Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2021, 22:15   #127
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 43 - 2519.X.13; popołudnie

Miejsce: G.Środkowe; opustoszałe miasto; podziemia donżonu
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: ciemno, cicho, chłodno, wilgotno na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno



Karl







https://i.pinimg.com/originals/1e/6d...18fdd836be.jpg


Wydawało się, że los przestał im sprzyjać. Najpierw jak pożegnali się z wiekszą grupą i ruszyli wzdłuż muru to nie mogli znaleźć jakiegoś przejścia do środka. Z bliska dało się dojczeć, że mury dość mocno odczuły upływające stulecia górskiej pogody. Tam się wyszczerbiły, tam coś odpadło, tu się coś pokruszyło. Przydałby się solidny remont. Jednak tak aby gdzieś się przecisnąć czy wspiąć do środka to nie bardzo. Raz Karl próbował się wspiąć ku obiecującej wyrwie ale w końcu odpadł razem z kamieniami jakie zostały mu w ręku. Innym razem Jensen chciał się wślizgnąć pod coś co wyglądało obiecująco, jak jakiś wylot kanału czy co. Ale chociaż wczołgał się tam cały to dość szybko zniechęcony wrócił dając znać, że to ślepa dziura i przejść się nie da. Ale w końcu znaleźli jakiś wyłom gdzie stok się obsunął i pojawiła się szczelina. Dało się nią jakoś przecisnąć i tak znaleźli się w jakichś podziemiach.

Podziemia jak to podziemia. Puste, czarne, wilgotne i zatęchłe. Arkebuzier nalegał aby nie palić światła. Ktoś mógłby zobaczyć światło na długo zanim oni by zobaczyli tego kogoś. Ale taka decyzja niosła ze sobą przykre konsekwencje. W tych podziemiach prawie nie było światła. Czasem coś prześwitywało przez jakąś szczelinę w suficie czy ścianie ale nie na tyle by jakoś rozjaśnić sytuację. Stąd znów to Jensen po ciemku potknął się i prawie upadł o jakiś leżący na ziemi kloc, ławę czy inny grat to znów łucznik kopnął jakieś zapomniane wiadro czy coś takiego. To trochę dodawało otuchy bo jak po cichu stwierdził człowiek śledczej jakby ktoś tu był w pobliżu to już pewnie narobiłby rabanu. A na słuch wyglądało, że są sami w tych podziemiach. Na słuch zorientowali się, że walka na powierzchni się chyba zaczęła. Mury i ziemia mocno ją wytłumiły ale nie całkowicie. W tej piwnicznej ciszy skapującej wody odgłosy walki dało się rozróżnić.

- Już zaczęli! - syknął myśliwy dając upust swojej frustracji. Kierując się trochę szczęściem a trochę słuchem trafili na jakieś obiecujące schody prowadzące na górę. Okazało się, że prowadziły na powierzchnię. Ale były zawalone na górze. Nawet widzieli prześwitujące światło szarego, jesiennego dnia w szczelinach ale było tyle gruzu, że nie było szans aby to jakoś we dwóch odwalili w rozsądnym czasie. Rozczarowany i rozzłoszczony arkebuzier kopnął jakiś kamień.

- Nic tu po nas. Musimy znaleźć jakieś inne wyjście. - powiedział markotnie i wrócił schodami do podziemi. Znów błąkali się po omacku w obcych, nieznanych ruinach. Ponownie trafili na tą nieregularną szczelinę światła przez jaką weszli ale teraz poszli w drugą stronę. Po tych podziemnych ruinach szło im się równie ciężko jak poprzednio. Ale tym razem ich już nawykłe do ciemności oczy w pewnym momencie wyłowiły blask światła. Jeszcze niepewny ale jak podeszli jeszcze bliżej to mogli to zweryfikować. Gdzieś tam przed nimi w tych podziemiach musiała palić się pochodnia. Znów z każdym krokiem widzieli się coraz bardziej. Aż doszli do końca korytarza i mogli wyjrzeć za róg. Tam, trochę dalej był kolejny korytarz, taki sam jak ten jakim właśnie szli. Ale tam była już zapalona pochodnia co oznaczało, że dotarli do bardziej używanej części pradawnej twierdzy. A jak podeszli jeszcze bliżej usłyszeli kroki.

