Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2021, 11:54   #21
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Aelfric, którego ciosy spadały na szczęki i nosy kmiotków początkowo wcale nie zwrócił uwagi ani na szeryfa, ani na Glundę. Dopiero jak spostrzegł niknący opór pośród pranych bez litości kmiotków obejrzał się, wciąż trzymając słabnącego już wieśniaka za poły zgrzebnej koszuliny. Skrzywił się nieco, bo wiedział, że nadejście oficjalnej władzy zawsze oznacza albo przymusowy koniec mordobicia, albo kolejną dawkę mordobicia i perspektywę wizyty w lokalnej ciemnicy. Kapłanka obiecała wcześniej jakieś porządne picie które zostało jedynie przerwane przez ten całkiem rozrywkowy incydent, więc wybór był prosty, choć ciężki, bo obie przyjemności kusiły bardzo.
Aelfric uderzył pięścią jeszcze raz trzymanego kmiotka tak, że ten runął na podłogę z głośnym łomotem i spokojnie się cofnął, rozkładając ręce i pokazując szeryfowi obie dłonie otwarte. Uniwersalny i jasny w wielu kulturach niemy przekaz oznaczający gotowość do pokojowych rozmów jednakże mocno kontrastujący ze wzrokiem wojownika i mimiką twarzy mówiącą jasno, że gest ten w wykonaniu Aelfrica oznacza jedynie chwilowy i nieco chwiejny rozejm, oparty bardziej na jego kaprysie, niż realnej woli poddania się nakazowi.

Płacenie za szkody pozostawił wieśniakom, którzy w swojej głupocie zamiast użyć pięści, woleli rzucać kuflami i krzesłami. Za to poczuł się w obowiązku ustawić z powrotem stół, który wywrócił aby zapewnić czarownikom i kapłance osłonę przed bijatyką. Jak widział po ich szatach i stanie, spełnił swoje zadanie. Bijatyka jednak nie poszła po myśli Aelfrica, który przebijał się do Marduka, jako największego i najgroźniej wyglądającego zabijaki w tej karczmie. Kmiotków nie udało się też ujarzmić lub rozgonić.
Kapryśny los nie dał im więc posmakować zwycięstwa, i w tej chwili Aelfric i bliźniacy stawiali właśnie przewrócony wcześniej stół, a kmiotki płacili daninę karczmarce.

Każdy po walce zrobił się bardzo rozmowny. Szczególnie rozmowni stawali się ci, których w ogóle nie było, i którzy palcem nie kiwnęli aby cokolwiek w sprawie bijatyki zrobić.
Wzrok Aelfrica spoczął lodowato na Glundzie, kiedy ta zwyzywała walczących.
- Łatwiej okiełznanego na postronku barana karcić obelgami, niż na rogi się z nim mierzyć, kiedy ze szura zerwie się i po polu szaleje. - mruknął do Glundy, kiedy ta pojawiła się przy stole, wygłaszając swoje głupoty.
Aelfric jako wojownik mógłby podać nawet kilka przyczyn dlaczego grupa mężczyzn w sennym miasteczku w karczmie zamiast pokojowo pić trunek, zaczyna się bić. Mógłby, ale nikt właściwie go o to nie pytał, więc postanowił, że zamiast wymądrzać się na jakikolwiek temat, po prostu podje sobie właśnie podanego placka z jabłkami, bo pachniał znakomicie.

Bort zaś…

Umierał?. A przynajmniej tak zdawało się Aelfricowi, bo widział nie raz mężczyzn krztuszących się jadłem. Domowy sposób nakazywał po prostu uderzyć mocno w plecy takiego nieszczęśnika, co też Aelfric od razu uczynił. Jednak to Bortowi w żaden sposób nie pomagało, a wojownik bojąc się, że dalsze bicie po plecach raczej zaszkodzi krasnoludowi niż pomoże, zostawił go w rękach Kori, której przygotowanie medyczne najpewniej dalece przewyższało jego własne. Bo o ile naprawić prowizorycznie złamany kulas czy zakręcić chleba z pajęczyną, aby opatrzyć jakieś wredne cięcie to może i nawet by wiedział, to dolegliwości takiej natury przekraczały jego wiedzę. Po chwili wstał znad krasnoluda i wziął do ręki jedzoną przez krasnoluda owsiankę, wąchając ją podejrzliwie.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline