Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2021, 12:27   #77
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po roprawieniu się z Mantikorami i rudą niewdzięcznicą, opatrzeniu ran, a nawet przekąszeniu drobnicy, towarzystwo ruszyło dalej.

Coraz wyżej i wyżej, godzina za godziną… późnym popołudniem natrafili w końcu na pierwszy śnieg. Byli już dosyć wysoko na owej górze, zimno było już odczuwalne, a zmęczenie spore.


Dłuższy odpoczynek, ognisko, ciepły posiłek. Dobre pół godziny przerwy…

I dziwna rozmowa między Paladynem i Amzą.

~

Po odpoczynku ruszono dalej, i pojawiało się coraz więcej i więcej śniegu… a Druid zaczynał mieć wątpliwości.

Nigdzie nie było smoczej jamy, nigdzie nie było smoczycy. A weszli już tak wysoko… czyżby ZA WYSOKO? Bharrig specjalistą od smoków nie był, ale skoro czerwony smok, zionący ogniem, to czy nie powinien unikać zimna i śniegu? Czy nie wolał się wylegiwać na ocieplonym słońcem zboczu?

Czy oni się zgubili??

Nie no, nie mogli się zgubić… bo nie znali celu? Szukanie jamy smoczycy na górze było jak szukanie kolca w stogu siana, i nawet znalezione wcześniej, stopione skały, nie musiały o niczym konkretnym świadczyć… zaczynało go to wszystko lekko wkurzać.

Zaczął więc zataczać coraz większe kręgi po terenie, coraz dalej i dalej od towarzyszy. Wypatrując cholernej jamy, albo smoczycy, albo… czegokolwiek.

~

Brodzący w śniegu tygrys na szpicy, za nim Kargar, potem Amara, potem cała reszta… w sumie gęsiego, idąc w białym puchu prawie do kolan. Gdzieś tam na tyłach Paladyn i Amza z osiołkiem, i ledwo co już człapiąca Deidre, trzymająca się nawet uprzęży na grzbiecie czworonoga.

Geri w pewnym momencie warknął, ale było w sumie już za późno.

Ze śniegu po prawej stronie wyskoczyło coś dużego z rykiem, wpadło na tygrysa, po czym sam Geri, i to coś, co również wyglądało na… tygrysa?? stoczyli się parę metrów w dół po ośnieżonym zboczu, w potwornej kotłowaninie smagnięć pazurów, ugryzień, i zwierzęcych ryków.

Kargar szybko wyciągnął miecz, tylko po to… by stwierdzić, że duży kopczyk śniegu przed nim po prawej się poruszył. I wstał, i wyprostował, i był niemal dwa razy tak wysoki, jak sam Wojownik. Dziwaczny stwór skoczył na zaskoczonego wojownika z rykiem i smagnięciem pazurami.


Cios pazurami zabolał… a do tego Kargar poczuł dziwne, okropne zimno, rozchodzące się z rany.


~

Tygrys i dziwaczny… lew(??), wśród dzikiej kotłowaniny dwóch rozsierdzonych bestii, wyglądały naprawdę strasznie.

Pazury Lwa nie zrobiły krzywdy tygrysowi, lecz ugryzieniem już wgryzł się w ciało Geriego. Ten jednak nie pozostawał dłużny, i po pierwszym zaskoczeniu kontrował, z dosyć mocnym skutkiem, raniąc dwa razy pazurami i ugryzieniem. Pochwycić lwa jednak nie zdołał…

~

A wtedy na zboczu powyżej grupki, jakieś dziesięć metrów w górę, pojawił się drugi taki wielki, dziwaczny owłosiony humanoid, który… zaczął skopywać spore głazy prosto na resztę towarzystwa. Wydawał przy tym z siebie dziwaczne wycie, które wzmogło się po trafieniu nogi osiołka, który również zaczął wyć, ale z bólu.

Amza pochwyciła swoją tarczę, po czym dzielnie stanęła przed osiołkiem, odbijając turlające się kamienie.

~

Kargar wyprowadził potężne cięcie mieczem w futrzaka, odrąbując jedną z jego łap, a potem kolejnym rozpłatał wrogowi ukośnie tors, i ten padł martwy.

Na widok śmierci swojego pobratymcy, ten ponad grupką zamknął się, a po oberwaniu od Deidre serią "Magicznych pocisków", po prostu uciekł, wspinając się bardzo zwinnie coraz wyżej i wyżej, aż w końcu zlał się ze śniegiem i zniknął wszystkim z oczu.

~

Lew wśród zaciętej walki, wśród kotłowaniny, ryków, i nawet fruwających kawałków futra, pokiereszował znowu nieco tygrysa, ten zaś kontratakował pazurami, i lew już ledwo co zipiał… Geri zaś wgryzł się w jego szyję, w końcu go zabijając.

Dwa ciała na śniegu, masa krwi. Cisza.

Wymiotująca Deidre.

~

W końcu i nadleciał Druid-jastrząb, ściągnięty do grupki odgłosami walki.

Wszyscy byli już bardzo zmęczeni, przydałoby się i nowe uleczenie ran. Do tego, powoli już nadchodził wieczór.

Jeszcze godzinę, jeszcze kawałek, byle gdzieś znaleźć miejsce na nocny obóz, albo jaskinię smoczycy?

Złudne nadzieje...










***

Komentarze za chwilę
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline