|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-08-2021, 18:43 | #151 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:50. |
17-08-2021, 21:54 | #152 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 35 - 2051.03.14; wt; popołudnie Czas: 2051.03.14; wt; popołudnie Miejsce: Miami; Liberty City; hotel “2018”; pokój hotelowy Warunki: pokój hotelowy, jasno, ciepło; na zewnątrz jasno, umiarkowanie, pogodnie, d.si.wiar Rita i Roxy Obie kobiety spotkały się ponownie w swoim pokoju w “2018”. Obie się nachodziły od rana to przyjemnie teraz było usiąść i dać odpocząć nogom. No i wymienić się co się której udało załatwić. Wyglądało na to, że ich pobyt w mieście dalekiego południa zbliża się do końca i wymarsz do Zaginionego Miasta może się zacząć nawet i jutro. Niebieskooka musiała się nachodzić w ciągu dnia ale okazało się, że sztućce i zastawy jakie wyłowiła z wraku jachtu były chodliwym towarem. Jeszcze wczoraj wyglądały jak wyciągnięte z błota skorupy i kawałki złomu ale pracowicie spędzony wieczór na ich czyszczeniu opłacił się. I złodziejce dawnych technologii udało się przywrócić im ich przedwojenny blask. To dzisiaj trochę tu a trochę tam udało jej się wymienić na coś innego. Kawiarnie, restauracje i bary były chętne kupić coś takiego w zamian za alkohol, tytoń i żywność. Roxy zaś przyniosła wieści od Kimberly. Tropicielce nie przeszkadzało aby wyruszyć już następnego dnia. Dla siebie miała wszystkie niezbędne fanty na taką wyprawa w bagna i dżungle. No ale chciałaby wiedzieć gdzie mają ruszać czyli zobaczyć mapę a najlepiej ją przestudiować. Bo sama z siebie chociaż nazwa celu ich wędrówki nie była jej obca to dotąd traktowała ją jedynie jako jedną z miejskich legend albo co najwyżej trudno sprawdzalną plotkę. No i te 60 gambli zaliczki za pierwsze 3 doby wyprawy. Miała też nieco “gratów” na wymianę. Uzbierała w swoim garażu niezłą kolekcję różnych karimat, śpiworów, maczet, lin i innych takich, że mogłaby sklep otworzyć. Więc część tego szpeja mogła odsprzedać swoim klientkom. Po powrocie do “2018” blond lekarka mogła próbować szczęścia ze znalezieniem pacjenta. Było jej trochę łatwiej niż za pierwszym razem bo widocznie tamten grubas lub jego synowi rozpowiedzieli o niej znajomym bo jak zapytała o to w “Palmowej” to prawie od razu okazało się, że ktoś potrzebuje medyka. Zabieg okazał się krótki chociaż bolesny dla pacjenta. Tym razem okazał się to zapłakany chłopiec który upadł tak pechowo, że poza rozbitą twarzą wybił sobie bark. Darł się więc niemiłosiernie ale było to bardzo bolesne nawet dla dorosłego. Twarzy wystarczyła woda i trochę nici aby zszyć rozcięcia. No ale bark trzeba było boleśnie nastawić albo dalej miałby boleści przy każdym ruchu. Jeden krótki wrzask a potem płacz. Ale jak palcami sprawdziła to wyglądało jakby wskoczyło wszystko na swoje miejsce. Za ten zabieg dostała trzy słoiki konfitur i płaszcz przeciwdeszczowy z dużym kapturem. Z tego co Kimberly mówiła Roxy wynikało, że odradzała brać zbyt wiele. Bo każdy kilogram trzeba będzie przenieść na sobie. W tych tropikach i błocie. Polecała zaopatrzyć się w hamaki i tabletki do odkażania wody. Nie brać do gotowania coś więcej niż jedną menażkę czy kociołek w którym będą gotować. Reszta to zbędny balast. Nie głupio jakby miały gumowce co często okazywały się najlepszym obuwiem na nadmiar wody i błota. Albo jeśli są w stanie to darować sobie buty i iść w samych sandałach. Inne i tak przemokną i trzeba je będzie co wieczór suszyć. No i maczety. Dobrze aby każda miała chociaż jedną. Maczetowanie zarośli to mordęga więc zwykle rzadko ktoś wytrzymuje dłużej niż kwadrans. Więc i tak by musiały się zmieniać przy tym zajęciu. Żywności nie uważała za konieczne brać. Na trzy osoby to by musiał być osobny plecak z prowiantem. Albo jakiś muł do dźwigania tego wszystkiego. Jak bez czworonożnego tragarza to odradzała brać nadmiar szamy bo i tak będą łowić ryby, ptaki i zbierać owoce. Kawa i herbata za to były dobre. Byle w szczelnym pojemniku. Były lekkie a jak się zalało wrzątkiem były w sam raz. No chyba, że jej klientki są nie wiadomo jakimi siłaczami i dla nic noszenie góry gambli na własnych plecach to nie problem. To oczywiście Kim się w to nie wtrącała. No i kapelusze. Bo czy słońce czy deszcz to kapelusze były przydatne. Chroniły też przed wszędobylskim robactwem. I jak były gotowe to wystarczyło jutro rano podejść do niej i ona też będzie gotowa. A jak nie to dobrze aby dały znać, odłożyź wyprawę na później też nie stanowiło dla Kim żadnego problemu.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 18:08. Powód: niebieskooka :P |
21-08-2021, 21:04 | #153 |
Reputacja: 1 |
|
22-08-2021, 16:52 | #154 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
23-08-2021, 11:06 | #155 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 37 - 2051.03.15; śr; zmierzch Czas: 2051.03.15; śr; popołudnie Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1 dzień drogi od Miami; bagna Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, deszcz, powiew https://www.worldweatherattribution....n-1200x400.jpg - Już niedaleko. Jeszcze trochę i tam będzie taki pagórek i tam się rozbijemy na noc. Trzymacie się jakoś? - Cambell szła kilka kroków z przodu ale odwróciła się do tyłu aby sprawdzić jak się mają jej dwie towarzyszki. No jako sié trzymały. Chociaż początek podróży nie był zbyt miły. Od rana były w drodze. Jeszcze póki szły przez miasto to było pół biedy. Dawny miejski moloch był ogromny jak się tak szło przez niego w mrówczym tempie na własnych nogach. Jak ruszyły z rana to gdzieś dopiero w południe dotarły do jego zewnętrznych krawędzi. Z dobre pół dnia dzisiejszej wycieczki. Poza Downtown i w miarę zamieszkałymi ulicami gdzie obie kobiety z północy spędziły większość swojego pobytu w tym mieście. Wyglądało na to, że im dalej tym gorzej. Budynki były bardziej zapuszczone, zrujnowane a mieszkańców jakby mniej. Wydawało się, że z dżungli idzie istny szturm jaki powoli ale nieustannie pochłania tutejszą ludzką cywilizację. Ściany, dachy, słupy, latarnie jeśli jeszcze stały były oplątane bluszczem, porośnięte mchem i trawą, młode, skromne i przystrzyżone niegdyś drzewka w ogrodach zdziczały rozrastając się do rozmiarów pełnowymiarowych drzew. Wszędzie też było pełno wody lub śladów po niej. Zerwany asfalt, woda stojąca na ulicach, kałuże, strumienie i błoto naniesione na chodniki, beton i asfalt. Wszystko to sprawiało opuszczone i bezludne wrażenie. Podobnie jak jazgot małp i papug. Wyglądało jakby to ludzie tutaj byli gośćmi. Zwłaszcza jak już były bliżej zewnętrznej krawędzi miasta i szły już tylko we trzy. Do tego ranek okazał się deszczowy więc szły w deszcz. Płaszcz z kapturem jaki wczoraj Roxy dostała w podziękowaniu za nastawienie barku chłopcu rzeczywiście okazał się w sam raz. Kimberly też miała na sobie jakieś wojskowe ponczo. Gorzej miała Rita jaka przemokła już z rana. Potem było tylko gorzej. Nawet jak się szło bo betonie czy asfalcie zarośniętym chaszczami i pokrytym błotem to nie było to przyjemne ale jakoś się szło. Podobnie jak wyszły z miasta ale Kimberly prowadziła ich jakąś dawną asfaltówką to jeszcze też nie było tak źle. Ale brudna, zawalone pniami i porośnięta trawą asfaltówka kończyła się w mętnej wodzie. I nie było bata, trzeba było wejść w tą wodę. Nie była głęboka. Czasem sięgała kostem, czasem do połowy łydki. Zbyt płytko na jakąś łódź ale mało praktyczne i przyjemne do brodzenia. Nawet to, że poranny deszcz skończył się jeszcze jak szły przez miasto niewiele pomagało. Szło się po prostu ciężko przez te mokradła. Znów okazało się, że rada tropicielki aby wziąć gumowce była na miejscu. Roxy szło się w nich o tyle przyjemniej niż Ricie która właściwie od pierwszego kroku w bagnie miała przemoczone buty i stopy. I tak trzeba było iść brodząc w tym śmierdzącym bagnie przez cały dzień. Kim nazywała je Malarycznymi Bagnami. Co nie brzmiało jakoś sympatycznie. Ale jak skończył się deszcz rzuciły się na nie owady. Tu się przydały kapelusze z zamontowaną siatką jakie chroniły od słońca oraz od inwazji małych krwiopijców. Przynajjmniej twarz i głowę. Chociaż na owady Campbell znała sposób. Mówiła aby się natrzeć jakąś granatową maścią o konsystencji dżemu. Miała nieprzyjemny, zapach. Sama też się nią wysmarowała na twarzy, szyi i dłoniach. Dało się zrozumieć dlaczego nalegała aby zbyt wiele nie brać. Każdy zabrany klamot przez cały dzień trzeba było nieść na sobie. A z każdą kolejną godziną zmagania się z błotem, bagnistą wodą, gorącem i insektami wydawały się one cięższe. Paski plecaków wpijały się w ramiona ale na tych bagnach nawet nie bardzo było gdzie odpocząć. Najwyżej na jakimś zwalonym pniu czy złomie aby napić się z manierki. Te po całym dniu marszu też już zaczynały wysychać i na dnie zostało już niewiele. Sama tropicielka szła ze sporym plecakiem przy jakim widać było karimaty, śpiwór, złożony hamak i parę innych takich potrzebnych detali. Przez co wyglądała trochę jak turystka z dawnych czasów. Zabrała maczetę oraz pistolet w kaburze. Gdzieś przy plecaku miała kuszę ale nie dźwigała jej w ręku podpierając się albo sprawdzając drogę przed sobą trzonkiem włóczni. A po południu znów zaczął padać deszcz. Przegonił on owady ale ponownie zmoczył wszystko i wszystkich. - O. Widzicie? To tam. Tam przenocujemy. - Kimberly wyraźnie ucieszyła się gdy dojrzała metę dzisiejszego dnia. Rzeczywiście wydawał się jakiś porośnięty trawą i krzakami garb wystawać z wody dając nadzieję, że wreszcie będzie można postawić nogę na mniej mokrym gruncie. Było jeszcze widno ale na oko to za jakąś godzinę zacznie się robić ciemno. Wedle rangerki to mogła zostawić towarzyszkom rozbicie się na noc. A sama miała zamiar założyć zanęty na ryby i ptaki. Jak się złapie coś to będzie na kolację albo śniadanie. Tylko, że z kolacją a raczej kto by miał być tą kolacją to wyszło całkiem inaczej niż to sobie planowała. Kępa pływających liści czy jakiegoś zielska, jedna z