Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2021, 17:04   #78
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Dziwna rozmowa Endymiona z Amzą


Podczas kolejnego postoju w trakcie wędrówki, Amza usiadła obok Endymiona. Podała mu nieco jedzenia, sama coś poskubała, oboje napili się z manierek… wszystko jednak w ciszy.

W końcu, gdy pojedli, dziewoja po prostu się na niego patrzyła…
Endymion siedział chwilę w ciszy odpoczywając po drodze… hart, czy nie hart… ale ciężki pancerz jest… ciężki.
- Mam coś w brodzie? - zapytał marszcząc brwi, nie do końca szczerze bo spodziewał się o co chodzi… choć nie do końca rozumiejąc czemu.
- Nie… - Powiedziała krótko Amza, i dalej się na niego patrzyła.
Paladyn uniósł brew, oparł łokcie na kolanach i sam zaczął patrzeć na Amzę z lekkim uśmiechem. Sięgnął do pasa i odpiął magiczną butlę i postawił ją między nimi.
- Dostaniesz ją na stałe. Tobie jest bardziej potrzebna. - Powiedział wciąż odpowiadając takim samym spojrzeniem, ale ton był serdeczny jak zwykle.
- Dobrze - Amza powiedziała cichym tonem, po czym odstawiła butelkę na bok, i znów powróciła do wpatrywania się w Orka.
- No to… - Zaczęła.
- No to? - powtórzył ork zawieszając na końcu głos, by zachęcić ją do dokończenia zdania.
- Stawianie cnoty - Powiedziała prosto z mostu dziewczyna, z bardzo poważną miną.
Endymion spuścił bezwładnie głowę i powoli wypuścił powietrze. Miał nadzieję uniknąć tej rozmowy.
- Widzisz, kruszyno… - zawiesił się na chwilę nieco speszony. Wyprostował się i złożył dłonie przed twarzą, trochę jak do modlitwy patrząc gdzieś w bok. Myślał.
- To naprawdę nie ja powinienem ci tłumaczyć… - mruknął bardziej do siebie, po czym spojrzał wreszcie na Amzę - nasza nieuprzejma rudowłosa żartowała, że za wstawienie się za nią tam po mantikorach byłaby może chętna… wziąć ze mną udział w akcie erotycznym - paladyn mówił powoli, wyraźnie krępując się - Wiesz o czym mówię? - zapytał z nutą desperacji w głosie licząc, że może jednak nie będzie musiał jej tego tłumaczyć. Nie czuł się do tego kompetentny.
- Że byłaby chętna, tak - Jakaś taka blada Amza kiwnęła głową - Nie wiem co to "akcie erotyczne", ale tak, rozumiem. No to… - Znowu to powiedziała, patrząc na Endymiona oczkami powoli zapełniającymi się łzami.
Endymion patrzył na dziewczynę smutnymi, na wćwierć nie rozumiejącymi oczami. Przecież był orkiem. Był zielonoskórym...
- Amza… kruszyno… - szukał słów. Szukał sensu. Jakiejś logiki.
“Przecież jestem orkiem” - krążyło mu cały czas w głowie znowu i znowu. Gdyby nie to… gdyby był człowiekiem, elfem… kimś z jednej z wyższych ras to rozumiał by. To wszystko miałoby sens, ale tak?
- Czy ty… - zapytał znieruchomiały. Zmartwiony jej szklącymi się oczkami, ale pytanie zawisło w powietrzu niedokończone gdy zbierał myśli, gdy nie mógł zdecydować jak w zasadzie chce je zadać. Może licząc, że jakaś jej reakcja pozwoli mu go nie kończyć, ale tylko wykręcała palce nerwowo. Coś w niej… coś w jej oczach, wyrazie twarzy… może postawie i stresie kazało mu w końcu przyjąć do wiadomości, że ta ludzka dziewczynka się w nim durzyła. To było takie… błędne. To nie było uczciwe. Nie wobec niej… myśli Endymiona szalały i mieszały się. “Oczywiście, stary durniu… właśnie straciła rodzinę… wszystko… nic dziwnego, że rzuca się w ramiona kogokolwiek kto obiecuje jej się nią zaopiekować, kto okazuje jej dobro”, albo może nie uważała, że może spodobać się człowiekowi przez te blizny? Mogła mieć tak złą samoocenę? To nie było niemożliwe.
Chciał powiedzieć wiele. Chciał przełożyć tę rozmowę na później, chciał uciec. Słowa które opuściły jego usta były ciche, ledwie powyżej szeptu.
- Przecież jestem orkiem… - powiedział jakby to miało odpowiedzieć na wszystkie pytania i rozwiązać wszystkie pomyłki które tutaj zaszły.
Amza powoli położyła drobną dłoń na łapie Orka. Spojrzała mu w twarz, a po jej policzkach spłynęły łzy. Uśmiechała się jednak.
- Widziałam… brzydszych… - Szepnęła.

Endymion… myślał. Wzrok utkwił w jej dłoni na jego łapie. Wydawał mu się ten widok taki absurdalny. By ork był opiekunem ludzkiej dziewczyny? Na bezrybiu i rak ryba, ale to?
- Kruszyno… - spojrzał jej w oczy z ciepłem i zmartwieniem - jestem od ciebie ponad trzy razy starszy. Jestem orkiem. Nie wiesz kim byłem. Ile zła w życiu wyrządziłem. Twoje uczucie jest cenne. Łatwo byś znalazła kogoś godniejszego. Powinnaś znaleźć kogoś godniejszego.

Dłoń Amzy cofnęła się z dłoni Endymiona. Dziewczyna położyła ją na drugiej, na swym podołku. Zaczęła się wpatrywać gdzieś w krajobraz. Na jej policzkach zasychały łzy…

Z Endymiona jakby zeszło powietrze. Czy mógł to lepiej rozegrać? Czy dało się to rozegrać tak aby jej nie zranić? Nie wiedział… nie miał pomysłu.
- Jesteś dla mnie ważna… - powiedział słabo, a gdy słowa umilkły myśli wciąż pędziły. “Czemu AŻ TAK ważna? Jak to się stało?”
- Kiedy widziałem pikującą na was mantikorę… od dekad się tak nie bałem.
“Skrzywdzisz ją… jesteś orkiem. Jesteś zniszczeniem!" wołał do siebie
- Shelyn, pomóż… - szepnął niemal bezgłośnie


Oczami wyobraźni i wspomnień Endymion zobaczył swoją siostrę… tak wiele rozmów z nią odbył, tak wiele listów pisał, tyle kłótni, że wiedział dokładnie co by powiedziała gdyby tu teraz była.
- Bracie - powiedziała by teraz do niego, kładąc mu ręce na barkach - bagatelizujesz moje słowa… twierdząc, że kocham cię zbyt mocno i nie mogę być obiektywna. I może nawet masz rację. Nie wierzyłeś Bolvaratowi, tłumacząc sobie, że musiał ci to mówić, że to było ci potrzebne. Odrzucałeś słowa Silvy, Nami i Dunkana, bo im nigdy nie opowiedziałeś o Shurze. W słowa Amzy też byś nie uwierzył, oboje to wiemy.
- Jest młoda. I zadurzona. Nie zrozumiałaby, że Shura i Endymion to jedna osoba. Nie uwierzyłaby.
- Zawsze znajdziesz jakiś powód. Nikt nigdy nie będzie dość dobry. Niczyje zdanie nigdy nie okaże się wystarczająco znaczące. Dość doinformowane. A co by Shelyn powiedziała?
Na to nie miałby prostej odpowiedzi
- Co by Ragathiel powiedział? Bogowie którzy cię uratowali, jak sam mówisz. Przed którymi otworzyłeś serce. Którzy wiedzą o tobie wszystko. Endymion - ujęła by jego twarz zmuszając by spojrzał jej w oczy - Gdyby ta rozmowa nie była tylko wyobrażeniem. Gdyby, tak na prawdę to wysłannik Shelyn, niosąca jej wolę... usłyszała twoje wołanie i przybyła ci pomóc. Dotknęła twego umysłu i tylko przyjęła twarz twojej siostry… Gdyby wiedząc o wszystkim co zrobiłeś, każdy jeden z twoich grzechów, całą tę plugawą radość i satysfakcję jaką wtedy czułeś. Co by powiedziała? Ta jedna istota, której słów NIE MOŻESZ zbagatelizować. Ta jedna która wie wszystko, więcej nawet niż ty sam. Co by powiedziała?
- Powiedziałaby… że…
- To. Nie była. Twoja. Wina - słowa by rezonowały kilka momentów w powietrzu
- Powiedziałaby, że byłeś dzieckiem rozpaczliwie pragnącym miłości ojca, że byłeś synem tyrana który bezwzględnie to wykorzystywał. Byłeś też Czarnym Rycerzem… chroniącym swą siostrę w tym piekle, przyjmującym na siebie ciężar zła aby ona mogła pozostać światłem nadziei. Powiedziałaby, że Światłość. Ci. Wybaczyła. I, że to już najwyższy czas abyś sam sobie wybaczył.
Endymion spojrzałby siostrze w oczy
- Czy ty…
- Może tak. A może ty sam wreszcie, po trzech dekadach krucjaty znalazłeś sposób aby zacząć przepracowywać ten cały ból i poczucie winy które wciąż niesiesz w sobie.



- To nie była moja wina… - poruszył niemal bezgłośnie ustami paladyn i siedział jeszcze kilka chwil z szeroko otwartymi oczami… jakby w lekkim szoku. Poczuł jak niesamowity ciężar na jego sercu… zadrżał. Nie spadł, ale pierwszy raz od lat poczuł, że może jednak da się go jeszcze zrzucić. Przetarł szklące się oczy rozważając co się właśnie stało… Czy to było możliwe? Czy może to on sam wreszcie znalazł właściwe słowa i podświadomie włożył je w usta obrazu swojej siostry? Uznał, że raczej to drugie, ale nie zmieniło to nic.

- Amza, ja… - zaczął, ale gdy usłyszał słabość i chybotliwość swego głosu zamknął usta.
Chwilę potem uklęknął przed nią na jedno kolano i przyciągnął do siebie tuląc ją mocno.
- Kruszyno - tym razem jego głos był wreszcie pewny i silny - Zapomnij o tym co przed chwilą powiedziałem. To nie byłem ja. To był demon który od lat żeruje na moich słabościach i poczuciu winy. Demon któremu zbyt długo pozwalałem mnie definiować.
Poluzował uścisk, aby móc spojrzeć jej w oczy.
- Chcę abyś była szczęśliwa. Chcę abyś miała dobre życie. Chcę też sam być szczęśliwy... Czy chciała byś poszukać tego szczęścia ze mną? - zapytał z całym swoim ciepłem jakie w sobie miał, ale też z nadzieją, która wcześniej nie pojawiała się w jego głosie.

Amza wpatrywała się w Endymiona ze łzami migoczącymi w oczach, i z drżącymi usteczkami… nie powiedziała nic. Po prostu się do niego przytuliła, mocno przytuliła, chowając nosek gdzieś w jego szyi.
- Dobrze… - Cichutko szepnęła, i to było wszystko.

~ * ~

Druid zleciał, zmęczony ganianiem i przepatrywaniem. Wyglądało na to, że na ten moment, nie znaleźli tego, na czym im zależało, a grota nie leżała na szlaku. Przysiadłszy na grzbiecie, jak się okazało, rannego tygrysa, wyłożył sprawę swoim kompanom.

- Pozostało nam znaleźć miejsce na obóz - rzekł. - Zdaje się, że tu, na zboczu jest parę takich. Rozbijmy go tam, a rano ponowimy poszukiwania - rzekł, idąc w stronę, w którą wskazał.
- Odpoczynek… koniecznie… - Wysapała Deidre.

Druid, znalazłszy w końcu miejsce, zaczął rozgarniać śnieg swoją drewnianą tarczą, w międzyczasie będąc obrzucony wzrokiem Geriego, który kręcił się wokół. Kiedy tylko to zrobi, zamierzał postawić namiot dla siebie i tygrysa - klecenie szałasu albo jamy nie miałoby sensu.

To, co martwiło go, to że niewiele wiedzieli o okolicy. Pomimo wcześniejszych stopionych kamieni, które napotkali, nie było żadnych śladów smoka. Postanowił więc odzyskać czym prędzej błogosławieństwa Silvanusa, aby móc wywiedzieć się więcej o miejscu, w którym byli, za pomocą magii.

- Pożycz tarczy! - Zawołała Mniszka, wyrywając Druida z zamyślenia. Najwyraźniej też miała zamiar rozłożyć swój namiot, brakowało jej jednak narzędzi?

Bharrig, który skończył już rozgarnianie śniegu, podszedł do mniszki i podał jej tarczę.
- Pomóc? - zapytał.
- No nie powiem "nie", zwłaszcza gdy Deidre ledwo żyje… - Amara lekko się uśmiechnęła.

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 22-08-2021 o 19:56.
Arvelus jest offline