Noc w kościółku minęła spokojnie, i każdy się dosyć dobrze wyspał… Rankiem zjedzono wspólnie śniadanie, trochę jeszcze porozmawiano, a Padre stworzył dla Klary dwa baniaki święconej wody po 40 litrów. Następnie się po prostu pożegnano, i każdy ruszył już swoją drogą.
A więc w dalszą drogę, na północny zachód, ku odległemu bogactwu!
~
Autostradą 29, prosto w kierunku Omaha… i wkrótce dojechali do rozwidlenia. Pojawił się zaś dylemat, gdzie teraz. Czy dalej na północ w kierunku właśnie Omaha, czy może odbić w lewo, na zachód na 80-tkę.
Wszelkie wątpliwości zostały jednak rozwiane po oglądaniu okolicy przez lornetkę. Miasto Omaha było… właściwie go nie było. Jedynie pozostała po nim jedna wielka dziura, a i licznik Gigera pięknie zagrał, wątpliwości więc rozwiały się same.
Na zachód, na zachód!
…
Jedynym urozmaiceniem podróży przez następne 3 godziny było zauważenie dziwacznych zwierząt na płaskowyżu. Wyglądały trochę jak nosorożce, jednak tylko trochę…
Dziwaczne stwory spokojnie pasły się niedaleko autostrady, nie zwracając uwagi ani na Harleya, ani na Forda. I w sumie trudno było powiedzieć, czy to jakieś mutanty, czy może nawet demoniczne stwory (w końcu do “Szramy” wcale nie było taaak daleko). W każdym bądź jednak razie, nic ciekawego się nie wydarzyło… ot mały przerywnik od nudy w trakcie jazdy.
…
Pickup złapał gumę. Tak po prostu. Prawa przednia opona zaczęła nagle wydawać nieciekawe odgłosy, gdy schodziło z niej powietrze, i trzeba się było zatrzymać. Nosz szlag by to trafił…
Bob zajął się autem, Klara pomagała, reszta albo pilnowała terenu, albo zbijała bąki…
- Muszę siusiu - Powiedziała jak zwykle cichym tonem Amy.
~
Postój na autostradzie przerwały czyjeś nieco oddalone dzikie wrzaski, wycia, i śmiechy.
Tuż obok autostrady znajdowało się niewielkie wzniesienie-wał ziemny, służące kiedyś po prostu jako ekran wietrzny, czy tam i dźwiękowy (Bob coś tam pokrętnie tłumaczył) żeby pojazdy nie były spychane przez mocny wiatr w trakcie jazdy, oraz by wygłuszyć ich odgłosy dla pobliskiego osiedla…
W każdym bądź razie, gdy towarzystwo wdrapało się na owy wał, i przyczaiło na nim w pozycji leżącej, zauważyli coś dosyć niezwykłego.
Młody chłopak, może ledwie dwunastolatek, i jakaś nieco starsza nastolatka, uciekali na rowerach gonieni przez psy, oraz jakąś bandę popaprańców biegnących za nimi na piechotę. Psy wściekle ujadały, doganiając ich, dzieciaki krzyczały ze strachu, a banda wrzeszczała z dzikiej radochy i podniety wywołanej powolnym dopadaniem swych ofiar.
- Uciekaj!! - Krzyknęło w końcu dziewczę, po czym ostro skręciło w bok jednocześnie hamując. Dopadły ją psy, zaczęły szarpać jej nogi, piszcząca blondyneczka upadła z rowerem, a zwierzęta ją osaczyły, szarpiąc gdzie się dało, i polała się krew... ona zrobiła to specjalnie, by młodszy mógł uciec.
Zjeby były zaś już o kilka metrów od niej.
- Becka!! Nieee!! - Krzyczał również mały, zalewając się łzami.
***
Komentarze za chwilę