Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2021, 11:06   #155
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2051.03.15; śr; zmierzch

Czas: 2051.03.15; śr; popołudnie
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1 dzień drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, deszcz, powiew





https://www.worldweatherattribution....n-1200x400.jpg


- Już niedaleko. Jeszcze trochę i tam będzie taki pagórek i tam się rozbijemy na noc. Trzymacie się jakoś? - Cambell szła kilka kroków z przodu ale odwróciła się do tyłu aby sprawdzić jak się mają jej dwie towarzyszki.

No jako sié trzymały. Chociaż początek podróży nie był zbyt miły. Od rana były w drodze. Jeszcze póki szły przez miasto to było pół biedy. Dawny miejski moloch był ogromny jak się tak szło przez niego w mrówczym tempie na własnych nogach. Jak ruszyły z rana to gdzieś dopiero w południe dotarły do jego zewnętrznych krawędzi. Z dobre pół dnia dzisiejszej wycieczki. Poza Downtown i w miarę zamieszkałymi ulicami gdzie obie kobiety z północy spędziły większość swojego pobytu w tym mieście. Wyglądało na to, że im dalej tym gorzej. Budynki były bardziej zapuszczone, zrujnowane a mieszkańców jakby mniej. Wydawało się, że z dżungli idzie istny szturm jaki powoli ale nieustannie pochłania tutejszą ludzką cywilizację. Ściany, dachy, słupy, latarnie jeśli jeszcze stały były oplątane bluszczem, porośnięte mchem i trawą, młode, skromne i przystrzyżone niegdyś drzewka w ogrodach zdziczały rozrastając się do rozmiarów pełnowymiarowych drzew. Wszędzie też było pełno wody lub śladów po niej. Zerwany asfalt, woda stojąca na ulicach, kałuże, strumienie i błoto naniesione na chodniki, beton i asfalt. Wszystko to sprawiało opuszczone i bezludne wrażenie. Podobnie jak jazgot małp i papug. Wyglądało jakby to ludzie tutaj byli gośćmi. Zwłaszcza jak już były bliżej zewnętrznej krawędzi miasta i szły już tylko we trzy. Do tego ranek okazał się deszczowy więc szły w deszcz. Płaszcz z kapturem jaki wczoraj Roxy dostała w podziękowaniu za nastawienie barku chłopcu rzeczywiście okazał się w sam raz. Kimberly też miała na sobie jakieś wojskowe ponczo. Gorzej miała Rita jaka przemokła już z rana.

Potem było tylko gorzej. Nawet jak się szło bo betonie czy asfalcie zarośniętym chaszczami i pokrytym błotem to nie było to przyjemne ale jakoś się szło. Podobnie jak wyszły z miasta ale Kimberly prowadziła ich jakąś dawną asfaltówką to jeszcze też nie było tak źle. Ale brudna, zawalone pniami i porośnięta trawą asfaltówka kończyła się w mętnej wodzie. I nie było bata, trzeba było wejść w tą wodę. Nie była głęboka. Czasem sięgała kostem, czasem do połowy łydki. Zbyt płytko na jakąś łódź ale mało praktyczne i przyjemne do brodzenia. Nawet to, że poranny deszcz skończył się jeszcze jak szły przez miasto niewiele pomagało. Szło się po prostu ciężko przez te mokradła. Znów okazało się, że rada tropicielki aby wziąć gumowce była na miejscu. Roxy szło się w nich o tyle przyjemniej niż Ricie która właściwie od pierwszego kroku w bagnie miała przemoczone buty i stopy. I tak trzeba było iść brodząc w tym śmierdzącym bagnie przez cały dzień.

Kim nazywała je Malarycznymi Bagnami. Co nie brzmiało jakoś sympatycznie. Ale jak skończył się deszcz rzuciły się na nie owady. Tu się przydały kapelusze z zamontowaną siatką jakie chroniły od słońca oraz od inwazji małych krwiopijców. Przynajjmniej twarz i głowę. Chociaż na owady Campbell znała sposób. Mówiła aby się natrzeć jakąś granatową maścią o konsystencji dżemu. Miała nieprzyjemny, zapach. Sama też się nią wysmarowała na twarzy, szyi i dłoniach.

Dało się zrozumieć dlaczego nalegała aby zbyt wiele nie brać. Każdy zabrany klamot przez cały dzień trzeba było nieść na sobie. A z każdą kolejną godziną zmagania się z błotem, bagnistą wodą, gorącem i insektami wydawały się one cięższe. Paski plecaków wpijały się w ramiona ale na tych bagnach nawet nie bardzo było gdzie odpocząć. Najwyżej na jakimś zwalonym pniu czy złomie aby napić się z manierki. Te po całym dniu marszu też już zaczynały wysychać i na dnie zostało już niewiele.

Sama tropicielka szła ze sporym plecakiem przy jakim widać było karimaty, śpiwór, złożony hamak i parę innych takich potrzebnych detali. Przez co wyglądała trochę jak turystka z dawnych czasów. Zabrała maczetę oraz pistolet w kaburze. Gdzieś przy plecaku miała kuszę ale nie dźwigała jej w ręku podpierając się albo sprawdzając drogę przed sobą trzonkiem włóczni. A po południu znów zaczął padać deszcz. Przegonił on owady ale ponownie zmoczył wszystko i wszystkich.

- O. Widzicie? To tam. Tam przenocujemy. - Kimberly wyraźnie ucieszyła się gdy dojrzała metę dzisiejszego dnia. Rzeczywiście wydawał się jakiś porośnięty trawą i krzakami garb wystawać z wody dając nadzieję, że wreszcie będzie można postawić nogę na mniej mokrym gruncie. Było jeszcze widno ale na oko to za jakąś godzinę zacznie się robić ciemno. Wedle rangerki to mogła zostawić towarzyszkom rozbicie się na noc. A sama miała zamiar założyć zanęty na ryby i ptaki. Jak się złapie coś to będzie na kolację albo śniadanie. Tylko, że z kolacją a raczej kto by miał być tą kolacją to wyszło całkiem inaczej niż to sobie planowała.

Kępa pływających liści czy jakiegoś zielska, jedna z wielu jakie mijały dzisiaj okazała się skrywać czającego się aligatora. Prawie w ostatniej chwili dostrzegły go niebieskie oczy Rity niwecząc jego zasadzkę ale gadziny nie powstrzymało to od polowania. Ruszyła w kierunki trójki ludzi.

- Do brzegu! W wodzie on ma przewagę! - krzyknęła tropicielka i puściła się biegiem rozbryzgując wodę w kierunku zbawczego lądu.


---


Mechanika 37

Rita, dostępność fotogoniwa (5%) rzut: Roll(1d100)+0:23 > porażka

Rita, dostępność baterii do lapa (5%) rzut: Roll(1d100)+0:90,+0 > porażka

Rita, dostępność baterii do aparatu (5%) rzut: Roll(1d100)+0:17,+0 > porażka

Rita, test zmęczeniowy, BUD + Kondycja; 12-3-3-3-1=2+1; rzut: 8,6,3 > -3 suk = ma.por > -1 do testów, uf ale było to trudne!

Roxy, test zmęczeniowy, BUD + Kondycja; 12-3-3-3-1=2+1; rzut: 2,19,4 > -1 suk = remis > 0 do testów, znużenie, dobrze, że to już koniec!

Kimberly; test zmęczeniowy, BUD + Kondycja; 13-1-3=9+4>12+4; rzut: 11,7,9 > 6 suk = ma.suk > 0 do testów, szału nie ma ale jakoś się udało!

Rita, wypatrywanie aligatora, PER + Wypatrywanie; 13-3-1-6=3+3>6+3; rzut: 15,3,5 > 3 suk = ma.suk > wykrywa aligatora z 8 m

Roxy, wypatrywanie aligatora, PER + Wypatrywanie; 10-3-6=1+1; rzut: 18,2,13 > -11 suk = śr.por > nie wykrywa aligatora

Kimberly, wypatrywanie aligatora, PER + Wypatrywanie; 13-1-6=6+2; rzut: 9,17,3 > -1 suk = remis > wykrywa aligatora z 4 m
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 23-08-2021 o 18:48. Powód: Wymiana oczu Rity z zielonych na niebieskie.
Pipboy79 jest offline