Kroki były ciężkie i zbliżały się szybko. Ktoś tam musiał iść szybkim krokiem. Jensen dał gestem znak Karlowi, że czas wrócić za róg aby ten ktoś ich tu nie przydybał. Jak się schronili ujrzeli w przelocie jak jakiś grubas przeszedł dalej w ogóle nie zwracając uwagi na “ich” korytarz. Więcej kroków nie było słychać więc wrócili do tego narożnika. I jak się wychylili mogli widzieć plecy odchodzącego grubasa. Zresztą zatrzymał się może kilka drzwi dalej. A przy nich stał… Szkielet w pancerzu! Ale grubas zdawał się nie zwracać na niego uwagi. A szkielet na niego. Właściwie stał nieruchomo jak jakiś posąg. A gruby dobył jakiś pęk kluczy i otworzył drzwi. Twarz mu pojaśniała uśmiechem.

- A witaj gołąbeczko! Tęskniłaś? Widzisz takie zamieszanie na górze to mamy jeszcze parę chwil dla siebie. - zaśmiał się obleśnie i zadowolony wszedł do środka. Drzwi za sobą zamknął ale zabrał też klucze. Nie słychać aby ich zamykał od środka więc.




Miejsce: G.Środkowe; wewnętrzna twierdza; sala tronowa
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno



Anthon



- Niebardzo. Do bardziej precyzyjnych rzeczy muszę nimi aktywnie kierować. A tak to mogą coś prostego. Idź, stój, pilnuj, nie wpuszczaj, trzymaj. - Inez zastanowiła się chwilę i odpowiedziała dość chętnie. Ale chyba sama miała wątpliwości czy jej żywe trupy mogą się komuś przydać w pracy. Zresztą podczas studiów w kolegium Anthon pamiętał, że zombi były wręcz przykładowo głupie. Głupsze nawet niż orki bo te to chociaż też nie słyneły z inteligencji to jednak chociaż miały instynkt samozachowawczy. Więc było bardzo możliwe, że do bardziej skomplikowanych zadań musi animować je nekromanta.

- Dobra, potem sobie omówicie plany na przyszłość. - Petra dała znać aby się uciszyli. Przywarła do jakiegoś wąskiego okna w jakim od wieków nie było framug ani szyb. Za to wciąż było nieźle widać wnętrze głównej bramy donżonu. Na razie pustą. Sama naszykowała swoją kuszę gotowa ostrzelać przeciwnika.

- Znajdźcie sobie miejsca. Plan jest taki aby ich zaatakować jak tylko przejdą przez bramę. My strzelamy a ty Inez poślij na nich swoich zdechlaków. A ty celuj w śledczą jak będzie z nimi a jak nie to tam w kogo chcesz. Jak rozwalą te zdechlaki to spadamy stąd. Niech myślą, że wygrali tą rundę. Musimy im upuścić krwi ile się da i rozproszyć ale nie ma sensu walczyć do końca na straconej pozycji. - Anthon nie był pewien czy Petra sama to wymyśliła czy taki plan kultyści zakładali już wcześniej. Ale mówiła pewnie i ponaglająco bo rzeczywiście te okno było zbyt wąskie na dwie osoby. Drugie jednak było obok więc mógł je zająć. Inez zdecydowała, że pójdzie do sąsiedniego pokoju aby móc swobodnie widzieć poczynania swoich gnijących podopiecznych.

Przez drugie okno Anthon pierwszy raz mógł rzucić okiem na dziedziniec donżonu. Ujrzał na własne oczy coś co wcześniej tylko wyczuł dzięki swojemu wyczuleniu na moc. To była nieco koślawa konstrukcja przypominająca cztery pylony. Mało zgrabna bo były zmontowane z nagrobków które tak sobie się trzymały w kupie dzięki jakiejś zaprawie i linom. Ale przepływie Dhar to pewnie nie przeszkadzało. W środku była jakby scena a na niej jakieś podwyższenie przypominające ołtarz czy coś podobnego. Ale w tej chwili wszystko to było puste. Mimo to nawet z kilkudziesięciu kroków wyczuwał zawirowania mocy z tego epicentrum. Niewidzialnymi oczami widział czarne sadzawki Dhar jakie się tam kłębiły jak smoła albo czarny dym. Musiano tu odprawić potężny rytuał chociaż nie miał pojęcia jaki. Poza tym, że do jego wykonania potrzebne było mnóstwo mrocznej mocy.

Na drużynę gości nie czekali aż tak długo. Chyba. Z drugiej strony to oczekiwanie przed walką wydawało się mocno przeciągać. Ale w końcu się pojawili. A właściwie coś. Coś wpadło przez bramę jak kamień i potoczyło się po prastarym bruku dymiąc i dymiąc. I nawet jak się zatrzymało to wciąż dymiło i właściwie cało wejście do bramy powoli zaczynała przesłaniać czarna mgła. Chociaż wiatr ją nieco spychał na przeciwległą stronę i z połowa bramy wciąż była widoczna.

- Chytre. Ale poczekamy aż wyjdą z tego dymu. - przyznała Petra wpatrzona w to co się dzieje przy bramie. Zaśmiała się przy tym cicho. Samo wyjście z bramy rzeczywiście zasnuł dym ale tak jak mówiła ciemnowłosa nie sięgał on zbyt daleko dziedzińca. Nawet widać było sylwetki ale to pojawiały się to znikały i trudno było rozeznać się kto tam jest kto. Plan Petry aby poczekać aż tamci wyjdą z tego dymu i wystawią się na strzał był niezły. Ale tamci nie zamierzali iść na współpracę.

Niespodziewanie wybiegli na raz w stronę dziedzińca. A ten oprócz ołtarza w centrum miał sporo różnych gratów, ze trzy wozy bez zwierząt tam stały, kamienie, gruzy i przypominało to skrzyżowanie kamieniołomu, gruzowiska i wysypiska śmieci. A ten grajdoł świetnie nadawał się na improwizowane kryjówki i dzielił dziedziniec na mniejsze części. Tylko przy samej bramie i główna ość do ołtarza i pylonów były w miarę oczyszczone.

- Cholera! Teraz! - krzyknęła Petra i zwolniła cięciwę swojej kuszy. Bełt pomknął w kierunku czarnowłosej postaci w kapeluszu ale strzał był trudny. Deacher biegła co sił w nogach zdając sobie sprawę, że muszą jak najprędzej dotrzeć do jakiejś kryjówki. Trzymała miecz w jednej dłoni i pistolet w drugiej. Obok niej biegł Oswald, łysy mięśniak z dwuręcznym mieczem gotowym do użytku. Oraz Alex i dwóch włóczników. Brakowało Karla i Jesnena ale możliwe, że wciąż kryli się w dymie przy bramie.

Bełt Petry poleciał sporo ponad uciętym stożkiem kapelusza śledczej i trzasnął o jakichś kawałek muru. Ta chyba nawet nie zauważyła tego strzału a kuszniczka warknęła coś ale szybko wbiła but w stopkę broni i zaczęła naciągać cięciwę ponownie. W tym czasie drużyna Deacher właśnie nadziała się na ożywione trupy kierowane przez Inez. Pół tuzina zgniłych zwłok wywlokło się z cienia domostwa i ruszyło na przeciwnika. Nie byli zbyt szybcy i poruszali się niezdarnie. Ale to były żywe trupy! Plugawa magia! To nieco wstrząsnęło co niektórymi.



https://i.pinimg.com/originals/1a/46...ff7eb4f711.jpg

Jeden z włóczników jakby zawahał się i stracił krok oglądając się na kolegów i został za nimi trochę w tyle. Oswald też rzucał rozgorączkowane spojrzenia to na śledczą to na kroczące ku nim trupy z jakimiś zardzewiałymi kilofami, młotami i pałami. Musiał poczuć się nieswojo i chyba tego się nie spodziewali co tu zastaną. Drugi z włóczników miał moment konsternacji ale spojrzał na swoją śledczą jak ta prze bez wahania do przodu i podążył za nią.

- Za mną! Na nich! - czarnowłosej kobiety w kapeluszu widocznie odwagi nie brakowało nawet w starciu z kroczącymi trupami. Śmiało ruszyła do natarcia wskazując cel swoim mieczem. Alex, milicjant z Lenskter też krzyknął bojowo ruszając z włócznią na starcie z ożywieńcami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline