Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2021, 17:44   #88
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Lawina w końcu nadciągnęła, zmiatając wszystko na swojej drodze, niszcząc namioty, porywając ze sobą cały pozostawiony tam obóz śmiałków… w tym i osiołka.

Setki setki ton śniegu, kamieni, lodu, ziemi, kupa huku i jakby mgły, czy po prostu wzniecionego śniegu, wszystko przeleciało środkiem, na całe szczęście nie czyniąc nikomu ze śmiałków krzywdy. Często, była to kwestia tylko dwóch kroków.

Deidre się po prostu popłakała, wtulając nos w szyję Gabriela.

- Ej, ruszajcie się! - Powiedziała stojąca niedaleko Amara - Ten jeden brzydal wdrapał się na górę, idziemy za nim?!

Druid i Geri, oraz Kargar, schowali się częściowo za skałą, obserwując pędzący tuż obok żywioł...

Paladyn biegł, biegł ile sił w nogach, ile pary w płucach. Najpierw w bok zbocza, a potem w górę, coraz bliżej i bliżej leżącej w śniegu Amzy jeszcze parę metrów, jeszcze moment… z góry pędził jaskiniowy lew. Prosto na Amzę.

Endymion wrzeszczał.

Lew jednak ją przeskoczył, po czym rzucił się na samego wspinającego Orka. W ruch poszły pazury i kły. Paladyn był zaś bez pancerza… oj zabolało. Pazury obu łap rozdzierające jego ciało, i kły je szarpiące, nie dał się jednak przewrócić, nie dał powalić na śnieg.

Endymion z iście masochistyczną satysfakcją przyjmował pazury na swoim ciele. To były pazury które nie zabijały właśnie Amzy. Pół kroku zwiększył dystans by wyszarpnąć miecz z pochwy i ciął go ze złością i gniewem.

Paladyn ciął potężnie lwa, dwa razy siekąc jego cielsko mieczem bydle jednak nie chciało zdechnąć… choć było na jak najlepszej drodze, i jakoś tak też dziwnie zamruczało.

Kątem oka Endymion dostrzegł jednak coś, co znowu wystawiło jego nerwy na próbę. Z górnych rejonów zbiegł kolejny kudłaty, który już bez ceregieli pochwycił nieprzytomną Amzę za nogę, po czym zaczął ją ciągnąć w stronę szczytu niczym jakąś szmacianą lalkę… a dziewczyna zrobiła się szybko jeszcze bardziej blado-niebieska na twarzy.

- Nie! Wracaj tu! Bharrig, pomóż! - wrzeszczał zrozpaczony Endymion.

Kargar słysząc krzyki Endymiona, strząsnął odłamki śniegu z twarzy wychylił się z prawej strony skały za którą stał, i zobaczył ciągnącego nieprzytomną dziewczynę stwora. Westchnął, przypominając sobie jak tłumaczył wcześniej paladynowi, że branie Amzy na tak niebezpieczną wyprawę nie jest dobrym pomysłem, po czym zaczął biec w stronę bestii, starając się przy tym nie potknąć.

- Geri, zabij - Bharrig uniósł się po raz kolejny w powietrze i wskazał tygrysowi lwa jaskiniowego, który już zdążył całkiem poważnie zranić Endymiona. Co prawda sam tygrys był ciężko poraniony, ale walka z lwem już miała się ku końcowi.

Tymczasem Druid rzucił jeszcze na Endymiona zaklęcie Korowej Skóry i odleciał za Amzą.

Poraniony przez Orka lew zaryczał wściekle, po czym rzucił się na Endymiona z istną furią… i był wyjątkowo skuteczny. Cios pazurami, ponowny, i to wyjątkowo mocny do tego i ugryzienie… a potem mocno jeszcze chwycił i zaczął rozszarpywać ciało Paladyna. Krew lała się strumieniami, ubranie Orka i - co ważniejsze - jego ciało, było wprost masakrowane na strzępy.

W efekcie tego wszystkiego, Endymion przewrócił się w bok, i znieruchomiał na śniegu, zalewając go swoją krwią.

Lwa dopadł Geri, wyprzedzając Kargara. Tygrys raz smagnął pazurami, i raz wgryzł się w cielsko lwa, zabijając go… wszystko jednak o kilka sekund za późno.

- Endymion!! Nieee!! - Wrzasnął nadbiegający do niego Kargar.

Druid-żywiołak pędził po wzniesieniu za Amzą i jej kolejnym porywaczem, i gdy w końcu dotarł na niewielkie wzniesienie, to co tam zobaczył, baaardzo go zdziwiło. Usłyszał jednak z tyłu(i z dołu) wrzaski Kargara. Mimowolnie zerknął tam i… fuck. Ork leżał na śniegu, zalewając go swoją krwią. Nie poruszał się.

Bharrig, który podleciał na sam szczyt wzniesienia, przystanął na chwilę, lustrując sytuację. Była to tylko chwila - Druid musiał podjąć wyjątkowo trudną decyzję, i to czym prędzej. Patrząc na to, co widział - tam ork, który leżał z szyją i ramionami rozchlastanymi przez wyjątkowo paskudne ugryzienie lwa jaskiniowego i to… Co widział przed sobą.
- Kurwa, mówiłem, żeby z nami nie szła - sapnął do siebie żywiołak, po czym pospiesznie zawrócił w dół wzniesienia. Leciał szybko, spieszył się.

Zleciawszy na sam dół, Bharrig zmienił formę z powrotem do swojej krasnoludzkiej postaci, po czym wydobył zza pazuchy różdżkę leczenia ran i rzucił je na orka.
- Wstawaj, paladynie, czeka na nas robota - Druid mówił szybko. - Pora ruszać dupy, musimy wejść na górę czym prędzej, nie mamy czasu. Mamy kłopoty. Na górze jest siedem tych włochatych potworów, pięć lwów jaskiniowych. Amza, cóż… - Druid urwał na chwilę. - Ruszmy się.

Endymion podleczył szybko tygrysa słuchając wieści Bharriga.
- Plan jest taki… idziemy na górę - powiedział wyjątkowo mrocznym tonem - Szarżuje w sam ich środek. Jakoś wyrywacie Amze i uciekacie. Jak dasz radę to zabierz mój pancerz - wskazał palcem w kierunku skały pod która go zostawił - sprzedaj go. Zabierz ja do Neverwinter. Moja siostra, Mursha prowadzi karczmę w dolnym mieście, Zielony Prosiak czy jakoś tak. Powiedz jej, że sobie wybaczylem i to jej zasługa. Zaopiekuje się nią póki nie stanie sama na nogi.
- Doceniam męstwo - odparł Druid. - Ale odradzam brak rozsądku. Niepotrzebny nam jeszcze jeden trup.
- Jeśli nie zdarzy się cud i nie będą chciały negocjować to mamy przynajmniej jednego trupa i możemy tylko zdecydować kto nim będzie. A nie wybiorę jej. Jeśli nie masz pomysłu który ja uratuje to będę to ja.
- Hmph - mruknął Bharrig, zostawiając rozmowy na później. - Ruszajmy.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 31-08-2021 o 09:31.
Arvelus jest offline