|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-08-2021, 19:19 | #201 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
23-08-2021, 19:46 | #202 |
Reputacja: 1 | Tupik Dokładnie i metodycznie przyjrzał się wszystkim ozdobom i najmniejszym nawet szczegółom pomieszczenia. Nadal jednak nie udało mu się dojść do jednoznacznych wniosków. Podziemna budowla niewątpliwie była stara, ale jak stara nie był w stanie powiedzieć, szczególnie że jedynym zdobionym elementem były stojące przed nim wrota, a te zdawały się raczej prezentować dość uniwersalne motywy srogich krasnoludzkich głów, a nie wyjątkowe zdarzenia, czy obrazy. Sam fakt, że nie było tam prawie ozdób, raczej świadczył o tym, że całość miała charakter użytkowy, ale tu też nie mógł mieć do końca pewności. W końcu, po długich przygotowaniach i obserwacjach zajął miejsce, które wydawało mu się najbezpieczniejsze i postanowił zaryzykować z masywnym zamkiem. Ostrożnie wprowadził narzędzia do środka, poświęcając dużo czasu i uwagi na zbadanie mechanizmu, nim podejmie próbę jego otwarcia. Nie pomagał fakt, że całość pokryta była znaczną warstwą skumulowanego od stuleci osadu, który w zdecydowany sposób utrudniał prace. Tupik otwieranie zamków d20(-8 bardzo trudny +2 wytrychy)= 12 porażka Tupik percepcja d20(+2 przygotowania)=18 porażka Szansa, że nadal działa 40% d100= 1 działa Sprawność d20(+2 przygotowania)= 20 krytyczna porażka Gdy jeden z cylindrów zamka niespodziewanie przekręcił się z głośnym chrzęstem starej maszynerii, przez głowę niziołka momentalnie przeszła myśl, że znowu miał rację. Tam były pułapki. Tyle że mimo pieczołowitych przygotowań nie miał pojęcia, skąd przyjdzie śmierć. Odskoczył odruchowo, desperacko licząc na przypadkowe ocalenie skóry. Coś gdzieś ogłuszająco strzeliło i huknęło. Poczuł falę powietrza rzucającą go na ścianę, spróbował ostatnim wysiłkiem obrócić się tak, by nie uderzyć w nią głową. Nie udało się. Chyba. Mrok zasnuł rzeczywistość, a po chwili ustał nawet pisk w jego głowie. Obudził go jego własny kaszel. Niewiele było widać, słabnące światło przewróconej i częściowo przysypanej gruzem latarni z ledwością przebijało się przez unoszący się we wnętrzu czarny dym. Wyglądało na to, że coś rozerwało pobliską ścianę tunelu, uszkadzając przy tym zaobserwowany wcześniej wylot wentylacji i sporą część wrót. Za boczną zburzoną ścianą widać było jakąś maszynerię, która wcześniej mogła być częścią ukrytego mechanizmu, obecnie była jednak w zupełnych strzępach. Raczej na pewno nie było to zamierzone działanie pułapki. Obrażenia głowy i prawej dłoni -5 do testów Jedyną zaletą tej sytuacji było to, że osłabione wcześniej przejście koło wrót obecnie zawaliło się na tyle, by powstała w nim spora wyrwa, wystarczająca dla niziołka. Same wrota były co prawda uszkodzone, ale wygięcie nie było wystarczające, by się przez nie przecisnąć. I wtedy stało się coś jeszcze. Przez świdrujące piszczenie w głowie usłyszał jakiś przytłumiony głos. Ten zdawał się coś mówić i kaszleć na zmianę. Dochodził z tunelu, którym niziołek wpełzł do korytarza. - Panie... panieeee! - chwilę zajęło mu rozpoznanie głosu. - To ja... - zachrypiał i zakasłał chłopak, którego wcześniej wyciągnął z dziury. - Żyjeeeeecie? Na górze są jacyś ludzie... Laura wiedza encyklopedyczna d20=11 porażka Karl Nie wydawało się, by ktokolwiek z grupy