Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2021, 12:30   #158
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - 2051.03.16; cz; ranek

Czas: 2051.03.16; cz; ranek
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1 dzień drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Wszyscy



- Coś tam dymi. A właśnie tam powinnyśmy iść. - Kimberly wspięła się na jakąś ruinę ławki czy śmietnika aby próbować lepiej dojrzeć co tam się dzieje. Potem zeskoczyła dając okazję towarzyszkom aby same też mogły rzucić okiem. Ta mała sztuczka dawała złudzenie, że da się dojrzeć coś lepiej z tej niewielkiej wysepki na jakiej spędziły noc. Ale niewiele to pomagało o ile w ogóle. To, że tam spomiędzy drzew usnosi się dym widziały wszystkie trzy. Nie był ani zbyt daleko ani blisko. W ocenie tropcielki może w ciągu godziny czy dwóch powinny dojść do źródła tego dymu. Trochę zależało od tego co natrafią po drodze. Jak pokazał wczorajszy aligator jaki ich zaatakował pod koniec dnia te bagna kryły różne przykre niespodzianki jakich nawet doświadczona, tutejsza tropicielka nie była w stanie do końca przewidzieć. Zwłaszcza jak wkraczały w teren na jakim Cambell bywała rzadko więc nie do końca wiedziała czego się spodziewać. Jak teraz z tym dymem jaki niedawno dostrzegły za drzewami. I to w tym kierunku w jakim miały zamiar się udać.

Dym był smoliście czarny i gęsty. Co wskazywało, że nie jest to zwykłe ognisko. Ale z drugiej strony za mało było tego dymu aby to mogł być pożar jakiegoś domu czy coś o podobnej skali. Brunetka w kapeluszu nie wiedziała co o tym sądzić. Zwłaszcza, że nie słyszała aby ktoś tu mieszkał. Tego jednak nie mogła wykluczyć. Pustkowia w samym miejskim molochu jak i okolicy mogły być zamieszkałe przez różnych osobników. Mógł to być też jakiś podróżny obóz taki sam jak one same rozbiły tu na wyspie na noc. Tylko nie paliły nic takiego co by wzbijało taki czarny dym pod niebiosa.

- No to nie wiem. Jak chcecie. Albo idziemy zgodnie z planem i przy okazji pewnie zobaczymy co to tam tak dymi. Albo robimy objazd. Ale to będzie z dobre parę godzin, może nawet pół dnia straty aby to obejść i wrócić na pierwotny kierunek. - tropicielka w końcu zostawiła decyzję swoim klientkom dając sobie spokój z rozwikłaniem zagadki porannego dymu skoro stąd nie dało się tego rozwikłać. Wróciła do przerwanego konserwowania złowionych ryb.

Tak jak wczoraj mówiła nim aligator się nie wtrącił w tą rozmowę to jak już znalazły się na wyspie i sytuacja się uspokoiła to na noc rozstawiła różne żyłki z haczykami. Zmontowała też z patyków powiązanych źdźbłami traw małe klatki jakie ustawiła w wodzie. Z kilku klatek do rana złapały się ze dwa raki a na te haczyki kilka mniejszyc ryb. Zamiast sałatki Kimberly użyła jakiegoś zielska zebranego w wodzie jakie wrzuciła do gara. Po wygotowaniu smakowało to jak soczysta sałata. Nieco wodnista i bez smaku ale do pieczystego z ogniska było w sam ras do zmiękczenia suchego mięsa. Nad ranem jeszcze z kuszy upolowała jakiegoś ptaka jaki uprawiał poranną gimnastykę zbyt blisko zasięgu rażenia bełtem. Więc okazało się, że dla takiego speca od dżungli rzeczywiście nie brakuje w tej dżungli pożywienia. Po śniadaniu Kim zaczęła solić i posypywać ziołami te trzy ryby jakie zostały im ze śniadania. Mówiła, że będą na obiad albo na przekąskę po drodze jak się ktoś nie brzydzi jeść surowego mięsa. Można było też użyć go na zanętę przy koejnych pułapkach.

Noc przeszła im dość spokojnie. Chociaż mokro. Na tych bagnach i w tropikach wszędzie była jakaś woda a przynajmniej było wilgotne. Do tego w okolicach trochę przed i po północy padał deszcz dokładając kolejną porcję wody. Rano więc trudno było o suche rzeczy. Kim spędziła noc w hamaku rozwieszając go pomiędzy dwoma drzewami. Jak się nakryła peleryną jakiej używała także podczas marszu to powstało w miarę wygodne schronienie odporne na deszcze, kałuże i ograniczającą robactwo i węże jakie mogły lgnąć do ciepłego ciała. Do rana rzeczy suszone przy ognisku były bardziej suche niż wilgotne ale jednak nie całkiem suche. Zwłaszcza buty Rity nie zdążyły całkowicie wyschnąć.

- Tu wszędzie wszystko jest zawsze mokre. - Kimberly stwierdziła dość filozoficznie nie będąc chyba za bardzo zdziwiona odkryciem. Rano nad bagnami pęczniała mgła ograniczając pole widzenia. Ale z każdym kwadransem zdawała się rzednąć. I unosiła się raczej przy powierzchni a nie ponad konarami drzew stąd mogły dostrzec ten dym za nimi. Ta mgła utrudniała dostrzeżenie aligatora. Żadnej z trzech podróżniczek nie udało się go dostrzec z brzegów wyspy jaki właściwie był podłóżnym garbem na tyle wysokim, że jeszcze wystawał ponad poziom wody. Nie było wiadomo czy sobie odpłynął czy wciąż gdzieś tam się czai. Chociaż jak Campbell poszła po tego ustrzelonego z kuszy ptaka to jakoś nic jej nie zaatakowało. Co dawało jej nadzieję, że może jednak gadzina odpłynęła.

Wczoraj napędziła im stracha pod koniec dnia. Jak Rita dostrzegła pierwsza skradajacą się w wodzie gadzinę to cała trójka rzuciła się do ucieczki. Widząc to aligator również zrezygnował z dyskrecji i zaczął pruć wodę jak zanurzona motorówka. Widać było, że na większym dystancie biegnący przez wodę po kolana człowiek nie miałby szans z tak rozpędzoną gadziną. Łapy i ogon nadawały mu taką prędkość o jakiej trudno było dwunogom marzyć. Ale na szczęście dla trójki wczorajszych dwunogów zbawczy brzeg był blisko. Pierwsza dopadła go tropicielka. Stanęła na skraju błotnistego brzegu i krzyczała do towarzyszek aby je popędzić. Rita i Roxy dobiegły kilka kroków później już czując na łydkach i słysząc wodę rozchlapywaną przez gadzi pysk. Blondynka była o ten jeden, ostatni krok szybsza od brunetki więc minęła linię brzegu ciut wcześniej. Rita nie zdążyła o włos. Gadzi pysk uderzył ją impetem w łydkę przewracając ją w wodę. Poczuła ból na tej łydce i moment dezorientacji gdy gruchnęła całym frontem w taflę wody. Ale dłonie już złapały błoto na brzegu! Potem Kim ją złapała za rękę i plecak wyciągając ją z wody bez ceregieli zanim gad ponowił atak. Woda przy brzegu jeszcze się pokotłowała gdy wszystkie trzy znalazły się poza zasięgiem gadziego łowcy. Zobaczyły jeszcze jego bezdennie czarne, gadzie ślepia jakie połyskiwały w uspokajającej się wodzie. Po czym znikneły gdy bestia zanurzyła się w wodzie ponownie. Jeszcze przez moment widać było jego podłużny kształt w mętnej wodzie a potem zniknął całkowicie. Od tamtej pory go nie widziały. A Ricie po tym spotkaniu została otarta łydka. Trochę szczypało ale w sumie było niegroźne. Zwłaszcza jak się pomyślało o tych gadzich szczękach jakie mogły bez problemu złamać nogę razem z kością przy jednym chapnięciu. Kim przynajmniej tak twierdziła.

Ale to jeszcze było wczoraj zanim zaczął zapadać zmierzch. Potem zapadł, zrobiło się ciemno, w nocy padało a dziś wstały dość wypoczęte jak już było widno. Garb wynurzający się z wody otaczała kurtyna mgły ale gdzieś tam, przed nimi, wzniósł się słup czarnego dymu. Niedawno bo przed, przy i po śniadaniu jakoś umknął im ten fenomen. Dopiero teraz jak już zwijały obóz i szykowały się do kolejnego dnia drogi na przełaj przez dżunglę i bagna.



---


Mechanika 38



Rita; ucieczka przed aligatorem; (BUD+Sprawność); 12-3-2-1=6+3>9+3; rzut: 16,1,18 > -4>-1 suk

Roxy; ucieczka przed aligatorem; (BUD+Sprawność); 12-3-2=7+3>10+3; rzut: 16,2,13 = 0 suk

Kimberly; ucieczka przed aligatorem; (BUD+Sprawność); 13-1-2=10+10>19+10; rzut: 10,16,17 >11 suk
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline