Gryf próbował jakoś zewrzeć się z Mantikorą… bestia jednak stawiała się wszelkim próbom Gryfa.
Druid w postaci jastrzębia podlatuje i próbuje rzucić zaklęcie polimorfii i w końcu się udało. "Puf" i wielka Mantikora zamieniła się w coś malutkiego(chomik), co… spadło gdzieś tam na ziemię.
Geri kroczy za paladynem, ale widać, że ma ochotę się rzucić na jedną z bestii. Szukał możliwości, żeby rzucić się na mantikorę, jeśli tylko będzie w zasięgu i w końcu za nią ruszył. To był naprawdę niecodzienny widok. Tygrys ganiając w powietrzu za Mantikorą… po kilku chwilach, było jednak oczywiste, że jej raczej nie dogoni.
Skrzydlata bestia unikała bliższych kontaktów z tygrysem, i po kilkunastu sekundach, odleciała w cholerę, sama rycząc z niezadowolenia…
Bharrig zanurkował, postanawiając przysiąść na głazie. Geri także zszedł już na ziemię, a chwilę później, gryf został odesłany do swojego planu.
- Miałaś dużo szczęścia... - rzekł Druid w swojej jastrzębiej formie, do… pustki. Rudowłosa dziewczyna wyparowała. Była i się zmyła, zniknęła, cholera wie…
Druid natychmiast wzbił się w powietrze po raz kolejny, szukając wzrokiem dziwnej dziewczyny. Wypatrywał i wypatrywał, ale nigdzie jej nie było. Ani za wielką skałą, ani na, ani nigdzie w najbliższej okolicy… i nagle zauważył, jak porozrzucane rzeczy z plecaka nieznajomej, same do niego wracają, przy skale, która kiedyś ją przygniatała.
- Nasza znajoma ucieka - zawołał Bharrig i zakręcił się nad miejscem, gdzie znajdowała się niewidzialna dziewczyna. - Hej! Nie uciekaj! - zawołał do pustej przestrzeni. - Geri, do nogi! Kargar, kurwa! Łap ją! Niech ktoś mi tu pomoże!
-Właśnie, gdzie ona zniknęła? - zdziwił się Kargar
~
Endymion z ledwością wyhamował… na drzewie. Gruchnął w nie boleśnie, ale nawet się nie skrzywił tylko natychmiast dopadł do Amzy ze strachem w oczach
- Jesteś cała? - pytał chwyciwszy ją za ramiona i mało delikatnie obracając, to w lewo to w prawo aby obejrzeć czy nie ma żadnych ran.
Blada, trzęsąca się na całym ciele dziewoja… co chwilę obracana w tą i z powrotem przez Endymiona, w końcu… krzyknęła.
- Tak!! - I zrobiła duże oczka, wpatrując się w Orka, po czym dodała już ciszej, i spokojniej - Tak...
Paladyn zamknął oczy i powoli spuścił z siebie powietrze. Widać było opuszczający go lęk. Gdy już odzyskał dość samokontroli przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Nie wiedział które z nich nich teraz bardziej potrzebowało się uspokoić. To był pierwszy raz od grubo ponad dekady gdy błogosławieństwa zawiodły i poczuł strach. Zdążył już zapomnieć tego uczucia. Wstał od dziewczyny po… sam nie wiedział jakim czasie i spojrzał na Amarę.
- A ty się trzymasz? - zapytał i chciał zaproponować leczenie, ale widział, że wieszcz już idzie i on szybciej rzuci zaklęcia niż paladyn znajdzie w swoim plecaku różdżkę leczenia.
Gabriel, przeklinając pod nosem, odniósł się z ziemi i, znacznie już wolniej, podszedł do Mniszki. A ta właśnie, zaciskając zęby, wyciągała sobie ostatni kolec z ciała. Wieszcz rzucił na dziewczynę leczące zaklęcie.
- Wszyscy żyją? - Spytała Amara.
- Na szczęście tak - odparł Gabriel. - Nawet ten nieszczęśnik, którego wcześniej chciała zjeść mantykora - dodał. - A dokładniej nieszczęśniczka, bo to dziewczyna.
- Kargar mocno oberwał - włączył się do rozmowy paladyn - ale Gabriel chyba już go poskładał... Poskładałeś go, co nie? - dopytał, bo sam nie miał czasu się oglądać w czasie walki.
- Może nie do końca, ale stoi dość pewnie na nogach - stwierdził Wieszcz. - Ale doszedłem do wniosku, że Amarze przydam się bardziej.
- Wszyscy żyjemy, wszyscy jesteśmy stabilni - głos paladyna był konsolidacyjny… nie chciał by Gabriel czuł na sobie potrzebę tłumaczenia się - w razie czego mam małą różdżkę leczenia, więc wszystko się wyleczy.
- To jest dobrze… - Mniszka pomasowała miejsce, gdzie przed chwilą miała jedną z trzech krwawiących dziur po kolcu, które magią Gabriela nieco już zasklepiła.
Endymion zdjął plecak… i wtedy poczuł ból gdy pasek zahaczył o kolec mantikory wciąż tkwiący pod płytami jego pancerza. Skrzywił się… złapał go i wyszarpnął zamaszyście, w kierunku aby zachlapać krwią tylko pobliskie drzewo a nie nikogo z obecnych. Kucnął przy plecaku i szukał… i szukał… i szukał… po czym zwiesił głowę niezadowolony. Nie wiedział co zrobił ze swoją różdżką…
Druid z drugiego krańca pola wcześniejszej bitewki rozpoczął nawoływania:
- Geri, do nogi! Kargar, kurwa! Łap ją! Niech ktoś mi tu pomoże!
Co tam się działo?