Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2021, 08:51   #38
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Dae

Błękitnoskóre najpierw postanowiło nieco zgłębić temat Borta u pracowników kupca.
- Przyjaciele, czy znacie może jakichś konkurentów Borta na tym szlaku handlowym? – Spojrzało na nich.
- Nigdy o takich nie słyszeliśmy - odpowiedziała Glunda. - Bort był lubiany nawet przez innych kupców, miał w ich szeregach wielu dobrych znajomych.
- Czy wiadomo wam, czym zajmował się Bort, zanim został kupcem?
- Z tego, co opowiadał, to był awanturnikiem, tak jak wy. Gdy się dorobił i awanturnicze życie przestało go tak pociągać, postanowił zostać kupcem, żeby wciąż jednak być w drodze - odrzekła Tamli.

Potem kapłanko przeszło do głównej sali, gdzie szeryf wciąż rozpytywał niektórych farmerów.
- Wie pan, czy przejeżdżali tędy ostatnio jacyś podejrzani ludzie? – zapytało Roltha.
- Co jakiś czas w miasteczku pojawiają się karawany kupieckie, bo to dobre miejsce przystankowe - rzucił, drapiąc się po brodzie. - Wraz z nimi przyjeżdżają różne typy spod ciemnej gwiazdy… najemnicy znaczy się. Ochroniarze. Kilka dni temu była tu karawana kupiecka innego krasnoluda, Grundora ale jego świta zachowywała się bardzo dobrze, złego słowa nie powiem. Zatrzymali się na dwa dni i pojechali dalej.
- Bort często i regularnie bywał w Etran's Folly?
- Pojawiał się tutaj co kilka miesięcy, ostatni raz był chyba pół roku temu.
- Czy mieszka w miasteczku jakiś zielarz lub zielarka? Bądź ktoś inny, kto byłby zdolny sporządzić tak silną truciznę?

Garley zastanowił się, marszcząc brwi.
- Nie sądzę. Jedynym, który zna się trochę na ziołach i jakichś alchemicznych rzeczach jest Dalvin, nasz znachor, ale nie wierzę, by miał ze śmiercią Borta cokolwiek wspólnego. To odludek, nie ma z nikim zatargów. Nikt inny w miasteczku nie para się takimi rzeczami.
- Czy kręciły się ostatnio w okolicy jakieś podejrzane istoty?
- Nie przypominam sobie żadnych podejrzanych "istot" - odparł Garley, patrząc nieco dziwnie na Dae.
- Jak często w „Cichym Kocie” wybuchają karczemne awantury?
- Zwykle co tydzień, albo dwa. Wystarczy drobna zniewaga i panowie zaczynają się tłuc - odparł Rolth. - Do tego momentu, w sensie do śmierci Borta moim jedynym zajęciem tutaj było uspokajanie ich.

- Czy Raya poza Snikitem nie widziała nikogo innego na zapleczu?
- Nie, nikogo więcej. - Szeryf wzruszył ramionami.
- Czy ktoś spoza Etran's Folly nie zatrudnił się niedawno u Delmy?
- Delma od lat nikogo nie zatrudnia, bo to rodzinny biznes. Amora, kucharka, to jej siostra, Raya jest jej bratanicą, a kelnerki Donia i Gilda jej siostrzenicami. Ojciec Delmy jest byłym burmistrzem i zwykle urzęduje w składzie połączonym z karczmą. A! Jest jeszcze Edra, niziołczyca, która zajmuje się końmi, ale ona też dorastała w naszym miasteczku. Wszyscy zostali przesłuchani, są wstrząśnięci tym, co się wydarzyło. Znam tych ludzi od wielu, wielu lat i mogę za nich ręczyć.

Po rozmowie z szeryfem, Dae podeszło do stolika, przy którym jeszcze niedawno siedzieli całą grupą. Talerz z owsianką Borta wciąż stał na blacie, więc kapłanko podniosło go i przyjrzało mu się. Niczego podejrzanego nie udało się dostrzec, jednak Dae łatwo wyczuło delikatny, roślinny zapach płynący z potrawy. Było pewne, że do otrucia Borta posłużyły substancje z jakiejś rośliny. Wiedzione przeczuciem, mijając się z wychodzącym Varelem i Tamli, kapłanko zeszło do piwnicy, gdzie znajdowało się przykryte obrusem ciało Borta. Nieopodal, pod regałem pełnym butelek wina siedzieli posmutniali Ulf, Olf, Glunda i Milo.

Dae podeszło do Borta, odrzuciło materiał i zaczęło badać blade, choć wciąż ciepłe ciało kupca. W całym tym chaosie przesłuchań musiała już minąć ponad godzina, gdyż dość szybko w oczy rzuciły się plamy opadowe na dolnych częściach rąk i pleców Borta, które - jak wiedziało kapłanko - zaczynają występować dokładnie około godziny po śmierci. Były jednak dziwnie jasno błękitne, zamiast ciemno brunatnych, co potwierdziło tylko fakt, że Bort został otruty. Dae pochyliło się nieco nad twarzą kupca, by jeszcze raz sprawdzić jego usta i wtedy wyczuło ten sam, delikatny roślinny zapach. Co więcej, język krasnoluda zabarwił się na ciemnoniebieski kolor. Niczego więcej medycze nie było jednak w stanie ustalić.

Pasegame

Gdy Dae skończyło rozmawiać z szeryfem, gnom postanowił wypytać o nurtującego go sprawy.
- Czy wiesz może szeryfie, kto w okolicy ma opinię bystrego obserwatora, który mógł zapamiętać Borta?
Garley zaczerpnął powietrza w płuca i wypuścił je powoli, drapiąc się po brodzie.
- Nie mam pojęcia. Bort był znany i lubiany w miasteczku, tak naprawdę wszyscy wiedzieli, kim jest i czym się zajmuje. To był typ krasnoluda, którego już po dwóch minutach rozmowy mogłeś nazwać dobrym przyjacielem.
- Kto w okolicy ma opinię zręcznej dłoni która potrafi coś podrzucić lub podkraść?
- Pewnie Snikit miałby ku temu predyspozycje, ale nigdy nie było z nim problemów - odrzekł. - Nikt nigdy nie zgłaszał żadnych zażaleń na niego, on nikomu też nie podpadł. Jak już mówiłem, goblin boi się własnego cienia, pewnie dlatego wybrał przyjaźń z Mardukiem, który jako jedyny toleruje go takim, jaki jest i nie pozwala ludziom z miasteczka się na nim wyżywać. Choć skoro uciekł, to teraz może coś mieć na sumieniu.

- Z kim w mieście spotykał się lub handlował Bort, kiedy był tu poprzednie razy?
- Z różnymi ludźmi. Z ojcem Delmy, z naszym traperem Lorvosem… nie pamiętam, z kim jeszcze.
- Kto najczęściej opuszcza osadę? Czy w ostatnim czasie zgłaszał jakieś zagrożenie?
- Lorvos często wyrusza na polowania. Część mięsa z upolowanych zwierząt sprzedaje do Cichego Kota, a ich skórami handlował z Bortem. Ostatnio nic nie… - Garth zaciął się na moment. - A nie, czekaj… ostatnio zgłaszał mi, że trafił w okolicy na chorego jelenia i sarnę. Musiał je odstrzelić. Ponoć najadły się jakiegoś paskudztwa.
- Kiedy to było?
- Parę dni temu. Powiedziałem mu wtedy, że jeśli jeszcze raz na coś takiego trafi, to przyjrzę się temu.
- Gdybym potrzebował kupić truciznę albo odtrutkę, do kogo miałbym się zwrócić?
- Trucizn u nas nikt nie robi i nie sprzedaje. Jedyne napary ziołowe, jakie można kupić, to u Dalvina, naszego znachora.

Gnom poprosił szeryfa, Delmę i dwóch najrozsądniej wyglądających wieśniaków o rozprowadzanie wieści że towarzysze zmarłego Borta proszą partnerów handlowych krasnoluda o dyskretny kontakt w celu wyjaśnienia sprawy. Niedługo później w sali pojawił się Varel w towarzystwie Tamli. Meliel chciał coś od alchemika, więc gdy elf podał mu jakąś fiolkę, Pasegame ruszył wraz z nimi, by sprawdzić wóz Borta.


Varel, Pasegame

Przeszli do stajni, gdzie znajdował się wóz krasnoluda. Gnom najpierw przyjrzał się jego okolicom, ale nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek kręcił się przy nim, bądź chciał dostać do środka, zwłaszcza, że solidna kłódka pozostała nienaruszona. Korzystając z jednego z kluczy, Tamli otworzyła drzwiczki prowadzące do wnętrza wozu i wpuściła alchemika oraz barda do środka, jednocześnie mając na nich oko.
- Tylko bez robienia tu rozpierduchy. - Zaordynowała, zakładając ręce na piersiach. - Jak coś weźmiecie do rąk, to potem odłóżcie tak, jak było.

Varel i Pasegame przytaknęli jej i zaczęli przeglądać rzeczy krasnoluda. Musieli przyznać, że wnętrze wozu wypełnione było oszałamiającym zestawem drobiazgów z podróży. Jeden z regałów zajmowała butelka z oleistą, żółtą cieczą, w której pływała niewielka czaszka jakiegoś stworka, obok stał wypchany mały czerwony smok, zmumifikowana łapa niedźwiedziożuka, lśniący kryształ zawierający wewnątrz iluzoryczny obraz górskich szczytów, pięknie wykonany zestaw szklanych szachów czy niewielki słoik wypełniony białą substancją, podpisany jako “smalec z gryfa”. Było tego dużo więcej, ale Tamli kategorycznie zabroniła dotykać tych rzeczy. Obaj skupili się zatem na dalszych oględzinach, szybko odnajdując księgi znajdujące się w stojaku nad łóżkiem krasnoluda.

Siedem opasłych ksiąg wypełnionych było po brzegi szczegółami dotyczącymi transakcji, jakie Bort zawierał na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Varel z Pasegame zdawali sobie sprawę, że sprawdzenie tego wszystkiego zajmie im co najmniej kilka godzin, jeśli nie dłużej. Podzielili się tą informacją z Tamli.
- Dobrze, zabierzcie więc księgi i sprawdźcie je w pokojach w karczmie. Ja będę dzisiaj piła za Borta i spała w jego wozie i nie chcę, żeby ktoś inny mi się tu pałętał - powiedziała.

Varel z Pasegame sprawdzili jeszcze przestrzeń pod łóżkiem krasnoluda, gdzie znaleźli sporą, metalową skrzynię. Pasował do niej jeden z kluczy, a wnętrze wypełnione było złotymi i srebrnymi monetami. Zamknęli skrzynię, zabrali opasłe tomiszcza i udali się w drogę powrotną do “Cichego Kota” a potem na piętro, do wynajętych przez kupca pokojów. Obaj postanowili posiedzieć wspólnie nad księgami w kwaterze alchemika, bo zdecydowanie czekało ich wiele pracy i pewnie nie zmrużą oka aż do północy. Albo i lepiej.


Meliel

Marduk prychnął z ignorancją.
- Nawet by mi się pięści nie chciało podnosić na takie chuchro jak ty - mruknął do tropiciela. - Jeden cios i padłbyś trupem, jak ten wasz krasnoludzina. A teraz zejdź mi z oczu.

Meliel tylko uśmiechnął się drwiąco, bo w głowie miał już inny plan. Widząc wychodzącego na zewnątrz w towarzystwie Tamli Varela, podszedł do niego i rozmówił się szybko na temat alchemicznego odczynnika.
- Mam coś takiego - powiedział Varel i sięgnął do swoich rzeczy, skąd wyjął niewielką fiolę wypełnioną pomarańczowo-czerwonym kolorem. - Tioaceton, jedna z najbardziej śmierdzących substancji. Najlepiej użyj jej na zewnątrz, inaczej Delma przez kilka tygodni będzie wietrzyć główną salę. I użyj tylko kropli. Nie więcej.

Tropiciel zgarnął fiolkę i najpierw zapytał jeszcze Tamli o interesy Borta.
- Z tego, co mi mówił rano, miał dzisiaj podpisać umowę z lokalnym młynarzem na handel mąką. Ponoć to miał być dobry biznes - odpowiedziała mu półorczyca. - Z naszych różnych, dawnych rozmów wynikało, że cały interes przejmę ja, gdyby coś mu się stało. Nie miał tego nigdzie na piśmie, ale Glunda i bracia słyszeli parę razy, gdy to mnie “namaścił” na swoją następczynię. Mam nadzieję, że mnie nie podejrzewasz, Melielu, bo ja nigdy bym nie zrobiła nic, żeby zaszkodzić Bortowi.

Gdy się rozmówili, skinął jej głową i niebawem przed karczmę, mając zamiar poczekać na wychodzącego Marduka. I trochę mu się zeszło, bo półork postanowił posiedzieć jeszcze godzinę w środku. W międzyczasie pozwolił Łobuzowi powąchać substancję a kot skwitował to odruchem wymiotnym. Mel widział też krzątającego się przy gospodzie i stajni Kallela, który najwyraźniej szukał śladów mogących naprowadzić go na trop Snikita. Barbarzyńca znajdujący się kilka metrów dalej krzywił się za każdym razem, gdy spojrzał w stronę tropiciela, najpewniej z powodu paskudnego zapachu alchemicznej substancji. Gdy Marduk wychodził, Meliel czekał już przy drzwiach z odkorkowaną fiolką z której wydobywał się nieprawdopodobny wręcz smród. Półork obrzucił elfa ponurym spojrzeniem:
- Zesrałeś się w gacie na mój widok, czy co? - mruknął, krzywiąc się. - Co tu tak jebie…

Gdy odwrócił się, by zejść po schodach werandy, Meliel zręcznym ruchem strzepnął z fiolki kroplę pomarańczowo-czerwonej substancji, która wylądowała na tylnej części buta Marduka. Osiłek nawet się nie zorientował, ruszając z wolna w stronę zrujnowanej części miasteczka.


Kallel

Kotołak obszedł gospodę i stajnię, dokładnie przyglądając się otoczeniu. Nigdzie nie dostrzegł żadnych śladów, które mogłyby naprowadzić go na sprawcę, czy doprowadzić do odnalezienia Snikita. Zatrzymując się w końcu przy stajni, by pomyśleć, widział wychodzącego na zewnątrz Meliela, który dał coś do powąchania Łobuzowi, a kot aż dostał od tego odruchu wymiotnego. Kallel uśmiechnął się pod nosem na ten widok, ale szybko z wiatrem dotarło do niego, dlaczego czworonożny przyjaciel tropiciela tak zareagował. Meliel miał przy sobie coś, co niemożebnie wręcz śmierdziało. Aż głowa bolała.

Niedługo później barbarzyńca przekonał się, do czego było to kompanowi potrzebne. Osiłek Marduk opuścił gospodę, a łowca wylał mu trochę substancji na buty, czego tamten nie zauważył. Nieco podchmielony już półork nawet nie zwracał uwagi na otoczenie, kierując się w stronę zrujnowanej części miasteczka. Kallel nie musiał go nawet jawnie śledzić, gdyż paskudny smród substancji którą osiłek miał na bucie sprawiał, że Kotołak z zamkniętymi oczami odnalazłby teraz Marduka. Poczekał więc, aż ten zniknie za jednym z budynków i dopiero wtedy za nim ruszył. Powoli, pozwalając zmysłom robić swoje.

Nie musiał iść długo opustoszałymi uliczkami Etran’s Folly, bo zaledwie kilka minut, nim wyraźny zapach doprowadził go do jednego z opuszczonych domostw. Zniszczona elewacja odstraszała, ale dach i okna wciąż były w dobrym stanie, dlatego też zapewne Marduk wybrał to miejsce na swoją miejscówkę. Ewentualnie mieszkał tu od dawna, bo tego Kallel wiedzieć nie mógł. Kotołak postanowił ulokować się w domu po przeciwnej stronie tego, w którym zniknął półork i obserwować budynek z ukrycia.

Minęły kolejne dwie godziny, podczas których zupełnie nic się nie działo. Zdążyło się ściemnić, a Kallel niczego podejrzanego nie uchwycił. Ani Marduk nie ruszył się już z zajmowanego przez siebie domu, ani też nikt go nie odwiedził. Barbarzyńca poczekał w ukryciu do północy a potem ruszył w drogę powrotną do gospody nie minąwszy nikogo po drodze.

* * *

Wszyscy

Do łóżek położyliście się o różnej porze.

Najdłużej na nogach byli Kallel, który po północy wrócił do gospody oraz Varel z Pasegame, siedzący w pokoju tego pierwszego nad księgami Borta. Obaj stanęli przed nie lada wyzwaniem sprawdzenia zapisków krasnoluda. Początkowo ciężko było im się przez nie przebić i uchwycić cokolwiek istotnego, jednak po niemal pięciu godzinach wspólnej pracy, alchemik i bard w końcu wpadli na pewien trop. Okazało się, że Bort odwiedzał Etran’s Folly dwadzieścia razy w ciągu ostatniej dekady, co dawało średnią raz na pół roku.

Co najciekawsze jednak, około pięć lat temu krasnolud zaczął dostarczać przesyłki zaznaczone jako „odczynniki” dla kogoś, kogoś zapisywał tylko jedną literą - "H". Otrzymywał za to spore sumy w złocie, świadczące o tym, że dostarczane przez niego rzeczy musiały być dość cenne. Dostawy te były ponumerowane, zaczynając od 1, a kończąc na dostawie numer 14, która miała miejsce wczoraj, czyli w dniu przybycia karawany do miasta. Wyglądało więc na to, że Bort odwiedził nie tylko młynarza, ale i tajemniczego klienta. O tym jednak nie poinformował swoich ludzi.

Varel i Pasegame poinformowali za to o swoich odkryciach towarzyszy przy śniadaniu, na którym obaj pojawili się jako ostatni, w dodatku ciężko ziewając. Tamli wraz z pozostałymi byli zupełnie zaskoczeni tymi informacjami.
- Bort nigdy mi o tym nie mówił, a ja nie sprawdzałam jego ksiąg - powiedziała półorczyca. - Może po prostu nie chciał mnie mieszać w jakieś swoje prywatne interesy. Choć chyba sama w to nie wierzę. - Pokręciła głową. - Idziemy z Glundą do miastowej świątyni Pharasmy, żeby zorganizować pogrzeb Borta, bliźniacy załatwią trumnę od stolarza. Wy postarajcie się znaleźć tego goblina, zróbcie cokolwiek, żeby popchnąć śledztwo do przodu…

Gdy pracownicy kupca wyszli, przy waszym stoliku pojawiła się Delma. Miała współczucie zmieszane ze speszeniem wypisane na twarzy.
- Wiem, że to być może nienajlepszy moment, ale Bort zapłacił mi tylko za wczoraj, więc jeśli chcecie dalej tu zostać, proszę, żebyście uiścili opłatę do wieczora. Przez to, co się wydarzyło, poproszę tylko połowę normalnej stawki za pokoje. Za posiłki płacicie jednak normalnie - powiedziała szybko, po czym odwróciła się na pięcie i szybko uciekła na zaplecze, jakby nie chciała, by ktokolwiek się na nią zdenerwował.

Niedługo potem do stolika podszedł wysoki, dość dobrze zbudowany mężczyzna w sile wieku. Miał jasne, sięgające ramion włosy i brodę, a szare oczy skakały po waszych twarzach. Ubrany był w luźne, czarne spodnie, skórznię i ciemnozieloną tunikę. Przy pasie wisiały mu krótki miecz i nóż myśliwski.
- Szeryf Garley twierdził, że chcieliście państwo ze mną porozmawiać - powiedział nieco ochrypłym, spokojnym głosem. - Nazywam się Lorvos, jestem lokalnym łowczym. - Bez pytania odsunął krzesło i usiadł naprzeciwko was.
 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 01-09-2021 o 13:22.
Mroku jest offline