Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2021, 16:49   #182
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Cesar uniósł w kierunku pułkownika dłoń by jeszcze chwilę poczekać z tym radzeniem. Raport co prawda dawał obraz sytuacji, ale bynajmniej był wyczerpujący i póki żołnierza nie odprawiono, warto było się dowiedzieć więcej.
- Dobrze się sprawiliście żołnierzu - powiedział możliwie krzepiąco do górala - Ale jeszcze kilka pytań. Czy konkwistadorzy do jaskini dotarli konno? Widzieliście wierzchowce?

- Nie widzieliśmy koni panie. - odparł żołnierz patrząc w stronę nowego rozmówcy.

- A kogoś kto by się wśród nich wyróźniał? - Kontynuował Cesar. Nie był przekonany co do samowystarczalności tych Estalijczyków w dziczy. Nie po tym co rzekłą o nich Iolanda. Ani po tym co sam w Porcie usłyszał o wrogości dżungli. - W roli dowódcy, lub przewodnika?

- Pewnie tak. Ale go nie widzieliśmy panie. Zwabiły nas krzyki z jaskini. Jak podkradliśmy się sprawdzić co się dzieje to już się działo. Tylko straż była u wejścia do jaskini, reszta już była w środku. - góral wyjaśnił jak to było z tym zamieszaniem przy jaskini.

Cesar podrapał się po brodzie i skinął w końcu głową w podzięce góralowi.
- Jeśli nikt już nie ma do tych ludzi pytań, to proponuję ich wysłać na posiłek i odpoczynek.


***

Gdy szeregowcy odeszli Cesar ponownie zabrał głos.
- Rankiem Estalijczyków może już nie być w jaskini. Z tego co mówił ten żołnierz uznałbym, że natrafili na siebie przypadkiem. W przeciwnym razie konkwistadorzy obserwowaliby naszych zwiadowców przed atakiem. I wiedzieliby o tych dwóch żołnierzach. Wszak nie zbierali oni drewna godzinami. Zatem można założyć, że konkwistadorzy są w drodze i nie będą czekać w jaskini. Ponadto od naszych żołnierzy zapewne wiedzą już wszystko o naszych możliwościach.
Przez chwilę w zamyśleniu spoglądał na wyjście z namiotu, po czym obejrzał się na pułkownika.
- Wysłałbym grupę już teraz.

- Pytania jak liczną grupę? Z jakim zamiarem? I kogo? - Milcząca jak dotąd Iolanda zadała tych kilka pytań bez żadnych emocji w głosie. Kolejne straty w ludziach nie były nikomu na rękę. Jak i wyjawienie przez poddanych ich stanu liczebnego oraz zamiarów.

- No właśnie. Też tak mi na to wychodzi. Nie możemy pozwolić by sobie ktoś brał naszych ludzi w niewolę ot tak. Poza tym do rana może już ich tam nie być. - pułkownik pokiwał głową w stronę dwójki Estalijczyków którzy odezwali się jako pierwsi.

- Jak ich zabili to już im w niczym nie pomożemy. Nie ma co się spieszyć. Poza to jeśli to pułapka? Próba wywabienia kolejnych sił z obozu i załatwienia ich po ciemku. Jest już ciemno i wciąż mży. W tej dżungli może się za rogiem kryć cała armia i tego nie da się zauważyć. - szef tileańskich kuszników pozwolił sobie na okazanie sporej dozy nieufności co do takiego pomysłu. Gdyby jego czarnowictwo się sprawdziło to taka grupa ratunkowa rzeczywiście mogłaby wpaść w tarapaty.

- To możliwe poruczniku Gazalla. Jednak jestem skłonny zaryzykować. Ktoś się zgłasza na ochotnika na taki nocny spacer. - pułkownik de Guerra pokiwał głową na znak, że też dostrzega to ryzyko wypuszczania małej grupy z obozu i to po ciemku, w mżawkę i nieznany teren. Ale jednak mimo to wolał działać od razu niż odkładać sprawę do rana.

Cesar bez entuzjazmu przyjrzał się kusznikowi.
- Oddział nie duży. Dwie dziesiątki najwyżej. Ale doborowy, by konkwistadorzy myśleli, że całe wojsko kapitana takie. Nie na bój też mają iść, a porozmawiać. Dowiedzieć się jak najwięcej. Nie możemy sobie pozwolić by dać się zamknąć między jaszczurami z przodu, a wrogimi konkwistadorami na tyłach. W takiej sytuacji liczebność ekspedycji straci na znaczeniu. I będziemy mieć szczęście jeśli w ogóle wyniesiemy stąd głowy. O złocie nie wspominając.

- Świetny pomysł. Mam nadzieję panie Arrarte, że nie zabraknie panu fantazji aby pójść w tą noc i go zrealizować z tymi konkwiskadorami. - Tileańczyk skinął głową i rozłożył na bom ramiona dając znać, że nie uważa pomysłu za kiepski o ile pomysłodawca nie da osobistego przykładu w jego wykonaniu.

Cesar spojrzał ciekawie na zastępcę kapitana. Owszem - kusiła go ta eskapada. Bez względu na to czy de Guerra wypowiedział te słowa poważnie. Pytanie pozostawało co można było na tym zyskać. Ale na to odpowiedzi nie było.

- Jeśli pan pułkowniku ma jej dość by powierzyć to zadanie, oraz dwudziestu doborowych żołnierzy pod komendą medyka, to nie mogę pozostać gorszy. Skinął głową na znak zgody.

- Ośmielę się zauważyć Estalijczyku, że doborowi żołnierze mają już swoich dowódców. Zresztą ci mniej doborowi również. - Tileańczyk znów pozornie się zgodził z Cesarem ale raczył wypomnieć mu, że w przeciwieństwie do niego i większości dowódców zebranych w tym namiocie nie posiada on własnych podwładnych w liczbie o jaką prosił. Inni milczeli ale wiadomo było, że mało kto lubił słuchać rozkazów jakiegoś obcego.

- Myślę, że moim chłopakom przydadzą się nocne ćwiczenia. - niespodziewanie odezwała się imperialna kapitan zgłaszając się do wykonania tego zadania. A jej oddział uchodził za elitarny i dotąd kapitan traktował tych imperialnych najemników jak osobistą gwardię.

- Mogę zostawić ci negocjacje kawalerze. Ale moimi chłopcami rządzę ja. - następnie Koenig zwróciła się bezpośrednio do Cesara stawiając mu ten warunek.

- Wam - Iolanda poprawiła imperialną kapitan. - Ja również się wybieram.

Medyk na zgłoszenie baronessy również rozłożył ramiona przed pułkownikiem w geście geście niemocy wobec siły wyższej i uśmiechnął się.
- Pozwolę sobie zacytować naszego wodza, pana de Rivere. Żaden statek nie może mieć dwóch kapitanów. Nawet jeśli to tylko szalupa z 20 załogantami. Jedna osoba powinna mieć ostateczne słowo w każdej kwestii. W obecnej sytuacji proponuję by należało ono do baronessy. Oczywiście w sprawy żołnierskie nie będziemy się Pani wtrącać Pani Koenig.

- Oczywiście nie mam nic przeciwko abyś kawalerze i ty baronesso rządzili. Ale ja zawiaduje moimi chłopcami. Negocjujcie sobie z tymi konkwiskaorami ile i jak chcecie. Ale wybaczcie ale medyk i szlachcianka bez swojego wojska nie będą mi mówić jak mam walczyć. - Koenig powtórzyła swoje rozszerzając wypowiedź o baronessę. Zabrzmiało jakby miała mocne opory aby słuchać poleceń komuś bez doświadczenia wojskowego. I bez własnego oddziału. Reszta dowódców na razie wstrzymała się od głosu czekając co wyniknie z tych negocjacji.

- Lepiej w takim razie gdy panna Koenig i jej wojsko zostaną tutaj. Ja wezmę swoich ludzi - skoro imperialna kapitan nie rozumiała prostego rozwiązania proponowanego przez signore Arrarte, to nie było sensu pakować się kłopoty, który owa kobieta swoim zachowaniem prowokowała.

- Proszę bardzo. I wolałabym "kapitan Konig" jeśli łaska baronesso. - kapitan odparła bez wahania wskazując gestem, że może oddać pierwszeństwo parze Estalijczyków. Po chwili milczenia i przyciszonych rozmów nikt więcej jakoś się nie zgłosił na tą nocną wycieczkę.

- Iloma ludźmi dysponujecie? - pułkownik zapytał zarówno Iolandę jak i Cesara widząc, że coś nie tak łatwo zebrać ochotników na tą wyprawę.

- Wystarczającą liczbą zdyscyplinowanych żołnierzy, którym nie będę się bała zawierzyć życia mojego - Iolanda odpowiedziała za ich dwoje, gdyż to byli głównie jej ludzie.

- Dobrze. Ale na wszelki wypadek dorzucimy nieco siły do tych argumentów przetargowych. - pułkownik de Guerra skinął głową przyjmując taką odpowiedź estalijskiej szlachcianki i skoro nie było więcej ochotników to sam ich znalazł. Ostatecznie wyszło na to, że jeden oddział tileańskich kuszników i elfów z amrisowej eskorty dołączy do wyprawy. Pułkownik widocznie uważał, że czy by mieli walczyć czy negocjować z tymi obcymi co pojmali górali to lepiej być tym silniejszym.

- Na wszelki wypadek weźcie trochę więcej zapasów gdyby sprawy nie udało się załatwić tej nocy i trochę się przeciągnęła. Jeśli nie wrócicie do świtu wyślemy wyprawę poszukiwawczą. - poradził tym co mieli wyruszyć na tą nocną wycieczkę. Dlatego z tych dwóch zwiadowców jakim udało się wrócić do obozu mieli zabrać jednego a drugi miał poprowadzić do jaskini ewentualnąwyprawę ratunkową gdyby była taka potrzeba. Wszystkim pozostało się rozejść i przygotować do tej niespodziewanej mżystej, nocnej wycieczki.

- Nie! Jeśli nie wrócimy do świtu, to będzie to oznaczać że siły konkwistadorów są większe niż myślimy, a wtedy uszczuplanie własnych zasobów ludzkich jest niewskazane - baronessa zaprotestowała.

- To nie jest niemożliwe ale odniosłem wrażenie, że nie jest to zbyt liczna grupa skoro zmieścili się razem z grupą Olmedo w tej jaskini. Jeśli tak by było to już wy powinniście mieć przewagę liczebną nad nimi. No ale w razie niepowodzenia będziecie musieli działać na własną rękę. A my na własną. Gdybyście mieli nocować poza obozem prosiłbym o kuriera z wiadomością. Mówili, że to godzina czy dwie marszu stąd więc nie jakoś strasznie daleko. - pułkownik pokiwał głową i mówił spokojnym, łagodnym tonem. Ale wydawał się być pewny tego co mówi. Ale gwałtowna reakcja baronowej chyba go nieco zaskoczyła.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline