Wkrótce wyszykowano jako takie, dosyć obszerne miejsce na prowizoryczne obozowisko, w kościółku, w głównej sali… a Bob i James załatali w końcu główne drzwi.
Zaczęto więc szeroko pojęte zabieranie się za kolację, tego wieczoru jednak na zimno. Wewnątrz kościółka nie było jak rozpalić ogniska, nie narażając się na duszenie dymem, a i z drugiej strony, nie wypadało.
Padre Francesco czytał bezgłośnie jakiś mały modlitewnik, Siostra Sierra siedziała na uboczu na warcie, a młodsza - April - przyrządzała coś z puszek.
Bob dłubał teraz dla odmiany w klapie pickupa, starając się ją jakoś zamocować w uszkodzonym miejscu… Lucas i Oriana coś niby przyrządzali z jadła dla reszty towarzystwa. Amy przez pewien czas przyglądała się wnętrzu kościółka, szybko jednak jej się to znudziło, i usiadła blisko April… najpierw tylko się przyglądając, co ta robi, a w końcu i zaczęła jej pomagać.
James postanowił pozostawić sprawy kulinarne w rękach innych i dołączył do Boba, by pomóc mu w umocowaniu klapy.
- Jak nic dostaniemy mandat za brak świateł - powiedział z wyraźną ironią. - Zaproponowałbym zamocować na stałe, ale jednak ford straciłby nieco na funkcjonalności - dodał.
Klara nie miała co robić. Trochę zalewała ją krew, bo coś by zrobiła. Wolała jednak nie wtrącać się w sprawy jedzeniowe, zwłaszcza gdy zabrało się za nie tyle osób, zaś Bob właśnie zaczął korzystać z pomocy Jamesa. Klara rozważała, czy samobójstwem byłaby próba wymiany forda na jakieś wojskowe auto, bo niektóre z tych tam wyglądały na niezniszczone. To też skłoniło ją do chwycenia mapy w dłoń by dokonać krótkiej analizy i spróbować odnaleźć się na mapie. Siedziała z nią jakiś czas oglądając…
- Spalone kościoły - powiedziała nagle - jadąc w tą stronę widzieliśmy po drodze naprawdę sporo spalonych kościołów.
- Kolacja - Zawołała Oriana, najwyraźniej więc byli gotowi. Siostra April z pomocą Amy również po chwili skończyła.
Wszyscy więc wspólnie zasiedli… a Padre z Zakonnicami oczywiście najpierw odmówili krótką modlitwę:
Pobłogosław Panie Boże nas, ten posiłek, tych, którzy go przygotowali i naucz nas dzielić się chlebem i radością ze wszystkimi. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Można więc było po chwili jeść… tym razem "zimna płyta", ale co tam, nie za każdym razem trzeba przecież coś na ciepło…
- Amen - odpowiedział James, po czym zabrał się za posiłek, na który składało się kilka sucharów, parę garści suszonego mięsa, oraz potrawka (zapewne) z kurczaka z ryżem.
Klara odłożyła mapę, chociaż te spalone kościoły teraz chodziły jej po głowie bardziej niż wcześniej. Postanowiła póki co zająć się jedzeniem, tego co przygotowali jej towarzysze, a później dopiero wrócić do przemyślenia tematu jaki wpadł jej do głowy.
- Smacznego - powiedziała siwowłosa dziewczyna, gdy modlitwy się skończyły i wszyscy zabrali się za posiłek.
- No i nastała cisza… - Powiedział Bob, i się krótko zaśmiał - Każdy zajęty własnym talerzem? - Dodał.
- To dość rozsądne podejście do jedzenia - wtrącił James. - Z drugiej strony... jedzenie nie ucieknie, więc nie trzeba go pilnować - zażartował.
- Jak nasze auto? - zapytała Klara patrząc na Boba, w końcu to on zajmował się tym problemem.
- Tylne światła po jednej stronie rozwalone, i uchwyt mocujący klapę. Świateł nie wyczaruję, ale uchwyt już naprawiony - Mechanik mrugnął do Klary.
- Czyli nie powinno być większych problemów - podsumowała, ale też chciała się upewnić Klara.
- Nie, nie będzie… a jak James gadał, mandat za to nam nie grozi - Powiedział Bob i zaśmiał się, a wraz z nim kilka innych(starszych) osób u stołu. Młodzi nie zrozumieli…
- Rankiem możemy ruszyć dalej. - James skinął głową. - Przede wszystkim na poszukiwania paliwa - dodał.
- Racja - przyznała Klara. - Sprawdzając kościół, znalazłyście jakieś inne wejścia, wyjścia? - Spytała sióstr.
- Boczne, zabite dechami już od dawna - Powiedziała starsza z sióstr(Sierra) - I jedno na zakrystii, które zablokowałam meblami.
- Zatem noc możemy mieć spokojną... teoretycznie przynajmniej. - James lekko się uśmiechnął.
- Warty to jednak mus - Powiedział Padre - I może nawet "podwójne" na raz…
- To nie problem - Zapewniła Klara - zwłaszcza, że jest nas sporo.
- Niektórzy powinni przespać całą noc - James spojrzał na Amy - ale innym nie zaszkodzi parę godzin stania na warcie. Kto lubi wcześnie wstawać? - spytał.
- No właśnie, niektórzy powinni spać całą noc - Powtórzył Bob, i… spojrzał z przyjacielskim uśmiechem na Klarę.
Która wzruszyła ramionami.
- Akurat Amy powinna przyzwyczajać się do nieprzespanych nocy - zażartowała, dodając do wypowiedzi uśmiech, by zaznaczyć fakt, że jest to żart. - Zresztą, tak poważnie mówiąc, razem z Amy możecie odsypiać nieprzespane na tylnej kanapie Forda. - powiedziała, patrząc na Jamesa, który poruszył temat niepełnienia warty przez ciężarną.
- Ta kanapa jest raczej jednoosobowa - odparł James. - W sam raz dla Amy. A ja nie mam za sobą nieprzespanej nocy.
- Jestem pewna, że dam sobie radę z wartą - zapewniła Klara - chętnie obejmę ją jako pierwsza - dodała, gdyż kusiła ją myśl odłożenia snu na później.
- Które godziny pilnowania spokojnego snu pozostałych wam odpowiadają? - James spojrzał na padre i siostrzyczki.
Po chwili, rada w radę, ustalono skład poszczególnych wart, a szczęśliwcy, których ominęła pierwsza warta, zaczęli się szykować do spania.
Amy na tylnej kanapie forda. Lucas i Oriana rozłożyli namiot(!) i w nim zniknęli… Bob drzemał na dwóch zestawionych ze sobą ławkach kościelnych.
Padre na kompletnie rozłożonym fotelu kierowcy i częściowo na tylnej kanapie jeepa, Sierra podobnie, na miejscu pasażera…
James poszedł w ślady Boba - zestawił dwie ławki, położył na nich koc i spróbował zasnąć… miejsce noclegu było jednak nietypowe, do tego tu i tam czasem coś zazgrzytało… Bob chrapał… łatwo nie było. W końcu James wziął koc i poszedł do zakrystii, gdzie - jak miał nadzieję - chrapanie Boba nie docierało… minął po drodze siedzącą tam nieopodal siostrę April, czyszczącą swoje pistolety. Ta zerknęła na niego zdziwiona.
- Za głośno chrapie - szepnął James, wskazując na Boba.
Owszem, w zakrystii było cicho. Ale była i masa rupieci, i jako taki brak miejsca na spanie… oraz kurz. Tutaj nikt nie sprzątał.
Kurz był zresztą i w pozostałej części kościoła, więc James odsunął na bok parę mniejszych rzeczy i wygospodarował mały kawałek podłogi, na którym można było od biedy się przespać.
Po pewnym czasie, gdy już praaawie zasypiał… usłyszał cichy pisk. I kolejny, i kolejny. No jasny szlag, szczur. A może i parę...
Zgrzytając zębami James podniósł się i powędrował do siostry April.
- Masz może trochę wosku? - spytał szeptem. - Zatkam sobie uszy i może zasnę…
Siostra uśmiechnęła się, po czym wyciągnęła po chwili z plecaka świeczkę, i podała ją Jamesowi.
- Tylko tak.
- Dziękuję bardzo... - James uskubnął spory kawałek wosku, ugniótł go w palcach, a potem, pożegnawszy April uśmiechem, ponownie rozłożył koc na ławkach, położy się i zatkał sobie uszy… i w końcu jakoś zasnął.