Banici, arianie i cała ich, zapewne dopiero się rozpoczynająca, przygoda- to nie było dobre miejsce dla Daniłłowicza. W jego zachowaniu próżno było szukać pobudek szlachetnych- bał się o swój zad, który zbyt łatwo uszkodzić podczas wieczerzy z banitami. I chociaż szabelką robić jako-tako umiał, to brak Władysławowi było ludzi- dwójka Ukraińców, co pół Rzeczpospolitej z nim przemierzyła, ostatnio w nocy z mieszka go obrabowała i w las nogę dała. Ot, hołota, plebs i swołocz! - Za strawę i wino dzięki wam wielkie, szanowni panowie, lecz i ja na nocleg udać się zamierzam, bowiem jutrzejszy dzień ciężkim być może.- wymamrotał dość mocno już wstawiony Daniłłowicz, po czym odszedł (w drodze potykając się dwukrotnie) i podobnie jak pan Walenty, w stodole wskazanej przez chłopską żonę na siano padł, by śnić o bogactwie, przygodzie i dziewkach.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |