Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2021, 17:34   #87
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Druid był niepocieszony. Choć w zasadzie to chyba był zły sam na siebie - jakim cudem dali się zajść jak dzieci przez dwa owłosione olbrzymy, tego nie wiedział i nie miał czasu dociekać. Co gorsza, bestie zdobyły się na sztuczki, których nie spodziewali się. A najgorsze, że Amza została złapana.

“Wiedziałem, że dziewka prędzej czy później stanie się przeszkodą” - błysnęło w głowie Bharriga przez chwilę. Nie miał jednak czasu, atakowany przez wielkiego, włochatego potwora.

- Geri, uciekaj! - krzyknął Druid do tygrysa, widząc nadciągającą lawinę. Miał nadzieję, że tygrys załapie w porę, żeby uskoczyć przed ścianą śniegu. - Zbierać dupy, lawinaaa! - tu Bharrig już zawołał na całe obozowisko.

Sam Druid zaczął zmieniać się po raz kolejny. O ile wcześniej jego forma buchała czerwonymi i białymi płomieniami, to teraz, po paru chwilach, ciało Bharriga zmieniło się w wir powietrza, który tylko z ogólnego kształtu przypominał wcześniejszą sylwetkę krasnoluda. Bezkształtna chmura wirowała w miejscu, gdzie stał wcześniej krasnolud, a tam, gdzie wcześniej była głowa, para wyładowań elektrycznych znaczyła oczy w miniaturowej burzy żywiołaka.

Druid uniósł się w powietrzu, pędząc z dużą prędkością w stronę miejsca, gdzie tygrys mocował się z lwem jaskiniowym.

Geri, usłyszawszy słowa Bharriga, rzucił się w bok, aby uciec lawinie.
- Endymion! - krzyknął jeszcze Druid. - Zajmij się resztą, ja polecę po Amzę!

-Na kutasa Bane’a! - Kargar przeklął plugawie pod nosem, próbując ocenić szybko sytuację. Nie mieli wiele czasu by uciec przed lawiną, szybko zarzucił plecak i zanim rzucił się do ucieczki w prawy bok rozejrzał się czy któryś z kompanów (nie licząc Amzy, której w tej chwili nie miał możliwości ratować) wyglądał jakby potrzebował pomocy.

- Deidre! Lawina! Uciekaj z namiotu! - krzyknął Gabriel, ruszając biegiem w stronę wspomnianego namiotu. Ledwo odsunął płachtę, ujrzał zaklinaczkę, rozespaną, półnagą owiniętą kocem, spoglądającą na niego z przerażoną minką.
- Deidre, musimy uciekać! - powiedział, wkładając w to całą siłę przekonywania, jaką dysponował. Chwycił swoją torbę. - Kochanie, chodź tak, jak stoisz, inaczej zginiemy! Weź koc i uciekajmy!
- Moje rzeczy! - Odkrzyknęła Deidre… i zaczęła je panicznie zbierać po namiocie. Głównie magiczny ekwipunek...
- Wszystko ci odkupię! Chodź już... - powiedział. - Wyciągniemy wszystko spod śniegu! Skarbie, chodź! - Wyciągnął rękę do Deidre.

Gdy paladyn zobaczył porwaną Amzę krew w nim zawrzała. Szybko opanował się gdy przeszarżował mu nad głową huragan zapewniający go bharrigowym głosem, że zajmie się Amzą. Dobrze… rozejrzał się po obozie… Kargar z Amarą już uciekali, Bharrig latał, Gabriel wchodził do namiotu Deidre… wszyscy ogarnięci. Więc odwrócił się, złapał koc i władował na niego swój pancerz. Chwycił za rogi, jak wielki nieporęczny worek i swój plecak. Torbie na zwoje nie poświęcił nawet spojrzenia. Nie było na to czasu. Wybiegł z namiotu i z całych sił pędził by uciec przed lawiną… zdecydowanie wolałby biec na ratunek Amzie, ale wiedział, że to nie ma racji bytu (nigdy nie dogoni potwora wspinającego się po skałach) i Bharrig już się tym zajmował.

***

Amara zabierała swój plecak z namiotu i uciekła w lewo.

Bharrig, widząc, że walka tygrysa razem z lwem przeniosła się nieco dalej od niego i że tygrys zdawał się wygrywać, leciał dalej w stronę wielkiego, włochatego potwora, który miał pod pachą Amzę. Kiedy tylko podleciał w zasięg, wykrzyczał na niego zaklęcie polimorfii, to samo, które wcześniej zamieniło wielką mantykorę w niegroźnego chomika.

Kargar widząc, że pozostali uciekają pobiegł w prawą stronę starając się zdążyć przed uderzeniem lawiny. Tak długo jak miał swój miecz sytuacja nie była aż taka zła…

Deidre była nad wyraz oporna, więc Gabriel powoli zaczął żegnać się z życiem. Ale nie zamierzał się poddać.
Rzucił zaklęcie Blessing of fervor, dzięki któremu mogli szybciej biec, i spróbował pociągnąć dziewczynę w stronę wyjścia z namiotu.
- Uratujesz mnie? - Zaklinaczka spojrzała w końcu na Gabriela ze łzami w oczach… chyba się opamiętała, albo i zebrała już wystarczająco swoich rzeczy? Ale czy nie było już za późno?
- Tak, skarbie... ale musimy szybko biec - powiedział, po czym pochwycił ją mocno za dłoń i w końcu wyciągnął za sobą z namiotu.
- Szybko biegniemy! - poinstruował dziewczynę. - Tak szybko, jak nigdy w życiu!
Ścigać się z lawiną nie można było, więc trzeba było biec w bok, by zejść z drogi lawinie.
- Moje buty… - Zaprotestowała na zewnątrz namiotu Deidre, ale i spojrzała w bok, ku szczytowi góry, i ku pędzącej ku nich lawinie. Zaczęła krzyczeć ze strachu.
Pieprzyć buty!, pomyślał Gabriel
- Kupię ci nowe! Cały tuzin! - obiecał, po czym pociągnął dziewczynę, chcąc skłonić ją do biegu. - Przebieraj nogami jak najszybciej! Uciekniemy przed lawiną - zapewnił.

Czar Druida zamienił Yeti w kolejnego chomika… i ten gdzieś się stracił, upadając na śnieg, podobnie zresztą jak nieprzytomna, niebieskawa na skórze Amza.

Tygrys walczył z lwem, i poranił go mocno pazurami i ugryzieniem, lew odpłacił się jednak zaś podstępnym, potężnym ugryzieniem w szyję Geriego… walka była w sumie wyrównana, a oba zwierzaki już mocno oberwały od swojego przeciwnika...

Amara uciekła gdzieś daleko w lewo od obozu, podobnie zresztą jak jeden z Yeti.

Paladyn biegł przed siebie jakby go ogary piekieł goniły. Przed oczami jawił mu się wybór… widział Geriego walczącego dzielnie z wrogiem i… może nie przegrywającego, ale już rannego. Nie chciał podejmować tego wyboru… Spojrzał w górę i na krótki moment udało mu się wyłapać spojrzenie druida (albo tak mu się wydawało? Bo przecież był on teraz huraganem). Bharrig skończył swoje i już leżał pomóc towarzyszowi. Dobrze… Endymion biegł w bok. Nie próbując uciekać wbrew lawinie, ale w jej bok.

***

Druid, usatysfakcjonowany widokiem powiększającej się czeredy chomików, którą wytworzył swoim zaklęciem, zwrócił swoją uwagę na Geriego, który całkiem paskudnie oberwał od jaskiniowego lwa. Walka zdawała się być całkiem poważna, a Amza na ten moment zdawała się być bezpieczna - paladyn już biegł co sił, tachając pod pachą swój pancerz i krasnolud-żywiołak nie wątpił, że zaaplikuje dziewczynie pomoc, której potrzebowała. Amza co prawda wyglądała, jakby niewiele jej brakowało do przekroczenia ostatecznej granicy, ale Druid stwierdził, że polimorfując włochatego potwora zrobił, ile mógł. Geri potrzebował pomocy, i to teraz.

Bharrig, posyłając ostatnie spojrzenie na leżącą bezpiecznie w śniegu Amzę, poszybował czym prędzej, aby pomóc swojemu tygrysiemu kompanowi, który walczył zażarcie z lwem jaskiniowym. Druid-żywiołak powietrza nadleciał, zadał cios piąchą we lwa, Geri poprawił pazurami i ugryzieniem, i w końcu cholerny lew padł.

Endymion wciąż biegł… jeszcze był daleko, Amza wciąż umierała… każda sekunda mogła mieć znaczenie, więc nie zamierzał marnować żadnej z nich.

Cała uwaga Kargara była skupiona na uniknięciu przygniecenia przez lawinę, na wrogów czas przyjdzie później. Doleciał do pobliskiej skały, podczas gdy huk spadającej z góry białej, zabójczej fali narastał.

W tym czasie, kilkanaście metrów z boku… Gabriel mocno trzymając za dłoń Deidre biegł z nią w stronę dużej skały, a tam dalej i dalej w bok, by uciec przed pędzącą lawiną, będącą tuż tuż. I w sumie, gdyby nie okoliczności, Zaklinaczka może i by wyglądała słodko… owinięta jedynie kocem, bosa i rozczochrana, z plecakiem w dłoni… wielka "ściana" lodu, śniegu, kamieni i ziemi, nie pozwalała jednak teraz na rozczulanie się nad wyglądem dziewczyny. Oboje pędząc ile sił w sumie walczyli o przeżycie.
Gabriel nie zwracał uwagi ani na nietypowy wygląd Deidre, nie patrzył też na lawinę. Ciągnąc za sobą dziewczynę patrzył przed siebie i pod nogi, starając się, by szaleńczy bieg w walce o życie nie zakończył się niespodziewanym upadkiem.

Tam w pobliżu czekała już na nich Amara…
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online