|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-08-2021, 07:56 | #411 |
Reputacja: 1 |
|
27-08-2021, 17:10 | #412 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Icarius : 27-08-2021 o 20:08. |
29-08-2021, 09:14 | #413 |
Reputacja: 1 |
|
29-08-2021, 16:18 | #414 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 66 - 2519.02.11; mkt (3/8); przedpołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; karczma “Wesołe warkocze” Czas: 2519.02.11; Marktag (3/8); przedpołudnie Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, sła.wiatr, mroźno (-15) Egon Gladiator znów zaczynał dzień w swojej ulubionej karczmie. Wciąż był obolały po walce z trollem. Ale rany goiły się ładnie. Niemniej ciało poranione kwasem i szponami bestii nadal nie było takie sprawne jak zazwyczaj. Odczuwał ból przy każdym ruchu chociaż już nie tak duży jak wczoraj. Ten dzień snu i odpoczynku znacznie mu pomógł. Wstał dziś rano całkiem wypoczęty. A za oknami sypało gęstym puchem i było mroźno. Jednak jak na środek zimy to nie była kiepska pogoda. Chociaż mocno ograniczała widoczność. Wewnątrz karczmy to i tak miało raczej kosmetyczne znaczenie. Przynajmniej póki by nie trzeba było wyjść na zewnątrz. A na razie jadł śniadanie to nie musiał. Za to musiał opowiedzieć Kunonowi co się z nim działo. Bo kolegę widocznie cała ta sprawa z trollem zaskoczyła nie mniej niż gladiatora. W przeciwieństwie do niego jednak nie brał w niej bezpośrednio udziału i został skazany na domysły. - No jak nie pamiętasz? Przecież podeszłem do ciebie jak jechałeś na koniu. Pytałem się ciebie ale nic nie mówiłeś. - mówił jakby chciał aby kolega sobie przypomniał wydarzenia sprzed dwóch dni prawie. Może było tak jak mówił a może nie. Ten fragment po tym jak medykus van Hansenów się skończył nim zajmować aż do przebudzenia w willi to raczej Egon słabo pamiętał. Jak raz sobie pomyślał to mu się wydawało, że pamięta obraz jak Kuno podchodzi do konia i coś do niego mówi a raz nie. Nie był tego pewny. Za to niejako mógł się dowiedzieć jak to wszystko wyglądało z jego perspektywy. Początek był jeszcze wspólny z tym co sam pamiętał. Usłyszeli odgłosy walki gdzieś tam przed nimi, wszyscy myśleli, że to któaś z sąsiednich grup natrafiła na te gobasy albo rogacze więc gruby sierżant kazał lecieć im na pomoc. Z początku wyrwali wszyscy do przodu, potem już tylko Kuno dotrzymywał Egonowi kroku a w końcu i on nie wytrzymał tempa i został w tyle. Jak doleciał na krawędź parowu to widział już tylko jak leży w krwawym śniegu jakaś bestia a dwie czy trzy postacie siedzą czy stoją obok. Zaczęli schodzić z sierżantem i resztą no ale nadjechali ci konni. I delikatnie mówiąc przejęli tą sprawę. Reszcie kazali się nie wtrącać i właściwie to spadać. A jak padło nazwisko “van Hansen” to już w ogóle piechurzy stracili zapał aby się w to wtrącać więc trzymali się na bezpieczny dystans nie ingerując w sprawy możnych. Dopiero jak już kawalkada zaczęła ruszać i Kuno dostrzegł na koniu smętnie kulebiącego się w siodle kolegę odważył się do niego podbiec i zagaić co jest grane. No ale Egon nie odpowiedział i dalej się gibał jakby w ogóle nie dostrzegł kolegi. A tego przegonił zaraz któryś z konnych. No i w końcu tamci pojechali a piechurzy zostali na pobojowisku. Mogli sobie wreszcie z bliska zobaczyć pocharatane truchło trolla. Raczej nikt wcześniej nie widział z bliska takiej bestii ani żywej ani martwej. Nawet bez łba robiła wrażenie. Wielka jak bezwłosy niedźwiedź. No ale koniec końców nic po tym. Do jedzenia brać się to bali niepewni czy można jeść trollinę więc w końcu poszli dalej w swoją drogą. Wieczorem spotkali się z innymi grupami. Okazało się, że któraś znalazła jakieś ślady na śniegu jakie mogły zostawić wilki. Nie byli pewni czy te wilki miały goblińskich jeźdźców czy nie. Ale na piechotę trudno było się ścigać z wilkiem czy był wierzchowcem czy nie. Inna grupka natrafiła na dwie czy trzy sylwetki w lesie, pewnie zwierzoludzie. No ale też ich nie dogonili. Wynik wyszedł więc taki sobie. Niby udało się potwierdzić, że w pobliżu miasta rzeczywiście pęta się jakieś tałatajstwo no ale trudno było mówić aby udało się zrobić z nimi porządek. I wkrótce mieli to powtórzyć no ale pogoda jakoś nie sprzyjała wycieczkom za miasto. - Sam zobacz jak sypie. Odjedziesz na 10 długości sań i już nic nie widać. A co to jest 10 sań w lesie? Nic! Armię tak można całą przegapić. - Kuno z wyrzutem wskazał na okno gdzie wciąż sypało gęstym śniegiem. Co prawda to nie było gęste mleko mgły co na 2 kroki dookoła nie było nic widać. No ale jednak sypało mocno i nie tylko zasypywało wszystkie ślady i całą resztę ale też utrudniało orientację i dostrzeżenie czegoś co było dalej niż pół setki, może setkę kroków. Nie było dziwne, że nikt nie kwapił się do wycieczki w dzicz poza względnie bezpiecznymi murami miasta. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla” Czas: 2519.02.11; Marktag (3/8); przedpołudnie Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, sła.wiatr, mroźno (-15) Vasilij Młodszy z Giergievów śniadał w swojej ulubionej karczmie. Poranek okazał się bardzo śnieżny. Jak wychodził od siebie to jeszcze nie padało. Chociaż sądząc po świeżej warstwie puchu przez jaką trwało przekopywanie i jaka mocno utrudniła rozbijanie się handlarzom zmierzającym na targ to w nocy musiało mocno przywalić śniegiem. Ale rano jak wstał już nie padało. Za to teraz jak już siedział wewnątrz “Czapli” znów zaczęło sypać gęstym puchem. Chociaż jak na środek zimy to nie było nic dziwnego. Z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że poranek zaczął ten dzień dość łagodnie. Za to przy śniadaniu miał okazję przemyśleć co się dowiedział wczoraj wieczorem w “Gwoździach”. Kosztowało go to co prawda 20 monet. Ale za to od Adreasa i Pietera dowiedział się całkiem ciekawych rzeczy o kazamatach. Bowiem co prawda Andreas już nie pracował w kazamatach. I to niejako się potwierdziło co Vasilij dowiedział się o nim wcześniej. Ale wcześniej pracował więc może nie znał każdego zakamarka miejskich lochów ale znał je dość dobrze. W końcu był tam przez trzy czy cztery lata sprzątaczem. Głównie zamiatał albo jak zimą to odgarniał śnieg z dziedzińca. Wymieniał kubły z nieczystościami i tak mu schodził dzień po dniu. Ale od zeszłego lata się rozchorował no i teraz schedę po nim przejął jego kamrat Pieter. Ten zakichany i zakatarzony z jakim właśnie siedział gdy przyszedł Frank Mohl z kolegami. Pieter potwierdził wszystko to co mówił Andreas. I znał w kazamatach sporo osób. Jednak głównie z widzenia bo ze śmieciarzem to poza “cześć” czy “dzień dobry” to mało kto chciał gadać. Może ci z kuchni to jeszcze ale też nie bardzo. Nie było się właściwie co dziwić. Tak Andreas jak i Pieter mieli dość odpychający, kaprawy wygląd. W połączeniu z brudną robotą sprawiało to, że pewnie mało kto chciał się z nimi zadawać jak nie musiał. Zeszło właściwie na tym cały wczorajszy wieczór ale chłopaki się rozgadali. Za 20 monet nie mieli żadnych oporów aby dowieść swojej użyteczności w oczach pana Mohla i może zarobić jeszcze trochę. Więc jak padł temat o kolegach i koleżankach z pracy i jak tu ich można ugryźć Pieter zaczął od koleżanek. Po części można było to zrozumieć bo po całości to ich liczebnie prawie nie było w obsadzie lochów więc były łatwiejsze do omówienia. Gdyby Vasilij nie znał Łasicy to opowieści o Zinie jaka niedawno doszła do składu kuchni byłyby na pewno bardzo obiecujace. - Ale z niej krasna dziewuszka, ale z niej latawica! Ale się szura! Ale tylko ze strażnikami… - sądząc po żądzy w kaprawych oczkach jakie się zapaliły u Pietera to chętnie sam by się “poszurał” z Ziną no ale niestety Zina to chyba preferowała tylko swoistą “szlachtę” czyli strażników właśnie. I jakby mu wierzyć to “szurała” się z nimi co chwię. Ale też jej pojawienie się nie przeszło niezauważone bo takiej ładnej i wesołej dziewuszki to dawno w kazamatach nie było. Co prawda kolor włosów się nie zgadzał bo Łasica miała niebieskie, prawie granatowe włosy a Pieter opisywał Zinę jako płomiennorudą no ale to jeszcze mogło tłumaczyć przebranie kultystki. I była jeszcze jedna strażniczka, Leona. Ale ją dość zgodnie opisywali jako oschłą i nieprzyjemną. Reprezentowała milczącą pogardę splecioną z pooczuciem wyższości jaką zdaje się większość strażników okazywała personelowi pomocniczemu. Pracowała na dziennej zmianie bo czasem się trafiały skazane kobiety to niby jak strażniczka też była kobietą to miało to coś pomagać. Skazanych kobiet było o wiele mniej to i po prawdzie sprzątacze nie bardzo wiedzieli jaka zazwyczaj jest rola Leony. Pewnie była po prostu kolejnym strażnikiem na zmianie i tyle. Czasem też przychodziła ładna pani skryba. Nie wiedzieli czy była w składzie obsady lochów czy kimś z zewnątrz kto po prostu przychodził w jakiejś sprawie. Była ubrana skromnie i porządnie. Jak jakiś skryba właśnie. Przychodziła do biur albo z nich wychodziła. Ale rzadko. Zwłaszcza jak się nic nie działo tak jak ostatnio. Dlatego podejrzewali, że może być kimś z zewnątrz albo pracuje na zlecenie albo nawet jak na stałe to rzadko i chyba od niedawna bo Andreas w ogóle nie pamiętał kogoś takiego. Poza tym obaj sprzątacze dość zgodnie opisywali, że świat kazamat dzieli się na zmiany. Dzienną i nocną. Oni i większość obsługi, biur, urzędów i tak dalej pracowali na dziennej. A na noc właściwie zostawiali sami strażnicy. Ponieważ te dwie zmiany rzadko się wymieniały między sobą i to raczej między strażnikami bo reszta nie miała nocnej zmiany to słabo znali tych z nocnej. Raczej tych z dziennej co też pracowali jak i oni. Biura były czynne gdzieś od 9 albo 10-go dzwony i kończyli o 3-cim dzwonie. Ale tak naprawdę to przychodzili tylko wtedy jak coś się działo. W taki zwykły dzień, zwłaszcza w zimie to tam całymi dniami nikogo w biurach nie było. Może poza szefem dziennych a w nocy nocnych strażników. Bo ci byli zawsze. Ale reszta pisarczyków i innych takich to przychodziła jak chciała albo jak ich wzywano. A jak zazwyczaj nic się nie działo to nie przychodzili. A w zimie rzadko coś się działo. Teraz dopiero na wiosenny festyn jak będą wieszać, łamać kołem i tak dalej no to będzie ruch. No albo jak kogoś dokoptują. Jak ostatnio tą szajkę co ich w kilku związanych przywieźli wozem. Pieter akurat odwalał śniego na dziedzińcu to widział jak ich przywieźli. Właściwie nic niezwykłego. Widział już jak wiele wozów tak przywoziło skazańców. Ale w zimie jak się nic nie działo całymi tygodniami to nawet to była jakaś odmiana. No ale z powodu “brudnej roboty” jaką cieszyli się śmieciarze i sprzątacze jakoś trudno było powiedzieć aby jeden czy drugi zadzierżgnęli jakieś nici przyjaźni ze strażnikami czy z kimś z obsługi. Więc nie bardzo wiedzieli co oni porabiają poza kazamatami. Andreas poznał się kiedyś lepiej z jednym z kucharzy no i nawet był na jego weselu ale tamten wpadł pod lód zeszłej zimy i już było po nim. Pieter Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; południowa dzielnica; karczma “Trzy lilie” Czas: 2519.02.11; Marktag (3/8); przedpołudnie Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, sła.wiatr, mroźno (-15) Pirora Tym razem obudziła się i nic jej się nie śniło jak wczoraj. Ale też obudziła się wyspana i wypocząta. Pomimo tego, że nie była w swoim łóżku. Obudziła się obok męskiego, nagiego ciała. Właściwie to on ją obudził chociaż niechcący jak wstawał z łóżka. Trzecie ciało już nie było takie nagie i Beno widocznie dokończyła noc na drugim łóżku a gdy szlachecka para wstała to ona już była na etapie ubierania się. Ale chyba cała trójka zdawała się miło wspominać wspólnie spędzoną noc. Tak można było sądzić po uśmiechach i przyjaznym tonie rozmów. Nawet pan nawigator zdawał się wreszcie zacząć dostrzegać jakąś tam służkę blond pani na jaką wcześniej zdawał się ledwo rejestrować. Właściwie to obecnoś Beno na swój sposób zdawała się krępować Jonasa wczoraj wieczorem. To znaczy na ile Pirora się mogła poznać to gdyby byli tylko we dwoje to po tych przypadkowych muśnięciach i trzymaniu się za rączkę, coraz bardziej śmiałych gestach i rozmowach to pewnie Kellerowi nie zabrakło by śmiałości by zaproponować dokończenie wieczoru w jednym z pokojów na górze. Ale te proste rachunki psuła mu obecność tej trzeciej. Wiadomo było po co młode damy chodzą z przyzwoitkami. Aby niejako swoją obecnością dbały o cześć i wiarę swojej młodej pani nie pozwalając aby doszło do jakichś niestoswonych sytuacji. Co niejako stało w jawnej sprzeczności z zamiarami z jakimi coraz wyraźniej kawaler Keller zdradzał wobec młodej malarki. Ale ostatecznie Pirorze udało się jakoś sprytnie połączyć te dwie sprzeczności. I chociaż z początku wylądowali w zamówionym przez Benonę pokoju we dwójkę to służka dość szybko do nich dołączyła a nawigator gdy już został uświadomiony w jej prawdziwej roli potrafił stanąć na wysokości zadania. Z początku wydawał się być dość wyraźnie zawiedzony jak się okazało jak blondynka pieczołowicie i skrupulatnie strzeże swojego dziewictwa. Jakby mu zabrała ten najsmaczniejszy i najciekawszy kąsek. Ale jak się okazało, że Beno wręcz z entuzjazmem jest gotowa ją zastąpić i spełniać ich zachcianki a i sama Pirora też ma inne ciekawe talenty i zalety to pan nawigator pozwolił sobie puścić cugle fantazji i we trójkę bawili się przednie. A malarka miała aż nadto okazji aby sobie pooglądać z bliska jak to mężczyzna może penetrować kobietę bo i Jonas i Beno w roli nieświadomych modeli sprawdzali się tu całkiem nieźle. A potem się pospali i obudzili się rano. Dość późnym rankiem ale wciąż o dość wczesnej porze zimowego dnia. Za oknami było jasno i po cichu padał gęsty puch. Zupełnie jakby ktoś rozdarł nad miastem gigantyczną poduchę z pierzem. Zeszli na śniadanie na dole, przy tym samym stole co jedli wczoraj kolację. Beno znów wróciła do roli grzecznej służki i przyzwoitki panny van Dyke. W przeciwieństwie do kolacji jakoś teraz przy stole Keller raczył ją zauważać i chociaż dalej zwracał się głównie do jej pani to już jednak te nieformalne uśmiechy i życzliwość mogły sugerować, że dzielą wspólne, miłe wspomnienia z ostatniej nocy. Zaś gdy ich towarzysz na chwile zostawił je same gdy udał się za potrzebą rudowłosa brunetka mogła chociaż na chwilę podzielić się z Pirorą swoimi wrażeniami. - Ojej ale to była noc! Jak tylko go zobaczyłam wtedy w u nas to miałam ochotę właśnie na coś takiego! A panienka to będzie się jeszcze tak z nim umawiać? - powiedziała zachwycona służka zdradzając wyraźnie, że ma ochotę na kolejne takie spotkania i przerabianie podobnych scenariuszy. Ale rozmawiać mogły krótko bo nawigator wkrótce wrócił do ich stołu. - A wybacz, że pytam moja droga. Ale nie do końca jestem pewien czy dobrze zrozumiałem co mówiłaś. Czy z kapitan de la Vegą też tak zdarzało ci się jadać kolacje ze śniadaniem? W towarzystwie tego uroczego dziewczęcia? - zapytał jakby nie do końca pamiętał rozmowę z wczorajszego wieczoru albo był wówczas skoncentrowany bardziej na samej rozmówczyni aby analizować co ona właściwie mówi do niego. Zwłaszcza jak sama rozmówczyni była już w zasięgu jego ręki i wcale nie zdradzała żadnych oporów ani niechęci. No ale dzisiaj to jakoś wróciło rykoszetem i możliwość, że panna van Dyke miała podobne przygody z najładniejszą panią kapitan w porcie zdawała się go fascynować. Gdzieś za jego plecami Fabienne von Mannlieb wytarła usta sylwetką i ruszyła w stronę toalety. Przy okazji jak zeszli trójką na śniadanie i zanim jeszcze dotarli do swojego stołu nadziali się niejako na parę idącą w podobnym kierunku. Jak się okazało panowie znali się dość dobrze. W końcu kawaler Keller był morskim nawigatorem a herr Mannlieb był morskim kapitanem. Więc przywitali się, wymienili grzeczności z branży a przy okazji przedstawili sobie swoje towarzyszki. Jonas przedstawił pannę Pirorę van Dyke z Averlandu oraz jej służkę nie kłopocząc kolegi z zapamiętywaniem jej imienia. Zaś Alfred von Mannlieb przedstawił swoją bladolicą małżonkę, Fabienne von Manlieb. Okazała się młodą, szczupłą, czarnowłosą kobietą w wieku bardziej zbliżonym do Pirory niż Alfreda. Gdyby ich nie poznała można by ich wziąć za ojca z dorodną, dorosłą córką. Ale też i za małżeństwo. Niejako tradycją tych bogatych i ustatkowanych kawalerów było branie sobie za żony kobiety o wiele od siebie młodsze. Tak było widocznie i w tym wypadku. Alfred zaś miał już pierwszą młodość za sobą ale ogorzała od morskiego słońca i wiatrów twarz zdradzała krzepkość i żywiołowość. Zdawał się traktować Jonasa po koleżańsku jakby uważał oficerską rodzinę marynarzy za równych sobie niczym rycerzy. Kobietom poświęcił o wiele mniej uwagi. Przedstawił co prawda się i swoją małzonkę, ucałował dłoń Pirory posyłając jej sympatyczny acz stonowany uśmiech ale Beno to już ledwo zaszczycił przelotnym spojrzeniem. Co było zrozumiałe. Przecież była tylko służką przy czwórce szlachetnego pochodzenia poza tym nie wypadało aby ktoś z małżonków okazywał przesadną atencję osobie płci przeciwnej. Fabienne okazała się pełnokrwistą Bretonką. Ledwo się odezwała na przywitanie dało się poznać charakterystyczny bretoński akcent. Z trójką a właściwie dwójką jaką jej przedstawił mąż przywitała się z ciepłym uśmiechem i pogodą ducha. Ale rozmawiali dość krótko bo obie grupki ponownie ruszyły do zamówionych stołów. Jak potem podczas rozmowy i śniadania Pirora miała okazję rzucić okiem na stół von Mannliebów to jakoś w ogóle nie wydawali się kryć w sobie jakieś mroczne zdrady czy sekrety. Ot przyszli tutaj ze względu na gusta pani van Mannlieb aby choć trochę mogła się poczuć jak w swojej ojczyźnie. Na pani van Mannlieb dobre wrażenie zrobił pan nawigator gdy przywitał się z nią w jej rodzimym języku dało się poznać, że sprawił jej tym przyjemność bo obdarzyła go bardzo uroczym uśmiechem. Skromnie przyznała, że za młodu nie planowała życia w Imperium więc uczyła się estalijskiego i nieco klasycznego ale nie reikspiel. Dlatego wciąż imperialna mowa sprawiała jej sporo trudności. Chociaż trochę przesadzała bo mówiła całkiem nieźle, przynajmniej takie standardowe zwroty tylko ten bretoński akcent wciąż był nie do przegapienia. No a teraz widocznie szła za potrzebą w stronę toalety. Przechodząc niedaleko ich stołu pozdrowiła ich ciepłym uśmiechem i skinieniem głowy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
31-08-2021, 19:13 | #415 |
Reputacja: 1 | Noc z Aubertaga na Marktaga Warzelnia w leśnym jarze Bzyczenie much było tak głośne, że nie było słychać własnych myśli. Tłuste, zielone owady wypełniały wnętrze warzelni gęsto, chodziły po wszystkim, zjadły szczury ofiarne, cały prowiant, zaczynały wgryzać się w Strupasa który leżał skulony w barłogu. - Zbłądziłem, Panie! Zlituj się! Bzyczenie zaczęło się nasilać, rój móch w jednym miejscu zgęstniał odsłaniając sylwetkę, pokracznie przypomienającą człowieka z robaków stworzonego. Niekształtne słowa. Niewypowiedziane. Niezrozumiałe. Ale czuć było intencję. - Com obiecał, uczynię! Zaklinam się, zaklinam!!! - wypiszczał garbus przeraźliwie - Wszystko dla Niego! Strupas zerwał się z posłania, spocony i przerażony. Wokół było cicho, leciutko trzaskało tlące się polano i z oddali było słychać odgłosy nocnego lasu. Wysłannik. Obietnice. Senna mara. Samotna, zielona niczym śmierdzący szmaragd mucha usiadła na zdechłym szczurze przy kapliczce Jego Plugowatości. A może nie sen? Marktag, wczesną porą Strupas szedł wzdłuż drogi, czując ciężar swoich zapasów, schowanych w śmierdzącym łachmanie. Warzenie skończyło się pomyślnie, miał zapas trutek na tyle duży, by wysłać w objęcia Plugawego pół zboru... ale przegnał te myśli. Jego Plugawość i tak na końcu zawsze zwycięża. Niezależnie od wszystkiego, on zawsze zbiera ostatnie żniwa. A czasami i pierwsze. Zarazy to wielkie żniwa Pana Plag. Święte wydarzenia, równające bogatych z majętnymi, każdego kostucha bierze w obroty. Garbus poprosił Versanę o wgląd w archiwa miejskie by znalazła mu coś o ofiarach ostatniej zarazy i miejscu masowych grobów, ale w zaistniałej sytuacji trzeba się będzie spieszyć. Wysłannik Pana odwiedził go już dwukrotnie, miał wrażenie że za trzecim razem będzie źle. Bardzo źle. Dlatego miał własny plan. Pierwszy był prosty - kawałek zardzewiałego drutu "przyprawił" Zieloną, która aż zadrżała z podniecenia, zakręcił na klamce pyskatej baby z naprzeciwka. Czekać na zarażenie i przybycie siostrzyczek od Gołębicy. Plan drugi dotyczył zaraźniczych grobów. Archiwa nie były jedynym miejscem gdzie pamięć o zarazie trwała. Minęło co prawda osiem dekad i jeżeli ktoś to pamiętał, to był nieludziem lub starcem z mózgiem zjedzonym przez jędzę demencję, ale Strupek i tak zamierzał poszukać informatora. Pomysł drugi dotyczył kapłanów boga śmierci i snów. Kto jak kto, ale oni musieli wiedzieć o miejscu pochówku, a jeżeli wiedzieli, to w ten czy inny sposób zadbali o upamiętnienie. Kapliczki Czasów Zarazy nie były niczym nowym i często tak dziękowano bogom za ocalenie lub upamiętniano tych którzy odeszli. Któraś z okolicznych kaplic może być wskazówką, wszak mają napisy i motywy odnoszące się do ich ufundowania. Strupas czytać nie umiał, ale Sebastian już tak. Czekała ich... mała lokalna pielgrzymka. Szczęść Morze!
__________________ Bez podpisu. |
03-09-2021, 18:10 | #416 |
Reputacja: 1 | Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; karczma “Wesołe warkocze” 2519.02.11; Marktag (3/8); przedpołudnie Egon podrapał się po głowie, przeżuwając słowa Kunona. - Coś tam pamiętam - rzekł wreszcie. - Ale, kurwa, tak żeśmy się zmachali z tym trollem, że potem już nic nie widziałem. Ani nie wiedziałem. Egon wyłożył pokrótce Kuno swoje przeżycia w domu van Hansen, ominąwszy tylko sprawę, jak Norma zamieniła się w wilkołaka. Nie wiedział jeszcze, jaki stosunek miał Kunon do zwierzoludzi, a że był on w większości ludzi taki, jak u dobrego łowcy czarownic, postanowił darować sobie zwierzanie się ze zwierzęcej drugiej osobowości toporniczki. - Koniec końców, wyszło na to, że zapolujemy jeszcze kiedyś - rzekł Egon. - Hm, Kislevskiego bym się nauczyć musiał albo języka Nordów w międzyczasie. Potarł brodę, zastanawiając się, co dalej. Sprawa kazamatów była otwarta - zorientować się, czy można tam się zatrudnić jako strażnik. Sprawa człowieka Sondre odeszła na bok, a Vasilj nie odzywał się, stąd też nie wiedział, co dalej z nią zrobić. Strupasa nie było w mieście. Nie wiedział też, jak poszła wyprawa Trójhaka. Ostatecznie, postanowił złożyć wizytę Silnemu, aby zaplanować z nim przejazd do kazamatów i to, w jaki sposób spróbują wkręcić Egona w szeregi straży. Zamierzał to zrobić, jak tylko zje śniadanie. - Kislevski? Norski? A po co ci to? - na koniec kolega zapytał ledwo skończył mówić o tej wizycie u van Hansenów. Dla niego były to tak wysokie i niedostępne progi, że gębę rozdziawił ze zdziwienia słysząc z kim Egon śniadanie jadał i gdzie spał. Już się prędzej spodziewał, że go w jakimś lochu zamknął albo na szafot powiozą za wtrącanie się w sprawy jaśnie państwa. Bo z takimi ważniakami to kto wie co im do łba strzeli a kto im zabroni? No nikt. W tym problem. Więc jak zamiast w łańcuchy Egon trafił w objęcia medyka i zamiast leżeć na słomie i kamieniach to trafił do porządnego łóżka jakiego Kuno w życiu nie widział to to robiło na nim spore wrażenie. Ale to gadanie o nauce języków obcych jednak go zastanowiło i chyba nie mógł tego jakoś przypasować do reszty opowieści. - Spotkałem tam Normę - odparł Egon. - Wiesz, którą. Ta toporniczka z Norski, czasem walczy na arenie. Muszę poznać ją nieco bliżej… Dziewczyny próbowały do niej dotrzeć, z tego, co słyszałem, próbując ją wpuścić w swoją klikę, ale gówno zdziałali i nic dziwnego, to wojowniczka jest. Chętnie przegadałbym z nią parę rzeczy. Ale ona tylko gada po swojemu. - Van Hansen była pod wrażeniem - dodał. - W nagrodę dostałem trofeum, łapę trolla. Myślisz, że płacą za to dobry grosz w ratuszu? - zapytał Egon. Egon zamierzał wrótce powstać i złożyć wizytę Silnemu, aby obgadać sprawę stróżowania w kazamatach. - Nie wiem czy jest nagroda za trolla. Ale możesz pójść zapytać. - Kuno pokręcił głową na znak, że nie orientuje się w liście nagród jakie wypłacał ratusz. - A ta Norma to tak, kojarzę. Widziałem ja na ostatniej walce z tą tarczowniczka Myrmidii na arenie. Też niezła. Było na co popatrzeć. - kolega gladiator dla odmiany pokiwał łysą głową, że pamięta o kim mówi Egon nawet jak sam nie miał kontaktu z toporniczka. - Dobra, ja się zbieram do Silnego - rzekł Egon. - Nagroda za tego trolla też by mi się przydała. A, byłbym zapomniał. Rzeknij no, kiedy masz wolny czas w tym tygodniu i czy znasz jeszcze kogoś, kto by poszedł na walki? Musimy rozkręcić to wszystko powoli. - No ja w Bezahltag mogę. A ty? Wyglądasz na dość poobijanego. - sądząc po spojrzeniu Kunona to chyba miał wątpliwości czy koledze wystarczy czasu aby wylizać się z otrzymanych ran. - Zobaczymy - rzekł Egon. - Dobra, ja odbijam do Silnego. I parę innych spraw. * * * Marktag; południe; mieszkanie Silnego Egon szedł zaśnieżonymi ulicami do swojego kompana, ciekaw, jak poszła sprawa z Trójhakiem, a także skłonny załatwić rzecz ze stróżowaniem w kazamatach, aby - zgodnie ze snem - w końcu ująć wieszczkę dla niecnych celów kultu. Kiedy znalazł się przed drzwiami kwatery Silnego, zapukał. Czekał dość krótko gdy usłyszał od środka kroki a następnie krótkie pytanie “kto tam?”. Jak gospodarz go rozpoznał otworzył drzwi wpuszczając go do środka. Wewnątrz za bardzo się nie zmieniło od ostatniej wizyty Egona. A mięśniak nie zdobyłby medalu za najlepiej utrzymane mieszkanie. Ale ugościł kolegę chlebem, smalecem i butelką wina. Skoro brodacz zapytał o jak poszło z Trójhakiem to ten mu streścił, że byli, była nawet niebieska małpa czego nie było pierwotnie w planie. I chociaż Silny nie przyznał tego wprost to chyba dobrze, że była bo tylko jej i kanalarzowi udało się przedostać przez przewężenie. Vasilij i Versana próbowali ale nie dali rady. A on z Kornasem nawet nie podchodzili do takiej próby bo od razu widać było, że są za duzi. - A ciebie kto tak połamał? - zapytał gdy widocznie też dostrzegł sztywność ruchów Egona. - Kurwa, to do dupy, bo jak przyjdzie co do czego, to tylko Łasica będzie mogła rozkminić, jak to z tymi kanałami - rzekł Egon. - No chyba, poszerzyć przejście. Odkuć coś, żeby mogła się tamtędy przedostać większa osoba. Łasica i Trójhak naznaczyli jakoś to przejście? - A wiesz, biłem się z Kuno w walce w mieście - odparł na pytanie SIlnego. - A potem byłem z van Hansen na łowach. Po czym wyłożył mu tą samą opowieść, którą wcześniej opowiedział Kuno. - Przyszedłem tutaj, żeby obgadać sprawę zatrudnienia się w stróżówce w kazamatach. Chciałem pogadać, czy się nie orientujesz się, czy mam zagadać po prostu u bram, czy raczej powinienem o tym gadać, jak będziemy robić dostawy? Zatrudnienie się jako straż może się przydać nam, ale nie wiem, jak za to się zabrać. - Z tego co ja zrozumiałem to gdyby spieprzać z góry na dół to powinno być o wiele łatwiej. Wystarczy się położyć i zsunąć. A jakieś kucie to nie wiem czy można. Czy to by było powyżej słychać czy nie. No i ta niebieska małpa nie była pewna czy tam gdzie wyszli z Trójhakiem to kazamaty czy nie. Miała sprawdzić na dniach. - łysy mięśniak pokiwał wyjaśnił po chwili zastanowienia jak to było w trakcie nocnej wycieczki. Upił łyk wina ze zwykłego, glinianego kubka i zrobił sobie dolewkę. Po czym odkroił grubą pajdę chleba i zaczął ją smarować smalcem. - Z tym zatrudnieniem na strażnika może poczekaj aż nie będziesz taki połamany. Jutro mamy jechać z towarem to zobaczymy. A zapytać można przy bramie. Tych strażników co nas wpuszczają i wypuszczają. O. Albo tego co z nami potem jeździ do kuchni. Jest zima to może być ciężko bo raczej się ludzi zwalnia a nie zatrudnia. No ale może się uda. A zapytać można. - Silny powiedział co sądzi o pomyśle zatrudnienia kolegi jako strażnika w kazamatach. Widocznie uważał, że jest za czym chodzić i zapytanie o to niewiele ich kosztuje. A może coś da się z tego złapać i ugrać. - I mówisz, że sobie ubiłeś trolla z tą Wilczycą i van Hansen? A potem sobie śniadałeś z nimi? No, no… Poszczęściło ci się. Mało kto z takich jak my śniadał z van Hansenami. A widziałeś ją z bliska? Naprawdę jest taka ładniutka jak to o niej mówią? - Silny podobnie jak Kuno też był pod wrażeniem nowych znajomości zawartych przez Egona. I było całkiem prawdopodobne, że mało kto z plebsu miał okazję siedzieć przy tym samym stole co tak znamienita szlachta. Ale akurat Froya van Hansen uchodziła za jedną z najpiekniejszych kobiet w mieście i chyba Silny był zwyczajnie ciekawy czy kolega co ją widział z bliska potwierdzi czy zaprzeczy tym plotkom. Egon wzruszył ramionami na pytanie Silnego. - Ładna, nie ładna - Egon pokręcił głową. - Jak ten troll władował jej piąchę w szczękę, to wargę miała zupełnie tak, jak on sam - Egon zaśmiał się. - Niby technicznie dobra. Ale jak tam doskoczyłem, to już dostała całkiem solidnie. Gdyby Norma nie zamieniła się w wilkołaka i gdybym ja nie doskoczył, to padłaby bez problemu. Wierz mi, jak krew jej się z nosa polała, to nie była ani krzytyny błękitniejsza, niż moja. - Froya gada, że jest pod wrażeniem, bo ubiliśmy trolla wspólnie. Każe się tytułować, kurwa, “milady”. Tfu! Jak dla mnie, nie powinno być żadnej szlachty, a pierwszeństwo powinna decydować siła. Co z tego będzie, zobaczymy. - Wiedziałeś o tym, że Norma to wilkołak? - Egon spojrzał Silnemu w oczy. - Kurwa. Versana i Łasica próbowały ją podejść, słyszałem, że wkręcić ją chciały. O co tam chodziło? Ona ponoć to olała, bo to wojowniczka jest. Nic dziwnego, przemawiają do niej konkretne argumenty. - Jak Łasica to rozkmini, to zobaczymy. Może tym szybem najłatwiej się przedostać. No a z tym stróżowaniem, to jutro, jak będzie można, to pogadam z nimi. - Do tej pory te dwie cwaniaczki się zajmowały Normą to niezbyt mnie obchodziła ani ona ani one. - Silny wzruszył swoimi ramionami dość obojętnym tonem przyznając się do braku zainteresowania wszystkim co było związane z Łasicą. A ostatnio chyba także i Versana mu podpadła po tych szpilach jakie mu wbijała na ostatnim zborze. - Może one wiedziały a może nie. Ja o tym, że ona jest wilkołakiem to się dowiaduje właśnie od ciebie. Jak wiedziały i nie powiedziały to są głupie pindy. Ale Starszy jakby wiedział to chyba by nam powiedział. A mnie nic takiego nie mówił. - mięśniak dywagował chwilę przyznając się do niewiedzy. Widocznie w mistrzu pokładał większą wiarę niż w koleżankach z jakimi miał na pieńku. I chyba zakładał, że jednak mógł to być nowy kawałek wiedzy o toporniczce. - A z tą “milady” to się nie dziw. Oni tak mają i nie da się tego przeskoczyć. Zwłaszcza jak to coś oficjalnego i inni patrzą. Ale w sumie to nie wiem, nie zadaję się z takimi. - o manierach blond szlachcianki tylko się skrzywił ale chyba machnął na to ręką traktując to jako jeden z elementów tego świata podobnie jak wiatr czy padający śnieg. Po prostu tak było i niewiele można było na to poradzić. - Ale powiem ci, że trochę jestem zdziwiony, że ona w ogóle coś robi mieczem. Myślałem, że to tylko taka tam paniusia jakich pełno w mieście. A tu mówisz, nie zwiała na widok trolla tylko robiła z wami mieczem no to no… No przyznam, że nie spodziewałem się tego po niej. Jakbym nie usłyszał od ciebie to chyba bym nie uwierzył. No ale jak daliście radę trollowi tylko we trójkę no to to już coś. Szkoda, że mnie tam nie było. Nudno trochę ostatnio. Nie ma komu łomotu spuścić. Zresztą ja ostatnio ciąglę kibluję przy Gustawie to trudno mi się gdzieś wyrwać. - Silny wydawał się powątpiewać, że jakaś damulka mogłaby stawać z nim czy Egonem jak równy z równym. A co dopiero z taką bestią jak troll. Więc mocno zdziwiło go to, że jakaś szlachcianka ustała w takiej walce do końca. A i ubicie trolla we trójkę to już “było coś” w jego oczach. I chyba trochę zazdrościł koledze takiej wspaniałej walki i przygody gdy on sam był uwiązany do pilnowania Gustawa poleceniem samego mistrza więc miał o wiele mniejsze pole manewru do takich przygód. - Chciałem się nauczyć tego ich języka - rzekł Egon. - Na razie nie mam od kogo. A jak chcesz trochę rozrywki, to przyjdź do nas na walki. Z Kuno organizujemy walki za pieniądze w starej przybudówce. Ostatnio to nam wystarczyło tylko, żeby opić nowy interes, ale w kolejnej zamierzam wprowadzić zakłady. Kiedy następna walka, nie wiem, ale pewnie w przeciągu tygodnia, tylko wyliżę się z ran i możemy znowu zaczynać - Co do tego, jak walczy, sam nie wiem - Egon wzruszył ramionami. - Jak wszedłem, to była nieźle poobijana już, potem do walki dołączyła się jej wilcza towarzyszka. Czy umie walczyć… Hm. Ciężko powiedzieć, musiałbym z nią sam skrzyżować miecze, żeby powiedzieć. - Przy okazji, jak tam Gustaw? - zapytał Egon. - Bez zmian. To dobrze. Siedzi zamknięty u młodego w piwnicy. Potem jak będzie wiadomo gdzie jest ta nowa kryjówka to się go przeniesie. A na razie to siedzi. Wyje, miota się, bredzi, chrapie. Dzień jak co dzień. - odparł Silny opisując strużowanie przy opętańcu jak jakieś rutynowe utrapienie. Chociaż jednak niebezpieczne. - O Normie to szef mówił, że może będzie z nami. Ale o tej paniusi to nic. To nie wiem co z nią. - przyznał, że chociaż opis obu walczących kobiet zaskoczyły go i zaciekawiły to sam z siebie nie bardzo miał pomysł jakie powinny być wobec nich kolejne kroki. - No dobra - rzekł Egon, kiwając głową. - W taki razie mamy ustalone. Jutro pogadam ze strażnikami, jak będziemy robili dostawę. Ja zbieram się, muszę jeszcze parę spraw załatwić. Egon, z tego względu, że nie miał niczego innego do roboty na ten moment, postanowił skierować swoje kroki do Czapli, żeby zostawić wiadomość dla Vasilija - jeśli miał się jeszcze włączyć w sprawę z Sondre, to był to ostatni moment. Poza tym chciał podpytać się, co do zakładania szkoły wojowników w mieście, stąd też zamierzał pójść do ratusza albo w jego okolice. Pożegnawszy się z Silnym, ponownie wyszedł na zaśnieżone ulice. * * * Egon zatem skierował swoje kroki do Czarnej Czapli, będąc pewny, że Vasilija tam nie zastanie. Było to mało prawdopodobne - przemytnik miał za dużo roboty ze swoim własnym interesem i interesami kultu, żeby łazić po karczmach. Podszedł więc do szynkarza i zostawił wiadomość: - Jak spotkasz Cichego, to powiedz mu: “Jak chcesz, żeby Egon dalej ciągnął sprawę z wcześniej, to daj znać”. I to było tyle - Cichy powinien zrozumieć, o co chodzi. Sam Egon niewiele dbał o odpowiedzialność w tej sprawie, ale wiedział, że Cichy nie pogardzi parą wolnych rąk do domknięcia sprawy. Przekazawszy wiadomość, skierował się do ratusza. Oberzysta w "Czapli" przyjął wiadomość od gladiatora i obiecał ją przekazać komu trzeba. A pacierz albo dwa później brodacz podchodził już pod główne wejście do budynku władz miasta. Tłumy były i przed na placu bo w końcu był sam środek dnia handlowego. A i na korytarzach podobnie jak ci spoza miasta chcieli skorzystać z okazji i pozałatwiać swoje urzędowe sprawy. Egon szedł do budynku władz miasta. Oczywiście, wyróżniał się swoim wzrostem i muskulaturą w tłumie szarych osób i nalanych handlarzy, krępych kupców, a także przysadzistych sprzedawczyków, którzy zawieszali nierzadko zalękniony wzrok na wojowniku, który wyglądał, jakby mógł rozerwać ich na poły gołymi rękami. Kiedy ostatecznie zlokalizował urzędnika, z cierpliwością godną podziwu poczekał w kolejce na rozmowę z nim. - Tak? - urzędnik za kratką okienka powitał petenta standardowo czekając aż ten przedstawi swoją sprawę. - Taka sprawa - rzekł Egon. - Chcę otworzyć gildię wojowników i uczyć młodych, jak robić toporem. Rzeknijcie no, panie, ile potrzeba za glejt, by to prowadzić. I jakie są inne wymagania. - Otworzyć nową gildie? Wojowników? Hmm… - urzędnik chyba nie spodziewał się takiego pytania bo zamyślił się na dłuższą chwilę. Stukał piórem po swoich cienkich wargach jak to by miało mu pomagać w namyśle. Ale w końcu coś powiedział. Wyglądało na to, że takiej gildii nie ma i raczej nie było w mieście. Stąd to byłby nowy proceder. I nie było sprawdzonych wzorców. - A co to by miała być za gildia? Kogo by miała skupiać? Jaki byłby cel jej działalności? - zadał Egonowi kilka pomocniczych pytań jakby chciał się zorientować o jaką to organizacje może tu chodzić. - Chcę uczyć walki tych, którzy zapłacą - rzekł Egon. - I w zasadzie tyle - wzruszył ramionami. - Dzisiaj czasy ciężkie, ten, kto robi mieczem jest w cenie. Więc chcemy pokazać, jak robić bronią za nieco żeliwa, a i straż na tym skorzysta, bowiem ci, którzy będą do nich przychodzić, będą bardziej ogarnięci jak się bić. Miejsce wykombinujemy nasze, sprzęt też nasz. Jeśli by przyszło co do czego, to co mam zrobić i ile to kosztuje? - zakończył. - Aha. Czyli to taka szkoła szermierki by była? Aha. - mężczyzna pokiwał głową gdy widocznie próbował jakoś uszeregować ten pomysł w jakieś swojskie urzędnicze ramy. I odpowiedzi petenta były mu w tym przydatne. - No to nie tak prędko. Najpierw trzeba złożyć odpowiedni wniosek i uzyskać odpowiednie zezwolenia. U nas się tylko finalizuje jak już wszystko jest zebrane. Wtedy wpisujemy w rejestr i taka instytucja może oficjalnie i legalnie działać. - pokręcił głową na znak, że to nie tak na raz otwarcie takiej szkoły. Potem zaczął coś pisać na kartce papieru i pewnie pisał to co tłumaczył. Potrzebne było zezwolenie od straży miejskiej na prowadzenie takiej działalności z bronią w ręku. Zaświadczenie z sądu o nie karalności i dobrej opinii. Wycena rejenta o tym, że wybrane miejsce spełnia wymogi do zgłoszonego celu. Razem z wyposazeniem. No i jakaś ekspertyza o tym, że władze nie mają zastrzeżeń do zespołu jaki miałby pełnić tam funkcje, w tym wypadku szkoleniowe. Jak się zbierze komplet tych dokumentów będzie można tu wrócić i złożyć wniosek o zarejestrowanie takiej organizacji. Na koniec podał tą zapisaną kartkę na drugą stronę okienka aby brodacz mógł ją sobie wziąć. Egon wziął kartkę, podziękował, spodziewając się dokładnie takiej, a nie innej odpowiedzi - czyli skomplikowanego podsumowania wymagań i dokumentacji. Zamierzał do tej sprawy wrócić następnego dnia, lub być może nawet po sprawie kazamatów - zobaczy się.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
03-09-2021, 20:02 | #417 |
Reputacja: 1 |
|
03-09-2021, 21:37 | #418 |
Reputacja: 1 |
|
05-09-2021, 11:03 | #419 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 67 - 2519.02.12; bkt (4/8); przedpołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; zachodnia dzielnica; kryjówka Strupasa Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); przedpołudnie Warunki: jasno, cicho, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sil.wiatr, siar.mróz (-25) Strupas Wczoraj się trochę nachodził. Najpierw wracając do miasta a potem po samym mieście. Dzisiaj to czuł w nogach i nie tylko. Ale nie było to nic strasznego. A przyjemnie było obudzić się we własnych śmieciach. Co wyszło z drutem i wredną babą naprzeciwko to nie wiedział ale przestał słyszeć zieloną. W końcu nie wgapiał się w te drzwi przez cały dzień. Właściwie to większość dnia go nie było. Większość dnia wracał do miasta a potem łaził po mieście. Potem sporo czasu zeszło mu u morrytów. Z oczywistych względów niechętni byli takiemu cuchnącemu obszarpańcowi. I byli skłonni raczej jak najszybciej skończyć dyskusję niż ją ciągnąć. Po prawdzie to nie dowiedział się czy oni nie mają żadnych zapisków, mają ale nie chcą pokazać czy coś jeszcze innego. Na pewno nie pokazali ani nie powiedzieli mu o niczym takim. Wręcz przeciwnie. To oni zaczęli zadawać mu niewygodne pytania. - Mówiłeś, że jak się nazywasz? I skąd to zainteresowanie miejscami pochówków ofiar zarazy? Jakiej zarazy? Skąd wziąłeś pomysł na to? - zapytał kapłan jaki z nim rozmawiał. Wyglądał jak klasyczny stereotyp morryty. Zasuszony, chudy i blady. Ale nie na tyle stary aby żyć już w czasach gdy budowano miasto. Do garbusa dotarło, że jego smród, szpetota i wygląd nie wzbudzają zaufania tak w kapłanach jak i urzędnikach i pewnie większości miejskiej populacji. Kojarzyły się z brudem, ubóstwem i chorobą. Czyli czymś czego lepiej omijać i unikać o ile to możliwe. Ta sama zasada co zwykle sprawiała, że przechodnie i możnie omijali go z daleka, starali się go nie widzieć i jak już to przeganiali precz teraz sprawiała, że w świątyniach i urzędach oraz innych porządnych miejscach traktowano go podobnie. Wyglądał i śmierdział podejrzanie a to mocno utrudniało wszelkie negocjacje. Tak było wczoraj u morrytów. Może mieli jakieś zapiski które mogły być pomocne a może nie ale byle śmierdzącemu przybłędzie który o nie pytał nie zamierzali mu nic mówić a wręcz sami zaczęli dociekać skąd takie podejrzane zainteresowanie tym podejrzanym tematem u tak podejrzanego indywiduum. Z Sebastianem też mu nie bardzo poszło. Głównie dlatego, że cierpieli na braki kadrowe do pilnowania Gustawa. Co niejako wiązało i cyrulika i kogoś z pozostałych kultystów. Zwykle dyżurował tam Aaron, Silny albo Strupas. Co sprawiało, że ta czwórka miała mocno ograniczone możliwości. Chociaż wczoraj zastał tam Kornasa który pełnił tam wartę. Pozostało mu poszukać samemu po mieście kapliczek Morra. Ale Pan Snu i Wiecznego Snu nie zdradzał zainteresowania światem żywych póki ci nie przechodzili do jego ogrodów. A ci rewanżowali mu się tym samym. Miał kilka pomysłów, coś mu świtało pod zdeformowaną głową, że gdzieś coś widział ale jak mu się udało dotrzeć to albo okazywało się, że to zwykły symbol Morra upamiętniający pewnie gdzie ktoś zginął a komuś starczyło chęci i pieniędzy aby to jakoś upamiętnić. Bez umiejętności czytania nie do końca był pewny co tam stoi nabazgrane ale nie wyglądało to jakoś groźnie i ostrzegawczo jak znacznik gdzie jest masowa mogiła ofiar plagi. Wczoraj od Sebastiana dowiedział się, że Egon go szukał. Nie było to dziwne jeśli obaj mieli jechać za miasto do jaskini odmieńców. O ile garbus się orientował to w południe jeszcze obaj mięśniacy ze zboru powinni pojechać do kazamat z towarem. Ale potem już chyba gladiator powinien mieć wolne więc mogli się zacząć przygotowywać do tego wyjazdu. W końcu dobrze by było wrócić do miasta przed następnym zborem. A jak zwykle w takich rachubach nieznanym czynnikiem pozostawała pogoda. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; karczma “Wesołe warkocze” Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); przedpołudnie Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sil.wiatr, siar.mróz (-25) Egon Rany musiały się goić bo jak wstał rano to czuł się lepiej i jakoś lżej niż wczoraj. Albo tak mu się wydawało. Może nadal był zesztywniały a ból przeszkadzał mu w koncentracji, poruszaniu się i całej reszcie ale nie był obezwładniający tak jak na początku obudził się u van Hansenów. Nadal jednak nie był jeszcze w pełni sił. Odpoczynek i brak wysiłku fizycznego jednak pomagały w gojeniu się ran. Ranek okazał się być wietrzny. Na ulicach panowały głębokie zaspy. W nocy znów musiało napadać świeżego śniegu i to sporo. Bo jak szedł od siebie do swojej ulubionej karczmy na śniadanie to miasto zdawało się być nawiedzone przez śnieżny kataklizm. Nie dość, że wiało dość mocno i wiatr porywał świeży, śnieżny puch tworząc zadymkę to jeszcze była ta masa świeżego śniegu przez jaką w wielu miejscach wciąż nie zdążono wykopać wygodnych przejść. Udało mu się jednak dotrzeć do “Warkoczy”. W południe mieli jechać z Silnym do kazamat z dostawą towaru no ale to jeszcze było dobre kilka dzwonów do tego czasu to można było na spokojnie coś zjeść. Jak śniadał miał okazję przyjrzeć się krajobrazowi wnętrza karczmy. Wydawało się spokojnie jak zazwyczaj. Większość gości też właśnie albo jadła, albo kończyła albo dopiero zaczynała śniadanie. Te obfite opady śniegu zaburzyły naturalny rytm i nie jeden musiał jeść później niż zwykle. Czyli mniej więcej jak teraz gdy brodaty gladiator jadł swoje śniadanie. Wśród gości pierwszy raz widział brodatego krasnoluda. Siedział sam przy jednym ze stołów i wyglądał na uczonego, skrybę czy kogoś takiego. Tak mogła sugerować jego toga i brak pancerza jak u wojowników czy roboczego ubrania jak u rzemieślników. No i wydawał się być pogrążony w smutku, żałobie i rozpaczy. Nie zwracał uwagi na otoczenie. Zaś otoczenie upomniało się o Egona. - O. Ty mi wyglądasz na krzepkiego. - zagaił do niego jakiś mężczyzna w średnim wieku. Ale ubrany całkiem dobrze chociaż nie wyglądał na szlachcica. Dosiadł się naprzeciwko niego jak gladiator jeszcze czekał na swoje zamówienie więc siedział sam i na pusto. Przedstawił się jako Edwin i reprezentował jedną z gildii handlowych. A szukał zbrojnych. Dokładniej szukał zbrojnych do ochrony magazynu do końca zimy. A wiosną kto wie? Tacy zbrojni mieliby pierwszeństwo do zamustrowania się na statek jaki należał do tej gildii i na razie zimował w porcie. No ale na wiosnę zamierzali wyruszyć w rejs. Wtedy jakby się ktoś zaciągnął to mógł sobie wybrać czy woli zostać czy ruszać na morze. Z tego co się Egon orientował to zwykle rejsy były lepiej płatne niż praca w porcie. To nie było się co dziwić, że wielu mustrowało się na statki jak te wypływały w morze ale póki trwała zima każdy łapał się czego się dało aby przetrwać. Potem wesoły warkoczyk przyniosła mu zamówienie a jeszcze potem przyszła Virsika. - No cześć. - przywitała się dosiadając się do jego stołu i sprawdzając co mu zostało w kuflu. - Co tak krzywo siedzisz jakbyś dostał łomot w ciemnym zaułku? - zapytała dostrzegając pewną niezgrabność ruchów kolegi i zapytała go żartobliwym tonem. Ale przyniosła też wieści z miasta. Spotkała takiego jednego skrybę czy kogoś takiego mundrego. Miał zrobić jakiś spis czy pomiar w jakiejś kamienicy. Ale w takiej mało ciekawej dzielnicy więc trochę się cykał iść tam sam. No ale spotkał Virsikę i ta mu powiedziała, że zna takiego jednego komu niebezpieczne dzielnice nie straszne i można na nim polegać. I obiecała go zapytać. No to przyszła i pytała. Tamten musiał dokończyć spis do końca tygodnia więc może nie trzeba było zrywać się od ręki ale i też dziś lub najpóźniej jutro trzeba było dać mu odpowiedź albo poszuka kogoś innego do ochrony. Wiele może nie płacił no ale właściwie robota też nie zapowiadała się na jakąś wymagającą. Może dwa czy trzy dzwony towarzystwa bo on z samym spisem to już by sobie poradził. No chyba, że zaczęłaby się jednak jakaś heca ale jakby Egon mu towarzyszył to szanse na to malały. Bo jakby poszedł sam to rzeczywiście prosił się o kłopoty. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; dzielnica centralna; ulica Kazamatów; kazamaty Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); południe Warunki: jasno, cisza, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, mroźno (-15) Egon Dzisiaj jak jechali z Silnym to strażnicy wydawali sie już ich traktować wręcz rutynowo. Widocznie przyzwyczaili się do nich. Ale jednak wciąż jednak któryś właził na wóz sprawdzając od niechcenia co przewożą na tym wozie. W workach, skrzyniach i beczkach przygotowanych od Karlika było jednak co trzeba więc nie bardzo było się czego czepiać. Więc sprawdzanie się kończyło a jeden z nich siadał na tyle wozu i jechał z nimi na zaplecze go kazamatowej kuchni. Dziś te wszystkie worki i skrzynie wydawały się Egonowi jakieś większe i cięższe. Wciąż odczuwał skutki walki z trollem i nie był w pełni sił. Tym razem znów spotkali rudowłosą koleżankę ze zboru jaka udawała tutaj kucharkę. Znów przejęła rolę przyjemnej dla oka i sympatycznej przewodniczki. Chociaż i tak Silny ledwo na nią spojrzał nie zdradzając większego zainteresowania nią. W przeciwieństwie do strażnika który jawnie gapił się w jej nie dopięty dekolt zwykłej koszuli. A rzeczywiście było się w co gapić a, że w kuchni było gorąco nie dziwiło, że to i owo służba miała zawinięte i porozpinane. Jednak u jedynej, młodej i zgrabej kobiety w tej obsłudze bardziej zdawało się to rzucać w oczy. Gdy byli w magazynie gdzie tragarz postawił kolejny pakunek Łasica wykorzystała moment aby przymknąć drzwi i zamienić z nim słowo. ~ Udało mi się przesłać gryps temu twojemu. Ale powiedz mi coś co tylko wy wiecie aby wiedział, że jestem od ciebie. ~ włamywaczka szybko zapytała zezując na drzwi czy ktoś tam nie idzie w ich stronę. Nie mogła całkiem ich zamknąć bo to by było podejrzane a tak to w każdej chwili mógł ktoś tu wejść. ~ Trzymają tu też Szybkiego i czwórkę jego chłopaków. Może uda się zrobić jakieś zamieszanie z nimi. Przesłałam im gryps niby z zewnątrz bo chyba mnie nie rozpoznali. ~ szeptała szybko nie spuszczając wzroku z drzwi. Raczej po to aby Egon przekazał te wieści na zewnątrz. ~ I udało mi się przejąć wino dla wyroczni. Od Wellentag. Przestałam jej podawać ziółka. Jest mniej otępiała. Ale dalej mnie do niej nie wpuszczają. ~ nie przerywała tego cichego szeptu śpiesząc się przekazać jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. ~ Trochę szwendałam się po korytarzach, niby, że się zgubiłam. Ale nie znalazłam tego wejścia z kanałów. Ale dziś zanoszę obiad Leosi. Spróbuję ją polulać. Może da mi to czas na rozejrzenie się. ~ zamilkła bo wydawało się, że ktoś zmierza w stronę magazynu. Odskoczyła zwinnie stając przy drzwiach i zerkając przez szczelinę. Ale widocznie jednak celem tego kogoś nie był magazyn bo kroki stopniowo ucichły. Gladiator już miał wychodzić ale Łasica zatrzymała go jeszcze na chwilę. ~ Gadaj o robotę na tego strażnika. Jak dasz radę to do dziennej zmiany. To będziemy mogli coś podziałać razem. Jak dasz mi przykrywkę, że się razem zabawiamy to będę mogła pozwiedzać. A tak to widzisz, cały czas muszę zasuwać przy kuchni albo przy strażnikach i niewiele mogę zdziałać. ~ powiedziała na koniec zerkając przez szczelinę w drzwiach czy ktoś tam nie zmierza w stronę magazynu. Zbyt długo nie mogli gadać bo to też mogło budzić podejrzenia. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); przedpołudnie Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sil.wiatr, siar.mróz (-25) Pirora Kolejny poranek okazał się dość wietrzny. Okna zdawały się trzeszczeć od naporu wiatru i porwanego przez niego śniegu. A i poranek właściwie był już dość późny gdy młoda szlachcianka siadła do śniadania. Nie musiała się wysilać w schodzenie na dół, do głównej izby albo choćby ubieranie się. Śniadanie zostało jej podane na tacy przez Burgund. Włamywaczka też nie siliła się aby się jakoś ubrać w swoje rzeczy. Miała tylko na sobie podomkę Pirory jaką pewnie znalazła w pokoju. Za to przydreptała klaskając bosymi stopami po drewnianej podłodze pokoju. Pirorę obudził chyba właśnie dźwięk zamykanych drzwi. Ale nie zdążyła dojrzeć kto przyniósł śniadanie do pokoju. Pewnie nie Burgund skoro ona była z nią nadal w środku więc pewnie Irina albo któraś z kapitańskich dziewczyn. - Dzień dobry panienko! Już wstałaś? Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. - łotrzyca zaćwierkała słodko i wesoło siadając z tacą na brzegu łóżka i nachylając się nad kochanką aby ją pocałować na dobry początek dnia. - Dziewczyny pytały czy zjemy z nimi na dole i czy nie są ci do czegoś potrzebne. - wskazała na drzwi jakie właśnie zamknęła przekazując wieści z poza pokoju. Spod niedbale zawiązanej podomki kusząco wyglądał głęboko wcięty dekolt włamywaczki. A na nim w świetle dnia widać było ślady wczorajszej pierwszej, bezpardonowej sztuki miłości. Ale jakoś właścicielka tego dekoltu zdawała się nie zwracać na to uwagi a sama z rana miała wyśmienity humor. Blondynka jednak dzisiaj czuła na sobie te szaleństwa ostatniej nocy. I w członkach i w śladach po zębach i paznokciach. Co jej miało spuchnąć to właśnie napuchło i zsiniało. Jak choćby przy nadgarstku gdzie ją wczoraj mocno złapała i trzymała włamywaczka dzisiaj miała siniaka dobrze widocznego na jej jasnej, nieco piegowatej skórze. Jednak i ramiona Burgund tam gdzie były podwinięte wyglądały podobnie. - No muszę ci się przyznać, że wczoraj to mnie nieco zaskoczyłaś tym nagłym atakiem. Ale było cudownie! Jak tak to wygląda nocowanie u ciebie to mogłabym tak nocować co noc! - włamywaczka roześmiała się szczerze i beztrosko bezwstydnie przyznając się, że szlachcianka wstrzeliła się w sam środek jej gustów i preferencji. - A dziewczyny umierają z ciekawości co się tu wyrabiało wczoraj i w nocy. No a Beno mi coś opowiadała o jakimś kawalerze Kellerze. No cuda nie widy taki z niego ogier ponoć! Naprawdę? Bo jak tak to bym nie miała nic przeciwko aby go poznać. No chyba, że chcecie go zatrzymać dla siebie i to towar zastrzeżony no to powiedz to będę wiedziała, żeby do niego nie startować. - nowa koleżanka Pirory nieco zdradziła jej co widocznie zdążyła z rana porozmawiać z kapitańskimi dziewczynami i wydawała się tak samo ciekawa herr Kellera jak one tego co się tu wyprawiało ostatniej nocy. - Aha a jak szukałam czegoś do okrycia tak na szybko aby im otworzyć drzwi to znalazłam to. - powiedziała sięgając na szafkę nocną i sięgnęła po nową opowieść o Telimie, tą z elfami jaką niedawno Pirora zaczęła czytać i ręczne zapiski znalezione w skrytce pani Holtz. Były nikłe szanse, że wychowanka ulic zna słowo pisane więc pewnie to nie literki zwróciły jej uwagę. - Co to jest? - zapytała otwierając oba tomiki na chybił trafił na jakichś obrazkach. W jednym gdyby autorowi nie zabrakło nieco cenzorskiej odwagi to była widoczna Telima z dwoma elfkami. Które były w trakcie wzajemnego rozbierania się i były bliskie pocałunku. Do tekstu szlachcianka jeszcze nie doszła ale skojarzenia z grzesznej zabawy trójki nagich kobiet były dość oczywiste. W drugim scenka była o wiele bardziej jednoznaczna i bulwersująca. Bo przedstawiała obraz orgii młodych kobiet ze zwierzoludźmi. I to bez żadnych niedomówień ale jak trzeba było na dość małej kartce notatnika zmieścić kilka postaci to nie można było zmieścić zbyt wielu detali. - Bo wyglada to całkiem interesująco. - roześmiała się Burgund przewracając notatnik znaleziony w pensjonacie o ileś stron i wskazując na kolejny bezecny szkic. Na nim jakaś naga kobieta była przywiązana do belki albo czegoś takiego, że miała oba ramiona związane do góry. I chyba zwijała się z bólu. Na plecach i pośladkach miała już liczne pręgi po pejczu. A sam pejcz trzymany przez inną kobietę tylko bardziej ubraną i nieco z boku kadru właśnie smagał tą uwiązaną. A w tym tomiku więcej było tak lubieżnych obrazków i to z młodymi, zgrabnymi maltretowanymi kobietami, zwykle przez inne młode i zgrabne kobiety. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); południe Warunki: jasno, cisza, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, mroźno (-15) - O, jesteś Piroro. Dzień dobry. Mój lokaj cię odnalazł? - czarnowłosą gospodynię jaka ją zaprosiła na dzisiejsze malowanie Pirora spotkała w korytarzu gdy wyszły sobie naprzeciwko. Gość była prowadzona przez majordoma który ją przejął w drzwiach wejściowych no a widocznie Kamila usłyszała, że już jest bo wyszła jej naprzeciw aby ją powitać i przejąć rolę przewodniczki. Przywitała się z nią bardzo ciepło i przyjaźnie. Nieco wcześniej jak już gotowa do wyjścia Pirora czekała w “Żaglach” widziała jak lokal w liberii wszedł do środka i podszedł do szynkwasu rozmawiając chwilę z oberżystą. Zwracał na siebie uwagę bo tacy się tu zbyt często nie trafiali. Z drugiej strony zdarzały się tu tak barwne postacie jak choćby najładniejsza pani kapitan w mieście więc nie było to aż tak dziwne. Ale niecodzienne. A potem ten lokaj podszedł do kapitańskiego stołu, skinął głową w dystyngowany sposób po czym przedstawił się, że jest wysłannikiem panienki van Zee i zaprasza do powozu. Dalej już droga przebiegła bez kłopotów. A panna z Averlandu miała okazję przemyśleć różne sprawy. Na przykład jutro wieczór. Niejako była na rozdrożu. Była przecież zaproszona na wieczorek poetycki do Kamili. Ale też Łasica obiecała ją odwiedzić po swojej robocie no a Burgund po wizycie u Oksany. Zaś na dzisiejszy wieczór okazało się, że jest ustawiona zarówno z Herr Lange jak i z elficką panią nawigator. Jak zeszła na dół okazało się, że czeka na nią wiadomość od oficera legionistów. Musiał ją przysłać wczoraj wieczorem jak już poszła na górę z Burgund. Więc otrzymała ją dopiero dziś przy śniadaniu. Wiadomość krótka. Przyjdzie do “Żagli” dziś wieczór. A jak posłała wiadomość do “Kufli” do Złotogrzywej to ta jej wysłała odpowiedź od ręki jeszcze tym samym posłańcem. A odpowiedź była twierdząca i tylko elfka chętna była spędzić wieczór z Pirorą i Herr Lange. Zwłaszcza jakby w zestawie było też śniadanie. Ale to tak szykowały się dzisiejszy i jutrzejszy wieczór a póki co jedna malarka towarzyszyła drugiej w drodze do miejsca jej pracy. - A tu jest moja pracownia. No ja to jestem tylko amatorką to może podpowiesz mi jak powinna wyglądać prawdziwa pracownia? Bo właściwie w żadnej nie byłam. Wiem, że w Saltburgu jest kilku prawdziwych malarzy no ale papa rzadko mnie zabiera a poza tym nie chce mnie puszczać. Mówi, że artyści i cyrkowcy to same szuje i ladacznice i nie wypada aby panienka z dobrego domu się przy nich kręciła a co dopiero odwiedzała. Nie zgadzam się z nim. Zobacz na naszą Nije. Jest troszkę nieokrzesana i bezpośrednia ale w gruncie rzeczy całkiem miła i sympatyczna. Ale pape ona drażni a o innych szkoda mówić. - westchnęła na to, że jej ojciec nie podziela tak zamiłowania do sztuki i artystów jak ona sama. - Ostatnio spotkałam ją na mieście i rozmawiałyśmy chwilę. Mówiła, że przyśnił jej się wspaniały pomysł i teraz tworzy jakieś syrenie serenady. Nie wiem czy sobie dworowała ze mnie czy co, troszkę mi wyglądała na rozkojarzoną. Myślałam, że może jest nieco wstawiona mimo wczesnej pory to u niej to nic pewnego. Ale jakoś nie wyczułam od niej alkoholu. Sama nie wiem. Ona czasem tak coś powie, że w ogóle nie wiadomo co zrobić i powiedzieć. Przynajmniej dobrze wychowanej damie. - Kamila mówiła szybko jak szły korytarzem a gospodyni jakby przeskakiwała od jednego skojarzenia do drugiego. Z tymi pracowniami to o ile wiedziała Pirora raczek każdy artysta urządzał ją sobie sam wedle własnych potrzeb, preferencji i możliwości. A gospodyni z początku prowadziła ją do biblioteki w jakich odbywały się spotkania poetyckie. Ale minęły ją i zanurzyły się w odmęty bogatej rezydencji. Młoda szlachcianka szła energicznym tempem zdradzając podekscytowanie. - A jak ci idzie z tą kamienicą? Masz gdzie mieszkać? Bo jak widzisz u nas miejsca sporo. Jakbyś potrzebowała to możesz u nas zamieszkać. I nie bój się w żadnych pokojach dla służby tylko w gościnnych. No sama zobacz. - powiedziała jakby jej się przypomniało gdy mijały zamknięte drzwi. Przy jednych z nich się zatrzymała i otworzyła. W środku był pokój. Ładny pokój. W sam raz aby gościć szlachtę. Większy niż 13-ka jaką Pirora wynajmowała w “Żaglach”. Z tapetami zamiast gołych desek na ścianach. I z małżeńskim, dwuosobowym łożem do jakiego dwa, zwykłe złączone łóżka w pokoju karczemnym nie mogły się równać. Meble też wydawały się o klasę czy dwie wyższe. Kamila pytała jakby była tak z czystej sympatii i życzliwości pomóc błękitnokrwistej koleżance w mieszkaniowej potrzebie. Ale nie narzucała się. Dała pannie van Dyke obejrzeć pokój a gdy skończyła wróciła do roli przewodniczki po tej rezydencji. Otworzyła jakieś kolejne drzwi i znalazły się w pracowni malarskiej. - No to tutaj. - powiedziała skromnie gospodyni zataczając dłońmi łuk dookoła. Nawet gdyby tego nie powiedziała to malarka zorientowałaby się, że znajduje się w pracowni malarskiej. Sporo pustych płócien, rolki zapasowego płótna które można było przyciąć i rozpiąć pod dany obraz, puste jeszcze ramy, stanowisko z całymi kubkami pędzli i farb no i sztalugi. Jedna rozłożona z gotowym, czystym płótnem zapraszała aby z niej skorzystać. Inne stały pod ścianą. Ciemnoskóra szlachcianka zamilkła dając blondynce czas aby ta mogła ogarnąć to pomieszczenie wzrokiem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
10-09-2021, 15:42 | #420 |
Reputacja: 1 | Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; karczma “Wesołe warkocze” Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); przedpołudnie Kiedy tylko dosiadł się do niego Edwin, Egon ze spokojem słuchał jego opowieści, po czym rzekł: - Czemu nie? - rzekł. - Ale prawdę powiedziawszy, parę spraw mam na karku i nie mogę się zobowiązać już teraz. Dajcie mi, panie, namiary na ten wasz statek, a jak mi się co zwolni, to do was podskoczę. - Oczywiście. To pytaj w dokach Albatrosa o Najemników Gotharda. Pośpiechu nie ma to możesz przyjść jak ci wygodnie. No ale wiadomo, kto pierwszy ten lepszy. - werbownik przyjął odpowiedź ze spokojem i wcale nie nalegał na pośpiech. Wydawał się być przygotowany na taką odpowiedź jaką usłyszał. Kiedy Vrisika przyszła do Egona, ten akurat już kończył jeść. Sam wyłożył swojej znajomej przygodę, jak to wszystko poszło: wyprawa z Kunonem, walka z trollem, która okazała się ciężka, a także powrót na koniu van Hansen i to, jak był w ich posiadłości i co tam się działo. Nie omieszkał także wspomnieć o wilkołaku, uprzednio prosząc Vrisikę o dochowanie sekretu. - Daj mi namiary na tego skrybę. Dzisiaj idę z Silnym do kazamatów i może tam będę miał nową robotę, więc ciężko mi powiedzieć. Ale jak będę mógł z nim pochodzić i za to chodzenie dostać parę karlików, to czemu nie? - zapytał. - Byłeś u van Hansenów? Jadłeś śniadanie z Froyą van Hansen? Tą ślicznotką na wydaniu co się do niej pół miasta ślini? - Virsika widocznie nie była w temacie ostatnich przygód kolegi no ale w końcu nie widzieli się przez kilka dni. I wizyta w rezydencji jednego z najznamienitszych rodów w mieście oraz śniadanie z sama milady van Hansen zrobiło na niej chyba nawet większe wrażenie niż sama walka z trollem. Ale w końcu przestała to przeżywać i wróciła do tematu pisarczyka. Miał czekać na odpowiedź w “Piwnicznej” no a jakby go tam nie było można było tam zostawić wiadomość. Dla Alberta. I najlepiej tam iść dziś lub jutro bo on szuka eskorty to może kogoś znaleźć. - Ano! Wiadomo. Wyrobię się z kazamatami, to ruszę dupę i tam się przejdę - odparł Egon. - A z van Hansen, nie wiem, jakoś tam na mnie dużego wrażenia nie zrobiła, szczególnie z rozbitą wargą. - Też byś była taka, jak ona, jakby twój stary sypnął groszem! - zaśmiał się. - Froya van Hansen może i mieczem robić umie, ale wierz mi, krwawi tak samo, jak ja czy ty. Dzięki za cynk. Będę widział, jak to będzie, jak już skończę po kazamatach. No. Bywaj. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; dzielnica centralna; ulica Kazamatów; kazamaty Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); południe Kazamaty dla Egona wydawały się już niemal drugim domem. Chodził tutaj z Silnym tak często, że w zasadzie stracił lęk przed tym miejscem, jaki mają wszyscy miejscy i w zasadzie podróże były czymś niemal przyjemnym. Egon pokiwał głową, słuchając wieści Łasicy. Na pytanie o Ulricha Vogel, dodał: - Powiedz mu, że przysyła cię Egon Herschkel, a jak pamiętać nie będzie, to przypomnij mu, jak to pięć lat temu w Ostlandzie razem z Egonem pił i jak żeśmy we dwóch jedną ladacznicę brali, bośmy pieniędzy nie mieli - rzekł gladiator. - A o strażnika popytam. Kiedy tylko skończył z ładowaniem wszystkiego, zaczął wracać do wozu, gdzie Silny zagadywał strażnika rozmową. - Panie, rzeknijcie no, jest jakie wolne miejsce w straży? - zapytał Egon strażnika, dając znak Silnemu, żeby pomógł w rozmowie. - Robota by mi się przydała. Łasica skinęła głową a na wzmiankę o wspólnym braniu ladacznicy roześmiała się cicho i wesoło unosząc kciuk do góry na znak aprobaty i szepnęła, że też lubi takie zabawy. Ale dłużej nie przedłużała tego spotkania tylko wyszli z powrotem na korytarz i do parnej i gorącej kuchni gdzie panowała przedobiednia gorączka. Tam została a on wyszedł na mroźny i zawalony śniegiem dziedziniec. - Roboty szukasz? U nas? Na strażnika? - wartownik miał leniwie opartą halabardę o swoje ramię a trochę o puste paczki i beczki. Podrapał się pod hełmem oglądając postawnego rozmówcę jakby pierwszy raz go widział. - No. Nie przydałby wam się taki? No zobacz jaki chłop na schwał. A robotny! No sam widzisz jak te paczki nosi. Żaden obibok z niego. - Silny gładko wszedł w rolę wuja czy starszego brata albo kolegi który zapewnia o przydatności swojego podopiecznego. Często tak to się zdarzało gdy szukano dla kogoś roboty. Strażnik pokiwał głową wciąż taksując brodacza spojrzeniem. - Jak dla mnie może być. Ale to nie ja decyduję tylko szef. I to nie nasz na bramie tylko szef zmiany. To z nim trzeba by gadać. To jak będziemy wracać to możesz podejść do biura i spróbować z nim pogadać. - strażnik skinął w stronę skąd przyjechali. Przeładunek był zakończony to mogli wracać do bramy. Wyglądało jakby wartownikowi sprawa była dość obojętna ale nie zabraniał pogadać z szefem. - Dobrze - rzekł Egon. Egon spodziewał się znacznie większego oporu - choć, oczywiście, ostateczna decyzja należała do pryncypała, z którym miał się właśnie spotkać. Nie było co gadać - jeśli Egon zatrudni się na dziennej, to znacznie to ułatwi Łasicy zorganizowanie reszty. Dotychczas była ona jedynym ogniwem (choć zapewne nie słabym), na którym spoczywało powodzenie całej sytuacji. Kiedy tylko wsiadł na wóz, skinął głową na Silnego i zsiadł z wozu. Kiedy podszedł do paru strażników, którzy urzędowali przy stróżówce. przedstawił się jako ten, co ma sprawę do szefa w kwestii ewentualnego zatrudnienia. - Poczekaj pójdę z tobą. - strażnik jaki zwykle jeździł z nimi na wozie powstrzymał Egona przed samodzielną wycieczką. Zresztą Silny i wóz już stali przy bramie tylko po wewnętrznej stronie to byli na widoku pozostałych w bramie strażników. A gladiator wraz z przewodnikiem ruszyli w stronę jakiej do tej pory ten pierwszy nie zwiedzał. Z początku wrócili w tak jak jechali wozem do kuchni ale odbili w bok. W stronę wykopanej po pas ścieżki w śniegu. A odwalony śniego tworzył nieregularne nasypy wzdłuż niej sprawiając, że szli jak w śnieżnym kanionie. Dotarli do wejścia, potem coś podobnego do recepcji z jakimś facetem za biurkiem ale widząc znajomego strażnika tylko skinęli sobie głowami mówiąc, że idą do szefa. Przeszli przez jakies schody i korytarze. Wreszcie strażnik zapukał do kolejnych drzwi. - Wejść! - rozległ się krótki, zdecydowany męski głos zwiastujący silną osobowość po drugiej stronie. Strażnik wprowadził gościa a ten zobaczył za zwykłym biurkiem mężczyznę w sile wieku. Postawny chociaż nie tak jak Egon. Spojrzenie miał bystre i nieufne. Twarz o topornych rysach bardziej pasowała do jakiegoś oprycha czy zbira. Ale widocznie to właśnie był szef rannej zmiany strażników. - Cześć szefie. To jest Egon. On jeździ do nas z towarem co tydzień. Właśnie przyjechał. No ale pyta o robotę strażnika. To go przyprowadziłem. - podwładny streścił po co tutaj przyprowadził obcego a szef wysłuchał i obrzucił sylwetkę gladiatora uważnym spojrzeniem. - To mówisz, że chcesz być strażnikiem? A dlaczego? To nie jest robota jaką się robi wrażenie na znajomych. - zagadnął mężczyzna za biurkiem zadając całkiem proste pytanie. Klawisz to rzeczywiście nie był zaszczytny zawód. Już nawet ci ze straży miejskiej mieli chyba ciut lepszą reputację na mieście. Egon wzruszył ramionami na pytanie. - Robota jak każda inna, ja z taką parą w łapie będę w niej nawet lepszy, niż niektórzy, co ich widziałem - rzekł. - Stróżowanie po mieście albo w dokach ma to do siebie, że trzeba stać na na zawiei, a tutaj bez problemu, bo albo w koszarach, albo przy celi więziennej, jak tam wolicie. No i lepsze, niż ochrona na zewnątrz miasta, bo tam wiadomo, różne licho z lasu może wychynąć. - Czy wrażenia nie robi, sam nie wiem, jakoś mi tam nie zależy. Styka mi robota w miarę dobra. Grosz nie najlepszy, ale w miarę pewny. Zakładam. Rzeknijcie mi więc, jest tutaj miejsce dla mnie? Mężczyzna za biurkiem w milczeniu wysłuchał słów Egona. I pokiwał głową jakby na koniec zrobił w niej jakieś podsumowanie albo wnioski. - A masz jakieś referencje? Jak się w ogóle nazywasz? Pracowałeś już gdzieś w podobnym charakterze? - szef strażników zdał kilka krótkich pytań chcąc najpierw lepiej poznać kandydata do tej roboty. - Egon Herschkel - rzekł Egon, wiedząc, że jego imię nie będzie znane w kazamatach i że bezeceństwa, których się ongiś dopuszczał nie były zbytnio znane w Neues Emskrank. - Strażnikowałem głównie jako ochrona karawany wcześniej i czasem także stróżowałem w dokach, poświadczą o tym kapitanowie. Ostatnio wyprawiałem się także na bestie, była to wyprawa organizowana przez rajców miejskich. Walka to nie pierwszyzna dla mnie, jeśli do tego dojdzie, ale rozumiem, że w przypadku stróżowania to ostateczność. - Tak, raczej tak. Kraty i mury załatwiają za nas większość roboty. - szef strażników pokiwał głową potwierdzając chociaż część domysłów kandydata. - Ale w tej robocie przede wszystkim trzeba mieć mocne nerwy. Umieć patrzeć w drugą stronę i nie wcinać nosa w cudze drzwi. I nie memlać ozorem. Długi ozór może tu tylko przysporzyć kłopotów. - poinformował stojącego przed biurkiem brodacza na czym ma polegać ta praca. Nie brzmiało jakby się w niej używało mnóstwa siły albo non stop toczyło jakieś walki. - Bez gadania i wścibiania nosa - pokiwał głową Egon. - Brzmi jak dobra robota. Coś, co mogę zrobić. Dla mnie to nie problem. Nie miał zbyt wiele do dodania. Jak było w kazamatach, każdy widział, jaka była praca strażnika, to też. Czekał na werdykt szefa strażników co do tego, czy tutaj będzie pracował. - Dobra. To przyjdź jutro na okres próbny. Zaczynamy o 8 rano. Nie spóźnij się. Zgłoś się przy bramie. Chłopaki powiedzą ci co i jak. - postawny mężczyzna po drugiej stronie biurka zastanawiał się jeszcze chwilę zanim się odezwał. Ale wzruszył ramionami widocznie uznając, że na próbę może zobaczyć co ten nowy jest wart. Skinął głową do strażnika i ten klepnął w ramię Egona dając znać, że wizyta jest zakończona i czas wracać do wozu i bramy. Egon skinął głową. Wyglądało na to że - póki co - los mu sprzyjał. Oczywiście, pozostało w ramach udowodnienia, że się nadaje do pracy, przez dwa tygodnie chodzić na warty. To jednak nie było chyba zbytnim problemem dla takiego kogoś, jak on. Po wyjściu z kazamatów, wyłożył Silnemu, jak sprawy się potoczyły. Oczywiście, zamierzał także porozmawiać o tym z Łasicą, aby ustalić plan gry na następne parę tygodni w kazamatach, ale o rozmowie z dziewczyną nie zamierzał wspominać Silnemu, który za każdym razem wyglądał, jakby miał zacząć mordować, kiedy tylko Egon o niej wspominał.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |