z błędnego założenia. W sumie… zaraz wracam. Endymion wstał i poszedł do swojego namiotu, na chwilę przystając przy Amzie - Obejrzę za chwilę jego nogę. Znam się trochę na tym, raczej nic mu nie będzie. Dziewoja kiwnęła potakująco głową. Paladyn z namiotu wyszedł ściskając zwój i wrócił z nim do Deidre. - Jeśli pozwolisz chciałbym go użyć. Poczujesz się po nim lepiej, a jest tani i mam jeszcze drugi. Uznaj to za część zwrotu twojej części którą nadmiarowo wyłożyłaś na pojemną torbę - ork uśmiechnął się do zaklinaczki zachęcająco. - Uparty jesteś… - Powiedziała kręcąc głową rogata - I magię chcesz marnować. No ale proszę, twoja wola… - Uśmiechnęła się lekko. Endymion kiwnął głową zadowolony i rozwinął zwój. Wyrecytował inwokację wyjątkowo dźwięcznym i przyjemnym dla ucha języku. Tusz zaczął błyszczeć gdy wraz z magią się niego wypalał. W ostatnich słowach paladyn położył Deidre dłoń na ramieniu pozwalając tej magii przez nią przepłynąć… no i oprócz tego, żadnych innych efektów nie było widać. Zaklinaczka jednak przeciągnęła się po kobiecemu, po czym spojrzała na Paladyna z uśmiechem. - Dzięki, czuję się o wiele lepiej! - Powiedziała. - Do usług. Uznaj to za reklamę moich błogosławieństw. Poza leczeniem dają one porównywalny efekt. Dobra… zostawiam cię. Są jeszcze rzeczy do zrobienia, może uda się rozpalić ognisko… choć marna szansa… no i o osiołka trzeba zadbać. Zabrałem go tu to głupio aby zszedł przez głupi kamyk. Paladyn klęknął przy Łatku i obejrzał jego nogę. Wyglądało wcale niezgorzej. - Nic ci nie będzie… - powiedział obwiązując nogę bandażem dla ochrony przed zimnem i brudem, a Amza dała mu garść marchewek i miskę owsa do zjedzenia. - Dooobry zwierz, dobry Łatek - Powiedział Endymion głaszcząc go, a dziewoja się uśmiechnęła, patrząc jak osiołek je. Uzbrojony w łopatę Gabriel zabrał się za oczyszczanie kawałka terenu pod namiot. Działania nie był ani zbyt efektowne, ani zbyt efektywne, ale w końcu Wieszcz poradził sobie zarówno ze śniegiem, jak i z rozstawieniem namiotu, w którym w końcu znalazły się jego rzeczy - przede wszystkim rozłożone posłanie i ciepły koc. Rozpakowawszy się Gabriel wyszedł z namiotu. - Co powiecie na ognisko? - Dobry pomysł - zgodził się krasnolud. - Ogień odpędzi bestie. Gabriel wyciągnął z kieszeni zakupioną w Hluthvar magiczną perłę, położył na śniegu i wypowiedział słowa rozkazu. Perła zamieniła się w najprawdziwsze, płonące ognisko. - Świetnie - pokiwał głową Bharrig. - Biorę pierwszą wartę, jak zawsze. Jutro rankiem wstanę nieco wcześniej, aby wyjaśnić to, dlaczego nie widzimy nigdzie leża smoczycy. - Powietrzny zwiad? - spytał Gabriel. - Z większym zasięgiem? - Magia - odrzekł Druid. - Zaoszczędzi nam nieco czasu. - Wow, niezły numer z tym ogniskiem - Powiedziała Amara, stojąc przed swoim rozłożonym już namiotem. - Coś przydatnego na mroźne wieczory i noce - zażartował Gabriel. - A to działa tylko raz? - Dopytywała się Mniszka. - Zapewniano mnie, że nie - odparł Wieszcz. - Mam nadzieję, że mnie nie okłamano, bo inaczej jutro będzie zimna kolacja. - Czyli ognisko zamienia się znowu w taką perłę jak już nie jest potrzebne? A ile takie cudeńko kosztuje? - Mniszka zbliżyła się do ogniska, usiadła, po czym zaczęła sobie przy nim ogrzewać dłonie. - W każdej chwili można je zgasić, ale potem trzeba odczekać, zanim ponownie się zapali - odpowiedział Gabriel. - A kosztowała mnie ponad siedemset sztuk złota. Ale zdecydowanie warto było kupić. Kupisz trzy takie i ogień płonie przez całą dobę - dodał. - Uuuuu drogo. No ale bardzo przydatna rzecz… gdzie tu teraz już tak wysoko znaleźć jakiś opał… dobry pomysł miałeś! Brawa dla Gabriela! - Zakrzyknęła Mniszka, bijąc mu aplauz i się śmiejąc. A będący w pobliżu Deidre i Endymion, nie wiedzieli o co chodzi, ale też się dołączyli… no to i Amza klaskała. - Dziękuję, dziękuję... - Gabriel położył rękę na sercu i ukłonił się teatralnie. - Bardzo dobrze - Druid pokiwał głową. Co prawda darował sobie klaskanie, jak Amara czy Deidre, jednak widać było, że pomysł mu się spodobał i był pod wrażeniem. Podjął jednak: - Hm, ciągle jednak zastanawiam się… Kim była ta niewdzięcznica, którą spotkaliśmy na naszej drodze… - urwał, zamyśliwszy się. - Trzeba było spytać - Parsknęła Amara - Ale pewnie i tak prawdy by nie powiedziała… - Bharrig zapytał. Według odpowiedzi nazywa się “Nie-Twój-Interes” - zaśmiał się paladyn - czy jakoś tak to szło. Obstawiałbym, że lojalności nie pozwalała jej zdradzić, a charakterek nie pozwalał jej tego obwieścić w uprzejmy sposób… aczkolwiek, nie stawiałbym dużych pieniędzy… - Tacy jak oni rzadko są w przypadkowych miejscach - zauważył krasnolud. - Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy natknęli się na nią jeszcze raz. - Ha… jest realna możliwość, że jak my szuka legowiska Shorlail - odpowiedział paladyn - I nie chciała nic powiedzieć aby nie musieć dzielić się ewentualnym łupem. - Tego się obawiam - zgodził się Bharrig. - Sądzę, że wieści o tym, że smoczycy nie ma w swoim leżu dotarły już całkiem daleko. Jeśli okaże się, że nie ma jej w leżu, możemy znaleźć kogoś innego w grocie smoka. Na drodze na szczyt będzie nagle całkiem… Gęsto. - Eeeee tam - Machnęła dłonią Deidre - Raczej nie… - Ta ruda mogła tu być przed nami - powiedział Gabriel. - Nie znalazła legowiska smoka i wracała, by szukać gdzie indziej. Na przykład. W końcu nikt nie sprzedaje map z czerwonym krzyżykiem i napisem "Leże smoka", więc trzeba się naszukać. - Gabriel, drobna sprawa… - zagadał Endymion wykorzystując moment ciszy - masz jeszcze jakieś drobne leczenie aby mnie poczęstować? Moje już wyczerpałem… i raczej preferuję używać je na ludziach wokół, bo skuteczniej działają. Zagadnięty skinął głową. - Tak, parę zaklęć jeszcze mi zostało - powiedział, po czym dotknął ramienia paladyna, przekazując Endymionowi leczącą energię. - Dziękuję, do jutra będę już zupełnie zdrów - podziękował ork ruszając barkiem, oceniając, że znacznie mniej boli. - Co chcecie na kolację? - Spytała cichym głosikiem Amza, stojąc przy Paladynie… - Mi wystarczy suszone mięso, Geri je z mojego plecaka - wzruszył rękami Druid. - Szkoda, że nie wykroiliśmy kawałka szynki z tego lwa jaskiniowego, co go Geri zagryzł - zażartował Gabrel. - Ale, jeśli masz ochotę coś gotować, to gorąca, gęsta zupa byłaby idealna - powiedział. - Uhhhh - Amza jakoś tak się… zmieszała. - To się nadaje do gotowania? - zapytał paladyn wyciągając rękę nad ognisko i momentalnie zabrał ją, machając by się schłodziła. - Nadaje się - odpowiedział sam sobie - Coś ciepłego w brzuchach dobrze nam zrobi na noc. Chodź kruszyno, przyniesiemy co trzeba - Endymion odwrócił się i poszedł z Amzą po składniki. - A ja bym się wina napiła… - Mruknęła Deidre - Że nie wzięłam flaszki na podróż! - Pacnęła się dłonią w czoło. - Trochę wina zawsze się znajdzie - powiedział Gabriel. - Po kolacji może być? - A do niej nie może być? Czy ekhem… masz za mało? - Szepnęła konspiracyjnie Zaklinaczka. - Tak po znajomości... znajdzie się troszkę więcej - odszepnął takim samym tonem Wieszcz. Tymczasem Bharrig odstąpił na parę dłuższych chwil od kręgu ciepła, patrząc na drogę, jaką przeszli. Geri tymczasem zdawał się drzemać w namiocie Druida. Pomimo rozbitego obozu, zdawał się nie być do końca uspokojony okolicą, w której napotkali lwa jaskiniowego i futrzaste humanoidy-potwory. |