Arnold patrzał na niego drwiąco z krzywym uśmiechem zadzioru. Prychnął, niemalże idealnie jak Poganiacz przed chwilą. Gestem wskazał drogę na zewnątrz.
- Prowadź.
Idąc zerkał na herszta z trudnym. Zwalniając, przystając i mówiąc pytanie i słuchając jego odpowiedzi. Gdy ją uzyskał, byli już mniej więcej w połowie drogi na upatrzone przez niego miejsce. Jego słowa brzmiały tak, a były dość głośne, by bez pomyłki zostać odebrane przez oczekujący oddział.
- Zatem jesteś zbójem i samozwańczym hersztem tej biednej zbieraniny ludzi których pokusiłeś w drogę z dala od domów... więcej pomogłeś kislevskim psom... powiedz mi tylko, dlaczego? Dlaczego dopuszczasz się takiego niegodziswtwa? Bogów nie szanujesz, więc chodzi o złoto? Tylko to, czy coś jeszcze?