był w stanie lepiej wytłumaczyć zaobserwowane szczegóły, niż zrobił to już wampir. Laura spojrzała na oświetlane pełgającym płomieniem pochodni wypalone ślady na ścianach. - To, co mówicie, chyba ma sens, choć powiem szczerze, że wolałabym gdyście się mylili. Odkopmy to przejście. Dopiero parę chwil później najwyraźniej dotarło do reszty, jakie konsekwencje miały te słowa. Potwór mógł nie tylko być siłaczem, ale też władać magią, która zdołała wypalić cały zamek od środka? Morale towarzyszących kobiecie mężczyzn wyraźnie podupadło. Kontynuowali jednak prace, choć z nietęgimi minami. W końcu wszyscy okryci byli już sypiącą się z gruzu sadzą i sami wyglądali, jakby zwęgliła ich pożoga. Nagle jeden z osiłków, ten zwany Kurtem, spojrzał na drugiego, wyglądającego iście jak smolisty demon z piekielnych otchłani (gdyby ten miał twarz wioskowego głupka) i zaczął się niekontrolowanie śmiać. Rechot poniósł się ponurymi, wypalonymi korytarzami martwego zamczyska. Była to absurdalna sytuacja, a jednak koniuszek ust wampira jakby sam z siebie uniósł się do góry. Widział, że inni też się uśmiechali, jasne zęby (nawet jeśli nie zawsze czyste) odcinały się od czarnych twarzy. W końcu rozbawienie ustało tak samo nagle jak się zaczęło. Odkopali przejście. Okuty w zbroję i zasłonięty tarczą Karl szedł pierwszy, zasłaniając swoją postacią niemal całe schody prowadzące do piwnic. W tamtym miejscu dało dostrzec się więcej. Tam, gdzie jęzory ognia nie pokryły ścian w pełni czernią, widać było tu i ówdzie rozpryski czerwieni. Pod ścianami zalegały też resztki nadtopionego oręża. Zdecydowanie doszło tam do jakiejś bitwy, nie widać jednak było najmniejszych śladów resztek ludzkich. Przeglądając sterty nierozpoznawalnych zniszczonych przedmiotów w poszukiwaniu czegoś istotnego, natknęli się na dziwy medalion. Raczej na pewno nie należał do domowników, była to bowiem ledwo rozpoznawalna już trupia czaszka na tle komety, symbol Templariuszy Sigmara, znanych również jako Inkwizycja Zakonu Sigmara. Rudiger głośno wciągnął powietrze, widząc znalezisko. Nie dane im było jednak dłużej tego przeanalizować, bowiem ich uwagę zwróciło dziwne zachowanie jednego z towarzyszących im osiłków. Kurt z wielką ekscytacją wskazywał im łapą pobliską komnatę, do której najwyraźniej chwilę wcześnie zajrzał. Bił z niej dziwny blask. W środku było... Cóż trzeba było mrugnąć kilka razy, by to przetrawić. Wyglądało to na buduar jakiejś szlachetnej damy zbudowany z przeniesionych z różnych części zamku nadtrawionych ogniem mebli i ozdób. W szafach wisiały osmolone, nadpalone kobiece suknie, na półce ułożono pieczołowicie nadtopioną biżuterię, a niżej resztki wyjściowych bucików. To, co zrobiło jednak większe wrażenie na Karlu, to ściany... Wisiały tam tylko i wyłącznie resztki podobizn jego matki. Zaś na środku pokoju, w koszu, w którym normalnie trzymano włóczkę, spoczywały wielkie krwiste kawały mięsa. Blask, który bił z pokoju, zdawał się dochodzić ze sporej wyrwy w ścianie i suficie. Wydawało się, że ta była zasypana głazami, jednak przez szparę między nimi przesączało się światło księżyca. Wyglądało to tak jakby, dziura prowadziła w okolice murów, po ich tylnej stronie. Możliwe, że te pękły i osunęły się częściowo, niszcząc konstrukcję i tworząc to przejście na zewnątrz. Po odsunięciu głazów pewnie mógłby przecisnąć się tam nawet bardzo masywny człowiek. - Na bogi... kto to? - Tym razem to Rudiger pierwszy coś wydukał, pokazując spoglądające na nich z każdej strony wizerunki pani zamczyska. |
23-08-2021, 20:39 | #203 |
Reputacja: 1 |
|
24-08-2021, 11:21 | #204 |
Reputacja: 1 | - Heh , kheh – zakasłał niziołek , splunął siarczyście mieszanką śliny, kurzu i pyłu po czym uśmiechnął się na widok rozwalonej ściany którą mógł przedostać się do środka . " Jak nie drzwiami to oknem "– przemknęła mu na myśl złodziejska maksyma. Wrodzona radość i optymizm sprawiła że cieszył się z efektu otwarcia, pomimo szkody na ciele jaką odniósł. Po chwili dosłyszał głos chłopaka i poważnie zastanawiał się co mu odpowiedzieć. I czy cokolwiek mówić. Kto mógł być na górze? Chłopi ze wsi? Chłopak by ich rozpoznał i wiedziałby kto to. Banda Krasnikowa? Wątpił aby zdołali tu tak szybko dotrzeć, dopiero co miał się przecież spotkać z Czarnym Rolfem... No może nie tyle dopiero co, bo spotkanie miało być nad ranem a już zwłaszcza po wybuchu upłynął pewnie cały dzień – niemniej to jednak wciąż za szybko żeby mieli się niepokoić i szukać Tupika oraz Rolfa… Czy może nie tak za szybko? Tupik nie mógł ich wykluczyć , strażników młokos też pewnie by rozpoznał, więc najbardziej prawdopodobnymi osobnikami pozostawali koledzy tych co zginęli wcześniej w walce z górnikami… Zwłaszcza że któryś z nich mógł uciec i wrócić z posiłkami… Ach posiłek – Tupik pogłaskał się po brzuchu poważnie zastanawiając się ile czasu nie jadł – ssanie żołądka mogło mu podpowiedzieć w przybliżeniu co do jednej godziny jak długo pozostawał nieprzytomny… Póki co postanawiał się nie ujawniać i nie dawać oznak życia. Wybuch dawał mu do tego idealną przykrywkę. Czekał przycupnięty za ścianą wyjścia, gotów złapać chłopaka i zamknąć mu usta tak by i on nie dawał oznak życia – o ile zdoła się tu przecisnąć i nie utknie jak poprzednio. Być może ratował mu życie bo jeśli słusznie podejrzewał kultystów, czy innej maści zbirów to przypuszczalnie potrzebowali tylko jednego chuderlaka do wyniesienia im skarbów. A z dwojga malców to Tupik nadawał się do tego bardziej – wszak nie utknął… Poza tym nie zamierzał się z nikim dzielić zdobyczami krasnoludzkiego skarbca – na moment rozmarzył się na myśl co może odnaleźć w tajemniczych ruinach , zwłaszcza że droga do nich stała już przed nim otworem… |
24-08-2021, 20:16 | #205 |
Reputacja: 1 | Gothard Kapłanka chciała pomóc mu usiąść, ale z satysfakcją zauważyła, że sam sobie całkiem nieźle poradził. - Dobrze reagujecie na leczenie i zdrowiejecie bardzo szybko. Nie zdziwiłabym się, gdybyście już jutro po mieście ze swoim towarzyszem chadzać mogli. -3 do testów Wróciła do stołu, zapisując coś piórem w notatkach. - Mogę i ja dla was pismo napisać jednak... - wyraźnie wahała się jak to ująć. - Mam wątpliwości, czy włodarz tego miasta przychyli się do waszej prośby. Widzicie, to daleki krewny margrabiego i on ra... Przerwał jej harmider dochodzący gdzieś sprzed domu. Spojrzała przez okno, po czym zmrużyła oczy wyraźnie niezadowolona z tego, co zobaczyła. -Cóż, chyba zaraz na własne oczy zobaczycie... Po chwili do izby wkroczył z impetem młody szlachcic z równie kolorowym jak on orszakiem. Wszyscy ubrani byli w krzykliwe modne stroje sporządzone na zagraniczną modłę i sądząc po lekkich rumieńcach, już sobie trochę podpili. - Hola hola, dobrzy ludzie!!! - szlachcic zakrzyknął na powitanie tak głośno, iż wrażliwa głowa kapłana omal nie rozpękła się na dwoje. - Witajcie piękna kapłanko bogini miłości! - zamiótł powietrze przy samej jej twarzy kapeluszem upstrzonym licznym piórami, które poszorowały jej po policzkach. - Ups! Pardon! Taka ze mnie niezdara! - zaśmiał się nerwowym, nietrzeźwym chichotem, który podchwyciła jego kompania. Kapłan zaczął podejrzewać, że mogli być odurzeni czymś więcej, niż tylko samymi trunkami. - I witajcie i wy, szlachetny kapłanie Sigmara - szlachcic poczynił w jego stronę przesadny ukłon z fantazyjnym zawijasem dłoni, która zafurkotała szerokim rękawkiem. - Jam jest Emanuel Glacand Shurz! - ogłosił donośnie. - Z pewnością już żeście o mnie słyszeli! Przez chwilę mierzył spojrzeniami kapłana i kapłankę, a jego wzrok wędrował figlarnie to do jednego, to do drugiego z nich. W końcu zachichotał nerwowo. - No no, czyż to nie dziwaczny zbieg okoliczności, że nam się tu w skromnym Burgenhofie aż dwójka wyświęconych głów zebrała? - zawiesił głos. - Po mojemu to iście ekstraordynaryjne! - ogłosił uroczyście. - Pomyślałem więc, że wspaniale by to było wykorzystać... I tak po prawdzie... Dobrze by było, by was mieszkańcy na mieście zobaczyli... Tkwicie tu całymi dniami pod jednym dachem, urodziwa młoda niewiasta i mąż w kwiecie wieku, to już ludziska zaczynają plotkować, supliki mi słać, bym sprawdził, czy w naszym przyzwoitym Burgenhofie do bezeceństw nie dochodzi... Kapłanka wyglądała jakby sama nie wierzyła w to co słyszy, opuściła głowę z zażenowaniem, ale wyraźnie powstrzymała się z komentarzem. Cóż, najwyraźniej dobra wola władyki była jej potrzebna do pracy. - Ale o czym to ja?! - szlachcic wybudził się nagle ze swoich daleko idących przemyśleń. - Ano właśnie, jako że miasto was chroni, karmi i gości byłbym wielce zobowiązany gdybyście i wy mogli dać coś od siebie. Nic wielkiego. Starczy byście o zmroku jakieś świętobliwe słowa powiedzieli tłumowi i poświęcili nowe skrzydło ratusza. To skromna uroczystość, poczyniona ku radosze miejscowych mieszkańców... Zamilkł, wyczekując. W tym samym czasie jego świta wyraźnie zaczynała się już nudzić. Ktoś tam wcierał sobie coś do nosa, ktoś inny począł bawić się suszonymi ziołami kapłanki, a jakiś niezbyt rozgarnięty wypomadowany młodzian nawet zabierał się za próby unoszenia kapłańskiego młota, licząc na to, że nikt tego nie dostrzega. Arnold przekonywanie d20=19 porażka Arnold Cóż, nie wyglądało na to, by oskarżenia kupca miały jakoś dodatkowo dać do myślenia towarzyszom "poganiacza". Może i czuli się źle z tym co robili, ale najwyraźniej ważniejsza dla nich była lojalność wobec grupy... No i wizja podziału zdobycznego pękatego mieszka. Co innego z żołnierzami skrytymi w zaroślach. Mianowanie obcych bezbożnikami i współpracownikami znienawidzonych Kislevczyków z pewnością nie miało pozostać bez konsekwencji dla bezwzględności, z jaką żołdacy ruszą do boju, gdy da im się sygnał. A przynajmniej taką nadzieję miał kupiec. Jakiekolwiek jednak daleko idące konsekwencje nie miałyby wyniknąć z tego zabiegu, przywódca obozowiczów zupełnie ich nie pojmował. - Patrzajta ludziska, ten bredzi i bredzi o tym samym, widać z żalu za utraconym złotem już zmysły postradał! - zarechotał szczerze rozbawiony dziwnym zachowaniem swojej "ofiary". Odpasał groźnie wyglądający bicz wiszący mu u pasa. - Ale teraz koniec żartów, idźcie precz, nim wam skórę ze łba zerwę! Zamierzył się. |
