Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2021, 16:18   #414
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 66 - 2519.02.11; mkt (3/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; karczma “Wesołe warkocze”
Czas: 2519.02.11; Marktag (3/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, sła.wiatr, mroźno (-15)



Egon



Gladiator znów zaczynał dzień w swojej ulubionej karczmie. Wciąż był obolały po walce z trollem. Ale rany goiły się ładnie. Niemniej ciało poranione kwasem i szponami bestii nadal nie było takie sprawne jak zazwyczaj. Odczuwał ból przy każdym ruchu chociaż już nie tak duży jak wczoraj. Ten dzień snu i odpoczynku znacznie mu pomógł. Wstał dziś rano całkiem wypoczęty. A za oknami sypało gęstym puchem i było mroźno. Jednak jak na środek zimy to nie była kiepska pogoda. Chociaż mocno ograniczała widoczność. Wewnątrz karczmy to i tak miało raczej kosmetyczne znaczenie. Przynajmniej póki by nie trzeba było wyjść na zewnątrz. A na razie jadł śniadanie to nie musiał. Za to musiał opowiedzieć Kunonowi co się z nim działo. Bo kolegę widocznie cała ta sprawa z trollem zaskoczyła nie mniej niż gladiatora. W przeciwieństwie do niego jednak nie brał w niej bezpośrednio udziału i został skazany na domysły.

- No jak nie pamiętasz? Przecież podeszłem do ciebie jak jechałeś na koniu. Pytałem się ciebie ale nic nie mówiłeś. - mówił jakby chciał aby kolega sobie przypomniał wydarzenia sprzed dwóch dni prawie. Może było tak jak mówił a może nie. Ten fragment po tym jak medykus van Hansenów się skończył nim zajmować aż do przebudzenia w willi to raczej Egon słabo pamiętał. Jak raz sobie pomyślał to mu się wydawało, że pamięta obraz jak Kuno podchodzi do konia i coś do niego mówi a raz nie. Nie był tego pewny.

Za to niejako mógł się dowiedzieć jak to wszystko wyglądało z jego perspektywy. Początek był jeszcze wspólny z tym co sam pamiętał. Usłyszeli odgłosy walki gdzieś tam przed nimi, wszyscy myśleli, że to któaś z sąsiednich grup natrafiła na te gobasy albo rogacze więc gruby sierżant kazał lecieć im na pomoc. Z początku wyrwali wszyscy do przodu, potem już tylko Kuno dotrzymywał Egonowi kroku a w końcu i on nie wytrzymał tempa i został w tyle.

Jak doleciał na krawędź parowu to widział już tylko jak leży w krwawym śniegu jakaś bestia a dwie czy trzy postacie siedzą czy stoją obok. Zaczęli schodzić z sierżantem i resztą no ale nadjechali ci konni. I delikatnie mówiąc przejęli tą sprawę. Reszcie kazali się nie wtrącać i właściwie to spadać. A jak padło nazwisko “van Hansen” to już w ogóle piechurzy stracili zapał aby się w to wtrącać więc trzymali się na bezpieczny dystans nie ingerując w sprawy możnych.

Dopiero jak już kawalkada zaczęła ruszać i Kuno dostrzegł na koniu smętnie kulebiącego się w siodle kolegę odważył się do niego podbiec i zagaić co jest grane. No ale Egon nie odpowiedział i dalej się gibał jakby w ogóle nie dostrzegł kolegi. A tego przegonił zaraz któryś z konnych. No i w końcu tamci pojechali a piechurzy zostali na pobojowisku. Mogli sobie wreszcie z bliska zobaczyć pocharatane truchło trolla. Raczej nikt wcześniej nie widział z bliska takiej bestii ani żywej ani martwej. Nawet bez łba robiła wrażenie. Wielka jak bezwłosy niedźwiedź. No ale koniec końców nic po tym. Do jedzenia brać się to bali niepewni czy można jeść trollinę więc w końcu poszli dalej w swoją drogą. Wieczorem spotkali się z innymi grupami. Okazało się, że któraś znalazła jakieś ślady na śniegu jakie mogły zostawić wilki. Nie byli pewni czy te wilki miały goblińskich jeźdźców czy nie. Ale na piechotę trudno było się ścigać z wilkiem czy był wierzchowcem czy nie. Inna grupka natrafiła na dwie czy trzy sylwetki w lesie, pewnie zwierzoludzie. No ale też ich nie dogonili. Wynik wyszedł więc taki sobie. Niby udało się potwierdzić, że w pobliżu miasta rzeczywiście pęta się jakieś tałatajstwo no ale trudno było mówić aby udało się zrobić z nimi porządek. I wkrótce mieli to powtórzyć no ale pogoda jakoś nie sprzyjała wycieczkom za miasto.

- Sam zobacz jak sypie. Odjedziesz na 10 długości sań i już nic nie widać. A co to jest 10 sań w lesie? Nic! Armię tak można całą przegapić. - Kuno z wyrzutem wskazał na okno gdzie wciąż sypało gęstym śniegiem. Co prawda to nie było gęste mleko mgły co na 2 kroki dookoła nie było nic widać. No ale jednak sypało mocno i nie tylko zasypywało wszystkie ślady i całą resztę ale też utrudniało orientację i dostrzeżenie czegoś co było dalej niż pół setki, może setkę kroków. Nie było dziwne, że nikt nie kwapił się do wycieczki w dzicz poza względnie bezpiecznymi murami miasta.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.11; Marktag (3/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, sła.wiatr, mroźno (-15)



Vasilij



Młodszy z Giergievów śniadał w swojej ulubionej karczmie. Poranek okazał się bardzo śnieżny. Jak wychodził od siebie to jeszcze nie padało. Chociaż sądząc po świeżej warstwie puchu przez jaką trwało przekopywanie i jaka mocno utrudniła rozbijanie się handlarzom zmierzającym na targ to w nocy musiało mocno przywalić śniegiem. Ale rano jak wstał już nie padało. Za to teraz jak już siedział wewnątrz “Czapli” znów zaczęło sypać gęstym puchem. Chociaż jak na środek zimy to nie było nic dziwnego. Z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że poranek zaczął ten dzień dość łagodnie.

Za to przy śniadaniu miał okazję przemyśleć co się dowiedział wczoraj wieczorem w “Gwoździach”. Kosztowało go to co prawda 20 monet. Ale za to od Adreasa i Pietera dowiedział się całkiem ciekawych rzeczy o kazamatach. Bowiem co prawda Andreas już nie pracował w kazamatach. I to niejako się potwierdziło co Vasilij dowiedział się o nim wcześniej. Ale wcześniej pracował więc może nie znał każdego zakamarka miejskich lochów ale znał je dość dobrze. W końcu był tam przez trzy czy cztery lata sprzątaczem. Głównie zamiatał albo jak zimą to odgarniał śnieg z dziedzińca. Wymieniał kubły z nieczystościami i tak mu schodził dzień po dniu. Ale od zeszłego lata się rozchorował no i teraz schedę po nim przejął jego kamrat Pieter. Ten zakichany i zakatarzony z jakim właśnie siedział gdy przyszedł Frank Mohl z kolegami. Pieter potwierdził wszystko to co mówił Andreas. I znał w kazamatach sporo osób. Jednak głównie z widzenia bo ze śmieciarzem to poza “cześć” czy “dzień dobry” to mało kto chciał gadać. Może ci z kuchni to jeszcze ale też nie bardzo. Nie było się właściwie co dziwić. Tak Andreas jak i Pieter mieli dość odpychający, kaprawy wygląd. W połączeniu z brudną robotą sprawiało to, że pewnie mało kto chciał się z nimi zadawać jak nie musiał.

Zeszło właściwie na tym cały wczorajszy wieczór ale chłopaki się rozgadali. Za 20 monet nie mieli żadnych oporów aby dowieść swojej użyteczności w oczach pana Mohla i może zarobić jeszcze trochę. Więc jak padł temat o kolegach i koleżankach z pracy i jak tu ich można ugryźć Pieter zaczął od koleżanek. Po części można było to zrozumieć bo po całości to ich liczebnie prawie nie było w obsadzie lochów więc były łatwiejsze do omówienia. Gdyby Vasilij nie znał Łasicy to opowieści o Zinie jaka niedawno doszła do składu kuchni byłyby na pewno bardzo obiecujace.

- Ale z niej krasna dziewuszka, ale z niej latawica! Ale się szura! Ale tylko ze strażnikami… - sądząc po żądzy w kaprawych oczkach jakie się zapaliły u Pietera to chętnie sam by się “poszurał” z Ziną no ale niestety Zina to chyba preferowała tylko swoistą “szlachtę” czyli strażników właśnie. I jakby mu wierzyć to “szurała” się z nimi co chwię. Ale też jej pojawienie się nie przeszło niezauważone bo takiej ładnej i wesołej dziewuszki to dawno w kazamatach nie było. Co prawda kolor włosów się nie zgadzał bo Łasica miała niebieskie, prawie granatowe włosy a Pieter opisywał Zinę jako płomiennorudą no ale to jeszcze mogło tłumaczyć przebranie kultystki.

I była jeszcze jedna strażniczka, Leona. Ale ją dość zgodnie opisywali jako oschłą i nieprzyjemną. Reprezentowała milczącą pogardę splecioną z pooczuciem wyższości jaką zdaje się większość strażników okazywała personelowi pomocniczemu. Pracowała na dziennej zmianie bo czasem się trafiały skazane kobiety to niby jak strażniczka też była kobietą to miało to coś pomagać. Skazanych kobiet było o wiele mniej to i po prawdzie sprzątacze nie bardzo wiedzieli jaka zazwyczaj jest rola Leony. Pewnie była po prostu kolejnym strażnikiem na zmianie i tyle.

Czasem też przychodziła ładna pani skryba. Nie wiedzieli czy była w składzie obsady lochów czy kimś z zewnątrz kto po prostu przychodził w jakiejś sprawie. Była ubrana skromnie i porządnie. Jak jakiś skryba właśnie. Przychodziła do biur albo z nich wychodziła. Ale rzadko. Zwłaszcza jak się nic nie działo tak jak ostatnio. Dlatego podejrzewali, że może być kimś z zewnątrz albo pracuje na zlecenie albo nawet jak na stałe to rzadko i chyba od niedawna bo Andreas w ogóle nie pamiętał kogoś takiego.

Poza tym obaj sprzątacze dość zgodnie opisywali, że świat kazamat dzieli się na zmiany. Dzienną i nocną. Oni i większość obsługi, biur, urzędów i tak dalej pracowali na dziennej. A na noc właściwie zostawiali sami strażnicy. Ponieważ te dwie zmiany rzadko się wymieniały między sobą i to raczej między strażnikami bo reszta nie miała nocnej zmiany to słabo znali tych z nocnej. Raczej tych z dziennej co też pracowali jak i oni.

Biura były czynne gdzieś od 9 albo 10-go dzwony i kończyli o 3-cim dzwonie. Ale tak naprawdę to przychodzili tylko wtedy jak coś się działo. W taki zwykły dzień, zwłaszcza w zimie to tam całymi dniami nikogo w biurach nie było. Może poza szefem dziennych a w nocy nocnych strażników. Bo ci byli zawsze. Ale reszta pisarczyków i innych takich to przychodziła jak chciała albo jak ich wzywano. A jak zazwyczaj nic się nie działo to nie przychodzili. A w zimie rzadko coś się działo. Teraz dopiero na wiosenny festyn jak będą wieszać, łamać kołem i tak dalej no to będzie ruch. No albo jak kogoś dokoptują. Jak ostatnio tą szajkę co ich w kilku związanych przywieźli wozem. Pieter akurat odwalał śniego na dziedzińcu to widział jak ich przywieźli. Właściwie nic niezwykłego. Widział już jak wiele wozów tak przywoziło skazańców. Ale w zimie jak się nic nie działo całymi tygodniami to nawet to była jakaś odmiana.

No ale z powodu “brudnej roboty” jaką cieszyli się śmieciarze i sprzątacze jakoś trudno było powiedzieć aby jeden czy drugi zadzierżgnęli jakieś nici przyjaźni ze strażnikami czy z kimś z obsługi. Więc nie bardzo wiedzieli co oni porabiają poza kazamatami. Andreas poznał się kiedyś lepiej z jednym z kucharzy no i nawet był na jego weselu ale tamten wpadł pod lód zeszłej zimy i już było po nim. Pieter




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; południowa dzielnica; karczma “Trzy lilie”
Czas: 2519.02.11; Marktag (3/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, sła.wiatr, mroźno (-15)



Pirora



Tym razem obudziła się i nic jej się nie śniło jak wczoraj. Ale też obudziła się wyspana i wypocząta. Pomimo tego, że nie była w swoim łóżku. Obudziła się obok męskiego, nagiego ciała. Właściwie to on ją obudził chociaż niechcący jak wstawał z łóżka. Trzecie ciało już nie było takie nagie i Beno widocznie dokończyła noc na drugim łóżku a gdy szlachecka para wstała to ona już była na etapie ubierania się. Ale chyba cała trójka zdawała się miło wspominać wspólnie spędzoną noc. Tak można było sądzić po uśmiechach i przyjaznym tonie rozmów. Nawet pan nawigator zdawał się wreszcie zacząć dostrzegać jakąś tam służkę blond pani na jaką wcześniej zdawał się ledwo rejestrować.

Właściwie to obecnoś Beno na swój sposób zdawała się krępować Jonasa wczoraj wieczorem. To znaczy na ile Pirora się mogła poznać to gdyby byli tylko we dwoje to po tych przypadkowych muśnięciach i trzymaniu się za rączkę, coraz bardziej śmiałych gestach i rozmowach to pewnie Kellerowi nie zabrakło by śmiałości by zaproponować dokończenie wieczoru w jednym z pokojów na górze. Ale te proste rachunki psuła mu obecność tej trzeciej. Wiadomo było po co młode damy chodzą z przyzwoitkami. Aby niejako swoją obecnością dbały o cześć i wiarę swojej młodej pani nie pozwalając aby doszło do jakichś niestoswonych sytuacji. Co niejako stało w jawnej sprzeczności z zamiarami z jakimi coraz wyraźniej kawaler Keller zdradzał wobec młodej malarki.

Ale ostatecznie Pirorze udało się jakoś sprytnie połączyć te dwie sprzeczności. I chociaż z początku wylądowali w zamówionym przez Benonę pokoju we dwójkę to służka dość szybko do nich dołączyła a nawigator gdy już został uświadomiony w jej prawdziwej roli potrafił stanąć na wysokości zadania. Z początku wydawał się być dość wyraźnie zawiedzony jak się okazało jak blondynka pieczołowicie i skrupulatnie strzeże swojego dziewictwa. Jakby mu zabrała ten najsmaczniejszy i najciekawszy kąsek. Ale jak się okazało, że Beno wręcz z entuzjazmem jest gotowa ją zastąpić i spełniać ich zachcianki a i sama Pirora też ma inne ciekawe talenty i zalety to pan nawigator pozwolił sobie puścić cugle fantazji i we trójkę bawili się przednie. A malarka miała aż nadto okazji aby sobie pooglądać z bliska jak to mężczyzna może penetrować kobietę bo i Jonas i Beno w roli nieświadomych modeli sprawdzali się tu całkiem nieźle.

A potem się pospali i obudzili się rano. Dość późnym rankiem ale wciąż o dość wczesnej porze zimowego dnia. Za oknami było jasno i po cichu padał gęsty puch. Zupełnie jakby ktoś rozdarł nad miastem gigantyczną poduchę z pierzem. Zeszli na śniadanie na dole, przy tym samym stole co jedli wczoraj kolację. Beno znów wróciła do roli grzecznej służki i przyzwoitki panny van Dyke. W przeciwieństwie do kolacji jakoś teraz przy stole Keller raczył ją zauważać i chociaż dalej zwracał się głównie do jej pani to już jednak te nieformalne uśmiechy i życzliwość mogły sugerować, że dzielą wspólne, miłe wspomnienia z ostatniej nocy. Zaś gdy ich towarzysz na chwile zostawił je same gdy udał się za potrzebą rudowłosa brunetka mogła chociaż na chwilę podzielić się z Pirorą swoimi wrażeniami.

- Ojej ale to była noc! Jak tylko go zobaczyłam wtedy w u nas to miałam ochotę właśnie na coś takiego! A panienka to będzie się jeszcze tak z nim umawiać? - powiedziała zachwycona służka zdradzając wyraźnie, że ma ochotę na kolejne takie spotkania i przerabianie podobnych scenariuszy. Ale rozmawiać mogły krótko bo nawigator wkrótce wrócił do ich stołu.

- A wybacz, że pytam moja droga. Ale nie do końca jestem pewien czy dobrze zrozumiałem co mówiłaś. Czy z kapitan de la Vegą też tak zdarzało ci się jadać kolacje ze śniadaniem? W towarzystwie tego uroczego dziewczęcia? - zapytał jakby nie do końca pamiętał rozmowę z wczorajszego wieczoru albo był wówczas skoncentrowany bardziej na samej rozmówczyni aby analizować co ona właściwie mówi do niego. Zwłaszcza jak sama rozmówczyni była już w zasięgu jego ręki i wcale nie zdradzała żadnych oporów ani niechęci. No ale dzisiaj to jakoś wróciło rykoszetem i możliwość, że panna van Dyke miała podobne przygody z najładniejszą panią kapitan w porcie zdawała się go fascynować.

Gdzieś za jego plecami Fabienne von Mannlieb wytarła usta sylwetką i ruszyła w stronę toalety. Przy okazji jak zeszli trójką na śniadanie i zanim jeszcze dotarli do swojego stołu nadziali się niejako na parę idącą w podobnym kierunku. Jak się okazało panowie znali się dość dobrze. W końcu kawaler Keller był morskim nawigatorem a herr Mannlieb był morskim kapitanem. Więc przywitali się, wymienili grzeczności z branży a przy okazji przedstawili sobie swoje towarzyszki. Jonas przedstawił pannę Pirorę van Dyke z Averlandu oraz jej służkę nie kłopocząc kolegi z zapamiętywaniem jej imienia. Zaś Alfred von Mannlieb przedstawił swoją bladolicą małżonkę, Fabienne von Manlieb. Okazała się młodą, szczupłą, czarnowłosą kobietą w wieku bardziej zbliżonym do Pirory niż Alfreda. Gdyby ich nie poznała można by ich wziąć za ojca z dorodną, dorosłą córką. Ale też i za małżeństwo. Niejako tradycją tych bogatych i ustatkowanych kawalerów było branie sobie za żony kobiety o wiele od siebie młodsze. Tak było widocznie i w tym wypadku. Alfred zaś miał już pierwszą młodość za sobą ale ogorzała od morskiego słońca i wiatrów twarz zdradzała krzepkość i żywiołowość. Zdawał się traktować Jonasa po koleżańsku jakby uważał oficerską rodzinę marynarzy za równych sobie niczym rycerzy. Kobietom poświęcił o wiele mniej uwagi. Przedstawił co prawda się i swoją małzonkę, ucałował dłoń Pirory posyłając jej sympatyczny acz stonowany uśmiech ale Beno to już ledwo zaszczycił przelotnym spojrzeniem. Co było zrozumiałe. Przecież była tylko służką przy czwórce szlachetnego pochodzenia poza tym nie wypadało aby ktoś z małżonków okazywał przesadną atencję osobie płci przeciwnej.

Fabienne okazała się pełnokrwistą Bretonką. Ledwo się odezwała na przywitanie dało się poznać charakterystyczny bretoński akcent. Z trójką a właściwie dwójką jaką jej przedstawił mąż przywitała się z ciepłym uśmiechem i pogodą ducha. Ale rozmawiali dość krótko bo obie grupki ponownie ruszyły do zamówionych stołów. Jak potem podczas rozmowy i śniadania Pirora miała okazję rzucić okiem na stół von Mannliebów to jakoś w ogóle nie wydawali się kryć w sobie jakieś mroczne zdrady czy sekrety. Ot przyszli tutaj ze względu na gusta pani van Mannlieb aby choć trochę mogła się poczuć jak w swojej ojczyźnie. Na pani van Mannlieb dobre wrażenie zrobił pan nawigator gdy przywitał się z nią w jej rodzimym języku dało się poznać, że sprawił jej tym przyjemność bo obdarzyła go bardzo uroczym uśmiechem. Skromnie przyznała, że za młodu nie planowała życia w Imperium więc uczyła się estalijskiego i nieco klasycznego ale nie reikspiel. Dlatego wciąż imperialna mowa sprawiała jej sporo trudności. Chociaż trochę przesadzała bo mówiła całkiem nieźle, przynajmniej takie standardowe zwroty tylko ten bretoński akcent wciąż był nie do przegapienia. No a teraz widocznie szła za potrzebą w stronę toalety. Przechodząc niedaleko ich stołu pozdrowiła ich ciepłym uśmiechem i skinieniem głowy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline