Graugr był z siebie dumny co nie miara...ledwie podbiegł do wielkiej orkowej jaszczurki, a ta już na glebie leży… ledwie się zamachnął już martwa.
- Tak, tak, Graugr… świetnie się spisałeś - śmiała się Dasza nie wyprowadzając go z błędu, ale postanowiła trochę zmienić taktykę na przyszłe starcia. W odróżnieniu od Graugra ona widziała, że ogryn nie bardzo miał okazję się popisać, a jak na squiggotha zaszarżował… to był absurd. Dobrze, że ktoś go z lascannony ściągnął nim zrobiło się źle, bo nawet Graugr nie jest dość twardy aby się z nim mierzyć.
Podczas ofensywy Dasza pozostawiała ogryna w linii z towarzyszami, stwierdzając, że lepiej aby czekał jak orasy same podbiegną i w ten sposób był też dość blisko, aby kommando-chopców wyłapywać gdy ci próbowali się z flanki wbić w zwarcie.
Mimo to nie mogła opanować jego fascynacji terror-kotami.Zdawał się nie zauważać, że to nie są te same małe bestie które najwyżej podrapią i kilka razy pakował się w kłopoty gdy chciał jednego pogłaskać, a potem był smutny gdy musiał go ubić…