25-08-2021, 19:37 | #206 |
Reputacja: 1 | Tupik Nawoływania chłopaka w końcu ustały i raczej nie zanosiło się na to, by ten miał próbować przecisnąć się w stronę niziołka. Szczelina za miejscem, w którym nieszczęśnik wcześniej się zablokował, wcale nie była szersza, więc byłby to skrajnie ryzykowny i mało sensowny manewr. Tymczasem niziołek wcale nie czuł się lepiej, wręcz przeciwnie. Zawroty głowy mocno utrudniały rozeznanie w zadymionym ciemnym wnętrzu. Przy ruchu głowy zerwała się skorupa z zaschłej krwi i włosów, która pokrywała część jego potylicy. Po szyi powoli pociekła nowa krew. Był zbyt oszołomiony, by stwierdzić, ile czasu minęło, odkąd stracił przytomność. A do tego prawa ręka bolała go wręcz niemożebnie przy każdym ruchu. Jakby tego było mało, któreś ze specyfików, które nosił w torbie, wyraźnie nie przetrwały wybuchu i obecnie cały tobołek był mokry od... 1-30 odtrutki 31-69 leczące 70-98 lulek 99-100 wszystko d100= 62 ... rozlanych leczących mikstur. Cóż, przynajmniej miał szczęście z otwartym przejściem... Zajrzał do środka, bo i nie wydawało się, by ktoś zbliżał się z góry i póki co groziło mu stamtąd niebezpieczeństwo. Zobaczył wielką podziemną komorę wypełnioną rzędami stojaków na broń i zbroje. Do tego niezliczone ilości ustawionych pod ścianami beczek, masywnych, zapewne przeznaczonych do trunków i mniejszych, być może wypełnionych prochem. Wrażenie psuł tylko fakt, że wszystko, co ujrzał, nadgryzione było srogo zębem czasu. Czy cokolwiek nadawałoby się do wykorzystania? Ciężko było powiedzieć. Jednak było tam jeszcze coś, niewielkie niskie drzwi w tylnej ścianie pomieszczenia. Mimo grubej warstwy osadów zdawał się bić od nich subtelny blask. Wydawało się, że pochodził on od rzędu run wyciosanych na kamiennych odrzwiach. Karl Ogarnęła go fala rozpaczy, gniewu i niezrozumienia. Pytania bez odpowiedzi kłębiły się dziko w jego głowie. Wzbierała też w nim irytacja, gdy na twarzach otaczających go ludzi dojrzał szok i obrzydzenie. Bestia w nim budziła się w osłabionej cierpieniem jaźni. Pchała go do działania, do wykorzystania tkwiącej w nim potęgi. Żałośni przypadkowi ludzie byli świadkami niezmierzonej hańby jego rodu. Najlepiej by było, by natychmiast rozerwał ich gardła, by nie byli w stanie opowiedzieć, co tam się stało, by ich gorąca krew popłynęła jego żyłami, obdarzając go siłą potrzebną mu w nadchodzącym spotkaniu. Kiwali tylko bezradnie głowami, nie będąc w stanie przynieść mu najmniejszego nawet okruszka nadziei. Bezużyteczni, a jednak z pewnością w głębi serca oceniający jego i jego nieszczęsny ród. W odpowiedzi na wypowiedzianą przez niego w desperacji prośbę tylko odsunęli się od niego, stłoczeni we własnym kręgu, w zaufanej grupie, pokazując jasno, że był im tak obcym, jak tylko się możliwie dało. Ostatnio edytowane przez Tadeus : 25-08-2021 o 19:40. |
25-08-2021, 20:06 | #207 |
Reputacja: 1 | Arnold uśmiechnął się lekko i słabo. widocznie zrezygnowany i smutny, ale... obrócił się lekko by pół jego twarzy widział tylko Hans. Nawet zamknął oko od strony grupy. To, co malowało się na połówce i w oczach fałszywego, ale jak najbardziej prawdziwego kupca nie było przyjemne. Było pełne... sadystycznej satysfakcji.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 25-08-2021 o 21:01. |
25-08-2021, 20:22 | #208 |
Reputacja: 1 | Tupik z ulgą przyjął sukces małego fortelu jaki wykonał, bez górników i tak nikt szybko nie odkopie tego przejścia bardziej, na tyle by mógł zmieścić się ktoś większy a czy komuś będzie się chciało pilnować po nocy dziury ? Wątpił choć nie wykluczał – na pewno nie będzie to jednak cała banda jak obecnie , a z jednym strażnikiem powinien sobie poradzić gdyby zaszła taka konieczność. Musiał jednak sam przed sobą przyznać że nie był w najlepszym stanie, i na pewno poświęci nieco więcej czasu na rekonwalestencje zanim zdecyduje się wyściubić nosa z podziemi. Chyba że jak to często bywa sytuacja go do tego po prostu przymusi. W końcu zebrał się w sobie , na bieżaco dokonał prowizorycznego przynajmniej opatrunku próbując choć nieco zminimalizować skutki uderzenia. Przemyć ranę i zabandażować ją. Dopiero gdy choć w podstawowy sposób się opatrzył ruszył w głąb nowo odkrytego pomieszczenia. Cicho , ostrożnie , po raz kolejny wypatrując potencjalnych pułapek choć wątpił by ktoś zastawił je w samym pomieszczeniu z bronią i prochem? Byłoby to nieco samobójcze posunięcie – nie mógł jednak tego całkiem wykluczyć. O ile kojarzył krasnoludy byłyby w stanie zniszczyć zapasy prochu, zbrojownie, zaryzykować osuwiskiem byle tylko nie dostało się to w ręce wroga. Halfling oświecał wszystko co było na stojakach starając się osłaniać swoim ciałkiem i ubraniem lamp tak by nie rzucać światła w tył - w stronę przejścia. Miał wciąż sporo czasu choć odkąd przybyła nieznana grupka ludzi zaczął on wyraźnie płynąć, odbierając samotne i wielodniowe rozkoszowanie się każdym centymetrem podziemnej budowli. Przeszukując stojaki starał się wyłapać cokolwiek nie tkniętego zębem czasu – gdy kurz ograniczał rozpoznanie delikatnie przecierał go by dostrzec w jakim stanie co się znajduje – wyraźnie pordzewiałe czy poniszczone rzeczy zupełnie omijał – nie mogły posiadać magicznych właściwości – a co jak co ale na tle świecących się przed nim run wszystko stawało się możliwe. Zamierzał też sprawdzić beczułki - choć w tym przypadku z lampą posługiwał się jeszcze bardziej ostrożnie odstawił ją dalej i częściowo przykrył płaszczykiem tak by ledwie niewielki blask świecił w kierunku beczek, to mu całkowicie wystarczało a nie ryzykował przypadkowego podpalenia prochu. Niemniej musiał wiedzieć co znajduje się w beczkach by ustalić czym dysponuje. W końcu podszedł i do mniejszych drzwi – i tu ponownie zamierzał dużo dokładniej, metodycznie , kilkukrotnie wszystko zbadać nim czegokolwiek dotknie lub przybliży się na niebezpieczną odległość. Mógłby już nie przeżyć kolejnego wybuchu a jakoś nie śpieszyło mu się w objęcia Morra |
25-08-2021, 22:00 | #209 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Icarius : 26-08-2021 o 00:50. |
28-08-2021, 13:53 | #210 |
Reputacja: 1 | Adelbert strzelanie d20(+1 za łuk +2 za zaskoczenie)= 1 krytyczny sukces Poganiacz sprawność d20(-2 za krytyczny sukces)=6 porażka Żołnierz 1 strzelanie d20(+2 kusza + 2 za zaskoczenie)= 17 pudło Arnold Na znak dany przez kupca w zaroślach szczęknęły dwie cięciwy. Arnold zauważył wyraz bezgranicznego zdziwienia i przerażenia w oczach przywódcy przeciwników, gdy wystrzelony z zarośli szyp trafił go z impetem w plecy i rzucił na kolana. Poganiacz ni to padł, ni gwałtownie przyklęknął zupełnie zdezorientowany niespodziewanym atakiem. Kupiec nie miał zamiaru przepuścić takiej okazji, błyskawicznie wyciągnął miecz i zaatakował. Arnold WW d20(+2 za miecz +1 za zaskoczenie)= 17 pudło Nie uderzył zbyt dobrze, a przerażony przeciwnik gwałtownie odsunął głowę, ostrze poznaczyło jedynie jego policzek szeroką karminową pręgą. Tymczasem topornik Hans nareszcie doczekał się swojej jatki. Zawarczał w furii i rzucił się z toporzyskiem na wysokiego, chudego mężczyznę w skórzanym czepcu, który wyraźnie chciał zamachnąć się na Arnolda włócznią. Hans WW d20(+1 za topór, +1 za zaskoczenie) = 3 sukces Włócznik obrona WW d20(-1 zaskoczenie)= 11 porażka Włócznik sprawność d20=4 sukces Sieknął go szerokim cięciem przez trzymające oręż ręce, lecz najwyraźniej niezbyt głęboko, bo mężczyzna mimo bolesnego syknięcia nadal trzymał włócznie w krwawiących dłoniach. I wtedy, gdy zaskoczonym obrońcom wydawało się, że to już koniec ich trosk, z zarośli wyskoczył jeszcze ostatni z żołnierzy, rzucając się wściekle na grubego, niespodziewającego się ataku niziołka. Żołnierz WW d20(+2 miecz +1 zaskoczenie -1 niziołek ale gruby)= 14 pudło Arnold nie widział tej sceny dokładnie, bo zasłonił mu ją stojący blisko włócznik, ale wydawało się, że szarża raczej nie doprowadziła do oszałamiającego sukcesu. Wszystko się zakotłowało, zewsząd dochodził szczęk broni i jęknięcia. Te lżejsze wynikające z wysiłku płynącego z walki i te bardziej donośne, gdy strony zadawały sobie rany, choć póki co wyglądało na to, że niezbyt poważne. Dodatkową zaletą ataku z zaskoczenia było, to, że atakowani wyraźnie nie sformowali jeszcze skutecznego szyku, miotali się to w jedną to w drugą stronę, nie mogąc w pełni wykorzystać swojej przewagi liczebnej. A ich przywódca, który mógłby zapanować nad chaosem nadal zdawał się być w szoku, dysząc ciężko od odniesionych obrażeń. Cóż, ale włócznik, którego próbował powstrzymać Topornik niestety był w zasięgu. Grot jego broni zabłysnął w świetle księżyca, uderzając w Arnolda. włócznik WW d20(-1 za zbroję Arnolda)= 11 pudło Kupiec jednak bez problemu zbił ten atak swoim mieczem. Walka trwała i choć atakujący zdawali się być sprawniejsi w żelazie i lepiej wyposażeni, to obrońcy nadal cieszyli się przewagą liczebną i tylko kwestią czasu mogło być kiedy zaczną ją skutecznie wykorzystywać. Dodatkowo Arnold kątem oka uchwycił, że leśny dziad, który tak niechętnie brał we wszystkim udział, teraz jednak zdecydował się działać. Jego skudlone, brudne włosy falowały na niewidzialnym wietrze, a usta zdawały poruszać się do jakichś tajemniczych słów. Arnold wiedza encyklopedyczna (-2 hermetyczna wiedza)= 9 sukces Kupiec sam nie władał magiczną mocą, ale mistycyzm z racji misji, jaką wykonywał dla Pana Przemian, nie był mu obcy. Wydawało mu się, że moc, którą wzywał mężczyzna, nie była raczej zaklęciem, a modlitwą i sądząc po widocznej emanacji mocy w postaci niewidzialnego wiatru, efekt, jakikolwiek by nie był, raczej nie należeć miał do słabych. Tupik medycyna d20(+1 za resztki mikstury leczącej)= 2 sukces Tupik Niziołek zabandażował na szybko rany, tym co miał pod ręką i wypił odrobinę rozlanej po całej torbie mikstury, którą tu i ówdzie dało się jeszcze wycisnąć i zlać z zakamarków tobołka. Na efekty tego zabiegu pewnie przyszłoby poczekać, ale przynajmniej już chyba nigdzie nie lała się z niego niepowstrzymanie krew. Tajemnica kryjąca się pod ziemią i jej pieniężny potencjał wyraźnie pobudziły jego zmęczone odniesionymi obrażeniami ciało. Oczy zapłonęły ciekawością, a ból został zapomniany. Przynajmniej na te kilka chwil. Krasnoludy były mistrzami rzemiosła, które miało przetrwać wieki, a pomieszczenie wydawało się dobrze zaplombowane, nim nie otwarto go gwałtownie niezaplanowaną zapewne eksplozją starych mechanizmów. W związku z tym z około osiemdziesięciu zestawów zbroi i broni około dziesięć do dwudziestu nadawało się pewnie jeszcze do użytku, przynajmniej częściowo. Duże beczki niestety nie przerwały upływu czasu zbyt dobrze. Pojedyncze składniki szlachetnego zapewne niegdyś napoju wyraźnie się od siebie oddzieliły, śmierdziało zastaną wodą i różnymi organicznymi osadami. Z prochem ciężko było powiedzieć, wyglądał jak proch, ale czy jego tajemnicze składniki zachowały swoje chemiczne właściwości? Niziołkowi brakowało wiedzy, by wiedzieć to bez testów. Oczu łzawiły mu od dymu i nadal kręciło się mu w głowie, więc zapewne nie mógł w pełni zaufać swoim zmysłom, ale sprawdził wszystko bardzo dokładnie i nie wydawało się, by w pomieszczeniu zamontowane były jakieś pułapki. Jeśli zaś chodziło o tajemnicze drzwi z pokrytymi runami odrzwiami, to te, pomijając magiczne ozdoby, wydawały się zupełnie nieciekawe. Nie było tam żadnych zdobień ani symboli. Ogólnie całe to wnętrze wydawało się do bólu użytkowe, co mogło sugerować, że zbudowane zostało przez brodatą rasę, zazwyczaj lubującą się w symbolice, w wielkim pośpiechu. Same runy nad drzwiami nic mu nie mówiły. Mimo poświęcenia na to sporej ilości czasu nie znalazł też żadnego innego mechanizmu, który mógłby je otwierać. Tymczasem, od strony szczeliny prowadzącej na górę nadal nie dochodziły żadne dźwięki. Karl Widać było, że ich przywódczyni ostrożnie ważyła jego słowa w myślach i szykowała się, by coś odpowiedzieć, ale uprzedził ją Rudiger. - Aye, ale różnicą jest, że Bracia nie robią czegoś takiego... - wskazał krwawe mięso, meble i wszystko wokół, mając zapewne też na myśli ofiary w ludziach poza zamkiem. - To popaprane! - wykrzyczał łamiącym się głosem. Wyraźnie go to wszystko przerastało. Dwójka osiłków jedynie pokiwała głowami, podobnie przejęta jak on sam. - Ale chodzi też o coś innego - włączyła się spokojnym głosem kobieta, najwyraźniej w tej szczególnej sytuacji nie mając do łotrzyka pretensji, że przemówił zamiast niej. - Jeśli to wasza matka... Możecie się zawahać i my wszyscy możemy przez to stracić życie. - wytłumaczyła, wskazując swoich towarzyszy, za których na pewno czuła się odpowiedzialna. - Albo gorzej! - Rudiger najwyraźniej jeszcze nie skończył. - Może wam do głowy przyjść, by jej bronić, nawet jak będzie nas chciała... - pokazał, udając dłońmi zamykające się gwałtownie szczęki. Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem i pretensją, tak daleko jej myśli najwyraźniej nie zawędrowały. - No co! - nie dawał za wygraną. - Kto wie, co się ludziskom we łbach pomieszać może, sam nie wiem cobym zrobił gdybym wrócił do rodziny i nagle zobaczył... - nawet nie wiedział jak to ubrać w słowa, tylko pokazał pomieszczenie, jakby to wszystko miało tłumaczyć. Tymczasem na zewnątrz wezbrał wiatr. Zimne podmuchy śpiewały upiornie w szczelinie prowadzącej na zewnątrz. |