Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2021, 20:16   #205
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gothard
Kapłanka chciała pomóc mu usiąść, ale z satysfakcją zauważyła, że sam sobie całkiem nieźle poradził.
- Dobrze reagujecie na leczenie i zdrowiejecie bardzo szybko. Nie zdziwiłabym się, gdybyście już jutro po mieście ze swoim towarzyszem chadzać mogli.

-3 do testów


Wróciła do stołu, zapisując coś piórem w notatkach.
- Mogę i ja dla was pismo napisać jednak... - wyraźnie wahała się jak to ująć. - Mam wątpliwości, czy włodarz tego miasta przychyli się do waszej prośby. Widzicie, to daleki krewny margrabiego i on ra...
Przerwał jej harmider dochodzący gdzieś sprzed domu. Spojrzała przez okno, po czym zmrużyła oczy wyraźnie niezadowolona z tego, co zobaczyła.
-Cóż, chyba zaraz na własne oczy zobaczycie...

Po chwili do izby wkroczył z impetem młody szlachcic z równie kolorowym jak on orszakiem. Wszyscy ubrani byli w krzykliwe modne stroje sporządzone na zagraniczną modłę i sądząc po lekkich rumieńcach, już sobie trochę podpili.
- Hola hola, dobrzy ludzie!!! - szlachcic zakrzyknął na powitanie tak głośno, iż wrażliwa głowa kapłana omal nie rozpękła się na dwoje. - Witajcie piękna kapłanko bogini miłości! - zamiótł powietrze przy samej jej twarzy kapeluszem upstrzonym licznym piórami, które poszorowały jej po policzkach.
- Ups! Pardon! Taka ze mnie niezdara! - zaśmiał się nerwowym, nietrzeźwym chichotem, który podchwyciła jego kompania. Kapłan zaczął podejrzewać, że mogli być odurzeni czymś więcej, niż tylko samymi trunkami.

- I witajcie i wy, szlachetny kapłanie Sigmara - szlachcic poczynił w jego stronę przesadny ukłon z fantazyjnym zawijasem dłoni, która zafurkotała szerokim rękawkiem. - Jam jest Emanuel Glacand Shurz! - ogłosił donośnie. - Z pewnością już żeście o mnie słyszeli!

Przez chwilę mierzył spojrzeniami kapłana i kapłankę, a jego wzrok wędrował figlarnie to do jednego, to do drugiego z nich. W końcu zachichotał nerwowo.

- No no, czyż to nie dziwaczny zbieg okoliczności, że nam się tu w skromnym Burgenhofie aż dwójka wyświęconych głów zebrała? - zawiesił głos. - Po mojemu to iście ekstraordynaryjne! - ogłosił uroczyście. - Pomyślałem więc, że wspaniale by to było wykorzystać... I tak po prawdzie... Dobrze by było, by was mieszkańcy na mieście zobaczyli... Tkwicie tu całymi dniami pod jednym dachem, urodziwa młoda niewiasta i mąż w kwiecie wieku, to już ludziska zaczynają plotkować, supliki mi słać, bym sprawdził, czy w naszym przyzwoitym Burgenhofie do bezeceństw nie dochodzi...
Kapłanka wyglądała jakby sama nie wierzyła w to co słyszy, opuściła głowę z zażenowaniem, ale wyraźnie powstrzymała się z komentarzem. Cóż, najwyraźniej dobra wola władyki była jej potrzebna do pracy.
- Ale o czym to ja?! - szlachcic wybudził się nagle ze swoich daleko idących przemyśleń. - Ano właśnie, jako że miasto was chroni, karmi i gości byłbym wielce zobowiązany gdybyście i wy mogli dać coś od siebie. Nic wielkiego. Starczy byście o zmroku jakieś świętobliwe słowa powiedzieli tłumowi i poświęcili nowe skrzydło ratusza. To skromna uroczystość, poczyniona ku radosze miejscowych mieszkańców...

Zamilkł, wyczekując. W tym samym czasie jego świta wyraźnie zaczynała się już nudzić. Ktoś tam wcierał sobie coś do nosa, ktoś inny począł bawić się suszonymi ziołami kapłanki, a jakiś niezbyt rozgarnięty wypomadowany młodzian nawet zabierał się za próby unoszenia kapłańskiego młota, licząc na to, że nikt tego nie dostrzega.


Arnold przekonywanie d20=19 porażka

Arnold
Cóż, nie wyglądało na to, by oskarżenia kupca miały jakoś dodatkowo dać do myślenia towarzyszom "poganiacza". Może i czuli się źle z tym co robili, ale najwyraźniej ważniejsza dla nich była lojalność wobec grupy... No i wizja podziału zdobycznego pękatego mieszka. Co innego z żołnierzami skrytymi w zaroślach. Mianowanie obcych bezbożnikami i współpracownikami znienawidzonych Kislevczyków z pewnością nie miało pozostać bez konsekwencji dla bezwzględności, z jaką żołdacy ruszą do boju, gdy da im się sygnał. A przynajmniej taką nadzieję miał kupiec.

Jakiekolwiek jednak daleko idące konsekwencje nie miałyby wyniknąć z tego zabiegu, przywódca obozowiczów zupełnie ich nie pojmował.
- Patrzajta ludziska, ten bredzi i bredzi o tym samym, widać z żalu za utraconym złotem już zmysły postradał! - zarechotał szczerze rozbawiony dziwnym zachowaniem swojej "ofiary". Odpasał groźnie wyglądający bicz wiszący mu u pasa. - Ale teraz koniec żartów, idźcie precz, nim wam skórę ze łba zerwę! Zamierzył się.
 
Tadeus jest offline