wielu jakie mijały dzisiaj okazała się skrywać czającego się aligatora. Prawie w ostatniej chwili dostrzegły go niebieskie oczy Rity niwecząc jego zasadzkę ale gadziny nie powstrzymało to od polowania. Ruszyła w kierunki trójki ludzi. - Do brzegu! W wodzie on ma przewagę! - krzyknęła tropicielka i puściła się biegiem rozbryzgując wodę w kierunku zbawczego lądu. --- Mechanika 37 Rita, dostępność fotogoniwa (5%) rzut: Roll(1d100)+0:23 > porażka Rita, dostępność baterii do lapa (5%) rzut: Roll(1d100)+0:90,+0 > porażka Rita, dostępność baterii do aparatu (5%) rzut: Roll(1d100)+0:17,+0 > porażka Rita, test zmęczeniowy, BUD + Kondycja; 12-3-3-3-1=2+1; rzut: 8,6,3 > -3 suk = ma.por > -1 do testów, uf ale było to trudne! Roxy, test zmęczeniowy, BUD + Kondycja; 12-3-3-3-1=2+1; rzut: 2,19,4 > -1 suk = remis > 0 do testów, znużenie, dobrze, że to już koniec! Kimberly; test zmęczeniowy, BUD + Kondycja; 13-1-3=9+4>12+4; rzut: 11,7,9 > 6 suk = ma.suk > 0 do testów, szału nie ma ale jakoś się udało! Rita, wypatrywanie aligatora, PER + Wypatrywanie; 13-3-1-6=3+3>6+3; rzut: 15,3,5 > 3 suk = ma.suk > wykrywa aligatora z 8 m Roxy, wypatrywanie aligatora, PER + Wypatrywanie; 10-3-6=1+1; rzut: 18,2,13 > -11 suk = śr.por > nie wykrywa aligatora Kimberly, wypatrywanie aligatora, PER + Wypatrywanie; 13-1-6=6+2; rzut: 9,17,3 > -1 suk = remis > wykrywa aligatora z 4 m
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 23-08-2021 o 18:48. Powód: Wymiana oczu Rity z zielonych na niebieskie. |
24-08-2021, 23:01 | #156 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
28-08-2021, 08:57 | #157 |
Reputacja: 1 | Zaczęło się. Były tu… we trzy. Otoczone przez wielką dżunglę. Nie były to tereny, do których Roxie byłaby przyzwyczajona. Wolała pola... Rozległe pustynie… góry. dobra w tej chwili wolałaby cokolwiek. Fajnie, że udało się jej dostać te gumowce i płaszcz przeciwdeszczowy, bo w miarę szczelnie osłaniały jej ciało. Płaszcz był też na tyle duży, że ukryte pod nim plecak i torba lekarska mogły nie przemoknąć. No i do tego były jeszcze te owady. Lekarka z pamięci mogła wymienić syf, który one mogły roznosić: Denga, Brodawka perwuwiańska, Chikungunya, Tyfus… Choroba Carrióna, Malaria...Choroba Chagasa. Recytowała je jak mantrę starając się odgonić od tego badziewia. Wtedy też pojawiła się propozycja ze strony ich przewodniczki. |
29-08-2021, 12:30 | #158 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 38 - 2051.03.16; cz; ranek Czas: 2051.03.16; cz; ranek Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1 dzień drogi od Miami; bagna Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew Wszyscy - Coś tam dymi. A właśnie tam powinnyśmy iść. - Kimberly wspięła się na jakąś ruinę ławki czy śmietnika aby próbować lepiej dojrzeć co tam się dzieje. Potem zeskoczyła dając okazję towarzyszkom aby same też mogły rzucić okiem. Ta mała sztuczka dawała złudzenie, że da się dojrzeć coś lepiej z tej niewielkiej wysepki na jakiej spędziły noc. Ale niewiele to pomagało o ile w ogóle. To, że tam spomiędzy drzew usnosi się dym widziały wszystkie trzy. Nie był ani zbyt daleko ani blisko. W ocenie tropcielki może w ciągu godziny czy dwóch powinny dojść do źródła tego dymu. Trochę zależało od tego co natrafią po drodze. Jak pokazał wczorajszy aligator jaki ich zaatakował pod koniec dnia te bagna kryły różne przykre niespodzianki jakich nawet doświadczona, tutejsza tropicielka nie była w stanie do końca przewidzieć. Zwłaszcza jak wkraczały w teren na jakim Cambell bywała rzadko więc nie do końca wiedziała czego się spodziewać. Jak teraz z tym dymem jaki niedawno dostrzegły za drzewami. I to w tym kierunku w jakim miały zamiar się udać. Dym był smoliście czarny i gęsty. Co wskazywało, że nie jest to zwykłe ognisko. Ale z drugiej strony za mało było tego dymu aby to mogł być pożar jakiegoś domu czy coś o podobnej skali. Brunetka w kapeluszu nie wiedziała co o tym sądzić. Zwłaszcza, że nie słyszała aby ktoś tu mieszkał. Tego jednak nie mogła wykluczyć. Pustkowia w samym miejskim molochu jak i okolicy mogły być zamieszkałe przez różnych osobników. Mógł to być też jakiś podróżny obóz taki sam jak one same rozbiły tu na wyspie na noc. Tylko nie paliły nic takiego co by wzbijało taki czarny dym pod niebiosa. - No to nie wiem. Jak chcecie. Albo idziemy zgodnie z planem i przy okazji pewnie zobaczymy co to tam tak dymi. Albo robimy objazd. Ale to będzie z dobre parę godzin, może nawet pół dnia straty aby to obejść i wrócić na pierwotny kierunek. - tropicielka w końcu zostawiła decyzję swoim klientkom dając sobie spokój z rozwikłaniem zagadki porannego dymu skoro stąd nie dało się tego rozwikłać. Wróciła do przerwanego konserwowania złowionych ryb. Tak jak wczoraj mówiła nim aligator się nie wtrącił w tą rozmowę to jak już znalazły się na wyspie i sytuacja się uspokoiła to na noc rozstawiła różne żyłki z haczykami. Zmontowała też z patyków powiązanych źdźbłami traw małe klatki jakie ustawiła w wodzie. Z kilku klatek do rana złapały się ze dwa raki a na te haczyki kilka mniejszyc ryb. Zamiast sałatki Kimberly użyła jakiegoś zielska zebranego w wodzie jakie wrzuciła do gara. Po wygotowaniu smakowało to jak soczysta sałata. Nieco wodnista i bez smaku ale do pieczystego z ogniska było w sam ras do zmiękczenia suchego mięsa. Nad ranem jeszcze z kuszy upolowała jakiegoś ptaka jaki uprawiał poranną gimnastykę zbyt blisko zasięgu rażenia bełtem. Więc okazało się, że dla takiego speca od dżungli rzeczywiście nie brakuje w tej dżungli pożywienia. Po śniadaniu Kim zaczęła solić i posypywać ziołami te trzy ryby jakie zostały im ze śniadania. Mówiła, że będą na obiad albo na przekąskę po drodze jak się ktoś nie brzydzi jeść surowego mięsa. Można było też użyć go na zanętę przy koejnych pułapkach. Noc przeszła im dość spokojnie. Chociaż mokro. Na tych bagnach i w tropikach wszędzie była jakaś woda a przynajmniej było wilgotne. Do tego w okolicach trochę przed i po północy padał deszcz dokładając kolejną porcję wody. Rano więc trudno było o suche rzeczy. Kim spędziła noc w hamaku rozwieszając go pomiędzy dwoma drzewami. Jak się nakryła peleryną jakiej używała także podczas marszu to powstało w miarę wygodne schronienie odporne na deszcze, kałuże i ograniczającą robactwo i węże jakie mogły lgnąć do ciepłego ciała. Do rana rzeczy suszone przy ognisku były bardziej suche niż wilgotne ale jednak nie całkiem suche. Zwłaszcza buty Rity nie zdążyły całkowicie wyschnąć. - Tu wszędzie wszystko jest zawsze mokre. - Kimberly stwierdziła dość filozoficznie nie będąc chyba za bardzo zdziwiona odkryciem. Rano nad bagnami pęczniała mgła ograniczając pole widzenia. Ale z każdym kwadransem zdawała się rzednąć. I unosiła się raczej przy powierzchni a nie ponad konarami drzew stąd mogły dostrzec ten dym za nimi. Ta mgła utrudniała dostrzeżenie aligatora. Żadnej z trzech podróżniczek nie udało się go dostrzec z brzegów wyspy jaki właściwie był podłóżnym garbem na tyle wysokim, że jeszcze wystawał ponad poziom wody. Nie było wiadomo czy sobie odpłynął czy wciąż gdzieś tam się czai. Chociaż jak Campbell poszła po tego ustrzelonego z kuszy ptaka to jakoś nic jej nie zaatakowało. Co dawało jej nadzieję, że może jednak gadzina odpłynęła. Wczoraj napędziła im stracha pod koniec dnia. Jak Rita dostrzegła pierwsza skradajacą się w wodzie gadzinę to cała trójka rzuciła się do ucieczki. Widząc to aligator również zrezygnował z dyskrecji i zaczął pruć wodę jak zanurzona motorówka. Widać było, że na większym dystancie biegnący przez wodę po kolana człowiek nie miałby szans z tak rozpędzoną gadziną. Łapy i ogon nadawały mu taką prędkość o jakiej trudno było dwunogom marzyć. Ale na szczęście dla trójki wczorajszych dwunogów zbawczy brzeg był blisko. Pierwsza dopadła go tropicielka. Stanęła na skraju błotnistego brzegu i krzyczała do towarzyszek aby je popędzić. Rita i Roxy dobiegły kilka kroków później już czując na łydkach i słysząc wodę rozchlapywaną przez gadzi pysk. Blondynka była o ten jeden, ostatni krok szybsza od brunetki więc minęła linię brzegu ciut wcześniej. Rita nie zdążyła o włos. Gadzi pysk uderzył ją impetem w łydkę przewracając ją w wodę. Poczuła ból na tej łydce i moment dezorientacji gdy gruchnęła całym frontem w taflę wody. Ale dłonie już złapały błoto na brzegu! Potem Kim ją złapała za rękę i plecak wyciągając ją z wody bez ceregieli zanim gad ponowił atak. Woda przy brzegu jeszcze się pokotłowała gdy wszystkie trzy znalazły się poza zasięgiem gadziego łowcy. Zobaczyły jeszcze jego bezdennie czarne, gadzie ślepia jakie połyskiwały w uspokajającej się wodzie. Po czym znikneły gdy bestia zanurzyła się w wodzie ponownie. Jeszcze przez moment widać było jego podłużny kształt w mętnej wodzie a potem zniknął całkowicie. Od tamtej pory go nie widziały. A Ricie po tym spotkaniu została otarta łydka. Trochę szczypało ale w sumie było niegroźne. Zwłaszcza jak się pomyślało o tych gadzich szczękach jakie mogły bez problemu złamać nogę razem z kością przy jednym chapnięciu. Kim przynajmniej tak twierdziła. Ale to jeszcze było wczoraj zanim zaczął zapadać zmierzch. Potem zapadł, zrobiło się ciemno, w nocy padało a dziś wstały dość wypoczęte jak już było widno. Garb wynurzający się z wody otaczała kurtyna mgły ale gdzieś tam, przed nimi, wzniósł się słup czarnego dymu. Niedawno bo przed, przy i po śniadaniu jakoś umknął im ten fenomen. Dopiero teraz jak już zwijały obóz i szykowały się do kolejnego dnia drogi na przełaj przez dżunglę i bagna. --- Mechanika 38 Rita; ucieczka przed aligatorem; (BUD+Sprawność); 12-3-2-1=6+3>9+3; rzut: 16,1,18 > -4>-1 suk Roxy; ucieczka przed aligatorem; (BUD+Sprawność); 12-3-2=7+3>10+3; rzut: 16,2,13 = 0 suk Kimberly; ucieczka przed aligatorem; (BUD+Sprawność); 13-1-2=10+10>19+10; rzut: 10,16,17 >11 suk
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
02-09-2021, 18:49 | #159 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:51. |
03-09-2021, 20:45 | #160 |
Reputacja: 1 |
|