Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2021, 14:56   #184
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Przyjął prezenty od Amazonek, by nie uchybić honorowi dzielnych wojowniczek. Doceniał wagę tych podarunków, a przede wszystkim kunsztowne wykonanie. Szczególne uznanie wzbudził zaś sztylet z czarnego opalizującego kamienia, który musiał być rzadkością w krainie i jak domyślał się Sylvańczyk wymagał pracowitej obróbki. Był zadowolony, że jego inicjatywa spotkała się ze zrozumieniem i ożywiła towarzystwo zgromadzone w sali. Uczestnicy przełamywali pewne opory, a wspólne tańce dopełniły życzliwej atmosfery. Carsten nie tańczył, bo kiepsko czułby się w takiej roli. Poza tym jego wymarzona partnerka była wiele mil stąd, w Porcie Wyrzutków, co chwilowo sprowadziło nań chmurny nastrój, dodatkowo podsycony przez widok uśmiechniętych par. Miał za to czas, by obserwować tutejsze zwyczaje, skosztować egzotycznych owoców i słodkiego wina.

Kobieta, która chwilę wcześniej śpiewała po bretońsku niespodziewanie zaczepiła go kiedy niezdecydowany stał przy stole z poczęstunkiem.
Zaskoczyła go nawet nie swoim wybornym imperialnym akcentem, lecz tematem rozmowy, który nie wywoływał w ochroniarzu ciepłych wspomnień. Jednakże pomny sugestii Rivery, starał się wybrnąć z całej sytuacji z klasą i wyczuciem.

- W zasadzie, Panno Schwarz, to pochodzę z pogranicza Stirlandu i Sylvanii, ponurych miejsc na mapach świata. Wybacz, nie jesteśmy zbytnio towarzyscy i dworscy. Carsten to imię, które nadała mi matka. Ojciec pochodził z rodziny Eisen, która od wieków zajmowała się kowalstwem i górnictwem. O czym dobitnie zaświadcza moje miano, które dosłownie oznacza „żelazo”.

Podziwiał zimne piękno kobiety, zaklęte w nietypowej urodzie, lecz wiedział, że po tak ekstrawaganckich osobach można spodziewać się dosłownie wszystkiego.

- Skojarzenie z pewnym przeklętym sylvańskim rodem jest błędne i śpieszę wyjaśnić, że prócz podobieństwa wydźwięku, żadne powinowactwo mnie z nim nie łączy. – uśmiechnął się krzywo. - Choć przyznaję zapadł on głęboko w pamięć nie tylko w całej naszej prowincji i do dziś wzbudza strach, kiedy tylko słyszy się niepokojące plotki dochodzące ze wschodu…

- Ale to dawne dzieje i zamknięta grobowa sprawa. - dodał przezornie, by nie wprowadzać tu więcej atmosfery mroku. Nie było to łatwym zadaniem, ponieważ niemal zawsze przenikał go chłód, kiedy tylko wspominał na pół ojczystą krainę, która dostarczyła mu przecież tyle cierpienia i przemieniła jego życie w udrękę. Nie przypuszczał, że w sercu dżungli, gdzie znajdowała się wioska Amazonek, na powrót zostaną przywołane bolesne wspomnienia i to dwukrotnie tego samego wieczora. Życie potrafiło zaskakiwać, nieprzygotowanego na tak niemiłe niespodzianki ochroniarza. Wybrnął jednak z tego z kamienną twarzą i zmienił temat.

- Skosztujesz, Pani tego ciemnego napoju? – zaproponował z kurtuazją. - Przypomina mi ciemne, gęste piwo warzone w moich ojczystych stronach. Liczę jednak, że smak ma wyborniejszy, niż ten z mojej prowincji…

Nalał napoju do kubka i wręczył kobiecie, ta z gracją odebrała naczynie z jego dłoni i celowo bądź nie opuszki jej palców zetknęły się z szorstką dłonią Eisena, wywołując osobliwy dreszcz. Było jednak w tej damie, coś niepokojącego, co wyczulony na takie kwestie Carsten potrafił stwierdzić w jednej chwili.

- Za nasze zdrowie, pomyślność i spełnienie tego, co dla nas najważniejsze. – ukłonił się kobiecie i wychylił zawartość kubka. Po czym z ulgą stwierdził, że gadatliwy Bretończyk zbliża się z zamiarem poproszenia kobiety do tańca i rad był, że wkrótce wyzwoli go z nieco krępującej sytuacji.

***

Z ulgą pożegnał salę gościnną, która poczęła już trochę męczyć jego zmysły. Skierował swe kroki do izby noclegowej, chłonąc atmosferę i piękno przyrody. Noc była ciepła i urokliwa, z pewnością okoliczności nie zachęcały do szybkiego ułożenia się do snu. Dwaj jenites idący przed nim, czuli się nazbyt swobodnie, choć możliwe, że maskowali tym jakieś tajemnicze zamiary. Carsten miał nosa do takich spraw, a zawodowy szósty zmysł, często nie zawodził go w takich kwestiach. Natychmiast nastawił się na czujność, chociaż nadal niedbale udawał brak jakiegokolwiek zainteresowania podejrzanie szybkim opuszczeniem sali przez kawalerzystów.

Kiedy wspiął się po drabinie już wiedział, że coś jest nie tak. Zanim usłyszał znamienne słowa i przyjrzał się postawie obu mężczyzn.

- To nie twój pokój. Wracaj do siebie.

- Powiadasz, bratku? – wycedził wolno. - Słyszeliście estalijskie koguciki, co mówił Kapitan. Nie narzucać się kobietom. Jazda na górę, pókim jeszcze cierpliwy wobec was! – warknął, podwinąwszy rękawy koszuli. W półmroku trudno było mu ocenić, czy mają jakąś broń. Ryzykował, zresztą nie po raz pierwszy. – A jeśli który dalej chętny do tańca, to może niech spróbuje ze mną?

Czekał na jakiś ruch z ich strony, nie chcąc wyjść na agresora, jednocześnie spięty i gotowy, by przemówiły pięści. Szybkim spojrzeniem omiótł sprzęty i meble w izbie, aby nie narobić zbędnego rumoru. Gościnność u Amazonek zobowiązywała go do dyskretnego załatwienia sprawy nie mniej, niż w przybytku Madame Eliane…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 22-08-2021 o 22:31.
Deszatie jest offline