Gothard
Kapłanka chciała pomóc mu usiąść, ale z satysfakcją zauważyła, że sam sobie całkiem nieźle poradził.
- Dobrze reagujecie na leczenie i zdrowiejecie bardzo szybko. Nie zdziwiłabym się, gdybyście już jutro po mieście ze swoim towarzyszem chadzać mogli.
-3 do testów
Wróciła do stołu, zapisując coś piórem w notatkach.
- Mogę i ja dla was pismo napisać jednak... - wyraźnie wahała się jak to ująć.
- Mam wątpliwości, czy włodarz tego miasta przychyli się do waszej prośby. Widzicie, to daleki krewny margrabiego i on ra...
Przerwał jej harmider dochodzący gdzieś sprzed domu. Spojrzała przez okno, po czym zmrużyła oczy wyraźnie niezadowolona z tego, co zobaczyła.
-Cóż, chyba zaraz na własne oczy zobaczycie...
Po chwili do izby wkroczył z impetem młody szlachcic z równie kolorowym jak on orszakiem. Wszyscy ubrani byli w krzykliwe modne stroje sporządzone na zagraniczną modłę i sądząc po lekkich rumieńcach, już sobie trochę podpili.
- Hola hola, dobrzy ludzie!!! - szlachcic zakrzyknął na powitanie tak głośno, iż wrażliwa głowa kapłana omal nie rozpękła się na dwoje.
- Witajcie piękna kapłanko bogini miłości! - zamiótł powietrze przy samej jej twarzy kapeluszem upstrzonym licznym piórami, które poszorowały jej po policzkach.
- Ups! Pardon! Taka ze mnie niezdara! - zaśmiał się nerwowym, nietrzeźwym chichotem, który podchwyciła jego kompania. Kapłan zaczął podejrzewać, że mogli być odurzeni czymś więcej, niż tylko samymi trunkami.
- I witajcie i wy, szlachetny kapłanie Sigmara - szlachcic poczynił w jego stronę przesadny ukłon z fantazyjnym zawijasem dłoni, która zafurkotała szerokim rękawkiem.
- Jam jest Emanuel Glacand Shurz! - ogłosił donośnie.
- Z pewnością już żeście o mnie słyszeli!
Przez chwilę mierzył spojrzeniami kapłana i kapłankę, a jego wzrok wędrował figlarnie to do jednego, to do drugiego z nich. W końcu zachichotał nerwowo.
- No no, czyż to nie dziwaczny zbieg okoliczności, że nam się tu w skromnym Burgenhofie aż dwójka wyświęconych głów zebrała? - zawiesił głos.
- Po mojemu to iście ekstraordynaryjne! - ogłosił uroczyście.
- Pomyślałem więc, że wspaniale by to było wykorzystać... I tak po prawdzie... Dobrze by było, by was mieszkańcy na mieście zobaczyli... Tkwicie tu całymi dniami pod jednym dachem, urodziwa młoda niewiasta i mąż w kwiecie wieku, to już ludziska zaczynają plotkować, supliki mi słać, bym sprawdził, czy w naszym przyzwoitym Burgenhofie do bezeceństw nie dochodzi...
Kapłanka wyglądała jakby sama nie wierzyła w to co słyszy, opuściła głowę z zażenowaniem, ale wyraźnie powstrzymała się z komentarzem. Cóż, najwyraźniej dobra wola władyki była jej potrzebna do pracy.
- Ale o czym to ja?! - szlachcic wybudził się nagle ze swoich daleko idących przemyśleń.
- Ano właśnie, jako że miasto was chroni, karmi i gości byłbym wielce zobowiązany gdybyście i wy mogli dać coś od siebie. Nic wielkiego. Starczy byście o zmroku jakieś świętobliwe słowa powiedzieli tłumowi i poświęcili nowe skrzydło ratusza. To skromna uroczystość, poczyniona ku radosze miejscowych mieszkańców...
Zamilkł, wyczekując. W tym samym czasie jego świta wyraźnie zaczynała się już nudzić. Ktoś tam wcierał sobie coś do nosa, ktoś inny począł bawić się suszonymi ziołami kapłanki, a jakiś niezbyt rozgarnięty wypomadowany młodzian nawet zabierał się za próby unoszenia kapłańskiego młota, licząc na to, że nikt tego nie dostrzega.
Arnold przekonywanie d20=19 porażka
Arnold
Cóż, nie wyglądało na to, by oskarżenia kupca miały jakoś dodatkowo dać do myślenia towarzyszom "poganiacza". Może i czuli się źle z tym co robili, ale najwyraźniej ważniejsza dla nich była lojalność wobec grupy... No i wizja podziału zdobycznego pękatego mieszka. Co innego z żołnierzami skrytymi w zaroślach. Mianowanie obcych bezbożnikami i współpracownikami znienawidzonych Kislevczyków z pewnością nie miało pozostać bez konsekwencji dla bezwzględności, z jaką żołdacy ruszą do boju, gdy da im się sygnał. A przynajmniej taką nadzieję miał kupiec.
Jakiekolwiek jednak daleko idące konsekwencje nie miałyby wyniknąć z tego zabiegu, przywódca obozowiczów zupełnie ich nie pojmował.
- Patrzajta ludziska, ten bredzi i bredzi o tym samym, widać z żalu za utraconym złotem już zmysły postradał! - zarechotał szczerze rozbawiony dziwnym zachowaniem swojej "ofiary". Odpasał groźnie wyglądający bicz wiszący mu u pasa.
- Ale teraz koniec żartów, idźcie precz, nim wam skórę ze łba zerwę! Zamierzył się.