Nastrój Galdora trudno bylo nazwać pozytywnym, no i trudno było mu się dziwić, jako że śledztwo (o ile w ogóle można było takim słowem określić działania ich czwórki) przynosiło efekty delikatnie mówiąc - mizerne.
Główny podejrzany rozpłynął się w powietrzu.
Bogatych ludzi było w miasteczku jak na lekarstwo.
Miksturami ani truciznami nikt się, przynajmniej ofijalnie, nie zajmował.
Jedyną osobą na "H" był jakiś nieprzyjemny w obyciu odludek.
Gdyby nie chodziło o śmierć Borta, to Galdor poszedłby sobie z tego miejsca w siną dal...
Jedynym plusem było to, że miał jeszcze w kieszeni trochę srebra i stać go było na nocleg i posiłki w gospodzie. A nawet wspomożenie tego z kompanów, któremu zabrakłoby gotówki.
- W mojej sakiewce jeszcze nie widać dna, więc parę dni damy radę opłacać rachunki - podzielił się dobrą wieścią z pozostałymi.