Tupik z ulgą przyjął sukces małego fortelu jaki wykonał, bez górników i tak nikt szybko nie odkopie tego przejścia bardziej, na tyle by mógł zmieścić się ktoś większy a czy komuś będzie się chciało pilnować po nocy dziury ? Wątpił choć nie wykluczał – na pewno nie będzie to jednak cała banda jak obecnie , a z jednym strażnikiem powinien sobie poradzić gdyby zaszła taka konieczność.
Musiał jednak sam przed sobą przyznać że nie był w najlepszym stanie, i na pewno poświęci nieco więcej czasu na rekonwalestencje zanim zdecyduje się wyściubić nosa z podziemi. Chyba że jak to często bywa sytuacja go do tego po prostu przymusi. W końcu zebrał się w sobie , na bieżaco dokonał prowizorycznego przynajmniej opatrunku próbując choć nieco zminimalizować skutki uderzenia. Przemyć ranę i zabandażować ją.
Dopiero gdy choć w podstawowy sposób się opatrzył ruszył w głąb nowo odkrytego pomieszczenia. Cicho , ostrożnie , po raz kolejny wypatrując potencjalnych pułapek choć wątpił by ktoś zastawił je w samym pomieszczeniu z bronią i prochem? Byłoby to nieco samobójcze posunięcie – nie mógł jednak tego całkiem wykluczyć. O ile kojarzył krasnoludy byłyby w stanie zniszczyć zapasy prochu, zbrojownie, zaryzykować osuwiskiem byle tylko nie dostało się to w ręce wroga. Halfling oświecał wszystko co było na stojakach starając się osłaniać swoim ciałkiem i ubraniem lamp tak by nie rzucać światła w tył - w stronę przejścia. Miał wciąż sporo czasu choć odkąd przybyła nieznana grupka ludzi zaczął on wyraźnie płynąć, odbierając samotne i wielodniowe rozkoszowanie się każdym centymetrem podziemnej budowli. Przeszukując stojaki starał się wyłapać cokolwiek nie tkniętego zębem czasu – gdy kurz ograniczał rozpoznanie delikatnie przecierał go by dostrzec w jakim stanie co się znajduje – wyraźnie pordzewiałe czy poniszczone rzeczy zupełnie omijał – nie mogły posiadać magicznych właściwości – a co jak co ale na tle świecących się przed nim run wszystko stawało się możliwe.
Zamierzał też sprawdzić beczułki - choć w tym przypadku z lampą posługiwał się jeszcze bardziej ostrożnie odstawił ją dalej i częściowo przykrył płaszczykiem tak by ledwie niewielki blask świecił w kierunku beczek, to mu całkowicie wystarczało a nie ryzykował przypadkowego podpalenia prochu. Niemniej musiał wiedzieć co znajduje się w beczkach by ustalić czym dysponuje.
W końcu podszedł i do mniejszych drzwi – i tu ponownie zamierzał dużo dokładniej, metodycznie , kilkukrotnie wszystko zbadać nim czegokolwiek dotknie lub przybliży się na niebezpieczną odległość. Mógłby już nie przeżyć kolejnego wybuchu a jakoś nie śpieszyło mu się w objęcia Morra