Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2021, 11:03   #419
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 67 - 2519.02.12; bkt (4/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; zachodnia dzielnica; kryjówka Strupasa
Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, cicho, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sil.wiatr, siar.mróz (-25)



Strupas



Wczoraj się trochę nachodził. Najpierw wracając do miasta a potem po samym mieście. Dzisiaj to czuł w nogach i nie tylko. Ale nie było to nic strasznego. A przyjemnie było obudzić się we własnych śmieciach.

Co wyszło z drutem i wredną babą naprzeciwko to nie wiedział ale przestał słyszeć zieloną. W końcu nie wgapiał się w te drzwi przez cały dzień. Właściwie to większość dnia go nie było. Większość dnia wracał do miasta a potem łaził po mieście. Potem sporo czasu zeszło mu u morrytów. Z oczywistych względów niechętni byli takiemu cuchnącemu obszarpańcowi. I byli skłonni raczej jak najszybciej skończyć dyskusję niż ją ciągnąć. Po prawdzie to nie dowiedział się czy oni nie mają żadnych zapisków, mają ale nie chcą pokazać czy coś jeszcze innego. Na pewno nie pokazali ani nie powiedzieli mu o niczym takim. Wręcz przeciwnie. To oni zaczęli zadawać mu niewygodne pytania.

- Mówiłeś, że jak się nazywasz? I skąd to zainteresowanie miejscami pochówków ofiar zarazy? Jakiej zarazy? Skąd wziąłeś pomysł na to? - zapytał kapłan jaki z nim rozmawiał. Wyglądał jak klasyczny stereotyp morryty. Zasuszony, chudy i blady. Ale nie na tyle stary aby żyć już w czasach gdy budowano miasto. Do garbusa dotarło, że jego smród, szpetota i wygląd nie wzbudzają zaufania tak w kapłanach jak i urzędnikach i pewnie większości miejskiej populacji. Kojarzyły się z brudem, ubóstwem i chorobą. Czyli czymś czego lepiej omijać i unikać o ile to możliwe. Ta sama zasada co zwykle sprawiała, że przechodnie i możnie omijali go z daleka, starali się go nie widzieć i jak już to przeganiali precz teraz sprawiała, że w świątyniach i urzędach oraz innych porządnych miejscach traktowano go podobnie. Wyglądał i śmierdział podejrzanie a to mocno utrudniało wszelkie negocjacje. Tak było wczoraj u morrytów. Może mieli jakieś zapiski które mogły być pomocne a może nie ale byle śmierdzącemu przybłędzie który o nie pytał nie zamierzali mu nic mówić a wręcz sami zaczęli dociekać skąd takie podejrzane zainteresowanie tym podejrzanym tematem u tak podejrzanego indywiduum.

Z Sebastianem też mu nie bardzo poszło. Głównie dlatego, że cierpieli na braki kadrowe do pilnowania Gustawa. Co niejako wiązało i cyrulika i kogoś z pozostałych kultystów. Zwykle dyżurował tam Aaron, Silny albo Strupas. Co sprawiało, że ta czwórka miała mocno ograniczone możliwości. Chociaż wczoraj zastał tam Kornasa który pełnił tam wartę. Pozostało mu poszukać samemu po mieście kapliczek Morra. Ale Pan Snu i Wiecznego Snu nie zdradzał zainteresowania światem żywych póki ci nie przechodzili do jego ogrodów. A ci rewanżowali mu się tym samym. Miał kilka pomysłów, coś mu świtało pod zdeformowaną głową, że gdzieś coś widział ale jak mu się udało dotrzeć to albo okazywało się, że to zwykły symbol Morra upamiętniający pewnie gdzie ktoś zginął a komuś starczyło chęci i pieniędzy aby to jakoś upamiętnić. Bez umiejętności czytania nie do końca był pewny co tam stoi nabazgrane ale nie wyglądało to jakoś groźnie i ostrzegawczo jak znacznik gdzie jest masowa mogiła ofiar plagi.

Wczoraj od Sebastiana dowiedział się, że Egon go szukał. Nie było to dziwne jeśli obaj mieli jechać za miasto do jaskini odmieńców. O ile garbus się orientował to w południe jeszcze obaj mięśniacy ze zboru powinni pojechać do kazamat z towarem. Ale potem już chyba gladiator powinien mieć wolne więc mogli się zacząć przygotowywać do tego wyjazdu. W końcu dobrze by było wrócić do miasta przed następnym zborem. A jak zwykle w takich rachubach nieznanym czynnikiem pozostawała pogoda.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; karczma “Wesołe warkocze”
Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sil.wiatr, siar.mróz (-25)



Egon



Rany musiały się goić bo jak wstał rano to czuł się lepiej i jakoś lżej niż wczoraj. Albo tak mu się wydawało. Może nadal był zesztywniały a ból przeszkadzał mu w koncentracji, poruszaniu się i całej reszcie ale nie był obezwładniający tak jak na początku obudził się u van Hansenów. Nadal jednak nie był jeszcze w pełni sił. Odpoczynek i brak wysiłku fizycznego jednak pomagały w gojeniu się ran. Ranek okazał się być wietrzny. Na ulicach panowały głębokie zaspy. W nocy znów musiało napadać świeżego śniegu i to sporo. Bo jak szedł od siebie do swojej ulubionej karczmy na śniadanie to miasto zdawało się być nawiedzone przez śnieżny kataklizm. Nie dość, że wiało dość mocno i wiatr porywał świeży, śnieżny puch tworząc zadymkę to jeszcze była ta masa świeżego śniegu przez jaką w wielu miejscach wciąż nie zdążono wykopać wygodnych przejść. Udało mu się jednak dotrzeć do “Warkoczy”. W południe mieli jechać z Silnym do kazamat z dostawą towaru no ale to jeszcze było dobre kilka dzwonów do tego czasu to można było na spokojnie coś zjeść.

Jak śniadał miał okazję przyjrzeć się krajobrazowi wnętrza karczmy. Wydawało się spokojnie jak zazwyczaj. Większość gości też właśnie albo jadła, albo kończyła albo dopiero zaczynała śniadanie. Te obfite opady śniegu zaburzyły naturalny rytm i nie jeden musiał jeść później niż zwykle. Czyli mniej więcej jak teraz gdy brodaty gladiator jadł swoje śniadanie. Wśród gości pierwszy raz widział brodatego krasnoluda. Siedział sam przy jednym ze stołów i wyglądał na uczonego, skrybę czy kogoś takiego. Tak mogła sugerować jego toga i brak pancerza jak u wojowników czy roboczego ubrania jak u rzemieślników. No i wydawał się być pogrążony w smutku, żałobie i rozpaczy. Nie zwracał uwagi na otoczenie. Zaś otoczenie upomniało się o Egona.

- O. Ty mi wyglądasz na krzepkiego. - zagaił do niego jakiś mężczyzna w średnim wieku. Ale ubrany całkiem dobrze chociaż nie wyglądał na szlachcica. Dosiadł się naprzeciwko niego jak gladiator jeszcze czekał na swoje zamówienie więc siedział sam i na pusto. Przedstawił się jako Edwin i reprezentował jedną z gildii handlowych. A szukał zbrojnych. Dokładniej szukał zbrojnych do ochrony magazynu do końca zimy. A wiosną kto wie? Tacy zbrojni mieliby pierwszeństwo do zamustrowania się na statek jaki należał do tej gildii i na razie zimował w porcie. No ale na wiosnę zamierzali wyruszyć w rejs. Wtedy jakby się ktoś zaciągnął to mógł sobie wybrać czy woli zostać czy ruszać na morze. Z tego co się Egon orientował to zwykle rejsy były lepiej płatne niż praca w porcie. To nie było się co dziwić, że wielu mustrowało się na statki jak te wypływały w morze ale póki trwała zima każdy łapał się czego się dało aby przetrwać. Potem wesoły warkoczyk przyniosła mu zamówienie a jeszcze potem przyszła Virsika.

- No cześć. - przywitała się dosiadając się do jego stołu i sprawdzając co mu zostało w kuflu. - Co tak krzywo siedzisz jakbyś dostał łomot w ciemnym zaułku? - zapytała dostrzegając pewną niezgrabność ruchów kolegi i zapytała go żartobliwym tonem. Ale przyniosła też wieści z miasta. Spotkała takiego jednego skrybę czy kogoś takiego mundrego. Miał zrobić jakiś spis czy pomiar w jakiejś kamienicy. Ale w takiej mało ciekawej dzielnicy więc trochę się cykał iść tam sam. No ale spotkał Virsikę i ta mu powiedziała, że zna takiego jednego komu niebezpieczne dzielnice nie straszne i można na nim polegać. I obiecała go zapytać. No to przyszła i pytała. Tamten musiał dokończyć spis do końca tygodnia więc może nie trzeba było zrywać się od ręki ale i też dziś lub najpóźniej jutro trzeba było dać mu odpowiedź albo poszuka kogoś innego do ochrony. Wiele może nie płacił no ale właściwie robota też nie zapowiadała się na jakąś wymagającą. Może dwa czy trzy dzwony towarzystwa bo on z samym spisem to już by sobie poradził. No chyba, że zaczęłaby się jednak jakaś heca ale jakby Egon mu towarzyszył to szanse na to malały. Bo jakby poszedł sam to rzeczywiście prosił się o kłopoty.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; dzielnica centralna; ulica Kazamatów; kazamaty
Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, cisza, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, mroźno (-15)



Egon



Dzisiaj jak jechali z Silnym to strażnicy wydawali sie już ich traktować wręcz rutynowo. Widocznie przyzwyczaili się do nich. Ale jednak wciąż jednak któryś właził na wóz sprawdzając od niechcenia co przewożą na tym wozie. W workach, skrzyniach i beczkach przygotowanych od Karlika było jednak co trzeba więc nie bardzo było się czego czepiać. Więc sprawdzanie się kończyło a jeden z nich siadał na tyle wozu i jechał z nimi na zaplecze go kazamatowej kuchni. Dziś te wszystkie worki i skrzynie wydawały się Egonowi jakieś większe i cięższe. Wciąż odczuwał skutki walki z trollem i nie był w pełni sił. Tym razem znów spotkali rudowłosą koleżankę ze zboru jaka udawała tutaj kucharkę. Znów przejęła rolę przyjemnej dla oka i sympatycznej przewodniczki. Chociaż i tak Silny ledwo na nią spojrzał nie zdradzając większego zainteresowania nią. W przeciwieństwie do strażnika który jawnie gapił się w jej nie dopięty dekolt zwykłej koszuli. A rzeczywiście było się w co gapić a, że w kuchni było gorąco nie dziwiło, że to i owo służba miała zawinięte i porozpinane. Jednak u jedynej, młodej i zgrabej kobiety w tej obsłudze bardziej zdawało się to rzucać w oczy. Gdy byli w magazynie gdzie tragarz postawił kolejny pakunek Łasica wykorzystała moment aby przymknąć drzwi i zamienić z nim słowo.

~ Udało mi się przesłać gryps temu twojemu. Ale powiedz mi coś co tylko wy wiecie aby wiedział, że jestem od ciebie. ~ włamywaczka szybko zapytała zezując na drzwi czy ktoś tam nie idzie w ich stronę. Nie mogła całkiem ich zamknąć bo to by było podejrzane a tak to w każdej chwili mógł ktoś tu wejść.

~ Trzymają tu też Szybkiego i czwórkę jego chłopaków. Może uda się zrobić jakieś zamieszanie z nimi. Przesłałam im gryps niby z zewnątrz bo chyba mnie nie rozpoznali. ~ szeptała szybko nie spuszczając wzroku z drzwi. Raczej po to aby Egon przekazał te wieści na zewnątrz.

~ I udało mi się przejąć wino dla wyroczni. Od Wellentag. Przestałam jej podawać ziółka. Jest mniej otępiała. Ale dalej mnie do niej nie wpuszczają. ~ nie przerywała tego cichego szeptu śpiesząc się przekazać jak najwięcej w jak najkrótszym czasie.

~ Trochę szwendałam się po korytarzach, niby, że się zgubiłam. Ale nie znalazłam tego wejścia z kanałów. Ale dziś zanoszę obiad Leosi. Spróbuję ją polulać. Może da mi to czas na rozejrzenie się. ~ zamilkła bo wydawało się, że ktoś zmierza w stronę magazynu. Odskoczyła zwinnie stając przy drzwiach i zerkając przez szczelinę. Ale widocznie jednak celem tego kogoś nie był magazyn bo kroki stopniowo ucichły. Gladiator już miał wychodzić ale Łasica zatrzymała go jeszcze na chwilę.

~ Gadaj o robotę na tego strażnika. Jak dasz radę to do dziennej zmiany. To będziemy mogli coś podziałać razem. Jak dasz mi przykrywkę, że się razem zabawiamy to będę mogła pozwiedzać. A tak to widzisz, cały czas muszę zasuwać przy kuchni albo przy strażnikach i niewiele mogę zdziałać. ~ powiedziała na koniec zerkając przez szczelinę w drzwiach czy ktoś tam nie zmierza w stronę magazynu. Zbyt długo nie mogli gadać bo to też mogło budzić podejrzenia.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centralna dzielnica; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sil.wiatr, siar.mróz (-25)



Pirora



Kolejny poranek okazał się dość wietrzny. Okna zdawały się trzeszczeć od naporu wiatru i porwanego przez niego śniegu. A i poranek właściwie był już dość późny gdy młoda szlachcianka siadła do śniadania. Nie musiała się wysilać w schodzenie na dół, do głównej izby albo choćby ubieranie się. Śniadanie zostało jej podane na tacy przez Burgund. Włamywaczka też nie siliła się aby się jakoś ubrać w swoje rzeczy. Miała tylko na sobie podomkę Pirory jaką pewnie znalazła w pokoju. Za to przydreptała klaskając bosymi stopami po drewnianej podłodze pokoju. Pirorę obudził chyba właśnie dźwięk zamykanych drzwi. Ale nie zdążyła dojrzeć kto przyniósł śniadanie do pokoju. Pewnie nie Burgund skoro ona była z nią nadal w środku więc pewnie Irina albo któraś z kapitańskich dziewczyn.

- Dzień dobry panienko! Już wstałaś? Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. - łotrzyca zaćwierkała słodko i wesoło siadając z tacą na brzegu łóżka i nachylając się nad kochanką aby ją pocałować na dobry początek dnia.

- Dziewczyny pytały czy zjemy z nimi na dole i czy nie są ci do czegoś potrzebne. - wskazała na drzwi jakie właśnie zamknęła przekazując wieści z poza pokoju. Spod niedbale zawiązanej podomki kusząco wyglądał głęboko wcięty dekolt włamywaczki. A na nim w świetle dnia widać było ślady wczorajszej pierwszej, bezpardonowej sztuki miłości. Ale jakoś właścicielka tego dekoltu zdawała się nie zwracać na to uwagi a sama z rana miała wyśmienity humor. Blondynka jednak dzisiaj czuła na sobie te szaleństwa ostatniej nocy. I w członkach i w śladach po zębach i paznokciach. Co jej miało spuchnąć to właśnie napuchło i zsiniało. Jak choćby przy nadgarstku gdzie ją wczoraj mocno złapała i trzymała włamywaczka dzisiaj miała siniaka dobrze widocznego na jej jasnej, nieco piegowatej skórze. Jednak i ramiona Burgund tam gdzie były podwinięte wyglądały podobnie.

- No muszę ci się przyznać, że wczoraj to mnie nieco zaskoczyłaś tym nagłym atakiem. Ale było cudownie! Jak tak to wygląda nocowanie u ciebie to mogłabym tak nocować co noc! - włamywaczka roześmiała się szczerze i beztrosko bezwstydnie przyznając się, że szlachcianka wstrzeliła się w sam środek jej gustów i preferencji.

- A dziewczyny umierają z ciekawości co się tu wyrabiało wczoraj i w nocy. No a Beno mi coś opowiadała o jakimś kawalerze Kellerze. No cuda nie widy taki z niego ogier ponoć! Naprawdę? Bo jak tak to bym nie miała nic przeciwko aby go poznać. No chyba, że chcecie go zatrzymać dla siebie i to towar zastrzeżony no to powiedz to będę wiedziała, żeby do niego nie startować. - nowa koleżanka Pirory nieco zdradziła jej co widocznie zdążyła z rana porozmawiać z kapitańskimi dziewczynami i wydawała się tak samo ciekawa herr Kellera jak one tego co się tu wyprawiało ostatniej nocy.

- Aha a jak szukałam czegoś do okrycia tak na szybko aby im otworzyć drzwi to znalazłam to. - powiedziała sięgając na szafkę nocną i sięgnęła po nową opowieść o Telimie, tą z elfami jaką niedawno Pirora zaczęła czytać i ręczne zapiski znalezione w skrytce pani Holtz. Były nikłe szanse, że wychowanka ulic zna słowo pisane więc pewnie to nie literki zwróciły jej uwagę.

- Co to jest? - zapytała otwierając oba tomiki na chybił trafił na jakichś obrazkach. W jednym gdyby autorowi nie zabrakło nieco cenzorskiej odwagi to była widoczna Telima z dwoma elfkami. Które były w trakcie wzajemnego rozbierania się i były bliskie pocałunku. Do tekstu szlachcianka jeszcze nie doszła ale skojarzenia z grzesznej zabawy trójki nagich kobiet były dość oczywiste. W drugim scenka była o wiele bardziej jednoznaczna i bulwersująca. Bo przedstawiała obraz orgii młodych kobiet ze zwierzoludźmi. I to bez żadnych niedomówień ale jak trzeba było na dość małej kartce notatnika zmieścić kilka postaci to nie można było zmieścić zbyt wielu detali.

- Bo wyglada to całkiem interesująco. - roześmiała się Burgund przewracając notatnik znaleziony w pensjonacie o ileś stron i wskazując na kolejny bezecny szkic. Na nim jakaś naga kobieta była przywiązana do belki albo czegoś takiego, że miała oba ramiona związane do góry. I chyba zwijała się z bólu. Na plecach i pośladkach miała już liczne pręgi po pejczu. A sam pejcz trzymany przez inną kobietę tylko bardziej ubraną i nieco z boku kadru właśnie smagał tą uwiązaną. A w tym tomiku więcej było tak lubieżnych obrazków i to z młodymi, zgrabnymi maltretowanymi kobietami, zwykle przez inne młode i zgrabne kobiety.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.12; Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, cisza, ciepło (0), na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, mroźno (-15)


- O, jesteś Piroro. Dzień dobry. Mój lokaj cię odnalazł? - czarnowłosą gospodynię jaka ją zaprosiła na dzisiejsze malowanie Pirora spotkała w korytarzu gdy wyszły sobie naprzeciwko. Gość była prowadzona przez majordoma który ją przejął w drzwiach wejściowych no a widocznie Kamila usłyszała, że już jest bo wyszła jej naprzeciw aby ją powitać i przejąć rolę przewodniczki. Przywitała się z nią bardzo ciepło i przyjaźnie. Nieco wcześniej jak już gotowa do wyjścia Pirora czekała w “Żaglach” widziała jak lokal w liberii wszedł do środka i podszedł do szynkwasu rozmawiając chwilę z oberżystą. Zwracał na siebie uwagę bo tacy się tu zbyt często nie trafiali. Z drugiej strony zdarzały się tu tak barwne postacie jak choćby najładniejsza pani kapitan w mieście więc nie było to aż tak dziwne. Ale niecodzienne. A potem ten lokaj podszedł do kapitańskiego stołu, skinął głową w dystyngowany sposób po czym przedstawił się, że jest wysłannikiem panienki van Zee i zaprasza do powozu. Dalej już droga przebiegła bez kłopotów. A panna z Averlandu miała okazję przemyśleć różne sprawy.

Na przykład jutro wieczór. Niejako była na rozdrożu. Była przecież zaproszona na wieczorek poetycki do Kamili. Ale też Łasica obiecała ją odwiedzić po swojej robocie no a Burgund po wizycie u Oksany. Zaś na dzisiejszy wieczór okazało się, że jest ustawiona zarówno z Herr Lange jak i z elficką panią nawigator. Jak zeszła na dół okazało się, że czeka na nią wiadomość od oficera legionistów. Musiał ją przysłać wczoraj wieczorem jak już poszła na górę z Burgund. Więc otrzymała ją dopiero dziś przy śniadaniu. Wiadomość krótka. Przyjdzie do “Żagli” dziś wieczór. A jak posłała wiadomość do “Kufli” do Złotogrzywej to ta jej wysłała odpowiedź od ręki jeszcze tym samym posłańcem. A odpowiedź była twierdząca i tylko elfka chętna była spędzić wieczór z Pirorą i Herr Lange. Zwłaszcza jakby w zestawie było też śniadanie. Ale to tak szykowały się dzisiejszy i jutrzejszy wieczór a póki co jedna malarka towarzyszyła drugiej w drodze do miejsca jej pracy.

- A tu jest moja pracownia. No ja to jestem tylko amatorką to może podpowiesz mi jak powinna wyglądać prawdziwa pracownia? Bo właściwie w żadnej nie byłam. Wiem, że w Saltburgu jest kilku prawdziwych malarzy no ale papa rzadko mnie zabiera a poza tym nie chce mnie puszczać. Mówi, że artyści i cyrkowcy to same szuje i ladacznice i nie wypada aby panienka z dobrego domu się przy nich kręciła a co dopiero odwiedzała. Nie zgadzam się z nim. Zobacz na naszą Nije. Jest troszkę nieokrzesana i bezpośrednia ale w gruncie rzeczy całkiem miła i sympatyczna. Ale pape ona drażni a o innych szkoda mówić. - westchnęła na to, że jej ojciec nie podziela tak zamiłowania do sztuki i artystów jak ona sama.

- Ostatnio spotkałam ją na mieście i rozmawiałyśmy chwilę. Mówiła, że przyśnił jej się wspaniały pomysł i teraz tworzy jakieś syrenie serenady. Nie wiem czy sobie dworowała ze mnie czy co, troszkę mi wyglądała na rozkojarzoną. Myślałam, że może jest nieco wstawiona mimo wczesnej pory to u niej to nic pewnego. Ale jakoś nie wyczułam od niej alkoholu. Sama nie wiem. Ona czasem tak coś powie, że w ogóle nie wiadomo co zrobić i powiedzieć. Przynajmniej dobrze wychowanej damie. - Kamila mówiła szybko jak szły korytarzem a gospodyni jakby przeskakiwała od jednego skojarzenia do drugiego. Z tymi pracowniami to o ile wiedziała Pirora raczek każdy artysta urządzał ją sobie sam wedle własnych potrzeb, preferencji i możliwości. A gospodyni z początku prowadziła ją do biblioteki w jakich odbywały się spotkania poetyckie. Ale minęły ją i zanurzyły się w odmęty bogatej rezydencji. Młoda szlachcianka szła energicznym tempem zdradzając podekscytowanie.

- A jak ci idzie z tą kamienicą? Masz gdzie mieszkać? Bo jak widzisz u nas miejsca sporo. Jakbyś potrzebowała to możesz u nas zamieszkać. I nie bój się w żadnych pokojach dla służby tylko w gościnnych. No sama zobacz. - powiedziała jakby jej się przypomniało gdy mijały zamknięte drzwi. Przy jednych z nich się zatrzymała i otworzyła. W środku był pokój. Ładny pokój. W sam raz aby gościć szlachtę. Większy niż 13-ka jaką Pirora wynajmowała w “Żaglach”. Z tapetami zamiast gołych desek na ścianach. I z małżeńskim, dwuosobowym łożem do jakiego dwa, zwykłe złączone łóżka w pokoju karczemnym nie mogły się równać. Meble też wydawały się o klasę czy dwie wyższe. Kamila pytała jakby była tak z czystej sympatii i życzliwości pomóc błękitnokrwistej koleżance w mieszkaniowej potrzebie. Ale nie narzucała się. Dała pannie van Dyke obejrzeć pokój a gdy skończyła wróciła do roli przewodniczki po tej rezydencji. Otworzyła jakieś kolejne drzwi i znalazły się w pracowni malarskiej.

- No to tutaj. - powiedziała skromnie gospodyni zataczając dłońmi łuk dookoła. Nawet gdyby tego nie powiedziała to malarka zorientowałaby się, że znajduje się w pracowni malarskiej. Sporo pustych płócien, rolki zapasowego płótna które można było przyciąć i rozpiąć pod dany obraz, puste jeszcze ramy, stanowisko z całymi kubkami pędzli i farb no i sztalugi. Jedna rozłożona z gotowym, czystym płótnem zapraszała aby z niej skorzystać. Inne stały pod ścianą. Ciemnoskóra szlachcianka zamilkła dając blondynce czas aby ta mogła ogarnąć to pomieszczenie wzrokiem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline