Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2021, 20:28   #186
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny Marrrt, MG i ja ;)

- Poruczniku - Cesar zwrócił się do dowódcy elfów - Może pan ze swoich ludzi wytypować trzech najlepiej sobie radzących w głuszy? Potrzeba by sprawdzili teren przed nami. Jeden z tych krzaków, jeden na lewo od nich, a drugi ma prawo. Potrzebujemy wiedzieć czy konkwistadorzy nadal są w jaskini, jak liczną straż wystawili i czy ktoś więcej do nich dołączył.
Skoro pułkownik już im dał oddział widzących w ciemności elfów to szkoda by było nie skorzystać z ich zdolności.

Toras skinął chyba głową czego w tych ciemnościach nie można było być do końca pewnym. Potem zostawił trójkę ludzi i wrócił do swoich wojowników. Coś do nich chyba mówił ale cicho to znów nie było wiadomo co. Dość szybko jednak wysłał dwie dwójki w stronę wskazaną przez górala. Po czym wrócił znów do czekającej trójki. Czekanie w tym ciemnym, mokrym lesie wydawało się dłużyć. Słychać było w tych mrokach lasu oddechy i ciche kroki. Czasem zastukało coś w ekwipunku albo ktoś splunął czy przeklął cicho. Ludzie i elfy zapełniali czas tym niepewnym oczekiwaniem. W końcu wróciła jedna para elfów a potem druga.

Przynieśli wieści, że w jaskini pewnie ktoś jest bo widać blask ognisk. Przy wejściu jest strażnik z włócznią. Ale chyba nie spodziewa się żadnych kłopotów. Niemniej ciężko go będzie podejść bo kilkanaście kroków od jaskini teren jest dość pusty. No chyba, żeby skradać się tuż przy urwisku. No to może usłyszy a może nie. Ale nawet wówczas strażnik miałby te kilka kroków różnicy na reakcję. Kto jest wewnątrz, ilu i w jakim stanie tego z zewnątrz nie było widać.

Odpowiedź na rewelacje nie padła od razu. Estaliczycy chwilę naradzali się w swoim języku, aż w końcu meydkus ponownie zwrócił się do elfich zwiadowców. Przyjrzał się całej czwórce po czym wybrał jednego.
- Dasz radę zakraść się do strażnika? Od tyłu przy zboczu. Gdy będziesz już blisko niego, spróbujemy odwrócić jego uwagę. Któryś z waszej trójki umie naśladować głosy zwierząt? Niech je strażnik usłyszy z tych krzaków - wskazał miejsce dotychczasowej obserwacji. - Jeśli wszystko się uda, spróbuj go obezwładnić po cichu, ale nie zabijaj. Jeśli nie, wyjdę. Nikt nie atakuje póki ja, albo baronesa nie damy znaku.
Potem odwrócił się do dziesiętnika kuszników.
- Niech pana ludzie zajmą pozycję dogodne do ostrzału pola przed jaskinią. Wejście do jaskini jest świetnym celem w tych ciemnościach. Gdy damy znak, niech ci co z niej wychyną, nie zdążą tego pożałować.

- Z całym szacunkiem Cesarze ale jak dziesiątka klekoczących bełtami i resztą zacznie po ciemku przedzierać się przez krzaki i korzenie to są spore szanse, że ten strażnik się jednak zorientuje. - porucznik Tileańczyków pozwolił sobie na uwagę co do przedstawionego planu. Marsz po ciemnym dnie dżungli może sprzyjał aby pozostać ukrytym. Ale to samo dotyczyło tych wszystkich kamulców, korzeni, przewróconych pni i krzaków na jakie można było wpaść po ciemku. A odkąd wyszli z obozu to było słychać marsz kroczącej kolumny.

- Ważniejszym jest byście byli na pozycji bez względu na to, czy usłyszy wasze klekotanie bełtami, czy nie - odparł Cesar.

- Ten strażnik musiałby wyjść z wejścia do jaskini aby realnie dało się go podejść. Póki jest wewnątrz to nie ma rady, wciąż jest kilka kroków do pokonania w ciągu których może choćby krzyknąć i zaalarmować resztę. Nie wiem też Cesarze jak zamierzacie odwracać jego uwagę ale jak to by było coś podejrzanego to po co miałby wychodzić? A jak groźnego to może krzyknąć do reszty. - elfi tarczownik pozwolił sobie na kilka uwag pod względem przedstawionego przez kawalera Arrarte planu. Nie sprzeciwiali mu się jednak dało się wyczuć, że mają wątpliwości czy da się go tak po prostu zrealizować.

- Strażnik po to jest strażnikiem, żeby sprawdzić prawdziwość zagrożenia, zanim zacznie zrywać wszystkich ze snu. Jeśli wyjdzie sprawdzić, będziesz miał swoją szansę. Jeśli jednak zbudzi kompanów, wycofaj się. Wtedy ja wyjdę. I chciałbym by kusznicy byli już wtedy na pozycjach.

- To kto ma ruszać pierwszy? - zapytał porucznik Tileańczyków. Jakby najpierw ruszyli kusznicy to by byli gotowi otworzyć ogień w razie potrzeby do każdego kto by się pojawił u wylotu jaskini. Ale było ryzyko o jakim wspominał ich szef. Mogli zaalarmować strażnika gdyby któryś z nich narobił hałasu co w tej gęstwie i ciemnościach wcale nie było niemożliwe. Mogli też poczekać na rozwój wypadków między elfem a strażnikiem i dopiero wtedy ruszyć na pozycję. Ale wówczas było ryzyko, że nie będą gotowi do strzału gdy zacznie się coś dziać. Chociaż i tak powinni mieć krótszy czas reakcji niż ci w jaskini.

Cesar pomyślał chwilę po czym odparł.
-' Ruszycie gdy zwiadowca będzie na skraju wejścia. Tam poczeka. Drugi zwiadowca z krzaków da wam znać.

- Czekajcie! - Wtrąciła się Iolanda. - To może być pułapka. Zastanawiam mnie dlaczego ktoś wystawił doskonale widocznego, a do tego zupełnie ślepegos strażnika ze względu na to, że ogień z jaskini ma za sobą.

Medykus zawahał się. Była taka możliwość. Ale nie aż tak wielka jakby jego zdaniem baronessa chciała to widzieć.
-' Może to być pułapka. Ale rzekłaś Iolando wcześniej, że ludzie Rojo to opoje i dyletanci. Obstawiałbym ten trop.

- Owszem, dyletanci i opoje - baronessa powtórzyła swoją opinię. - W takim razie ci, którzy dali się im podejść to jeszcze więksi dyletanci. Nie mam zamiaru tego jednak rozważyć. Ta kraina dziwnie wpływa na ludzkie umysły - dodała nieco filozoficznie. - Niech ktoś strzeli do strażnika. Nie zabije, ale zrani. Mam nadzieję, że macie tu jakichś doborowych łuczników - spojrzała pytająco na elfiego dowódcę choć w tonie jej wypowiedzi nie było zapytania.

- Jedno nie szkodzi drugiemu. - rzekł Cesar. A że zdania wymieniali po estalijsku to mało kto mógł zrozumieć - A potrzebujemy rozstawionych kuszników. Wybierz poruczniku człowieka. Strzeli do najbardziej wysuniętego konkwistadora na znak baronessy.

Zmiana decyzji w ostatnim momencie mocno skonfundowała tak porucznika kuszników jak i Torisa. Nie sprzeciwili się jednak woli mieszanej pary dowódców. Po krótkiej chwili cichej wymiany zdań porucznika ze swoimi strzelcami jeden z nich ruszył do przodu znikając pozostałym z pola widzenia. Oddział elfów, tercios i kuszników ustawili się frontem do wylotu jaskini. Nerwowość i niepewność wisiały w powietrzu. Skoro spotkanie obu stron miało się zacząć od beltow nie należało się spodziewać zbyt przyjaznej reakcji drugiej strony.

Oczekiwanie skończyło się gdy świst i połączony z nim okrzyk bólu przeciął okolice. Kusznik wywiązał się ze swojego zadania wyśmienicie trafiając strażnika w udo. Samego trafienia nie było widać w tych ciemnościach ale dało się dojrzeć jak trafiony strażnik złapał się za udo. Po czym upadł albo się przewrócił i po estalijsku zaczął się wydzierać o tym, że został zaatakowany. Próbował doczołgać się w głąb jaskini gdzie w głębi dało się słyszeć krzyki pozostałych.

- Kij w mrowisko… - mruknął medykus zadowolony z celności strzelca - Poczekajmy aż spróbują wyjść. A jeśli spróbują to następny strzał ostrzegawczy pod nogi.

Iolanda pokiwała z uznaniem głową. Strzał był celny i przyniósł zamierzony efekt.
- Miejmy nadzieję, że będą mieli więcej rozumu w głowie niż mrówki - szepnęła do krajana.

Kij w mrowisko byłby chyba dobrym porównaniem na tą sytuację. W parę chwil z wnętrza jaskini zrobiło się pełnoprawne larum. Nie było mowy by ktoś tam przespał tą scenę. Tak jak przewidywał Cesar rzeczywiście gdy tamci się ogarnęli a ogarnęli się całkiem szybko to próbowali wyściubić nosa z jaskini. Kolejna salwa bełtów dała im jednak do myślenia. Więc wycofali się z powrotem do w miarę bezpiecznego wnętrza. Nastąpił pat gdy obie strony zdały sobie sprawę, że z którejkolwiek strony to wejście jest wąskim gardłem. Więc jest znacznie łatwiejsze do obrony niż ataku. Tym wewnątrz nie śpieszyło się coś za bardzo na zewnątrz. A tym na zewnątrz do środka. Z wnętrza dobiegł w końcu donośny głos krzyczący po estalijsku.

- Ktoście i czego chcecie!? - dotarło do czekających w ciemnościach pod jaskinią.

Novareńczyk spojrzał na baronessę dając znać, że będzie mówić
- Cesar Arrarte z ekspedycji kapitana de Rivery! - zawołał również po estalijsku - Dowiedzieć się co wyście za jedni. I czemu naszych ludzi napadliście.

- Bo weszli na nasz teren! - odpowiedź padła od razu. Trzeba było krzyczeć aby druga strona mogła usłyszeć. - Odstąpcie i wracajcie do swojego kapitana! - dorzucił ten co był wewnątrz jaskini. Co i kto tam było wewnątrz tego z zewnątrz nie było widać. Poza wejściem tylko kawałek korytarza było widać a ten wydawał się być pusty.

Choć było ciemno, Cesar niemal widział jak usta Iolandy niemo wypowiedziały wyraz tłumaczący odzew konkwistadorów. “Opoje”.
- Możliwości są dwie! - odezwał się w stronę jaskini - W pierwszej będziecie rozsądni! Wypuścicie naszych ludzi, powiecie kim jesteście i porozmawiamy! Jak cywilizowani ludzie ze Starego Świata. W drugiej będziecie idiotami, a my naszych ludzi niestety nie odzyskamy. Wtedy potraktujemy was jak pospolite gobliństwo, podpalimy wejście do jaskini i poczekamy aż się w środku wszyscy uwędzicie, lub wybiegniecie prosto przed gotowych do strzału kuszników!

- Uważaj synku kogo nazywasz idiotą! Tylko idiota mógłby próbować podpalić mokrą dżunglę jaką trzymamy pod lufami! Ale jak się chcesz przekonać to próbuj! - w głosie tamtego zabrzmiało pogardliwe szyderstwo. Widocznie atak na ich strażnika i nerwowa, niejasna sytuacja nie wytworzyły zbyt dobrej atmosfery do życzliwych negocjacji. Na pewno miał rację co do tego, że w dżungli w jakiej do niedawna padał deszcz wody i błota było pełno więc nie było tak łatwo o ogień. Wiatr też nie musiał wiać w stronę wylotu jaskini a bez tego trudno było o to by chociaż część dymu leciała w tym kierunku. No i trudno byłoby rozpalić ognisko pod wylotem jaskini jeśli obrońcy zdecydowalibyby się jej bronić.

- Widzę to tak. Wyjdź i podejdź do wejścia. Wtedy ja też podejdę. I może uda się pogadać. A jak nie to nie. My tu mamy wszystko czego trzeba i nie musimy się stąd ruszać. A wy tam sobie koczujcie. - rozmówca postawił własne warunki na jakich zamierzał negocjować. I nie uśmiechały mu się te wykrzyczane przez Cesara. *

- Mamy dość prochu i oliwy by podpalić wiechcie i zarzucić nimi wejście. A ich wilgotność zapewni nadto dymu by was wydusić. Porozmawiać możemy. Owszem. I wyjdę przed jaskinię. Ale najpierw wypuść ludzi, których pojmałeś. Po nich przybyliśmy i bez nich nie będzie żadnych rozmów.
Ton Cesara pozbawiony był całkowicie pozbawiony szyderstwa. Takim samym tonem zwykł informować pacjenta, że jego noga musi zostać odcięta.

- Nic z tego! Nie słyszałeś co powiedziałem?! Spotykamy się w połowie drogi! Czyli w wejściu do jaskini! Wtedy będziemy rozmawiać! A jak nie to droga wolna! Próbujcie swoje a my będziemy próbować swoje! - mężczyzna wewnątrz jaskini prawie na pewno pokręcił przy tym głową i nie chciał brać pod uwagę innych opcji niż tą jedną jaką przed chwilą podał. Mówił jakby był pewny siebie, swoich racji i wcale nie uważał, że znalazł się w kłopotliwej sytuacji.

- To niestety kończy chwilowo negocjacje - mruknął Cesar nie odpowiadając już konkwistadorowi - Wykurzamy ich. Sierżancie Sabatini, niech Pana ludzie utrzymają swoje pozycje strzeleckie i się nie pokazują. Niewykluczone, że konkwistadorzy mogą strzelać na oślep. Panie Toras, trzeba będzie skrzesać ogień poza widokiem wejścia z jaskini. Niech pan z połową ludzi baronessy przygotuje ognisko i wiązki traw, lian i gałęzi. Resztę proszę ustawić na straży wedle swojego uznania. Gdy będzie pan gotowy, żołnierze będą w szeregu pod ścianą podawać sobie podpalone wiązki i zarzucać nimi wejście. Nie zależy nam na ogniu, tylko na dymie.

- Myślisz, że to ten Rojo? - zapytał cicho Iolandę.

Oficerowie i żołnierze zabrali się za wykonanie rozkazów. Robota w tej mokrej, ciemnej dżungli pełnej błota szła opornie. Negocjacje z braku odpowiedzi Estalijczyków eksoedycji zostały przerwane. Ogień z mokrego drewna nie chciał się palić. Ale w końcu ludziom i elfom udała się ta nie łatwa sztuka. Rozpalili najpierw robocze ognisko dobry kawałek od wylotu jaskini aby w ogóle zabezpieczyć ogień. Była już druga połowa nocy gdy zaczęli ciskać zapalone gałęzie w wylot jaskini. Dymu było sporo. Po nocy dymiące liany i gałęzie momentami całkiem przysłaniały wylot. Ale trudno było zgadnąć ile z tego dymu mogło wlecieć do środka jaskini.
Ogień miał być pilnowany dopóki z jaskini nie zaczął wybiegać ludzie. Wiadomym było, że to trochę potrwa.
Przyduszeni dymem ludzie nie mogli stanowić zagrożonia. Można było ich łatwo odezwładnić. I takie też polecenie otrzymali zbrojni.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline